6 rozdział
ELIZABETH
- Bez ekstremalnego obciążenia, ze szkolnych zajęć sportowych proszę również zrezygnować, ponieważ rozbite szkło utkwiło dostatecznie mocno w twojej nodze. Zwolnienie możesz dostać w recepcji, a także odebrać swoje kule. Najlepiej byłoby gdybyś pozostała w domu dzień lub dwa i pozwoliła stopie odpocząć – zganił mnie lekarz posyłając poważne spojrzenie.
- I następnym razem, panienko Reed, proszę ubrać buty, kiedy wybiera się pani do lasu.
Wywracają oczami przytaknęłam, chcąc jak najszybciej wrócić do domu. Przynajmniej rana po szyciu nie wyglądała tak źle, miałam do tego gruby plaster. Mama posłała w moją stronę jeszcze surowe i jednocześnie zmartwione spojrzenie.
- Więc życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
W ten sposób lekarz pożegnał nas przechodząc do następnego pacjenta. Wydawało się, że recepcjonistka już na nas czekała. Praktykantka, mniej więcej w moim wieku, szybko wytłumaczyła mi jak obsługiwać się kulami. Po dwóch krokach byłam w stu procentach pewna, że poruszanie się z tym narzędziem zbrodni nie będzie prostą grą.
Podczas, gdy moja mama czekała na wystawienie zwolnienia z w-f, zadecydowałyśmy z dziewczyną o ostatecznym pominięciu jednej z kuli.
Więc w końcu, mama i ja wylądowałyśmy w samochodzie i ruszyłyśmy w drogę do domu. – Słyszałaś co powiedział lekarz. Liza, jeśli jeszcze raz w życiu wybierzesz się na spacer bez butów dostaniesz areszt domowy na tydzień. To było więcej niż nieodpowiedzialne z waszej strony, również ze strony twojego korepetytora.
Jej twarz wykrzywiła się w grymasie, starałam się ignorować ten wyraz i skupić się na czymś innym. Nagle z szarpnięciem samochód zatrzymał się na środku ulicy.
- Elizabeth, słuchasz mnie w ogóle? – Prawie na mnie krzyknęła, zauważyłam lekko wkurzone spojrzenie, które słała w moją stronę. Delikatnie odwróciłam głowę w jej kierunku.
- Mamo piekielnie boli mnie noga, poroszę zabierz mnie najszybciej jak to możliwe do domu – mruknęłam.
- Naprawdę martwię się o ciebie. Wydajesz się być taka nieobecna ostatnio, odkąd Dean powiedział ci prawdę. Od początku wiedziałam, że to zbyt wcześnie – powiedziała bardziej do siebie niż do mnie.
- Jakbyś się czuła, gdyby tuż przed twoimi siedemnastymi urodzinami, twój ojciec powiedział ci, że jest cenionym agentem FBI i właśnie z tego powodu nie może ci powiedzieć dlaczego musisz trenować? – wysyczałam z irytacją, moje myśli i tak jednak był gdzieś indziej.
Mama chciała jeszcze coś powiedzieć, jednak słowa utkwiły jej w ustach; zamilkła i uruchomiła silnik samochodu.
- Przykro mi Elizabeth. Niestety, teraz muszę martwić się moją pracą. Nie chce się z tobą kłócić, wiesz jak bardzo nienawidzę, gdy krzyczysz.
Odwróciłam się od niej traktując chłodno, nie miałam ochoty rozpoczynać nowej dyskusji. Ból w stopie ponownie dał o sobie znać, wolałabym być już na miejscu, zaszyć się pod jakimś kocem i zacząć płakać. Normalnie jakieś małe wypadki brałam na luzie, ale tym razem było inaczej.
- Elizabeth. – Spróbowała ponownie.
- Nie nazywaj mnie Elizabeth – mruknęłam tak cicho, że nie mogła zrozumieć i stuknęłam lekko palcem w szybę.
Samochód zaczął delikatnie drgać, gdy wjechaliśmy na nasz podjazd. Chwyciłam kulę po czym otworzyłam drzwi i w elegancki sposób próbowałam wysiąść.
Tata wpatrywał się we mnie i mamę zdziwiony, kiedy to weszłyśmy do domu.
- Gdzie byłyście? I co stało się z twoją nogą, Liz? – Chciał wiedzieć, nawet brzmiał na zaskoczonego. Przynajmniej ktoś najwyraźniej wreszcie zrozumiał.
- Zapytaj mamę, ona i tak wie wszystko lepiej –wymamrotałam i wskoczyłam na pierwszy schodek, by dostać się na górę.
Za mną wciąż słyszałam zdenerwowane jęki matki, zanim dostałam się do pokoju i drzwi za mną trzasnęły.
Przez łóżko poczułam się przytulnie, pozwoliłam sobie na nie natychmiast opaść, kula obok bardzo szybko zaznajomiła się z podłogą robiąc przy tym huk, który zignorowałam. Sufit był zimny i martwy. Słyszałam krzyki z dołu, mama i tata prawdopodobnie się kłócili. Kilka minut później rozległo się pukanie do moich drzwi, nie odpowiedziałam udając że śpię. Niemniej drzwi otworzyły się.
- Liza, pomówmy jeszcze raz w spokoju. Nie potrzebujesz teraz snu, wiem że nie śpisz.
Dlaczego byłam tak łatwa do rozszyfrowania?
- O czym chcesz rozmawiać? O mojej niedojrzałości? – syknęłam pytająco.
Jej spojrzenie złagodniało, mogłam jasno zauważyć, że starała się stłumić śmiech.
- Nie musisz mi mówić, że to słowo nie istnieje w słowniku, wiem to.*- Broniąc się uniosłam ręce.
- Wcale tego nie chciałam. Elizabeth, przepraszam, cofam wszystko, co powiedziałam. Ale proszę następnym razem lepiej uważaj. – Poprosiła mnie.
I znowu Elizabeth. Naprawdę nigdy się nie nauczy?
- Dobrze wybaczę ci jeśli przestaniesz używać mojego pełnego imienia. To kłopotliwe, zwłaszcza gdy są inni ludzie – powiedziałam.
Zaskoczona ściągnęła razem brwi.
- Co, chcesz żebym nazywała cię inaczej? – zapytała.
Uśmiech wkradł się zna moją twarz.
- Liz. Tylko Liz i nie inaczej.
W odpowiedzi skinęła głową i usiadła na moim komputerowym krześle. Zmieszana dając jej moją uwagę oczekiwałam, co ma zamiar jeszcze powiedzieć.
- Ten Luke... - zaczęła, a ja spodziewałam się najgorszego – Chciałabym, abyś zaprosiła go jutro na kolację. Takie małe podziękowanie. To wydaje się dobrym pomysłem.
Z prędkością światła usiadłam wyprostowana na łóżku.
- Jeszcze jedno słowo i rozpocznę III wojnę światową! I tym razem nie pójdzie ci tak łatwo, przysięgam! – powiedziałam i wskazałam ją palcem, dla podkreślenia moich słów.
- Dlaczego? Eliza... - Liz, obojętnie. Chciałabym mu również podziękować za to, że tak dobrze udziela ci korepetycji z matematyki.
Skąd niby wiedziała już, że jego pomoc była dobra? Nic się nie zmieniało, było tak samo jak przedtem. Chyba nie zaznaczyłam tego wystarczająco, aby nie nazywała mnie znów Elizabeth.
- Ale mamo, ja nie mogę go znieść, a... - Tym razem to ona była tą osobą, która mi przerwała.
- Żadnego sprzeciwu. Skontaktuj się z nim jakoś, a dostaniesz dwa dni wolne od szkoły.
Po tym wyszła z mojego pokoju cicho zamykając drzwi, skwaszona uderzyłam moją poduszkę.
Jeśli było coś czego naprawdę nie chciałam, to była właśnie kolacja z Luke'iem. W moim brzuchu zaburczało, zdaje się, że moje ciało jest tego samego zdania co ja. Dla zadowolenia mojej mamy otworzyłam mojego Mac'a i czekałam, aż załaduje się facebook.
Jednym kliknięciem zalogowałam się na stronę i zaczęłam poszukiwania.
Musiałam poważnie zastanowić się nad tym jakie Luke miał nazwisko. Po jakimś czasie moje palce przesunęły się po klawiaturze wpisując w kolumnę Luke Hemmings. Na szczęście był znajomym z Alessią, mieliśmy też wspólnych kilku innych, inaczej prawdopodobnie byłoby to jak szukanie zmarłego.
Trochę mi to zajęło zanim mogłam się zmusić, aby wysłać mu zaproszenie. Zaraz potem zaczęłam przeglądać jego zdjęcia i czytać wszystkie informacje na tablicy.
Jakaś dziewczyna pozostawiła mu około rok temu słodki tekst. Na samym końcu było Kocham cię, Lucasie Robercie Hemmingsie. Ponieważ mieli kilka zdjęć razem, byłam pewna, że musiała być jego dziewczyną. I nie tylko, na reszcie wiedziałam jakie jest jego pełne nazwisko dzięki któremu od dziś mogę mu dokuczać.
Moje oczy przeszukiwały stronę chcąc zauważyć status związku jednak nic takiego tam nie było.
Zaciekawiona napisałam do Less.
Luke rzeczywiście ma dziewczynę?
Potem kliknęłam wyślij. Dlaczego byłam zainteresowana tym tematem, nie wiedziałam, tak po prostu. Zmęczona odłożyłam urządzenie na bok i poświęciłam się pracy domowej, która dziś rano została zadana.
Nie miałam kompletnej ochoty aby robić jakieś ćwiczenia, ale to było lepsze od nic nie robienia, no i w ostateczności tak czy tak musiałam to wykonać.
Dźwięk facebooka zwrócił moją uwagę z powrotem na ekran. Less odpisała.
Nie, nie ma. On i Aleisha rozstali się około dwóch miesięcy temu. Dlaczego mnie o to pytasz?
Moje policzki zabarwiły się na różowo, gdy odpisywałam. Kiedy sprawdzałam następne powiadomienie, odkryłam, że Luke jest online i potwierdził moją prośbę o zaproszenie. Właśnie zastanawiałam się nad tym, co napisać mu na czacie.
No, no Elizabeth Maria. Więc też chcesz być moją znajomą?
W rzeczywistości nie napisał nic prowokującego, jednak od razu zauważyłam jak mój puls przyśpieszył.
Jeśli naprawdę chcesz usłyszeć prawdę – jeśli możesz to znieść - ... Właściwie to nie. Ale z powodu mojej wspaniałej rany na stopie nie mogę pojawić się przez dwa dni w szkolę, moja mama chcę zaprosić cię jutro wieczorem na kolację, musiałam się jakoś skontaktować.
Tymczasem nie tylko mój puls, ale również bicie serca przyspieszyło. Ten chłopak mnie denerwował. Nie tylko wewnętrznie, ale również zewnętrznie.
Do wysłania wiadomości nie trzeba być znajomymi. ;) Na kolację? Ja? I to jeszcze u was, w jaskini lwa? Marnować jeszcze więcej czasu, aby cię zastraszyć? Hm, to kusząca propozycja.
Wywróciłam oczami i napisałam ostatnią wiadomość.
Wystarczy, jeśli przyjdziesz na dziewiętnastą, będzie w porządku. Ah, tak, nikt nie zmusza cię do przyjęcia mojej prośby. Do zobaczenia jutro, Lucasie Robercie.
Wyłączyłam w końcu sprzęt i zaczęłam robić zadania. Około dwudziestej drugiej skończyłam pracę domową i postanowiłam wziąć szybki prysznic.
LUKE
Słońce było wysoko na niebie, gdy w końcu udało mi się wstać. Ostatnia wiadomość na Facebooku od Liz sprawiła że wciąż się uśmiechałem.
Chociaż nie wiem skąd ona nagle wiedziała, żeby po Lucas wstawić też Robert, ale przyznam szczerze, że przyjemnie, gdy obustronnie nazywamy się pełnymi imionami.
Benny siedział już przy stole i jadł śniadanie, tata obok niego czytał gazetę, a mama robiła dla mnie kawę.
- Dzień dobry – mruknąłem i odchrząknąłem. Ponieważ nie byłem jakoś specjalnie głodny postanowiłem pominąć śniadanie i tylko się napić.
Dziś w szkole na pewno będzie nudno, bo nie będzie osoby, którą można denerwować.
Dlaczego Liz musiała wejść w to głupie szkło.
Szczerze mówiąc byłem nawet troszeczkę zadowolony, że zobaczę ją dziś wieczorem. W tym momencie dzięki mojej głowie przed oczami pojawił się Jimmy i najchętniej uderzyłbym się prosto w twarz. Umówiliśmy się na dzisiaj na spotkanie, miał mnie nauczyć strzelać.
Na szczęście nie jestem dziś długo w szkole, może jeszcze uda się to wszystko jakoś złożyć.
- Luke? Idziesz? Musimy iść. – Przerwał moje rozmyślania młodszy brat.
Kiwnąłem z roztargnieniem głową, wypiłem ostatni łyk z kubka, po czym chwyciłem torbę. – Do wieczora – krzyknąłem zanim drzwi zamknęły się za mną i Bennym.
- Dlaczego dopiero do wieczora? – zapytał zaciekawiony towarzysz.
- Jestem zaproszony na kolację do Liz i jej rodziców, bo pomogłem jej wczoraj z naprawdę kiepską sytuacją – powiedziałem i mlasnąłem językiem.
Benny zatrzymał się. – Chcesz tak właśnie do tego doprowadzić?
Mina mojego młodszego brata była skonsternowana, jego oczy mierzyły mnie smutno.
- Nie Benny, w żadnym wypadku! Nigdy nie brałem takiego czegoś pod uwagę.
Okej, może to, co powiedziałem nie jest do końca zgodne z prawdą, ponieważ zrobiłbym wszystko żeby ochronić moją rodzinę, przede wszystkim brata.
- Ale ja nie rozumiem, dlaczego powiedziałeś Jimmy'emu, że rzeczywiście to zrobisz.
- Benny, nie musisz się martwić. To wszystko jest częścią mojego planu ochrony Liz i uratowania nas z tego tonącego statku.
Skinął niepewnie, ale zdawało się, że mi wierzy.
- Musimy już powoli iść, bo się spóźnimy – powiedział i zbiegł po schodach, a ja tuż za nim.
-'-
Autobus zwolnił, byłem jedynym, który musiał wysiąść na tym przystanku. Do umówionego miejsca spotkania nie było daleko, widziałem już drogę.
Odległa i niewykorzystana części hali, w której również było ogromnie dużo miejsca, była widoczna z daleka. Wciąż odwracałem się nerwowo w upewnieniu, iż nikt mnie nie śledzi.
Drzwi wejściowe jak wczoraj były ciężkie. Nerwowy przeczesałem palcami włosy i postawiłem jedną nogę za nimi.
- Cześć Luke, świetnie, że już jesteś.
Zaskoczony odwróciłem się.
- Jimmy, dlaczego musisz mnie prawie zawsze straszyć? – wymknęło mi się, trzymałem przestraszony rękę na ustach.
- To przyjemne. Przy okazji też ćwiczymy. Nie możesz sobie pozwolić na bojaźliwość. – Przeszedł obok mnie, na stole leżało kilka broni.
Z szeroko otwartymi oczami szedłem za nim.
- Nie martw się, jeszcze dziś nie będziesz strzelał. Przed praktycznymi ćwiczeniami musisz opanować dokładnie teorię, tak aby wszystko było dobrze.
Gula mocno utkwiła w moim gardle.
- Ale najpierw pokarzę ci wystrzał i postawę. – Chwycił naprawdę niebezpiecznie wyglądającą broń.
- Jesteś gotowy?
Ponieważ mój głos mógł zawieść, po prostu dałem mu odpowiedź skinięciem. Bez żadnego innego znaku ustawił się w odpowiedniej pozycji i prawie nie sekundę później padł strzał z głośnym hukiem.
Pocisk zrobił otwór w czerwonym kole na ścianie, byłem oszołomiony tym co widziałem.
- U człowieka jest oczywiście łatwiej. Trzeba tylko celować w górą część ciała, najlepiej w serce, i już go urządzisz.
Powiedział to tak jakby była to absolutnie prosta, dziecięca gra, ale wczoraj dowiedziałem się już, że nie ma żadnego problemu, aby kogoś zabić.
- Nie wiem, czy mogę to zrobić – powiedziałem zgodnie z prawdą i wzruszyłem ramionami. Jimmy powoli podszedł do mnie, poklepał po ramieniu.
- Tak jak mówiłem, mogę cię nauczyć. Ale najpierw przejdźmy do teorii.
Ułożył pistolet z powrotem na miejsce, i pokazał mi tak jak wczoraj, że mam zająć miejsce. Gdy siedzieliśmy oboje, zaczął opowiadać.
- Do większości magazynków pistoletów pasuje piętnaście nabojów, ale mu używamy zawsze od ośmiu do dziewięciu. Naboi oczywiście jest wiele typów, ale większość z nas bierze nabój Lefaucheux.
Podekscytowany kiwnąłem głową, i czekałem aż będzie kontynuować. Jimmy wyciągnął zza siebie nieco mniejszy pistolet.
- Teraz przejdziemy do zasady działania – powiedział trzymając broń przed moim nosem.
- Jeśli wystrzelisz, nabój popchnie odrzutem albo ciśnieniem zamknięcie do tyłu, przy tym odblokuje ono system. W ten sposób wyciąga puste łuski, uzupełniając rowek nabojami z magazynku. Blokada między lufą a zamknięciem jest konieczna do osiągnięcia rezultatu, ponieważ bez blokady będzie ono otwarte, dopóki pocisk będzie znajdował się w lufie. Konsekwencją tego byłoby to, że łuska naboju, która nie może wytrzymać otaczającego ją w magazynku ciśnienia, zostanie przez nie rozsadzona. Przez wylatujące części łuski z otworów może zostać zraniony strzelec jak i osoba trzecia, poza tym funkcja pistoletu nie będzie już wtedy gwarantowana. W ten sposób łuska zostaje wyrzucona na bok, podczas gdy zamknięcie zamyka się ponowne i ewentualnie skraca istniejący fragment uderzenia. W tylnej pozycji, sprężyna zamknięcia popycha je z powrotem do przodu. I podczas gdy z dolnej krawędzi prowadzi nowy nabój z magazynku, równocześnie łapie puste i pozbywa się ich. W początkowej pozycji, znajduje się nowy nabój z magazynku. Na kolejny strzał musi strzelec tylko zwolnić spust i ponownie nacisnąć.
Zapadła miedzy nami cisza, chyba jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby człowiek tak dużo powiedział. Skąd on wiedział jak dokładnie funkcjonuje pistolet?
- Kiedyś pracowałem w policji, jeśli zastanawiasz się właśnie skąd to wszystko wiem – powiedział z niewielkim uśmiechem na twarzy. Odpowiedział na moje nie zadane pytanie. Było to nie do pomyślenia, że Jimmy kiedyś pracował w policji.
- To było naprawdę dużo materiału na raz, nigdy w życiu nie zapamiętam tego wszystkiego – westchnąłem mając myśli gdzieś indziej.
- Więcej dziś nie będzie, możesz iść. Po jutrze będziemy powtarzać najważniejsze rzeczy. Teraz powinieneś koncentrować się przede wszystkim na podejściu Liz.
Jimmy wstał i odszedł kilka kroków. Również postanowiłem wstać i ruszyć w drogę do domu.
- Do zobaczenia – pożegnałem się skąpo i pchnąłem ciężki drzwi.
Na dworze było jeszcze ciepło jak rano, choć można było zauważyć na niebie kilka małych białych chmur, to słońce mimo to świeciło nad ziemią. Mój wzrok padł na zegar, było kilka minut po siedemnastej, więc miałam trochę czasu, aby przygotować się do kolacji.
ELIZABETH
Cały dzień spędziłam na wylegiwaniu się, spaniu i jedzeniu. Ponadto cały czas grał telewizor. Supernatural był tak bardzo ekscytujący, choć niektóre odcinki już widziałam dawno, mogłam sobie przypomnieć teraz te poprzednie sezony.
Mama przez wiele godzin przygotowywała kolację, gdy tata znów musiał wrócić do jakiejś awaryjnej sytuacji. Powoli chciałam wiedzieć, co miał ciągle do zrobienia, że było to takie ważne.
W ciągu godziny miał się pojawić Luke, ale moje pragnienie aby go zobaczyć wciąż balansowało na granicy.
Ból w stopie był znacznie mniejszy niż wczoraj. Mimo to, nadal nie było przyjemnie stąpać na nogę z raną, ale było lepiej. Do moich urodzin wszystko będzie w porządku.
Moje urodziny.
Co mam właściwie zrobić. Na imprezę znam zbyt mało osób. Zobaczymy, może Less będzie miała dobry pomysł na świętowanie.
Z dołu usłyszałam dziwny dźwięk, brzmiało bardzo podobnie do spadającego wazonu. Z kulą pod ręką wyszłam z pokoju. Słyszałam wyraźnie jak mama przeklina. – Wszystko w porządku, mamo? – zapytałam.
- W porządku, to tylko jeden garnek, spadł mi. Liz, proszę ubierz się zanim nasz gość przyjdzie za godzinę.
Wywróciłam oczami, rozzłoszczona wskoczyłam z powrotem do mojego pokoju.
Stojąc przed szafą nie miałam pojęcia, co na siebie włożyć. W końcu wykopałam sweter i czarne jeansy. W łazience było miło i ciepło. Zrzuciłam swoje weekendowe ubrania z ciała i przyjrzałam się mojemu schludnemu opatrunkowi. Delikatnie pogładziłam miejsce gdzie była rana.
Niewielki, ale ostry ból przeszył moje ciało.
- Zły pomysł – mruknęłam i zabrałam rękę.
Po tym jak w końcu umyłam włosy i wysuszyłam je, spojrzałam na ogólny obraz w lustrze i byłam bardziej niż zadowolona. Złote połyskujące loki opadały na moje barki, nie miałam ochoty ich prostować. Powoli ruszyłam w dół, na wejście potrzebowałam zawsze trochę więcej czasu.
To była jedna z najgorszych wad tej rany.
Pięknie nakryty stół był może nieco przesadzony, ale jeśli powiedziałabym to mamie, ona skoczyłaby mi do gardła, albo natychmiast rozszarpała w powietrzu.
Dzwonek wyrwał mnie z myśli. Gładko podeszłam do drzwi, żeby otworzyć.
Moje oczy rozszerzyły się ze zdumienia, gdy ujrzałam Luke. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Czarne jeansy podkreślały jego chude nogi, a biały T-shirt przywierał ciasno do jego tułowia. Gęsia skórka rozeszła się po moim ciele.
- Cześć Elizabeth Maria – powiedział i mrugnął do mnie.
- Wejdź, Lucasie Robercie – powiedziałam, posyłając mu bezczelny uśmiech.
Miałam pewne przeczucie, że ta kolacja zmieni wszystko co działo się wcześniej.
Czy pozytywnie, czy negatywnie – tego nie wiedziałam.
*Liz dodając przedrostek do słowa, wymyśliła coś czego nie znajdzie się w słowniku, bo nie istnieje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro