Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dziewięć


               Ciężkie, drewniane drzwi powoli się otworzyły, skrzypiąc przy tym. Zdecydowanie były stare, tak samo, jak każda inna część całego budynku, ale za to wszystko było piękne ozdobione, a dobór kolorów wprowadzał jeszcze więcej elegancji.

Wszyscy nagle zamilkli, gdy drzwi się zamknęły, a przed nimi stanęli Ashton Irwin i Caleb Harris.

Miny jego rodziny ani trochę go nie zaskoczyły. Jego mama wyglądała na zawstydzoną, tata zirytowanego, Lauren uśmiechała się pod nosem, a Ryan posyłał mu spojrzenie z emocją, której nie mógł odczytać. To nie miało znaczenia, i tak pewnie to było coś złego.

— Proszę, nie przestawajcie przez nas — stwierdził Ashton i zeskanował pomieszczenie wzrokiem w poszukiwaniu wolnego krzesła. Jednak to nie miało sensu, bo obie rodziny siedziały w dużym pomieszczeniu. Łatwiej byłoby znaleźć igłę w stogu siana.

— Na ścianie są rozpisane winetki. Proszę, zapamiętaj swoje miejsce, bo jutro ich nie będzie — poinformowała go jego przyszła szwagierka.

Ashton odwrócił się na pięcie i wywrócił oczami. Nie lubił jej. Nie była odpowiednia dla jego brata. Nie wiedział, kto był, ale wiedział, że na pewno nie ona. Być może to dlatego nigdy nie zapamiętał jej imienia.

— Ty siedzisz tutaj, a ja tutaj — zauważył chłopak. Ashton zeskanował wzrokiem plakat i się uśmiechnął. Luke siedział obok niego. Idealnie!

Irwin ruszył we wskazanym kierunku, ale kiedy dotarł na miejsce, jego szczęście wywołane tym, że miał ponownie zobaczyć swojego najlepszego przyjaciela, od razu zostało zastąpione przez zmieszanie i zawód, bo zobaczył piękną Azjatkę z pięknymi, jedwabistymi, czarnymi włosami. Musiał przyznać, że była piękna, ale nie była Lukiem.

— Przepraszam — wyszeptał, starając się nie przykuwać do siebie niechcianej uwagi. — Widziałaś może uroczego chłopaka z blond włosami i pięknym uśmiechem?

Policzki dziewczyny natychmiast zrobiły się czerwone.

— Zapomniałeś o czymś — stwierdziła. — Też świetnie całuje.

— Czyli go widziała... Czekaj! Co?!

Ashton był zraniony. Nigdy by tego nie przyznał, ale nieważne, ile razy zmuszał się do myślenia o tym, że jego najlepszy przyjaciel chodził i całował przypadkowe dziewczyny, by zapomnieć o ich pocałunku, niesamowicie do bolał.

— Chciał zamienić się na miejsca, więc wymieniłam się za pocałunek — przyznała i zerknęła w kierunku, w którym poszedł Caleb.

Kilka sekund później Ashton w końcu znalazł Caleba pomiędzy wszystkimi członkami rodziny, a obok niego siedział Luke. Jego najlepszy przyjaciel.

Był tam, zupełnie jak się spodziewał, ale zdecydowanie nie był obok Ashtona. Ale być może taki był cel. Luke najwidoczniej nie chciał być w jego pobliżu. Nie sypiał w ich pokoju, nie odpowiadał na jego wiadomości, wszystkie połączenia były kierowane prosto na pocztę głowową, a teraz to. Gdyby Ashton nie rozpoznał jednego ze swoich kuzynów pomiędzy nieznajomymi, przysiągłby, że Luke specjalnie usiadł z rodziną panny młodej, by go uniknąć.

Poza rozmowami, jedynym dźwiękiem na sali były kroki Ashtona, a następnie trzask pięknych drzwi. Kiedy był wystarczająco daleko, nie wytrzymał. Poczucie winy i smutek, który czuł, był silniejszy niż najmocniejsze fale oceanu.

Chciał myśleć, że nie wiedział, dlaczego to tak bardzo bolało, dlaczego tak bardzo bolało go serca. To nie był pierwszy raz, kiedy Luke i on się od siebie oddalili przez różnicę zdań, ale to było coś innego. Ból serca, wściekłość — okropna chęć, by zapomnieć o wszystkich ludziach na świecie.

Wydarzenie się powtórzyło.

Drzwi powoli się uchyliły, a razem z tym dało się usłyszeć kroki.

Gdy chłopak z kręconymi włosami popatrzył w prawo, zobaczył swojego najlepszego przyjaciela. Luke patrzył mu prosto w oczy, a Ashton nie chciał niczego więcej, niż tylko do niego pobiec. Naprawdę bardzo chciał go po prostu przytulić, ścisnąć, a wtedy na krótką sekundę, okropna myśl o pocałowaniu go wpadła mu do głowy.

Ale on wtedy tylko podszedł i stanął obok, niezręcznie wiercąc się w miejscu, kiedy Ashton siedział, a oboje wpatrywali się przed siebie.

Blondyn usiadł tak blisko, że ich ramiona się dotknęły, a chłopak z kręconymi włosami oparł głowę na ramieniu swojego najlepszego przyjaciela.

Nadal mieli problemy, a Luke prawdopodobnie nadal mu nie wybaczył, ale i tak wspierał go zawsze, gdy tylko tego potrzebował.

— Skarbie, wszędzie cię szukałam — krzyknęła jakaś nieznajoma. Była Amerykanką, ale nie była częścią rodziny Irwinów, a Ashton był pewny, że nawet nie została zaproszona na wesele.

— Niedługo przyjdę — odparł Luke i spuścił wzrok, kiedy ona odeszła.

Niedługo później Ashton podążył tą samą drogą, wychodząc z budynku, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza.



☁️



               — Ashton! Poczekaj! — zawołał w końcu, podnosząc się z miejsca.

Irwin zamarł w miejscu, nawet się nie odwracając, bo nie chciał na niego patrzeć — nie chciał go zobaczyć i nie móc go przytulić.

— Co? — Wydusił, a jego głos był niski i zachrypnięty.

Czekał, aż jego najlepszy przyjaciel mu odpowie, jednak tego nie zrobił. Ashton mógł przewidzieć, że patrzył na niego ze zmieszaną miną, a jego usta ciągle otwierały się i zamykały, gdy desperacko próbował odpowiednio dobrać słowa.

Chłopak z kręconymi włosami ponownie zaczął się oddalać, nadal nie odwracając wzroku.

— Proszę, poczekaj! — Ponownie zatrzymał się plecami do swojego przyjaciela. Chciał mu wybaczyć, powiedzieć, że wszystko jest dobrze, że to nie jego wina. Chciał zrzucić całą winę na siebie, bo to w końcu była jego wina. Prosił o zbyt wiele i zaryzykował ich przyjaźnią.

— Zobaczymy się w pokoju? — wydusił w końcu Luke.

Ashton po prostu odszedł, zostawiając go bez żadnej odpowiedzi, bo szczerze mówiąc, nie wiedział, czy będzie ona twierdząca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro