Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33 rozdział

ALESSIA

Minęły dwa dni, odkąd ciało w holu na dole zostało odnalezione, a ja nadal nie wiem, jak sobie z tym poradzić, nie mówiąc prowadzeniu normalnego życia.
Widok był okropny, a fakt, że znałam tę osobę, sprawiły, że w mojej głowie pojawiało się wiele myśli.
Poza tym informacja, że zabójca nie został schwytany i zniszczone kamery bezpieczeństwa, sprawiły, że poczułam dreszcze. Żyłam z lękami, szczególnie w nocy. Mój niepokój był tak ogromny, że jednej nocy wczołgałam się do łóżka Sheili płacząc w jej ramię.
Poza tym moja najlepsza przyjaciółka była nieodnaleziona, a minął już tydzień, policja przerwała poszukiwania, uznając ją za martwą!! Kolejny powód, by zwariować.
Poddali się, przestali oczekiwać, na jakikolwiek znak życia, a ja musiałam patrzeć bezradnie, ponieważ nie mogłam nic zrobić. Z każdym dniem stawałam się coraz bardziej bezradna, zamknięta w sobie, ledwie rozmawiałam, po prostu pragnąc siedzieć w pokoju.
Nawet przyszła mi do głowy myśl o porzuceniu colleagu, nie miałam siły, by chodzić dalej. Brakowało mi motywacji.
Nawet Ashton nie mógł mnie złapać, odsunęłam się od niego. Odepchnęłam wszystkich. Odległość między nami wzrosła. Mimo że bałam się, że rozstanie się ze mną, po prostu nie miałam odwagi porozmawiać o moich uczuciach.
Szczerze mówiąc, czułam się, jak najbardziej bezużyteczna osoba na świecie, nigdy nie czułam się gorzej.
Może nie zostałaby porwana, gdybym została z nią na przyjęciu. Powinnam lepiej o nią dbać.
Prawdopodobnie byłam najgorszą przyjaciółką na ziemi.
W dzień po jej zniknięciu powiadomieni zostali rodzice i przesłuchani tak my. Wszyscy jej przyjaciele musieli stawić się na policji, nawet nauczyciele byli przesłuchani i ludzie, z którymi nigdy nie miała nic wspólnego. Nawet rodzice Luke'a musieli się pojawić, w sumie chcieli, żeby sprowadzili Luke'a, ale nikt nie wiedział, gdzie jest.
Po raz drugi w tym tygodniu policja badała to miejsce pod kątem jakichś wskazówek zarówno śmierci młodego człowieka, jak i być może powiązanego z tym zniknięcia mojej najlepszej przyjaciółki.
Nie mogłam nawet wymówić jej imienia, nawet myśleć, było to zbyt bolesne.
Dzisiaj był pierwszy dzień, kiedy wyszłam z pokoju, aby odwiedzić Ashtona. To był pierwszy dzień, w którym zdecydowałam ponownie skontaktować się z moimi przyjaciółmi.
Zawczasu zapukałam w ciemne drzwi i czekałam, aż je otworzy. W rzeczywistości nie musiałam długo czekać, aż je otworzył, a ja spojrzałam w oczy, za którymi, rzecz jasna, okropnie tęskniłam.
Spojrzał na mnie zaskoczony, zanim jego wzrok zmienił się w łagodny. Potem wyciągnął rękę, by mnie przytulił. Uścisk, którego potrzebowałam bardziej niż cokolwiek innego. Tęsknił za mną, ale nie mogłam zmusić, by mu coś powiedzieć.
- Jak się masz? – zapytał Ashton, siadając na kanapie i zamykając za sobą drzwi, żeby móc porozmawiać ze mną w spokoju.
- Mam być szczera? – odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie, był nieco zaskoczony szorstkością mojego głosu.
Skinął głową, bym kontynuowała, a ja też skinęłam, próbując stłumić gorzki śmiech.
- Nigdy nie czułam się gorzej – było jedynym, które potrafiłam z siebie wyrzucić, zanim założyłam ręce na piersi i poczułam płonące łzy w oczach.
Szybko wytarłam twarz i odgarnęłam kilka zbłąkanych włosów na bok.
- Less, czemu nie pozwolisz, by twoje uczucia wypłynęły? Wiem, jak to zabawnie brzmi, ale powinnaś pozwolić sobie na rozpacz i płacz. Wiesz, że tak będzie lepiej – powiedział niskim tonem, słuchałam jego słów w ciszy.
Po chwili zabrałam głos.
- Ashton – powiedziałem drżącym głosem, po czym spojrzał mi głęboko w oczy, dopóki nie odsunęłam głowy, by uniknąć spojrzenia, ponieważ poczułam znowu łzy. Po raz kolejny przetarłam je, zakrywając sobie moje oczy.
- Wiesz... Boję się zacząć płakać, bo nie wiem, czy kiedykolwiek to zatrzymam – wyszeptałam, po czym przełknęłam ciężko, gdy mój głos zawiódł.
Mój towarzysz tak naprawdę nie wiedział, jak zareagować, w końcu westchnął, starał się stłumić współczujące spojrzenie, ponieważ wiedział, że to mi się nie podoba. A potem znów mnie przytulił, pozwoliłam, by moje łzy w końcu po długim czasie wypłynęły.
- Nic jej nie jest ? – Ashton próbował mnie przekonać, ale potrząsnęłam głową.
- Nie sądzę. Powiadomiłaby mnie o tym. Ashton wiem, że coś się stało. Liz została uprowadzona i nawet nie wiem, czy ona żyje. Nikt nic nie wie, nie możemy nic zrobić, tylko siedzieć i czekać na jakąkolwiek oznakę życia. To doprowadza mnie do szału. Nie wiem, czy chcę wiedzieć, gdzie jest moja najlepsza przyjaciółka. I nie wiem, czy chcę wiedzieć, czy wszystko z nią w porządku. Nienawidzę wszystkiego w tej sytuacji! – krzyczałam, stawałam się coraz głośniejsza, gdy nagle moje ciało zaczęło robić się wątłe. – Nie wiem, jak długo będę mogła to wytrzymać – wyszeptałam nagle, przełknąwszy ciężko ślinę.
- Wyjdź za mnie – powiedział nagle, a ja pomyślałam, że się przesłyszałam.
Zdezorientowana spojrzałam na niego, marszcząc brwi.
- Co? – zapytałam, czując się nieco zakłopotaną i wciąż nie dowierzając. Otarłam kolejne łzy, aby zobaczyć go wyraźniej.
- Wyjdź za mnie – powtórzył głośniej, zaciskając szczękę, gdy patrzyłam, jak wyciąga mały pierścionek z kieszeni.
- Ashton, ja... Jak dzisiaj możesz o to pytać? Moja najlepsza przyjaciółka zaginęła, nie mogę myśleć o ślubie! Jeśli... jeśli Liz jest martwa, trzeba wszystko przygotować, odpowiednio zorganizować i pożegnać... - zaczęłam, ale łzy znowu spłynęły. Ashton przycisnął usta do moich.
Pocałunek był intensywny i namiętny, nie mogłam go nie odwzajemnić. Odsunął się ode mnie, by spojrzeć na mnie i włożyć na palec pierścionek.
- Przyjmę to jako „tak" – zauważył, uśmiechając się, po czym znów mnie pocałował.
- Nie wiem, Ash... - powiedziałam w zamyśleniu, gdy zatrzymałam się na chwilę i zmarszczyłam brwi.
- Les, nie możesz zaniedbywać swoje życia, Liz by tego nie chciała. Tęsknię za nią ogromnie, ale jeśli nas opuściła, to musimy to zaakceptować, ona nie chciałaby niczego innego. Była twoją najlepszą przyjaciółką i zawsze tak będzie. Staraj się dobrze zapamiętać momenty, ponieważ wspomnienia pozostaną na zawsze – powiedział, a ja kiwnęłam głową. Moje oczy znów stawały się szkliste.
Poza tym jestem pewny, że jej rodzice zorganizują godne pożegnanie, dlatego nie musisz się o to martwić sama. Masz wokół siebie ludzi, którzy przeżyją ten trudny czas, a jeśli będą potrzebować pomocy, skontaktują się z tobą – kontynuował, mrugając do mnie z uspokajającym uśmiechem na twarzy.
- Prawdopodobnie masz rację – powiedziałam w końcu, wzdychając.
Zdałam sobie sprawę, że szkoda, że nie porozmawiałam z nim wcześniej, czułam się teraz o wiele lepiej niż wcześniej. Nawet moje wyrzuty sumienia nieco się uspokoiły.
- Zawsze mam rację – uśmiechnął się, a ja szturchnęłam go żartobliwie, a on mocno pociągnął mnie za dłoń, by mnie przytulić.
- W porządku, idę – powiedziałam, wyswobadzając się z jego uścisku.
- Do zobaczenia dziś wieczorem na kolacji? – zapytał mnie, zanim zdołałam otworzyć drzwi i wyjść na korytarz. Z uśmiechem skinęłam głową, zanim opuściłam pokój, a drzwi się za mną zamknęły.
Dwie pary oczu przyjrzały mi się uważnie, rozpoznałam Harry'ego i Louisa, którzy stali daleko ode mnie i najwyraźniej nie mieli odwagi się odezwać. Wiedziałam dokładnie, dlaczego tu byli, natychmiast zmienił mi się nastrój, spadł.
Powolnym korkiem podszedłem do tej dwójki, chciałam otworzyć usta, ale Harry mnie wyprzedził.
- My... Chcieliśmy zapytać, czy wiesz coś o zniknięciu Elizabeth? – smutek odbijał się w jego oczach.
Coś we mnie zaczęło pękać, to było okropne uczucie. Poczułam narastające poczucie winy, ale stłumiłam je, przypominając sobie słowa Ashtona.
- Nie ma nic. Policja przerwała poszukiwania, ponieważ nie mogła nic znaleźć. Żadnego tropu. Sądzę, że ojciec Liz może coś zdziałać – powiedziałam, a on ze smutkiem kiwnął głową.
- Jak tylko dowiem się czegoś nowego, dam znać – dodałam. Harry wyglądał, jakby miał się załamać nerwowo.
- Harry i ja czujemy się winni. Chcieliśmy się z nią spotkać na imprezie... inaczej miało być. Gdyby nie to, to nigdy by się to nie stało i Liz byłaby nadal z nami, to...
Nawet nie pozwoliłam, by Louis dokończył.
- Stop. Przestańcie się obwiniać. Liz by tego nie chciała. Nie jesteście winni, ja też nie, to był głupi wypadek, jeśli tak to można nazwać. Mnie zajęło trochę czasu, zanim to zrozumiałam, ale jedna osoba bardzo mi pomogła – początkowo zacytowałam Ashtona, mając nadzieję, że Lou i Harrry poczują się lepiej.
- Dzięki za twoje słowa, pomogły, Less – odpowiedział Louis, przyciągając mnie do siebie, Harry dołączył do uścisku.
- Nie ma problemu, chłopcy – odpowiedziałam, odrywając się od nich. Pomachałam im na pożegnanie, zanim wróciłam do pokoju.
W ciągu ostatnich kilku minut dużo powiedziałam, ponieważ przez ostatni tydzień mało mówiłam, miałam teraz dziwne uczucie komunikacji z innymi, ponieważ oni chcieli okazać swoją sympatię, mimo że nigdy wcześniej się nie interesowali.
Sheila czekała na mnie, spojrzała zaciekawiona, kiedy weszłam do pokoju.
Nasze stosunku się poprawiły, a ja zawdzięczam to Liz. Miło było dogadywać się ze współlokatorką; w ciągu ostatnich dni była dla mnie otwarta nawet w nocy, bardzo się z tego cieszyłam Była jedną z osób, z którą rozmawiałam.
Dzięki niej nauczyciele nie wysłali mnie do psychologa – nigdy nie powiedziałabym moich myśli zupełnie osobie – i skontaktowała się z moimi rodzicami, aby uspokoić ich na temat mojego zdrowie, ponieważ wtedy na pewno zabraliby mnie do domu.
- Jak się masz? Rozmawiałaś z Ashtonem? – zapytała, a ja skinęłam głową.
- I co? Wszystko w porządku? – wypytywała.
- Powiedziałabym, że nawet lepiej. Zapytał, czy za niego wyjdę! – wybuchnę łam podekscytowana, a ona otworzyła oczy.
- Gratulację! Cieszę się z waszego szczęścia. Przynajmniej jakieś dobre wiadomości w tym tygodniu. Kiedy ślub? I gdzie? Będziesz mieć miesiąc miodowy? Jak wygląda pierścionek? To takie ekscytujące! – paplała, a ja pierwszy raz od dawna się zaśmiałam.
- Oddychaj Sheila, musisz oddychać, uśmiechnęłam się dumnie, pokazując jej pierścionek.
- Liz byłaby z ciebie dumna – powiedziała spokojnym głosem, oglądając zaręczynowy pierścionek.
- Tak. Tak by było.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro