Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 6 ~

~QUENTIN~

- No dalej, tylko na tyle cię stać? - spojrzałem wyzywająco na wysokiego, czarnowłosego chłopaka, który ledwo oddychał. W odpowiedzi posłał mi zabójcze, jak mniemam, spojrzenie i szybko odgarnął włosy, które lekko opadały mu na czoło.

- Jeszcze raz - warknął Oshima Yukio - mój najlepszy przyjaciel, którego właśnie ogrywałem w jego "żywiole". Marudził mi od paru godzin, że chce zagrać w koszykówkę, a gdy w końcu, po mimo równie uciążliwego smęcenia,  zgodziłem się, chyba pożałował. Graliśmy jeden na jeden. Wygrywałem 25 do 5... Zaśmiałem się pod nosem. Biadaczek jest stworzony do bycia rozgrywającym, więc jeśli nie ma przy sobie drużyny, a ja stosuję moje zdolności, nawet nie może się wykazać. Ruszyłem do przodu i zgrabnie wyminąłem "przeciwnika", który usilnie starał się wytrącić mi piłkę z rąk. Gdy zrozumiał, że to bez sensu, ustawił się przede mną i wykorzystał swoje 186 cm wzrostu, by zablokować mój rzut. Nie chcąc się za bardzo przemęczać, po prostu odwróciłem się do niego plecami i wykorzystałem mój największy atut... Nim zrozumiał moje zamiary i ruszył , by ustawić się inaczej, ja już cisnąłem piłką za siebie i zdobyłem kolejne punkty, za rzut z końca boiska. Zaśmiałem się głośno, gdy Oshi zaczął denerwować się jak małe dziecko. Wkrótce tego pożałowałem, obrywając piłką w twarz... A trzeba przyznać, że  piłki do kosza, to naprawdę twarde sztuki. Zatoczyłem się do tyłu i upadłem na tyłek, mimo to nie przestałem się śmiać. - Nie znoszę cię. 

Pośród kolejnymi przekleństwami rzucanymi w moją skromną personę, a wyrazami radości, odbijającymi się echem po sali, usłyszałem jeszcze jeden dźwięk. Szybko odwróciłem głowę w stronę drzwi wejściowych i zamarłem. Cholera! Zupełnie zapomniałem! Szybo uszyłem dupsko z ziemi i ukłoniłem się w stronę starszawego pana o czarnych włosach, z surowym, aczkolwiek rozbawionym wyrazem twarzy. Nobuteru Irihata - trener główny drużyny siatkarskiej z liceum Aobajōsai - wkroczył na salę i odwzajemnił mój gest.

- Proszę wybaczyć! Pan Kato  jest zajęty i nie mógł państwa wprowadzić, dlatego poprosił mnie bym zrobił to za niego. - wyjęczałem ledwo żywy. Zupełnie wypadło mi z głowy, po co tak naprawdę przyszedłem do jednej z najrzadziej odwiedzanych hal sportowych w prefekturze Miyagi. Często pomagałem mojemu wujkowi w ogarnięciu jego małego kąta, jednak rzadko nakazywał mi załatwiać rzeczy  tego typu.  - Proszę tędy! - wskazałem na długi korytarz przed głównym wejściem na salę. Po drodze zwinąłem papiery z formalnościami, klucze i moją "plakietkę wzorowego pracownika" - jak nazywałem ręczny wyrób, który miał przypominać identyfikator. Mój wujaszek zrobił go jeszcze za czasów kiedy byłem małym gówniarzem i często wkradałem się na salę, by podglądać cóż takiego robi ta "czarna owca rodziny". Wychodząc, rzuciłem jeszcze mojemu kumplowi znaczące spojrzenie. Ten tylko pokazał mi język i najwyraźniej rozbawiony moim położeniem, trzęsąc się ze śmiechu zaczął ogarniać boisko, na które zaraz powinna wejść siatkarska drużyna.

- Odkąd pamiętam twoja rodzina zapatrzona była w koszykówkę - odrzekł niespodziewanie "władca" Aobajōsai - Dlatego nie spodziewałem się, że spotkam cię , jako tego zastępcę Shigeru - nie zdziwiło mnie, że użył imienia brata mojego ojca, od lat są przyjaciółmi. Gdyby nie pan Irihata , marzenie , kochanka i życie tego piernika już dawno ległoby w gruzach. Jako jeden z nielicznych przychodzi w wyjątkowe weekendy na treningi ze swoją drużyną , właśnie tutaj. Można powiedzieć, że utrzymuje tego starego wariata przy życiu. - Jednak nadal masz w sobie coś z Ren'a , też potrafił rzucać do kosza z dużej odległości - tylko lekko uśmiechnąłem się na wyobrażenie mojego ojca uprawiającego sport. Znaleźliśmy się tuż pod mały pokojem, który pełnił rolę recepcji. Szybko wślizgnąłem się do środka, by po chwili powrócić i wręczyć mężczyźnie plik ważnych formalności do podpisania.

- Cały sprzęt jest tam gdzie zawsze, w razie jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu czy też uszkodzeniu danego przedmiotu należącego do wściela owej placówki  , proszę zgłosić się tutaj - wyrecytowałem z pamięci i wskazałem na pomieszczenie za sobą - Po tych trzech godzinach także proszę pojawić się w tym miejscu, będę oczekiwał na zwrot kluczy i podpisane akty w wyznaczonych miejscach - dodałem i zwróciłem się do grupki siatkarzy, których dotąd ignorowałem, ze względu na pewnego osobnika, który najwyraźniej nie mógł się na mnie napatrzeć - Zapraszam tędy - ruszyłem kolejnym korytarzem, prowadząc licealistów do szatni. Czułem, jak para brązowych tęczówek uważnie śledzi moje poczynania. Miałem ochotę jednocześnie zniknąć i przywalić temu stalkerowi. Od naszego ostatniego spotkania w drodze do domu, Wspaniały Król - jak kruki nazywały kapitana drużyny z Aobajōsai - nie dawał mi spokoju, od świtu do nocy pisząc do mnie głupie wiadomości na facebooku. Wkurzał mnie do tego stopnia, że miałem nieodpartą chęć usunięcia mojego profilu... W sumie mógłbym go zablokować, ale nie oszukujmy się. Mimo, że nie odpisywałem na żaden komunikat od jego persony, przeczytałem wszystko co do mnie pisał i choć większość wiadomości skupiała się tylko na powiedzeniu mi "Dzień dobry!" czy "Dobranoc!" , to niektóre powodowały uśmiechy, które ostatnio o dziwo coraz częściej występowały na mojej twarzy. Otworzyłem drzwi do przebieralni i wpuściłem owe stadko do środka - Męska toaleta jest w remoncie, także trzeba używać damskiej... Spokojnie! Nie jest aż tak źle! Zostawiam wam klucz!  - zawiadomiłem i rzuciłem owy przedmiot do rąk Tooru... Ta, doszło do tego, że nawet znam jego imię...


Zmęczony życiem udałem się do kanciapy, gdzie spędziłem najbliższe godziny na rozwiazywaniu dodatkowych zadań z fizyki. Nauka pochłonęła mnie tak mocno, że nawet nie zauważyłem, że do środka wszedł pewien irytujący trzecioklasista.

- Q-chan! ~~ gdy usłyszałem podłe zdrobnienie mojego umienia, którego używała tylko moja koleżanka,  w dodatku wypowiedziane przez NIEGO, bez mojego pozwolenia... Coś musiało we mnie pęknąć...

- Nie nazywaj mnie tak idioto - warknąłem, mimo, że przyrzekłem sobie, że będę ignorował go za wszelką cenę. W końcu miałem cichą nadzieję, że jeśli nie zobaczy we mnie jakiegokolwiek zainteresowania swoją osobą, da mi spokój. Jak zwykle - spieprzyłem sprawę.

- Ale czemuu? - zapytał przesłodzonym głosem, a ja szybko ugryzłem się w język, by znów nie popełnić błędu - Właściwie to mam jeszcze jedno pytanie...  dlaczego mnie ignorujesz? - dodał po chwili ciszy i braku reakcji z mojej strony. Tym razem już całkiem poważnym głosem - Aż tak bardzo cię do siebie zraziłem? - to pytanie zwaliło mnie z nóg. Nie spodziewałem się, że myśli o tym w ten sposób. Nie podnosząc wzroku z nad sterty książek , wzruszyłem tylko ramionami i powstrzymywałem się, by na niego nie spojrzeć. Cholera, czułem się okropnie. Zaatakowało mnie zupełnie bezsensowne poczucie winy. Jakbym to ja był tym zbrodniarzem, który nie odpisuje na liczne wiadomości, a nie on tym pieprzonym prześladowcą - Quentin? - zwrócił się do mnie po imieniu. Nie mogąc dłużej wytrzymać uniosłem głowę i spojrzałem mu w twarz. Z nosa ciekła mu krew. Przez chwilę wpatrywałem się w niego z otwartymi ustami, by następnie szybko ruszyć się z miejsca. Skarciłem się w myślach. Czemu od razu nie zareagowałem!? Sam przecież kazałem im zgłaszać się do mnie w razie jakichkolwiek skaleczeń czy kontuzji! Quentin ty idioto! Z podręcznej lodówki wyciągnąłem chłodny okład. Nie czekając na interwencję z jego strony, posadziłem go na fotelu w rogu pokoju. Delikatnie położyłem rękę na jego głowie, momentalnie zatapiając palce w jego kasztanowych włosach. Zmusiłem go, by ją pochylił i przyłożyłem mu na karku zimny woreczek. Z beznamiętnym wyrazem twarzy podreptałem do plecaka i wyciągnąłem z niego paczkę chusteczek. Przyklęknąłem tuż przy chłopaku i bez słowa podąłem mu jedną z nich. Ten tylko zaśmiał się pod nosem - Rozumiem, że częściej muszę robić sobie krzywdę, byś wchodził ze mną w interakcje?

- Głupi jesteś czy co? - warknąłem. Kolejna szybka reakcja, której nie przemyślałem. Uniósł lekko twarz, by spojrzeć mi w oczy i szeroko się uśmiechnąć - Głowa na dół - fuknąłem pouczająco i znów dopuściłem do kontaktu z jego makówką. Trwaliśmy tak przez chwilę, w zupełnej ciszy, licząc krople krwi, które powoli kapały na biały przedmiot.  W końcu nie wytrzymałem - Nie... Nie mógłbyś przestać? - wyjęczałem ledwo dosłyszalnie - To idiotyczne... Wysyłać wiadomości, które nie dostaną odpowiedzi - mruknąłem jeszcze ciszej, jednak miałem pewność, że usłyszał. Na moje słowa lekko drgnął.

- Czyli rozumiem, że nie masz zamiaru odpisywać? - zapytał wyraźnie przygnębionym tonem. W odpowiedzi tylko ciężko westchnąłem. Kolejne sekundy ciszy. Pustki, która mnie dobijała. Na moje szczęście krwotok ustał szybko, a Oikawa wrócił prawie w podskokach na salę. Ja natomiast zająłem się na powrót działaniami związanymi z natężeniem elektrycznym. Czułem nieustające poczucie winy, które nie pozwalało mi się skupić , ani racjonalnie myśleć. Co chwila patrzyłem na mój telefon, który leżał wśród sterty papieru i wykrzykiwał "Zrób to! Zrób to! Zrób to" ... Zdesperowany chwyciłem komórkę do ręki, odblokowałem ją , uruchomiłem Messengera i jak głupi przez piętnaście minut wgapiałem się w wiadomości od bruneta, mając nadzieję, że wymyślę jakąś gustowna odpowiedź.

W końcu stanęło na tym, że wysłałem mu piosenkę...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Piosenka znajdzie się powyżej... BO MOGĘ o( ❛ᴗ❛ )o
KOCHAM TĄ PIOSENKĘ XD

Pozdrowienia dla wszystkich, a w szególności dla mojej Marchewki, która stworzyła wspaniałość jaką jest postać Yukio ♡ ( ̄З ̄)

~~ HNERYK (siatkarzem będący) ( ̄ε(# ̄)

(/o^)/ °⊥ \(^o\)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro