29 rozdział
ELIZABETH
Zmarznięta potarłam ręce, żeby wytworzyć trochę ciepła, klimatyzacja samochodu nie miała wysokiej temperatury, a do tego wciąż miałam na sobie strój z imprezy. Gęsia skórka owinęła moje ciało, tłumiłam drżenie.
Na autostradzie wiele samochodów przejeżdżało obok nas.
Mijamy też neony i tablice informacyjne. Następnie wielki znak na poboczu był słabo oświetlony, SYNDEY było napisane, a ja byłam zdenerwowana trochę bardziej z każdym kolejnym kilometrem.
Luke wpatrywał się, we mnie to było nieprzyjemne uczucie, wiedząc, że cały czas ktoś mnie obserwuje. Nie tylko oczy Luke'a, ale także Locke obserwował mnie za pomocą lusterka.
Odwróciłam oczy i potargałam włosy.
Kilka stłumionych myśli przelatywało mi przez głowę, a ja nie chciałam niczego więcej, jak tylko objąć moich rodziców, którzy powiedzieliby mi, że wszystko jest porządku.
- Będziemy tam niedługo – powiedział gość po mojej drugiej stronie, którego, prawdę mówiąc, trochę się bałam.
Moje oczy były skupione na czasie, który był wyświetlany za kierownicą. Było już po północy, bałam się wkraść po paszport.
Co powinnam powiedzieć, jeśli ktoś mnie złapie?
Przecież nikt nie ma pojęcia, co się działo od czasu imprezy, moi rodzice musieli się strasznie martwić, tak jak Less i wszyscy moi znajomi.
- Co się dzieje? – zapytał zaciekawiony Luke, spojrzałam na niego bez wyrazu.
- Patrzysz nerwowo – wyjaśnił, a ja machnęłam zirytowana. Dlaczego musiał się od razu martwić? Jego dawniejsza postać pojawiła się coraz częściej, powoli zastanawiałam się, czy kiedykolwiek ona odeszła, czy po prostu przybrał inną twarz dla swojego gangu, by być nietykalnym.
- To nic – powiedziałam szeptem, przygryzając dolną wargę, aby tłumić nadciągające napady złości.
Skręciliśmy w drogę, którą mogłam poznać jako tą, gdzie zemdlałam przez tych chłopaków. W ustach pojawił się gorzki smak.
- Sugeruję, żeby Lizzie sama poszła do pokoju i wzięła paszport, a ja i Luke będziemy uważać, czy nikt nie idzie – zasugerował Locke, wyłączył silnik, dając mu jeden z najlepszych śmiertelnych spojrzeń.
Pozostali ledwie uśmiechnęli się, zgadzając z nim.
Przewróciłam oczami i odpięłam pas, Luke już wysiadł i otworzył mi drzwi, nawet zaoferował mi rękę, którą chłodno zignorowałam, ponieważ moja uwaga była skupiona na dużym budynku.
Wszystko wyglądało tak samo, jak w dniu, w którym go zostawiłam.
Kampus był słabo oświetlony, ale nadal można było zauważyć czystość.
- Wygląda jak więzienie, powinnaś się cieszyć, że możesz z nami uciec.
Wpatrywałam się w niego gniewnie, to nie trwa długo, zanim moja cierpliwość się skończyła, a ja dałam mu liścia w twarz.
- Dimitri wystarczy – wtrącił się Luke, zanim zdążyłam coś powiedzieć.
Udało mi się kontrolować, kiedy szłam w stronę holu, mając nadzieję, że nie był zamknięty. Normalnie – o ile dobrze wiedziałam – nawet w tym czasie ktoś siedział na informacji i wykonywał różne prace. Moa wiedza mnie nie zawiodła, kiedy zaszliśmy przed duże szklane drzwi, zauważyliśmy nędzne światło przy blacie.
- Co niby teraz mamy robić? Nie mogę po prostu pojawić się w środku nocy, a potem znowu zniknąć. Wszyscy mnie szukają, na pewno ktoś zgłosił, że zaginęłam – zauważyłam, drapiąc się po głowie, gdy gęsia skórka rozciągnęła się nawet na nogach, drżałam.
- No Locke i co teraz?
Chociaż znałam jego imię, fajnie było nazywać go pseudonimem, tym bardziej że miał mnie odwagę nazwać mnie Lizzie.
- Dimitri, chodź ze mną. Będziemy rozpraszać uwagę, żeby Liz mogła się prześlizgnąć i zabrać paszport – powiedział Luke.
- Będzie problem. Nie mam kluczy, a w nocy zawsze jest zamknięte – poinformowałam ich, co spowodowało zirytowane prychnięcie.
- Spinkę do włosów masz?
- Dlaczego? – chciałam wiedzieć.
- Lizzie, nie oglądasz filmów detektywistycznych? Trzeba więc to zmienić, informacje stamtąd są czasem przydać w sytuacji taka jak ta – Locke oskarżył mnie drwiącym tonem.
- Więc zacznijmy, Liz pamiętaj, że nie możesz z nikim rozmawiać. Ani z Less, ani z Ashtonem z nikim. Jasne? – zapytał Luke z poważną miną. Skinęłam głową w odpowiedzi, po czym weszli i ruszyli prosto w stronę informacji.
Nerwowo przeciągnęłam palcami przez włosy, czekając na jakiś znak.
Dimitri rozmawiał z kimś, gestykulując dziko w powietrzu, Luke odwrócił się i prawie niezauważalnie skinął. Cicho otworzyłam drzwi i szybko przemknęłam przez hol.
Nieco dalej, usłyszałam zamykane drzwi i wzdrygnęłam się, ale skręciłam za róg.
Na szczęście drogę już pamiętałam, ponieważ w tym ogromnym miejscu mogłam się zgubić. Nie korzystałam też z żadnej windy, nie chciałam ryzykować, dopóki nie dotrę do celu.
Z niepokojem przyspieszyłam kroku, biegnąc po schodach, aż w końcu dotarłam do pokoju. Drżąc, wyciągnęłam spinkę z włosów, a moje oczy przesunęły się po korytarzu, czy nikogo nie ma, zanim uklęknęłam i zaczęłam pracować nad zamkiem.
Kropelki potu pojawiły się na moim czole, bałam się, że to nie zadziała.
Po niespełna dwóch minutach wciąż nie udało mi się otworzyć, stałam się nie spokojna, ale w końcu usłyszałam ciche kliknięcie, mogłam z łatwością otworzyć drzwi.
Zrobiło mi się gorąco, przełykając, zamknęłam za sobą drzwi, wpinając spinkę we włosy. Powoli przeszłam przez pokój, prawie dostałam zawału serca, gdy Sheila cicho chrapnęła. Podeszłam do mojego łóżka, gdzie rozłożyła się Less, mocno ściskając moją poduszkę, ten widok sprawił, że łzy napłynęły mi do oczu.
Szybko wytarłam powieki i skoncentrowałam się na powodzie, dla którego w ogóle tu byłam.
Mój paszport znajdował się gdzieś w mojej torebce, wiec po prostu ją chwyciłam. Nie była aż tak duża i na pewno nie zauważą szybko, że zniknęłam, do niej wetknęłam jeszcze jensy i koszulkę, Ale też buty, tylko Vansy pasowały. Miałam naprawdę dość tej obcisłej sukienki i butów, nie obchodziło mnie, co powiedzą inni.
Szelest, za mną sprawił, że poczułam zdenerwowanie. Już miałam wyjść spokoju, kiedy usłyszałam jej głos.
- Liz? – moja najlepsza przyjaciółka, zapytała sennie, pocierają zamkniętymi oczami.
- Less, śpisz. To tylko sen. Czuję się dobrze, ale muszę iść, żebyś mogła dalej spokojnie spać – szepnęłam, robiąc to jak najciszej, tak by nie obudzić Sheili tym nonsensem.
- To tylko sen – powtórzyła, mamrocząc słowa i odwracając się na drugą stronę.
Poczułam ulgę, odgarnęłam włosy i wyszłam z pokoju.
Sytuacja na korytarzu byłam taka sama, przemknęłam do schodów.
Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy rozpoznałam ponurą postać zmierzającą w moim kierunku, prawie krzycząc i budząc cały uniwersytet.
- Czy ty się dobrze czujesz? – zakpiłam z niego niskim tonem, poprawiłam torebkę, która mi nieco opadła.
- Zmiana planów. Gość z informacji cię zobaczył i chciał zadzwonić na policję.
Otworzyłam szeroko oczy.
- I co z nim? Musimy znów uciekać? – wyszeptałam.
- Dimitri go ma... naprawia ten problem. Chodźmy, zanim ktoś jeszcze coś zauważy. Musimy się spieszyć. Dalej.
Luke chwycił mnie za rękę, jego palce mocno zacisnęły się na mojej. Nie miałam czasu pytać, co miał na myśli, mówiąc „ naprawia ten problem" mówiąc szczerze, byłam szczęśliwa, że się nie dowiem.
Odpowiedź, znalazłam, gdy przechodziliśmy przez hol i zobaczyłam krew na ladzie.
Poczułam się źle.
Dimitr wszedł przez szklane drzwi prawie w tym samym czasie.
- Czy udało ci się skutecznie pozbyć monitoringu? – zapytał Luke, kiedy przechodziliśmy przez parking.
- Tak, na szczęście nie tak trudno je znaleźć. W przeciwnym razie mielibyśmy poważny problem, stary – odparł spokojnie Locke, zacisnęłam usta, nie mogłam się oprzeć swoim myślą. Chciałam tylko potwierdzić, czy to było to, o czym myślałam.
- Dlaczego?
- Luke strzela do gościa na tych nagraniach. Zdecydowanie musisz się nauczyć kilku rzeczy, maleńka – Dimitri odpowiedział na moje pytania, a mi nadal było niedobrze.
Może Luke jednak się zmienił.
- Chłopacy ogarnęli jeszcze trzy samochody, podczas naszej akcji, wiec się podzielimy. Furgonetka zostaje na parkingu, prześladowcy mogą próbować wyśledzić nasze auto. Nasza trójka i Jackson wsiadamy do Dustera, inni biorą Range Rovera albo Audi – wyjaśnił Luke, ciągnąc mnie w kierunku brązowego samochodu.
- Jak udało wam się znaleźć trzy nowe, drogie samochody w tak krótkim czasie.
- Kontakty – Mrugnął do mnie Luke, otwierając drzwi, żebym mogła usiąść na tylnym siedzeniu obok Jacksona, na tylnym siedzeniu. Na szczęście między nami było wolne miejsce, jakoś się tak jego bałam.
Dimitri ponownie zajął miejsce za kierownicą, Luke na miejscu pasażera. Kontaktuje się z resztą za pomocą telefonu i ogarnia, że spotkamy się wszyscy na lotnisku. Miałam wiele pytań, na przykład jedno z nich to, skąd wzięli na to wszystko pieniądze?
Kolejne, kto nas ścigał i komu mogę zaufać?
Wyczerpana, oparłam głowę o zimną szybę, wciąż nie mogąc uwierzyć, że Luke mógłby zabić człowieka.
Miał broń.
Łzy spłynęły mi po policzkach, miałam nadzieję, że nikt nie zauważy, że płaczę, nie chciałam wyjść na słabą. Chciałam pokazać siłę, choć nie mogłam znieść myślenia o scenariuszu, w którym Luke zastrzelił mężczyznę.
Nie wiedziałam nawet, czy kiedykolwiek będę w stanie poradzić sobie w tej sytuacji.
Moje ciało wydawało się niewiarygodnie puste, odważnie wytarłam łzy, ale nie umknęło to oczom Luke'a, który obserwował mnie przez lusterko wsteczne. Zagryzłam wargę, a potem odwróciłam wzrok i spojrzałam w rozgwieżdżone nieb.
Przyjaciele są jak gwiazdy. Nawet jeśli ich nie widzisz, zawsze są po twojej stronie.
Czar był jedynym przystankiem, jaki miałam w tej chwili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro