siedem
— Wcale mnie nie pieprzyłeś. — Ashton wywrócił oczami i usiadł obok pięknego Caleba Harrisa.
Caleb jedynie westchnął.
— Nie... — Jego ton brzmiał, jakby nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. — Ale mogę!
Ashton zaśmiał się nerwowo.
— Mam chłopaka — skłamał tym samym kłamstwem, które wmawiał wszystkim innym.
Niepodejrzliwy Caleb złapał chłopaka za rękę.
— Chodzi ci o tego całego Luke'a? — spytał, powoli przykładając dłoń Ashtona bliżej jego bielizny. — Na pewno nie miałby nic przeciwko. W końcu tak naprawdę nie jesteście razem.
Ashton natychmiast wstał z jego łóżka i wyrwał rękę z uścisku, po czym ponownie zaczął nerwowo chodzić po pokoju i zaprzeczać temu, iż nie jest w związku z Lukiem.
Luke! Gdzie on jest?
Teraz gdy wszystko już sobie przypomniał, chciał to ponownie zapomnieć i zacząć od początku. Nie powinien grać w tę grę i zdecydowanie nie powinien całować swojego hetero najlepszego przyjaciela.
W pokoju zapadła cisza, a wszyscy patrzyli na dwójkę najlepszych przyjaciół. Luke zesztywniał, kiedy Ashton powiedział mu, że będą musieli się całować. Jego mina wyglądała na niewzruszoną, a po mowie ciała nie było widać, że nie czuł się komfortowo. Jednak wystarczyło tylko jedno spojrzenie w oczy, by poczuć jego strach.
Ashton stanął za nim i owinął ramiona wokół ciała swojego najlepszego przyjaciela. Jeśli to było możliwe, jeszcze bardziej zesztywniał, ale szybko się rozluźnił.
— N-nie możemy być pierwsi — odezwał się Luke, zaskakując tym Ashtona i Lauren.
Luke nerwowo przeniósł wzrok na Ashtona i się odwrócił.
— Prawda?
Ashton przybrał zamyśloną minę, próbując domyślić się, jaką lukę znalazł jego najlepszy przyjaciel. To uderzyło w niego, dopiero gdy wszyscy zaczęli dopytywać o powód.
— Bo nie możemy — rzucił Ashton do jednego ze swoich kuzynów. — Zasady mówią, że nie możemy. Prawda, mamo?
Pani Irwin popatrzyła na swojego syna, a jej mina była identyczna, jak jej syna jeszcze kilka chwil wcześniej.
— Zasady... — pomógł. — Mówią, że gospodarz musi zacząć grę, a później kolejność idzie według wskazówek zegara.
Po całym pomieszczeniu rozległy się westchnienia zrozumienia, a wszyscy przestali patrzeć na najlepszych przyjaciół, przenosząc swoją uwagę na Ryana i jego narzeczoną.
Lauren w kącie wydęła wargi, bo stała obok Ryana ze swoim najlepszym przyjacielem u boku. Wyglądał na bardziej zdenerwowanego, ale Ashton wiedział, że Luke się nie martwił. Mieli pół kółka do wysłuchania, zanim nadejdzie ich kolej, a nigdy nie kończyli tych gier, bo zawsze robiło się za późno.
— Skarbie — zaczął, wchodząc w szczegóły tego, kiedy po raz pierwszy zobaczył swoją przyszłą żonę. Cała historia była urocza.
To zdecydowanie było kłamstwo. Cała ta historia musiała być zmyśloną, prawdziwą fikcja!
Ashton nic nie mówił, ale śmiał się i chichotał, a później skrzywił twarz na widok pocałunku państwa młodych.
— Kurwa — wymamrotał pod nosem. Ten pocałunek nie był prosty. Był bardzo złożony i włożono w niego dużo pracy. — Zrozumiem, jeśli nie chcesz tego zrobić, Luke — wyszeptał najciszej, jak tylko potrafił. — To znaczy, jeśli się boisz, to możesz mi powiedzieć i po prostu nie weźmiemy udziału.
Blondyn szybko się odwrócił.
— Luke Hemmings nigdy się nie boi! Jestem nieustraszony — stwierdził. — Niczego się nie boję.
— Luke, nie musisz udawać. Całowanie mnie może sprawić, że zaczniesz kwestionować swoją orientację.
Wiedział, że Luke, podobnie jak większość hetero chłopaków, nie pozwoli swojej męskości ucierpieć, a on naprawdę potrzebował, by wszyscy uwierzyli, że są razem.
Luke naprawdę pięknie się zaśmiał, jego ramiona się rozluźniły, a zdenerwowanie zniknęło.
— Jestem hetero. Tyle. To tyle — wyszeptał zadowolony z siebie. — Nic więcej.
— Oczywiście, poza gejowskim porno — dokuczył mu Ashton, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek, gdy przyjaciel zarumienił się, próbując ukryć zażenowanie.
Przynajmniej w tamtym momencie żaden z nich się nie martwił. Śmiali się i dokuczali sobie, co chwilę robiąc dziwne miny, aż w końcu...
— Ashton, Luke, wasza kolej! — zawołała uradowana Lauren. Ashton jedynie na nią popatrzył, po czym odwrócił się do Luke'a i złapał go za rękę.
— Luke... — zaczął, ale szybko mu przerwano.
— Woah! Ashton. Bardziej męski ma pierwszeństwo — poinformował go Ryan.
Ashton jedynie rzucił spojrzenie swojemu bratu.
— To dlatego uważam cię za homofoba — splunął i uśmiechnął się, gdy reszta rodziny sapnęła. — W każdym razie... Luke, mój piękny chłopaku...
Właśnie w tamtym momencie poinformował całą swoją rodzinę, że zawsze się w nim podkochiwał.
To nie było całkowicie kłamstwo, w odróżnieniu od wszystkiego, co im mówił. Swego czasu chłopak uznał swojego jasnowłosego przyjaciela za niesamowicie atrakcyjnego i chciał lepiej go poznać, ale kiedy uświadomił sobie, że Luke jest hetero, jego uczucia, tak samo, jak jego szanse, wyleciały przez okno.
Być może to dlatego pocałowanie jego najlepszego przyjaciela tak bardzo go martwiło. Ostatnie, czego potrzebował to zakochanie się w chłopaku, który jest hetero, a już szczególnie w swoim najlepszym przyjacielu.
Wszyscy wiedzieli, że Luke dobrze całował — wręcz świetnie. Cały wszechświat słyszał o tym, co małe cmoknięcie w usta potrafi zrobić z dziewczyną, a większość homoseksualnych uczniów na ich uczelni zabiłoby za szansę pocałowania Luke'a. Ta myśl przerażała Ashtona. On i Luke byli najlepszymi przyjaciółmi. Nie chciał, by coś tak prostego, jak ustawiony pocałunek stanęło pomiędzy nimi, ale takie rzeczy lubiły się dziać.
Luke uśmiechnął się i zarumienił przez wyznanie Ashtona. Ashton również pochylił głowę, uśmiechając się niezręcznie i zaczął się pochylać. Jego oczy były utkwione w tych jego najlepszego przyjaciela, aż w końcu przeniosły się na jego usta. Jego serce biło w klatce piersiowej, gdy ujął policzki blondyna. Rumieniec Luke'a ani trochę nie zbladł — czerwienił się naprawdę długo, odkąd tylko usta jego najlepszego przyjaciela dotknęły jego i nawet później.
Sam pocałunek był bardzo przekonujący. To nie było zwykłe cmoknięcie, ale Ashton robił co w jego mocy, by niczego nie pogłębiać. Była chwila, w której Luke zassał jego dolną wargę i wziął ją pomiędzy swoje zęby, a chłopakowi niemal przez to zmiękły kolana. Na szczęście, od razu po tym oboje się od sobie odsunęli.
— Cóż... Plotki są prawdziwe — poinformował go Ashton z uśmiechem, próbując rozluźnić atmosferę.
Luke nic nie powiedział. Nie uśmiechnął się, nie zarumienił się, nie posłał mu głupiego uśmieszku, ani nie odpowiedział zarozumiale. Po prostu tam stał, zatracony w myślach.
Gra zakończyła się niedługo później, na szczęście przed tym, gdy musieliby zrobić to ponownie.
Luke nadal nic nie mówił, tylko chodził jak zombie.
— Wszystko w porządku, Luke?
Wyszli z windy na ich piętrze, jednak Hemmings nadal nie odpowiedział.
— Luke! — zawołał Ashton, gdy dotarli do swojego apartamentu. — Luke, przestań!
Przyparł go do ściany, a blondyn popatrzył na niego z nieznanym mu do tej pory uczuciem.
— Proszę, porozmawiaj ze mną, Luke!
Hemmings jedynie patrzył na swojego najlepszego przyjaciela, skupiając wzrok na dolnej części jego twarzy.
Pocałował go.
Luke pocałował Ashtona. Namiętnie.
Dłoń blondyna zaplątała się w kręcone włosy Ashtona. Usta chłopaka automatycznie się utworzyły, a Hemmings wykorzystał ten moment i dołączył do pocałunku język, badając wszelkie nieznane mu do tej pory fragmenty ust najlepszego przyjaciela. To był magiczny pocałunek. Całkowicie magiczny, a wtedy Ashton się odsunął.
Chłopak zamknął oczy, zaczynając nerwowo chodzić po pokoju i ciągnąc się za włosy. Być może, gdyby nie mamrotał pod nosem, usłyszałby zaskoczone sapnięcie jego najlepszego przyjaciela i trzaśnięcie drzwi, gdy Luke Hemmings uciekł.
Trzy puknięcia do drzwi wybudziły Ashtona z zamyślenia o poprzednim dniu — o którym tak desperacko chciał zapomnieć. Chciał móc wrócić i powstrzymać się przed pocałowaniem Luke'a, by powstrzymać Luke'a przed ucieczką — by powstrzymać się od zaproszenia Luke'a na taki okropny wyjazd. To była jego wina. Wszystko było jego winą. Był zbyt dumny, by pokazać się sam, więc wciągnął swojego najlepszego przyjaciela w swoje problemy, a teraz go stracił.
Caleb ruszył do drzwi i powoli je otworzył.
— A-Ashton? — zapytał zaskoczony Ryan. — Co tutaj robisz? Gdzie są twoje ubrania?
Ashton zapomniał, że siedział jedynie w kolorowym bokserkach. Posłał Calebowi stanowcze spojrzenie, na które chłopak jedynie uśmiechnął się niezręcznie i podrapał po tyle głowy.
— Twój braciszek był wczoraj zbyt pijany, by w ogóle chodzić, więc zasnął przy barze — odparł Caleb. To nie było pełne wytłumaczenie, ale wystarczająco dobre. — Nie wiedziałem, gdzie jest jego pokój, więc go tu przyprowadziłem. Właśnie miał wychodzić.
Ashton ze skrzywioną miną zauważył, że jego ubrania są starannie złożone, a buty stoją zaraz obok nich. Zaczął iść w ich kierunku, ale jego irytujący brat przed nim stanął.
— Czekaj. Ashton, kiedy tutaj jesteś, chcę cię o coś zapytać.
Ashton odetchnął zirytowany i spróbował przejść dookoła Ryana, ale kiedy mu się to nie udało, poddał się i zaczął słuchać.
— Ja-ja uch, zastanawiałem się, czy chciałbyś zostać moim drużbą. — Ashton uniósł brwi zaskoczony i zaczął zastanawiać się, jak bardzo brat go nienawidzi. — Wiem, że ślub jest już jutro, a ja pytam naprawdę późno, ale będę naprawdę zaszczycony, jeśli się zgodzisz.
Ashton dalej na niego patrzył.
— Jasne. Dlaczego miałbym nie chcieć zostać drużbą na ostatnią chwilę na ślubie, który będzie za mniej niż czterdzieści osiem godzin? — spytał sarkastycznie i złapał swoje ubrania, wychodząc półnagi z pokoju.
— Czyli się zgadzasz? — spytał Ryan.
Caleb jedynie się zaśmiał i krzyknął „Do zobaczenia później, skarbie".
Już go to nie obchodziło. Chciał tylko — nie potrzebował — znaleźć Luke'a.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro