Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38 rozdział

Natychmiast ujrzałam twarz pokrytą cieniem, osoba ta pociągnęła mnie za drzewo. Na czole pojawiły się krople potu, nawet chłód teraz nie mógł obniżyć mojej temperatury ciała.
Dłońmi i stopami wciąż walczyłam z silnymi ramionami i sztywnymi palcami, które wbijały się w moje ramiona jak kule.
- Puść mnie! – krzyknęłam, szarpiąc się i kopiąc napastnika nogą.
Osoba jęknęła boleśnie, chwytając się prawdopodobnie za to miejsce, w które trafiłam nogą. Natychmiast oderwałam się od atakującego. Przez bladą poświatę księżycową rozpoznałam niebieskie oczy, które tak często na mnie patrzyły. Spadł mi niesamowicie ciężki kamień z serca, przeczesałam palcami włosy z ulgą, patrząc na niego z neutralnym wyrazem twarzy.
- Luke, powiedz mi, wszystko w porządku? Jak myślisz, co mnie tak przeraziło? Czy zapomniałeś już, jak rozmawiać z innymi ludźmi? – syknęłam. z wyrzutem krzyżując ramiona na piersi.
- Gdzie nauczyłaś się tak mocno uderzać? – odpowiedział, ciężko oddychając i odwracając uwagę od mojego pytania.
- Mój tata był dobrym nauczycielem – powiedziałam sucho.
Szelest i kolejne pęknięcia spowodowały, że krew w moich żyłach zamarzła, przełknęłam ciężko.
- Chodź, musimy się stąd wydostać i zacząć szukać innych – powiedział, sięgając po moją rękę. Złączył nasze dłonie, a potem pobiegł i pociągnął mnie za sobą, zanim prześladowcy nas znaleźli.
Mimo to nie byłam w stanie niczego zobaczyć na ziemi, bałam się, że się potknę i tym razem zranię jeszcze mocniej, ale Luke wydawał się tym nie przejmować. Zimne powietrze pojawiało się teraz razem z lekką mgiełką w powietrzu, drżałam co chwilę.
- Co się stało wcześniej? Dlaczego nagle zniknąłeś? – zapytałam w końcu, to pytanie przez większość ostatniego czasu siedziało na moim języku.
- Wygląda na to, że wszyscy pobiegliśmy w różnych kierunkach, gubiąc się – odgadł, odsuwając gałąź na bok, abym mogła przejść.
- Jak mnie znalazłeś? – rzuciłam, zwalniając tempo, aby na niego spojrzeć.
Wyraz twarzy Luke'a zmieniła się, stłumił śmiech, drapiąc się po karku wolną ręką.
- Ja... Kiedy usłyszałem twój cichy jęk i szlochanie, zatrzymałem się natychmiast, ruszając w kierunku, z którego dochodziło – wymamrotał, gładząc kciukiem po mojej dłoni.
- Obiecałem ci, że się tobą zajmę i nie będę się zniechęcał – kontynuował stanowczym głosem.
Uniknęłam jego spojrzenia, patrząc na ziemię pod stopami.
Mimowolnie moje policzki przybrały czerwony odcień. Spędziliśmy chwilę w ciszy, można było tylko słychać regularny oddech drugiego.
- Jak znajdziemy resztę? To przecież niemożliwe, w takiej ciemności, a gdy zrobi się jasno jest ryzyko, że zostaniemy znalezieni przez tamtych i zabici – westchnęłam.
Pokryte śniegiem liście chrzęściły pod naszymi stopami, od czasu do czasu topiłam się w stosach liści. Oczy Luke'a często były zwrócone w moją stronę, czułam to wyraźnie. Chciałam tylko jeszcze widzieć, o czym w tej chwili myśli.
- Kto nas śledzi? Znasz go?
Luke z początku nie odpowiedział, zaciskając wargi, oddech miał nieco spłaszczony. Na jego czole pojawiły się niepokojące fałdy, oczy przyćmione.
- To Dan.
Minęło trochę czasu, zanim informacje przedostały się do mojego umysłu i spróbowałam wszystko ze sobą połączyć. Nagle mnie olśniło i sapnęłam zszokowana. Spodziewałabym się każdego innego połączenia z każdą inną osobą, ale chyba nie tego.
Czy naprawdę miał na myśli Dana?
Dana, do którego grupy dołączył?
Dan, który próbował mnie zabić w nocy na balu, według przypuszczeń Luke'a?
Dana, który wszystko zniszczył?
- Dlaczego? – powiedziałam.
Nasze oczy spotkały się, spojrzenie miał poważniejsze niż kiedykolwiek.
- Ponieważ jest bratem Jimmy'ego.
Patrząc z niedowierzaniem, przycisnęłam dłoń do ust, wszystko wydawało mi się tak nierealne. Z szeroko otwartymi oczami, wzięłam głęboki wdech i przeczesałam palcami brązowe włosy, których kolor jeszcze się nie zmył.
- Chce się zemścić za to, co zrobiłem jego bratu. To była moja wina, że został postrzelony. Kiedy wtedy dołączyłem do jego grupy, nie wiedział, że to ja. Ponadto ukradłem dużo pieniędzy z jego fortuny, aby wydostać się z miasta, moi rodzice nie dawali mi ani grosza, byłem spłukany. W końcu spotkałem chłopców i dołączyłem do nich – powiedział, gdy kontynuowaliśmy naszą drogę.
Napięta, słuchałam go.
- Jedynym minusem było to, że niektórzy... Zgwałcili dziewczyny. Seth, Dimitri i ja byliśmy jedynymi, którzy tego nie zrobili. Chociaż od czasu do czasu bawiliśmy się z dziewczynami, nigdy nie przekraczałem granicy, mam nadzieję, że to jest odpowiedź na twoje pytanie – kontynuował szeptem.
Z ulgą skinęłam głową i automatycznie sięgnęłam po jego rękę, zimne palce dotknęły mojej skóry.
- Zauważyłem, że inni na nas nie zwracają uwagi. Wyszukiwali dziewczyny na ulicach, aby je przyprowadzić, ale większość nich i tak była sukami, wiec nie było poważnych problemów.
Z jakiegoś powodu moje serce było ciepłe, czułam, że znów mi ufa.
- Ale mieli też inną stronę, tą, która była przyjazna i pomocna. Zabrali mnie, gdy nikt inny tego nie zrobił. Zanim powiesz teraz, że przecież proponowałaś mi wspólne życie. Musiałem wydostać się z miasta. Było to zbyt ryzykowne. Jestem pewien, że moi rodzice nawet nie zdawali sobie sprawy, że mnie nie ma – mruknął Luke.
- Szczerze mówiąc, nie wiem, co powiedzieć, nie spodziewałam, że jeszcze kiedyś mi się zwierzysz – przyznałam, przygryzając wargę.
Na jego ustach pojawił się słaby uśmiech, teraz smutne oczy połączyły się z moimi.
- Liz, zawsze ci ufałem. Nie chciałem tylko zwiększyć twoją nienawiść, mówiąc prawdę. Byłem pewien, że nigdy więcej ze mną nie porozmawiasz, a pewnie bym tego nie przeżył. Przepraszam za wszystko, co się stało, chciałbym cofnąć czas i...
Bez zastanowienia przyciągnęłam go do siebie i przycisnęłam wargi do jego.
Pocałunek był delikatny, ale namiętny. Brakowało mi smaku jego warg, motyle obudziły się w moim brzuchu. Nasza bliskość sprawiła, że poczułam się dobrze, mrowiło mnie całe ciało. Luke delikatnie przeciągnął językiem po moich wargach.
Po chwili zatrzymaliśmy się, ciężko oddychając, wyglądając trochę na zmieszanych, mimo to było w tym coś ze szczęścia.
- Po co to zrobiłaś? – zapytał z uśmiechem.
- Za dużo mówiłeś – powiedziałam również z uśmiechem, kontynuowałam drogę, nie mówiąc nic na ten temat, ponieważ nie znalazłam nawet dobrej odpowiedzi na jego pytanie.
Wiedziałam tylko, że pocałunek mi się podobał.
Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w moje plecy, a potem przeczesał palcami włosy i pobiegł za mną.
Teraz przestał padać śnieg, może to była wina gęstego lasu i gęste gałęzie. Byliśmy w kropce, nie wiedzieliśmy nawet, z którego kierunku przyszliśmy. Ponadto reszta naszej ekipy została rozrzucona po lesie, nadal ich nie znaleźliśmy.
Luke od czasu do czasu próbował sprawdzić, czy mamy jakiś zasięg, ale telefon nic takiego nie pokazywał.
Przed moimi ustami tworzyły się wciąż białe kłęby dymku, znowu poczułam zimno.
Minąwszy miejsce, gdzie leżały powalone drzewa, Luke spojrzał na mnie pytająco.
- Powinniśmy odpocząć? Tu powinno być dobrze. – zasugerował, na co natychmiast się zgodziłam.
Podał mi czapkę, więc mogłam założyć ją na głowę i poczuć trochę więcej ciepła, a potem opadł na ziemie, opierając się o pnie drzew. Usiadłam obok niego i oparłam głowę na jego kolanach.
Moje nogi były zdrętwiałe, próbowałam zignorować pełzające zimno i skoncentrować się na oddechu Luke'a.
- Wkrótce się uda – mruknął, po czym pochylił się, by zostawić pocałunek na moim czole.
- Obiecuje – było ostatnią rzeczą, jaką usłyszałam, zanim moje powieki stały się zbyt ciężkie.
-'-
Z miękkim dźwiękiem obudziłam się ze snu. Bezwładne ciało Luke'a wciąż było w tej samej pozycji co wcześniej, jego oczy były zamknięte prawdopodobnie nadal spał.
Minęło trochę czasu, zanim moje oczy przyzwyczaiły się do jasnego światła, porannego słońca, śnieg zniknął. Najwyraźniej temperatura gwałtownie wzrosła. Nadal było chłodno, ale w pewien sposób jednocześnie przyjemnie.
Wciąż słyszałam jakiś szelest, przełknęłam ślinę i klepnęłam Luke'a w ramię, żeby go obudzić.
- Luke, Luke obudź się – odetchnęłam.
Osoba, którą wołałam, narzekała niezrozumiale, zanim otworzyła oczy i spojrzał na mnie sennie.
- Co się dzieje? Coś się stało? – zapytał nagle rozbudzony, pocierając zmęczone oczy.
-Obudził mnie dziwny hałas. Obawiam się, że to może być Dan lub ktoś z jego ludzi... - powiedziałam mu i usiadłam ostrożnie, żeby wyjrzeć ponad pnie drzew.
- Luke – przełknęłam ślinę.
Łzy napłynęły mi do oczu, gdy zobaczyłam kompletnie oszpeconego Setha.
Nie czekając na reakcję Luke'a, podskoczyłam i pobiegłam w jego kierunku, ledwie mógł się ruszyć. Kiedy mnie zobaczył, jego mniej rozpoznawalne rysy twarzy nieco się rozluźniły i opadł na podłogę.
- Seth co się stało? O mój Boże. Luke, potrzebuje pomocy! – krzyknęłam, ocierając raz po raz delikatnie twarz Setha.
Jego krew tkwiła między moimi placami, nie miałam nawet czasu o tym myśleć. Chłopak wyglądał naprawdę źle.
Kilka głębokich ran zdoiło jego ciało, wyglądały na bolesne. Krew moczyła jego ubranie. Intensywnie przełykając gulę, przeczesałam placami przez włosy i spróbowałam znaleźć rozwiązanie tego problemu.
- Seth, nie śpij. Zrobimy to, wszystko będzie dobrze – powiedziałam.
Luke podszedł do nas i zszokowany spojrzał na przyjaciela.
- Co się stało? Seth, kto ci to zrobił?- zapytał drżącym głosem.
- D-Dan... On... Zabił Jacksona i zabrał ze sobą Dimitria. Powinienem ci wysłać wiadomość... - ranny wyjąkał i sapnął. Jego słaba dłoń sięgnęła do kieszeni marynarki i wyciągnęła złożoną kartkę i mapę, którą mu wręczył.
- Musisz znaleźć D-Dimitria, a w przeciwnym razie on go zabije. Pozwól, że wrócę i zobaczę – wyszeptał, zamykając słabo oczy.
Moje łzy słynęły, dziko potrząsnęłam głową. – Nie pójdziemy bez ciebie, wszystko będzie dobrze, słyszysz Seth, wszystko będzie dobrze – płakałam na jego prawie martwym ciele. Chwyciłam go za rękę i delikatnie pogładziłam.
- Luke, dobrze się nią opiekuj, nie pozwól jej odejść – odetchnął, a Luke skinął głową.
Oddech Setha osłab, aż w końcu jego głowa opadła na bok, a jego prawda dłoń powoli wysunęła się z mojej.
- Nie – wyszeptałam, wydając krzyk, zanim potrząsnęłam jego ramieniem.
- Seth, Seth, proszę. Otwórz oczy i spójrz na mnie. Seth – szlochałam, Luke siedział obok mnie, niezdolny do powiedzenia czegokolwiek.
Spojrzał na swojego martwego przyjaciela, łzy błyszczały w jego oczach.
- Liz, to już nie ma sensu – mruknął, obejmując mnie ramieniem, żeby mnie podciągnąć.
- Nie, nie. Nie Luke, pozwól mi odejść. Nie waż się mnie dotykać. Zostaw mnie w spokoju – krzyknęłam, czując jego ramiona, które dopiero mnie podniosły i odsunęły od Setha.
Rycząc, uderzyłam Lukea tak mocno, chciałam, żeby mu pomógł.
- Luke pozwól mi odejść, musimy mu pomóc. Proszę, pozwól mi odejść – płakałam w jego ramię, ostatni raz spoglądając na zwłoki mojego dobrego przyjaciela, podczas gdy Luke odciągał mnie od niego.
- Elizabeth, już jest za późno. Uległ urazom i zostawił nas. Musimy szukać Dimitria, nie wiem, jak daleko odeszli, nie możemy stracić i jego. Zawsze pamiętaj, teraz Sethowi jest lepiej – powiedział spokojnym tonem, głaszcząc mnie przez chwilę.
Nie mogłam przestać płakać, ból straty był zbyt duży.
- Cii, wszystko będzie dobrze – powiedział, ciągnąc mnie do przodu, żebyśmy jak najszybciej wyszli z lasu.
W odpowiedzi potrząsnęłam głową. Wszystko we mnie było złamane, nie mogłam uwierzyć, że nie żyje. Jego życie było o wiele za krótkie, nie zasługiwał na to. Nie zasługiwał na tak wczesne opuszczenie świata.
- Luke nie wiem jak długo dam radę. – zawyłam, opierając głowę na jego piersi, łzy wysychały mi na twarzy, ale wewnętrznie wciąż płakałam.
- Liz, uda nam się – powiedział, zanim ruszyliśmy znowu dalej, wskazał palcem.
Moje oczy podążyły za nim, przez co ujrzałam wyjście przed nami.
- Nie mogę już tego zrobić, nie mogę tego znieść – powiedziałam, opierając się o małe drzewko obok mnie.
- Jesteśmy tak blisko mety, wszystko, co musimy zrobić to podążać drogą, a potem dotrzemy do następnego miasta, otrzymamy pomoc i doprowadzimy cię w bezpieczne miejsce...
Nie pozwoliłam mu skończyć.
- Luke, co chcesz powiedzieć policji? Szukają nas wszędzie i na pewno nie uwierzą w tę szaloną historię. To beznadziejny przypadek.
- Nie powiedziałbym tego. Seth wysłał mi wiadomość od Dana, chce ze mną rozmawiać. Dlatego dał mu mapę. Został na niej zapisany stary dom na samym skraju następnego miasta. Jestem pewien, że tam na mnie czeka. Odpowiedź jest bardzo niebezpieczna, ale możemy przez to przejść. Muszę uratować przyjaciela. Kiedy już zdobędziemy zasięg, zadzwonię po taksówkę, aby zabrała cię do następnego największego miasta, poza tym niebezpieczeństwem – poinformował mnie, a potem skrzyżował ramiona na piersi.
- Z pewnością nie pojadę sama do obcego miasta. Luke nie możesz próbować mnie odesłać, znowu. Trzymać mnie niby z daleko od niebezpieczeństwa, bo już tym wszystkim jestem – odparłam.
Śmierć Setha wciąż była w moich kościach, więc nie obchodziło mnie, co się stanie, nie mogło być gorzej. Ciągle starałam się przestać myśleć o jego krótkim życiu, w przeciwnym razie na pewno dostałabym załamania nerwowego.
- Ale nie mogę ryzykować, że coś ci się stanie. Nigdy bym sobie nie wybaczył. Poza tym obiecałem Sethowi, że się tobą zajmę – powiedział szeptem.
- Nigdy bym sobie nie wybaczyła, jeśli by ci się coś stało, gdy jestem bezpieczna. Przechodzimy teraz przez to razem, Seth nie chciałby, żebyśmy się rozdzielili – zdecydowałam, przeskakując nad wszystkim, co mnie przerastało, ponieważ wcale nie byłam taka odważna.
Szczerze mówiąc, bałam się tego, co nadchodzi.
- Więc chodźmy – powiedział w końcu, krzyżując palce.
Jasne słońce oślepiło mnie na kilka sekund, gdy wychodziliśmy z zarośli i weszliśmy w pustą polną drogę.
Kiedy chcieliśmy je przekroczyć, aby wejść do małej wioski, która była naprzeciwko nas, zatrzymał się samochód, a my schowaliśmy się w rowie, żeby kierowca nas nie widział. Samochód minął nas, zamyśliłam się, ledwo ufałam oczom, to nie mogło być prawdą.
- Elizabeth? Wszystko w porządku? – zapytał Luke, patrząc na mnie.
- Tak – skłamałam, próbując rozwiać myśl, że kierowcą był mój ojciec.
Niby dlaczego i on miał tu być? W końcu myśli, że jestem martwa. Pomyślałam, mrużąc oczy na chwilę, by się uspokoić.
- Jesteś pewna? – zapytał, a ja skinęłam głową, zanim wstałam i opuściłam naszą przedwczesną kryjówkę.
Korzystając z mapy, przeszukaliśmy ulicę, na której znajdował się ten dom, w którym Dan miał czekać na Luke'a. Jak dotąd bezsukcesu. Trudno było też nie zwracać na siebie uwagi, szukać domu jednocześnie się ukrywając. Luke w końcu zrezygnował i dał mi mapę, gdy szukał kogoś, by zapytać o dom. W międzyczasie przestudiowałam mapę i spróbowałam się czegoś dowiedzieć.
- Liz prawie już jesteśmy. Kobieta powiedziała, że musimy iść tylko do końca, dom znajduje się na skraju najbliższego lasu i według niej nikt tam nie mieszka od dłuższego czasu – oznajmił.
To byłoby idealne miejsce spotkania... nikt by niczego nie zauważył – zgodziłam się.
- Chodź, nie wolno nam tracić czasu – przypomniał mi, sięgając po moją rękę.
Byłam nieobecna, udawałam, że uważnie przyglądam się temu obszarowi i wchłaniam wszystkie szczegóły, w rzeczywistości myśląc o tamtym kierowcy. Czy to naprawdę może być mój tata? Powiedzieli w wiadomościach, że znalazł się nowy szlak, za którym podążył.
Wzdychając, ruszyłam dalej.
Luke spojrzał na swój telefon komórkowy, którego zegar wskazywał prawie jedenastą. Czas mijał, ulice zaczęły się wypełniać. Wciągnęłam kaptur kurtki mocniej na czoło, żeby nikt mnie nie rozpoznał.
- Wkrótce tam będziemy.
Droga wydawała się coraz ciemniejsza, ścisnęłam dłoń Luke'a nieco mocniej, ponieważ miałam złe przeczucie. Ponadto zaczął znów padać śnieg. Słońce wciąż stało wysoko na niebie i ogrzewały nasze przechłodzone ciała.
- Myślę, że to o to chodzi – powiedział Luke przez zaciśnięte zęby, wskazując na raczej zaniedbany dom.
Wzięłam głęboki oddech, zanim spojrzałam mu w oczy i pokiwałam głową.
Krótko ścisnął moją dłoń i pochylił się, by dać mi ostatni pocałunek. Był zbyt szybki, ale musiało nam to wystarczyć.
Potem weszliśmy po schodach, aż w końcu stanęliśmy na ganku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro