Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7 rozdział

ELISABETH

Ze śmiałym uśmiechem spojrzałam ponownie na Luke'a, który w korytarzu szukał miejsca, by pozostawić buty. Wskazałam na podłogową matę, umieszczoną tam specjalnie do butów.

Mama szybko przyszła z kuchni.

- Cześć Luke, miło że znalazłeś czas by z nami zjeść. Dean niedługo do nas dołączy, miał jakąś pilną sprawę. Liz, proszę zaprowadź gościa do stołu.

Słysząc jej słowa uprzejmie skinęłam głową i posłałam w stronę mamy uroczy uśmiech.

- Jak mógłbym nie zaakceptować tak wspaniałego zaproszenia? To było oczywiste, że musiałem pomóc pani córce, pani Reed. Po za tym wygląda pani pięknie – szepnął w stronę mojej mamy.

Od tej ilości uprzejmości zrobiło mi się nie dobrze.

Natomiast moja mama czuła się zaszczycona, więc, także trochę zakłopotana, przeciągnęła ręką po włosach. Nie mówiąc nic więcej, odwróciła się od nas, by znów zaszyć się w kuchni.

- Ty czarusiu – mruknęłam wchodząc do jadalni.

- Kto umie ten umie.

Luke mrugnął do mnie, a ja usiadłam na krześle, kompletnie ignorując jego zagrywkę. Moją kulę odstawiłam na bok, noga dawała sobie dzisiejszego wieczoru radę bez podpórki.

Nasz gość stał obojętnie zanim zdecydował się zając miejsce naprzeciwko mnie. Gdybyśmy byli sami z pewnością uśmierciłabym już go swoim spojrzeniem.

Frontowe drzwi otworzyły się przez co drgnęłam. Tato wyglądał, jakby stracił swój cały dobry nastój. Bardzo dokładnie widziałam, ze swojego miejsca jak przykleił do twarzy sztuczny uśmiech i poszedł do nas.

- Cześć Luke, miło że przyszedłeś. Cześć kochanie – powiedział i przywitał mnie całując we włosy.

Z lekko różowymi policzkami spuściłam wzrok na podłogę, tylko po to by nie musieć spojrzeć prosto w twarz Luke'a.

Z pewnością uśmiechnął się drwiąco.

- Liz, możesz mi pomóc z wynoszeniem wszystkiego? – nadeszło z kuchni.

Normalnie głośno bym protestowała, ponieważ byłam dość leniwa, ale przed chłopakiem, nadal chciałam grać dobrą dziewczynkę. Nie podobało mi się to, że miał coś na mnie czym mógł mi dokuczać.

Rana na nodze dała o sobie znać, ból okazał się nie do zniesienia.

- Tu Elizabeth. Postaw to proszę na środku stołu – powiedziała mama i zajrzała do pieca, w którym znajdowała się olbrzymia kaczka.

Próbowałam utrzymać dwa naczynia w moich rękach, wróciłam do pokoju, gdzie Luke i tata prowadzili już ożywioną dyskusję. Wiedziałam, że będę później żałowała obciążenia, jaki fundowałam mojej nodze, ale w tej chwili szczerze mnie to nie obchodziło.

Ostrożnie odstawiłam jedno naczynie, i skupiłam swoją całą uwagę na sosjerce z sosem pieczeniowym, która była lżejsza.

Znikąd pojawił się mój pies podbiegając. Widocznie Socke postanowił na mnie wskoczyć ignorując, że trzymam w rękach gorące naczynie z sosem.

- Socke, znikaj! – krzyknęłam i wypuściłam powietrze, kiedy sosjerka wyślizgnęła mi się z rąk i cała jej zawartość rozlała się na stole.

Gdyby tego było jeszcze mało, kilka kropel znalazło się na spodniach Luke'a. Z otwartymi ustami tata i ja nieruchomo oglądaliśmy wszystkie zdarzenia. Cały obrus był do wyrzucenia, wszędzie był połyskujący sos.

- Nie chce nic powiedzieć – zaczął Luke i wstał – ale ten sos poparzył moją skórę – powiedział sycząc z bólu, zachowując na ustach zrezygnowany uśmiech.

Z kuchni przybiegła mama.

- Elizabeth, jesteś taka niezdarna! I jeszcze przy naszym gościu! Zabierz go na górę do łazienki i sprawdźcie czy może oczyścić swoje spodnie! – skarciła mnie mama, machając palcem jakby płoszyła wróble.

Byłam tak zakłopotana całą sytuacją, że zignorowałam nawet fakt, iż mama nazwała mnie pełnym imieniem i to jeszcze przed Lukiem.

Blondyn spojrzał na mnie niewinnie dużymi niebieskimi oczami.

- Po prostu chodź ze mną – syknęłam wychodząc z pokoju, a potem wspinając się na po schodach. Drzwi otworzyłam stopą. Przeszłam przez próg i rozejrzałam się za ścierką. W ciszy wyciągnęłam jedną z górnej szafy w komodzie.

- Trzymaj. – Było jedyną rzeczą jaką powiedziałam, kiedy rzuciłam mu szmatę. Bez komentarza stanął przed zlewem i rozpoczął czyszczenie spodni.

- To nie działa, muszę je zdjąć – mruknął chcąc ściągnąć spodnie. Zaskoczona otworzyłam szerzej oczy.

- Myślę, że to był mój sygnał – odrzekłam.

Szorstki gardłowy śmiech Luke'a rozległ się za mną. – Nigdy nie widziałaś faceta w bokserkach? – zapytał.

Moje policzki ponownie oblały się jasnoczerwonym kolorem, wpatrywałam się w swoje stopy. Zanim zdążył odpowiedzieć, otrzepałam się z niewidzialnego kurzu, wycofując się.

- Półnagich chłopaków widziałam wiele razy, ale niestety nigdy nie było tak gorąco – odetchnęłam tak cicho, że nie mógłby tego usłyszeć pomimo piskliwego tonu w głosie.

Brązowe drewniane drzwi zamknęły się tak jak ich zamek, jednocześnie kilka zbłąkanych kosmyków przebiegło przed moją twarzą. Dlaczego on zawsze musiał wprawiać mnie w zakłopotanie? Gula utknęła w moim gardle.

Właściwie, sama chciałam zniknąć szybko spod tamtych drzwi, ale moje nogi zdawały się być przyrośnięte do ziemi. Kiedy nachyliłam się, by zerknąć przez dziurkę od klucza, wszystko było gotowe.

Czy wszystko z tobą w porządku? Natychmiast odejdź stamtąd! – zawołał jakiś głos w mojej głowie.

Z bijącym sercem, ponownie spojrzałam przez mały otwór. Luke miał bokserki od Calvina Kleina, podkreślały jego wysportowane, długie nogi.

Prawie się śliniłam skamieniała kucając przy drzwiach od łazienki i nie zauważyłam, kiedy to Luke podciągnął spodnie zapinając pasek. Drzwi otworzyły się, a ja poleciałam prosto do tyłu.

- Co robisz na podłodze? – Luke zapytał zdezorientowany i pogładził mokre spodnie.

- Nic. Byłam po prostu zmęczona i pomyślałam sobie: Dlaczego by nie spać na podłodze? Jest naprawdę wygodnie – powiedziałam sarkastycznie.

Zaczął się śmiać, zdawało się że nigdy nie przestanie i wpadłam w panikę, że mógłby się udusić. Obrażona, założyłam ręce na piersi odrzucając kosmyk włosów z twarzy.

- Możesz pomóc mi wstać? Mimo wszystko moja noga nadal mnie boli.

Na moich ustach namalował się mały uśmiech. Szybko zapomniałam o miłej stronie Luke'a. I o mojej stopie prawie też zapomniałam. Duży chłopak pochylił się lekko wyciągając do mnie rękę. Ostrożnie sięgnęłam po nią, była miękka i ciepła.

Z gęsią skórką na ciele stanęłam z powrotem na nogi, gotowa by zejść po schodach. Luke szedł przede mną, modliłam się w duchu, by nie wydarzyło się teraz nic bardziej kłopotliwego, jednak los zaplanował coś innego.

Na przedostatnim stopniu stało się; wysunęłam moją zdrową stopę zbyt daleko do przodu na schodku i zsunęłam się.

Prawdopodobnie z całej siły uderzyłabym twarzą w podłogę, gdyby Luke nie złapał mnie na czas. Przycisnął mnie blisko do piersi. Odetchnęłam z ulgą, że nie stało się nic gorszego.

- Dlaczego jesteś taka niezdarna? – szepnął mi do ucha i tak szybko jak gęsia skórka zniknęła pojawiła się ponownie.

Luke postawił mnie znów na obu nogach, mrugnęłam do niego. – Podejrzewam, że to cecha wrodzona.

Gdy uśmiech utworzył się na jego ustach, w policzkach pojawiły się policzki. Nigdy wcześniej ich nie zauważyłam.

- Lizo Mario, byłbym bardzo wdzięczny gdybyś przestała na mnie tak patrzeć, wiem, że wyglądam naprawdę dobrze.

- Jesteś taki narcystyczny, obrzydliwe.

- To już wiem – zaśmiał się.

- Nienawidzę cię Lucasie Robercie.

- Musisz powoli wymyślić coś czego nie wiem, Elizabeth Mario.

- Nie możesz się zdecydować między Liza a Elizabeth? Albo dlaczego nazywasz mnie nimi dwoma? – zapytałam.

- Uważam, że oba są równie piękne jak ty. To jedyny powód, dla którego mówię do ciebie czasem Elizabeth a czasem Liza – powiedział z dodatkowym lizusowskim tonem, ponieważ wiedział jak bardzo tego nienawidziłam.

I mimo to wprawił mnie w milczenie, bo nie wiedziałam co mogłabym odpowiedzieć. Niepewnie i wolnym krokiem ruszyłam przechodząc obok Luke'a z powrotem do jadalni, gdzie czekali moi zniecierpliwieni rodzice.

- No jesteście w końcu. Jedzenie jest już prawie zimne. Luke mam nadzieję, że z twoimi spodniami wszystko w porządku; jeśli nie wyślemy je do pralni oczywiście ponosząc koszty – powiedziała mama na co wywróciłam oczami wkładając sobie do buzi pełen widelec.

Typowe.

Dlaczego ona nie może chociaż raz przestać używać tego snobistycznego języka?

Smak rozprzestrzenił się w moich ustach, delektując się wzięłam kolejny kęs chleba, który był na moim talerzu.

- Nie, są czyste, to nie będzie konieczne – machną ręką.

Następnie nastała runda pytań, które wyciskały z Luke'a informację o jego życiu.

- A masz już jakieś plany na przyszłość? – wypaliła nagle, z zainteresowaniem wymalowanym na twarzy.

Co mówiłam? Wiedziałam, że moja mama jest po prostu za dobra.

Złośliwie uśmiechnęłam, jednak po chwili wysiliłam się na współczujące spojrzenia, które posłałabym w stronę gościa, lecz zamiast tego, moją uwagę przykuł mokry obrus leżący na końcu pokoju na komodzie.

Mama z całą pewnością próbowała go uratować, zobaczymy czy jej wspaniała pralnia, będzie potrafiła coś z tym zrobić.

- Właściwie jeszcze nie. Miałem kilka pomysłów, ale na razie nic porządnego – powiedział spokojnie.

Teraz przyszedł czas na drugą fazę maglowania.

- A co dokładnie sobie postanowiłeś? Opowiedz mi o swoich planach – zażądała, wtykając sobie widelec z kawałkiem kaczki do ust.

Można było wyraźnie zauważyć, że Luke nie czuł się wygodnie w tym temacie.

- Cóż, dużym krokiem, oraz ulgą będzie możliwość dania mojej rodzinie pieniędzy, tak byśmy mogli przenieść się do lepszego domu – opowiedział stając się cichszy z każdym słowem. Jego głos był nieśmiałym półgłosem; czułam że uczucie współczucia skierowane w jego stronę rosło z sekundy na sekundę.

- Nie macie za wiele pieniędzy? – wypaliła niespodziewanie.

Dobra teraz to już naprawdę było za wiele; nie mogłam tego słuchać.

- Mamo! Może mogłabyś zatrzymać się z tym wypytywaniem wszystkich, którzy przychodzą nas odwiedzić? Jest też coś na świecie zwane prywatnością. Nie wiem czy to słowo coś ci mówi, ale przestań go przesłuchiwać – krzyknęłam odkładając mój widelec trochę zbyt głośno na talerz.

Luke posłał w moją stronę uspokajające spojrzenie, dając mi do rozumienia swoim przenikliwym wzrokiem, że powinnam przestać.

Mama spojrzała na mnie trochę zaskoczona, ale trzymała język między zębami.

Już z góry wiedziałam, że nie będzie to trwało długo, i kilka minut później przeszła do następnego pytania.

- Masz właściwie dziewczynę, Luke? Taki przystojny, młody człowiek jak ty z pewnością ma powodzenie.

Zakrztusiłam się kawałkiem kaczki i zaczęłam kaszleć prawie pozbywając się duszy z ciała. Jednym szybkim ruchem chwyciłam szklankę umieszczając ją przy ustach i dopiero zimną wodą przeczyściłam swoje gardło. Oczy Luke'a utkwione były w mojej osobie, kiedy pozwolił kolejnym słowom wycieknąć z jego ust.

- Nie, nie mam.

Uśmiech znowu podniósł kąciki jego ust.

Z czerwonymi policzkami zmusiłam się do przełknięcia kolejnej porcji z mojego talerza. Ręką chciałam chwycić szeroki kawałek chleba z kosza na pieczywo, Luke widocznie miał ten sam pomysł. Nasze ręce na chwilę dotknęły się, drgnęłam delikatnie. Ze spuszczonymi oczami zabrałam swoją tak szybko jak było to możliwe.

Zrezygnowałam z chleba z wielką przyjemnością.

-'-

- Mam nadzieję, że smakowało. Czy znalazłeś kolejny wolny termin by przeprowadzić z naszą Liz kolejne korepetycje? – spytała moja mama, gdy Luke ubierał buty.

- Jeszcze nie, ale jutro mam czas.

- Elizabeth również ma czas jutro. Więc kolejne spotkanie mamy już załatwione. Możecie spotkać się w szkole i przyjść tutaj – zasugerowała radośnie.

Powoli czułam się jak pięcioletnia dziewczynka, która nie mogła się wypowiedzieć.

- Zobaczymy co się wydarzy, Cześć Luke, do zobaczenia – powiedziałam krótko i wypchnęłam go za drzwi.

- Dlaczego zawsze jesteś taka niegrzeczna? – wytknęła mi mama.

Z oburzenia moja szczęka prawie spadłaby na ziemię, więc stałam tak z otwartymi ustami.

- Ja? Niegrzeczna? Kto tutaj cały czas wypytywał obcego faceta? – syknęłam.

- On nie jest obcy. A ja jestem po prostu ciekawa, powinnaś to powoli wiedzieć. Chłopak jest prawdziwym księciem z bajki, i nie wydaje się, żeby cie nienawidził. Przynajmniej dla mnie nie stwarzał żadnych pozorów. Raczej przeciwnie, kochanie – powiedziała, podnosząc jednocześnie wskazujący palec.

Gdy moja mama mówiła te wszystkie rzeczy udałam się do swojego pokoju.

Nie chciałam słuchać takich bzdur.

W mojej łazience do której właśnie uciekłam, pachniało płynem po goleniu Luke'a. Nie zastanawiając się długo, chlapnęłam sobie wodą na twarz po czym wytarłam ją ręcznikiem.

Coś było ze mną nie tak.

Luke był najgorszym chłopakiem jakiegokolwiek poznałam i tak powinno pozostać. Zmęczone oczy spojrzały na mnie w odbiciu lustra, moja twarz była blada. Nagle ze spoglądania w lustro wyrwał mnie głośny dźwięk wystrzału, który przyszedł z dołu.

Otworzyłam szeroko oczy, poczułam adrenalinę płynącą w moich żyłach.

Przepraszam bardzo, co to było?

Ciekawa i jednocześnie zaniepokojona wyjrzałam ostrożnie przez drzwi łazienki i zaraz potem schowałam głowę z powrotem zauważając czarną postać przemykającą po schodach.

Mój puls przyśpieszył, nigdy wcześniej nie doświadczyłam tak szybkiego rytmu swojego serca. Nerwowo rozejrzałam się, szukając czegoś, co mogłam podłożyć pod klamką.

Z jakiegoś powodu, jak zwykle stojąca w kącie miotła, była do tego idealna. Z całej siły wetknęłam chudziutką rzecz pod uchwytem i cicho westchnęłam, kiedy usłyszałam miękkie kroki.

W ostatniej chwili rzuciłam się na ziemię, po czym padł kolejny strzał.

Otwór w drzwiach nie był duży, ale wystarczył, aby panicznie mnie wystraszyć.

W drodze do okna prawie potknęłam się o własne nogi.

Akurat teraz otworzenie go nie będzie łatwe, kto wie kiedy stojący osobnik przy drzwiach ponownie strzeli.

Łzy napłynęły mi do oczu, co się tutaj dzieje?

Kliknęło, okno było w końcu otwarte. Wprawdzie byłam na pierwszym piętrze, ale może uda mi się jakoś ześlizgnąć lub zeskoczyć.

Nawet z tej odległości słyszałam jak w przedpokoju pistolet został załadowany.

Jedną nogą byłam już na parapecie, kiedy mój wzrok padł na basen; był oddalony o około trzy metry od trawy. Istniała szansa, że mogłabym zrobić to wpadając bezpośrednio do wody i tym samym wychodząc bez szwanku.

Wzięłam głęboki oddech, umieszczając drugą, wciąż kontuzjowaną stopę na parapecie.

Nie miałam za wiele czasu do namysłu, ponieważ drzwi za mną otwierały się, byłam tak przerażona, że walczyłam z utrzymaniem równowagi.

Potem z całej siły odbiłam się od parapetu ignorując ból w stopie i spadłam.

Rzeczywiście skoczyłam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro