Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 1 ~

33 - 31...
Porażka zawsze boli, tym bardziej jeśli przegrało się tak ważny mecz...

Karasuno było potęgą, od kiedy pierwszy raz przekroczyłem próg sali, wiedziałem to doskonale. Czy nie właśnie dlatego pojawiłem się w tej szkole? Zapach potu, łez, ale także i szczęścia roznosił się po całym pomieszczeniu. Pisk butów, dźwięk odbijanej piłki i najwspanialszy odgłos uderzenia. Poczułem skurcz w żołądku, byłem świadomy,  że to co robię jest złe. Łamię obietnicę złożoną mojej matce... Jednak trudno się oprzeć tak znanemu widokowi siatki. Nie byłem jedynym nowicjuszem, w końcu pojawił się tu też Sawamura, Sugawara czy Azumane... My wszyscy chcieliśmy być częścią czegoś większego. Mimo, że wtedy nie znałem nikogo, mogłem wyczuć zapał i determinację, którą pochłaniałem od wszystkich na boisku. Ta cała drużyna napełniła mnie tym wspaniałym uczuciem, a kiedy pierwszy raz znów dotknąłem piłki...
Przepraszam mamo... Kompletnie się zatraciłem... Znowu...
Kiedy raz coś tak pokochasz, twoja miłość nie ustąpi.

- Q! HALO! Q! Obudź się do cholery! - poczułem mocne uderzenie, a już po chwili rozmasowywałem obolałą głowę , w którą oberwałem grubym tomiszczem. Ledwo przytomny popatrzyłem na winowajcę owego zdarzenia - Pośpiesz się idioto! Przez ciebie się spóźnię! - moja kochana siostra wybiegła z pokoju, uprzednio mocno trzaskając drzwiami. Miałem wrażenie, że tynk sypie się z sufitu. Jęknąłem gdy zerknąłem na zegarek. Była dopiero 5:30... z powrotem opadłem na poduszki i już miałem powrócić do pięknej krainy gdzie zaczynałem przygodę  w Karasuno... Gdy mnie olśniło. Zerwałem się i jak popaprany zacząłem pędzić do łazienki po drodze upuszczając jedna samotną skarpetkę, zaginioną w akcji. Mam nadzieje, że jakiś domowy skrzat ją znajdzie*... Chwyciłem za klamkę i o mało co jej nie wyrwałem. Mogłem się tylko domyślać, który członek mojej rodziny postanowił zagarnąć na własność to pomieszczenie. Zacząłem walić w drzwi - Spier... - zaczęła Atsuko otwierając je na oścież, w ręku nadal dzierżyła szczoteczkę do zębów, jednak nie dokończyła jakże pięknego wyznania, bo za mną pojawił się nasz rodziciel, który spiorunował dziewczynę wzrokiem, a następnie powolnym krokiem udał się do kuchni. Szybko wślizgnąłem się do pokoju, zanim istota o standardowo paskudnym humorze nie rzuciła mi się do gardła. Podszedłem do umywalki i opłukałem twarz zimną wodą. Takiego zamieszania jaszcze w domu nie było. Sprawcą tego wszystkiego był obóz treningowego w Liceum Shinzen. Niesamowity i długo wyczekiwany przez całą naszą drużynę obóz w Tokio, gdzie moglibyśmy znów stanąć przeciwko Nekomie. Obóz siatkarski... A właściwe to matematyki! A bynajmniej tak wmówiłem rodzicom kiedy poprosiłem ich o podwózkę pod szkołę gdy nadejdzie dzień wyjazdu - dzisiejszy dzień.  Nie czułem się dobrze z kłamstwem, ale nie oszukujmy się, gdyby dowiedzieli się, że uprawiam sport - byłbym trupem. Oczywiście nie obeszło się bez problemów. W końcu okazało się, że moja kochana siostrzyczka jedzie  w ten sam dzień na swój obóz koszykówki  plus moje kolejne dwie siostrunie także musiały wykorzystać dobroć naszego ojca i poprosić o podwózkę na stację. A skończyło się to tym, że jako iż moja szkoła jest najbliższym punktem naszej wyprawy, to będę na miejscu o dwie godziny za wcześnie. Idealnie. Gdy stwierdziłem, że wyglądam całkiem przyzwoicie pozwoliłem powrócić temu potworowi do swojej pieczary i wróciłem do małego, sterylnego pokoju wypełnionego książkami. Opadłem na fotel stojący przy biurku i kątem oka zerknąłem na moją torbę. Przyciągnąłem ją do siebie i upewniłem się, że wszystko co będzie mi potrzebne znajduje się w środku. Buty, ochraniacze, strój i... leki. Wszystko na swoim miejscu. Oczywiście było jeszcze sporo niezbędników do przetrwania, jednak o to czy mam odpowiednią ilość skarpet, nie martwiłem się tak bardzo. Pociągnąłem za suwak i dokładnie zamknąłem torbę, nie mogłem pozwolić by ktoś nieproszony mi do niej zaglądał.  Westchnąłem głęboko i zabierając ze sobą mój dobytek, powędrowałem na dół - do kuchni zachowanej  w jasnym odcieniu żółci. Przysiadłem się do stołu i uważnie obserwowałem poczynania każdego z domowników - takie wgapianie było niezłym treningiem. Całkiem możliwe, że to właśnie dzięki takiej obserwacji mogę teraz spokojnie wyczytać każdy ruch zawodnika po przeciwnej stronie siatki. Ech... Atsuko jak zawsze stukała w ekran swojego telefonu, zapewne pisząc z piątym w tym miesiącu chłopakiem, Fabienne i Florence wgapiały się w swoje talerze z rozwagą przeżuwając kanapki, ich synchronizacja mnie zadziwiała... Niby są bliźniaczkami, ale żeby jeść tak samo? Lekka przesada. Mój ojciec jak zwykle popijał herbatę, wczytując się w kolejną książkę, a matka krzątała się po pokoju próbując doprowadzić wszystko do ładu. Perfekcjonistka. Tylko jedno puste krzesło nie dawało mi spokoju. Za każdym razem patrzyłem na to miejsce chcąc posłać tajemną wiadomość mojemu bratu, zapominając, że Yamato już dawno wyprowadził się z domu. Odkąd jego zabrakło, codzienne życie wśród samych kobiet kończyło się tylko częstymi bólami głowy... A ich piski na widok jakiegoś idola nie jednego doprowadzają do rozpaczy. Czasami zastanawiam się dlaczego sąsiedzi nie wzywają egzorcysty... w sumie... Nie miałby kto otworzyć. Tak rzadko ktokolwiek przebywa w tym domu, że trudno mówić o przyjmowaniu gości. Może więc już wzywali? Kto wie ile razy pod drzwiami pojawił się zabłąkany człowiek od wypędzania demonów.

- Quentin - głos ojca wyrwał mnie z rozmyślań, wszyscy byli już gotowi do wyjścia, więc posłusznie poczłapałem za resztą. Oczywiście pod samochodem nie obyło się bez afery o to kto ma siedzieć z przodu. Kiedyś nawet robiliśmy listę dni, w których dany domownik ma prawo zasiadać na tym honorowym miejscu, jednak wykres szybko upadł... Już miałem podejść do drzwi po lewej stronie samochodu** gdy nie kto inny jak ten podły szatan, a przepraszam, nie powinienem obrażać tak dobrego tworu w porównaniu z moją siostrą, który zadowolony  z siebie, wywalił język w moją stronę. Zrezygnowany usiadłem z tyłu przy oknie. Gdy tylko samochód odpalił, odpłynąłem wpatrzony w mijające po drodze budynki i drzewa. Codziennie widzę ten sam, z pozoru monotonny widok, jednak z każdym dniem potrafię dostrzec więcej... Z każdym dniem ta okolica... Ta długa droga, którą odbywam idąc do szkoły, zachwyca mnie coraz bardziej.

Gdy tylko dokonałem desantu i znalazłem się pod szkołą, wolnym krokiem podreptałem w miejsce, gdzie za dokładnie godzinę i czterdzieści minut, pojawi się bus, który dowiezie nas na miejsce. Było zaskakująco chłodno i cicho. O tak wczesnej porze nie było słychać gwaru i rozmów uczniów. By lekko poprawić sobie humor założyłem słuchawki i puściłem pierwszy lepszy utwór oznaczony jako antydepresant.  Elvis Presley - Hound Dog. Wsłuchany w pocieszające dźwięki, postanowiłem napisać do mojego przyjaciela z nadzieją, że zgotuję mu niezłą pobudkę...


Jak zwykle - misja zakończona sukcesem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i mamy pierwszy rozdział, tym razem ze strony głównego bohatera opowieści - naszego zielonookiego Q-chana (°◡°♡)

* HP całym życiem ('。• ᵕ •。') ♡
** w Japonii w samochodach kierownica znajduje się po prawej stronie


~~HENRYK (siatkarzem będący) ( ̄ε(# ̄)

(/o^)/ °⊥ \(^o\)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro