22 rozdział
ELIZABETH
To był drugi dzień po egzaminach, co oznaczało tylko jedno, bal.
Nerwowo bawiłam się szlufką, przy moich dżinsach, zastanawiając się, gdzie schowałam karnawałową maskę.
- Kochanie nie znalazłaś jej jeszcze? – Zapytała moja mama, wstawiając głowę przez otwarte drzwi.
- Nadal nie mogę, jestem tu już pół godziny – przyznałam, posyłając w jej stronę zirytowany wyraz twarzy.
Wydawało się, że zastanawiała się przez chwilę, a potem odezwała.
- Czy próbowałaś poszukać jej na strychu? Może tam znajdziesz coś pożytecznego. Nawiasem mówiąc, twój ojciec chce potem z tobą porozmawiać. Zanim wyjdziesz, zajdź do jego gabinetu, dobrze?
Odpowiadając jej, po prostu skinęłam głową, a potem bez słowa opuściłam pokój, aby wyjść na strych.
Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem, pomieszczenie sprawiało wrażenie bardzo ponurego. Przycisnęłam rękę do włącznika i w następnej chwili zrobiło już się jasno, światło LED nie pasowało do tego ogromnego pomieszczenia. Drewniane belki wyglądały na dość stare, trochę bałam się, że w końcu się zawalą. Styl tej części domu, nie pasował do nowoczesnego wystroju, ale podobał mi się z jednego powodu: było w tym coś magicznego.
Wzdychając, zaczęłam grzebać w pudełkach i szukać rzeczy, której tak bardzo potrzebowałam.
Bal rozpoczynał się już za cztery godziny, a około pół godziny wcześniej umówiłam się z moimi przyjaciółmi. Wciąż nie mogłam naprawdę zrozumieć, że udało im się mnie przekonać. Miałam Cala po jednej i Michaela z drugiej, nie mogłam w pełni zrozumieć, dlaczego obaj chcieli pójść tam ze mną.
Następnie podniosłam pokrywę pudła i przetrząsałam zawartość.
Były tam różne rzeczy, w tym zdjęcia starszej rodziny, albumy, listy i wspomnienia z jednej czy drugiej części mojego dzieciństwa. Uśmiechając się, odłożyłam wszystko starannie w pudle i rozejrzałam się za innymi miejscami, w które mogłabym zajrzeć i poszukać maski.
Odkryłam kosz, w którym było kilka ubrań ułożonych na sobie i postanowiłam to przejrzeć, tym bardziej że były to stare kostiumy karnawałowe i na Halloween.
Kilka minut później podłoga została zasłana ubraniami, a akcesoria były schowane na samym dole. Chciałam zrezygnować z poszukiwania maski, gdy odkryłam tkaninę w kremowym kolorze, wyhaftowaną lśniącymi wzorami.
Szczęśliwa wyciągnęłam ją i postanowiłam sprawdzić, czy nadal jest w formie.
- Liz jesteś tam? – usłyszałam ojca i się skrzywiłam.
Tak, jestem tutaj – zawołałam, podnosząc wszystkie rzeczy leżące na podłodze, a następnie wsunęłam je z powrotem do kosza.
- Chciałbym z tobą krótko pogadać, czy przyjdziesz do mojego biura, proszę? – zapytał, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam go stojącego na podeście.
Pokiwałam głową, zdjęłam maskę z twarzy i podążyłam za nim.
Na schodach, przeoczyłam jedno zejście i prawie się potknęłam. Byłam ciekawa wiadomości, które chciał mi przekazać. Najwyraźniej było to ważne, ponieważ przecież nawet mama prosiła mnie, żebym wpadła do biura taty, zanim przygotuje się do balu.
- Co jest takie ważne? – zapytałam, gdy przekroczyłam próg, nerwowo skubałam skórki przy paznokciach.
Moje oczy przesunęły się na biurko, gdzie Luke i ja prawie pocałowaliśmy się po raz pierwszy. Brudne stosy papierów wciąż zajmowały na nim miejsce.
Wyparłam wspomnienie tego dnia i zwróciłam moją całą uwagę na tatę.
-To nic poważnego, chciałem tylko prosić cię o częstsze treningi podczas wakacji czy wolnego w college'u i poinformować, że miejsce, w którym znajduje się twoje mieszkanie, zostanie zburzone.
Uśmiechnęłam się na pierwszą część zdania, ale co do drugiej mojej oczy rozszerzyły się w szoku.
- Dlaczego go wyburzają? – zapytałam, marszcząc brwi.
- Właściciele nie mają pieniędzy, kupiło je miasto i zdecydowało się je zburzyć, aby postawić tam centrum handlowe.
- Centrum handlowe – powtórzyłam jego słowa z niedowierzaniem.
Prawie płakałam, bo nie chciałam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.
Budynek, w którym Luke i ja zbliżyliśmy się do siebie po raz pierwszy, dzieląc ze sobą tak wiele chwil, zostanie zburzony, żeby miasto mogło wybudować sobie kolejne centrum.
Prawie prychnęłam, przeczesując włosy, które opadły bezwładnie na moje ramiona.
- Liz, wszystko w porządku? Wyglądasz dość blado.
Pokręciłam głową i machnęłam. – Kiedy muszę się wynieść?
-Zadbamy o to, kiedy będziesz po balu, a dyplom będzie w twojej kieszeni.
Przytakując, opuściłam pokój i ruszyłam do góry, masując dłonie.
Moja suknia była schludna i piękna na wieszaku, który wisiał w szafie. Cienka kurtka, która wzięłabym w rękę, była tuż obok. Torba, buty i kolczyki ładnie uszykowane na stole.
Usłyszałam za sobą kroki i zobaczyłam mojego psa, któremu ostatnio nie poświęcałam za dużo uwagi. Uśmiechnęłam się i odłożyłam maskę obok inne rzeczy i uklęknęłam, aby podrapać Socke za uszami.
- Możesz być szczęśliwy, że jesteś psem, dzięki temu masz mniej problemów w swoim życiu.
Jasne, psie oczy patrzyły na mnie pytającym wzrokiem, objęłam małe ciało. Ciepły oddech wydobywał się z psyka Socke i przyprawiał mnie o gęsią skórkę, miękkie futro gładziło moją nagą skórę. Z dołu usłyszałam gwizd mojej mamy.
- Socke? Gdzie jesteś? Spacer! – rozbrzmiewało echem w całym domu, a ja poklepałam pieska po ciele, gestem nakazałam mu pójść do mamy.
Zadowolona i trochę rozkojarzona, poszłam do łazienki i odkręciłam kran z wanny. Potrzebowałam relaksującej kąpieli z bąbelkami, zanim będę mogła dalej ruszyć z przygotowaniami.
Sprawdziłam, jak ciepła jest woda, zdjęłam ubrania, zanim zamknęłam drzwi do łazienki, i weszłam do wody. Piana przyczepiła się do mojego ciała, gdy usiadłam, odchyliłam się z przyjemnością.
Mój telefon leżał obok wanny, wysuszyłam ręce, wypuściłam wodę i wzięłam go w rękę.
Wciąż nie otrzymałam żadnej wiadomości od Luke'a, wiec napisałam do niego jeszcze raz, tłumacząc, że martwię się o niego. Chociaż byłam trochę zła, bałam się, że zrobi coś złego.
Wygramoliłam się z wanny, złapałam ręcznik, owinęłam się nim, wtulając w aksamitną tkaninę.
Kiedy stanęłam przed lustrem i zaczesałam włos, pomyślałam o dzisiejszej nocy. Nie byłam jeszcze taka pewna, czy będę umieć dobrze się bawić, zbyt wiele miałam w głowie. Pewnie było to, że chciałam jak najlepiej wykorzystać ten wieczór.
Może będzie też dobrym rozproszeniem, dla wszystkich incydentów z ostatnich dni.
Z komody w pokoju wyciągnęłam bieliznę, założyłam ją, gładząc ogoloną skórę. Potem odłożyłam ręcznik i inne rzeczy na obok ruszając do sukienki. Zegar ścienny powiedział mi, że mam zaledwie dwie godziny, do umówionej godziny. Nie trwało to długo, zanim cienka tkanina przyzwyczai się do mojej skóry. Potem musiałam zająć się włosami.
Postanowiłam zostawić je w normalnym stanie, co oznaczało lekkie loki.
Moim zdaniem jednak czegoś brakowało tej stylizacji. Nie wiedziałam dlaczego, ale chciałam, aby mój strój był perfekcyjny.
Rozejrzałam się po pokoju, za czymś, co mogłoby dopełnić mój styl. Z czapką mogłam wyglądać źle, opaskę uznałam za nieodpowiednią na tę okazję. I wtedy odkryłam koronę, która od wielu lat, bez względu na dom, stała na półce.
Myśląc, wzięłam ją do ręki i podeszłam do lustra.
Ułożyłam ją w moje naturalnie ułożone włosy i spojrzałam w odbicie, to było to, doskonałe i jednocześnie wspaniałe uzupełnienie, którego szukałam od początku.
Spojrzałam na zegarek i zrozumiałam, że muszę już iść, schowałam do torebki telefon i maskę, wzięłam klucz. Podniosłam buty i założyłam kolczyki tuż przed zejściem po schodach.
Tata już czekał, najwyraźniej zgodził się mnie zawieźć.
- Gdzie muszę cię zabrać? Zrobimy wam zdjęcie?
- Przed szkołę, my umówiliśmy się przy wejściu, żeby razem wejść na salę, gdzie jest cała impreza. Nie tato, to nie jest konieczne. Nie jestem pewna, czy chce później pamiętać ten dzień – powiedziałam, niezdecydowanie wkładając buty, które miały większy obcas.
- To nie była bezpośrednia odpowiedź na moje pytanie. Kochanie, nie martw się. Jestem pewien, że będziesz się dobrze bawić – zaśmiał się, zakładając marynarkę na ramiona.
- Po prostu zaparkuj przed szkołą – powiedziałam krótko, uśmiechając się do niego. Razem wsiedliśmy do samochodu, mama wciąż nie wróciła ze spaceru z Socke, jaka szkoda. Chciałabym jej pokazać moją sukienkę.
Może później mi się uda.
Podróż była stosunkowo cicha i przypomniałam sobie, że jestem winna trochę pieniędzy.
Wjechaliśmy na ulicę mojej szkoły, samochód zwolnił, aż w końcu zatrzymał się przed bramą szkoły.
- Tato, możesz dać mi trochę pieniędzy? – spytałam potulnie.
Wyciągnął swój portfel i wręczył mi dość wartościowy banknot, spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Tata tylko mrugnął do mnie.
- Baw się dobrze.
- Dzięki, tato.
Jego oczy miały dumny blask, z jakiegoś powodu, który mnie rozradował. Chciałam już tylko zamknąć drzwi, gdy jego głos zatrzymał mnie na chwilę.
- I Elizabeth? Wyglądasz pięknie.
Prawie uronił łzę, nie pozwoliłam na to, chwytając jego dłoń i krótko ją ściskając.
Tym razem naprawdę zamknęłam za sobą drzwi samochodu i ruszyłam chodnikiem, co nie było takie proste w tych butach. Zdecydowałam się, że będę częściej nosić obcasy, tak żeby w pewnym momencie móc nawet biegać.
Wyjęłam maskę z torby i włożyłam ją na czubek nosa. Wokół mnie było wiele ludzi, których tożsamości nie mogłam rozpoznać, ponieważ większości z nich i tak nie znałam.
Westchnęłam, stając pod ścianą i czekając, aż przyjdą moi przyjaciele. Tymczasem ponownie sprawdziłam wiadomości, jednak wciąż skrzynka była pusta. Powoli zaczęłam się poważnie martwić.
Jeśli wkrótce się ze mną nie skontaktuje, prawdopodobnie udam się na policję. Chyba nie mogę przeprowadzić wywiadu z jego rodzicami, ponieważ go wyrzucili.
Myślałam o tym, jak to wszystko było złe.
Nawet gdybym wpadła w największe kłopoty, moi rodzice nigdy nie posunęliby się tak daleko, żeby mnie wyrzucić.
- LIZ! – piszczący głos wybudził mnie z myśli i rozpoznałam moją najlepszą przyjaciółkę w jej pięknej sukni i dopasowanej masce, której wcześniej nie widziałam.
- Nie tak głośno – powiedziałam, kładąc dłoń na jej ustach, nie wszyscy mieli od razu wiedzieć, że to ja skrywam się pod kremową maską. Odsunęłam dłoń z jej ust, kiedy Ashton, a za nią dwaj inni faceci, którzy okazali się Calem i Michaelem podeszli.
Ash dołączył do swojej dziewczyny, a pozostała dwójka patrzyła na mnie uważnie, aż westchnęłam i stanęłam przy nich.
W naszej małej grupie przeszliśmy powoli przez plac, aż w końcu dotarliśmy do sali. Zdjęcia zostały zrobione za drzwiami, tym razem nie mogłam uciec. Uśmiechnęłam się krzywo, stojąc z moimi towarzyszami, a potem z Less i Ashem.
Zanim weszliśmy, oddałam jej pieniądze, które winna byłam za sukienkę.
Trochę zajęło mi czasu, zanim ją przekonałam, by to przyjęła.
Sala wyglądała... po prostu zapierała dech w piersiach, była ciemna, a na suficie, daleko, można było dostrzec lśniące gwiazdy.
Scena, na której stał DJ, a później królowa i król balu zostaną ukoronowani, była skąpana w niebieskim świetle.
Wszędzie były małe okrągłe stoły z lampami. Gwiazdy były również przyczepione do ścian, a blask rozproszony. Chociaż nie wiedziałam, co to wszystko ma wspólnego z drugą nazwą balu Ocalić ostatni taniec, to mimo to podobało mi się, atmosfera była urocza.
- Chcesz coś do picia? – zapytał Cal, uśmiechając się potulnie. Pokiwałam głową i ruszyłam z nim do bufetu.
W międzyczasie Michael zajął się pizzą.
Uznawałam to za zabawne, że na balu była serwowana pizza jak na jakiejś zwykłej imprezie, mimo to byłam pewna, że później muszę jej absolutnie spróbować.
Cal podał mi miskę napełnioną trunkiem, podziękowałam mu.
Rozejrzałam się po sali Less i jej chłopaka nigdzie nie było w pobliżu, a uczucie we mnie powiedziało mi, że tańczyli razem wolnego.
Ja nie pewnie zerknęłam na drinka, a gdy zdałam sobie sprawę, że smakuje całkiem dobrze, wzięłam większy łyk. Michael zaproponował mi kęs pizzy, a ja podziękowałam. Cal także był na przekąsce, byłam chyba jedynym członkiem naszej grupy, która nie upolowała żadnego jedzenia.
Właśnie wtedy odnalazłam Ashtona z dziewczyną, każde z nich miało po dwa kawałki pizzy z salami.
Mój żołądek się odezwał, ale nie chciałam teraz jeść.
- Pójdę szybko zapalić – przeprosił Calum, przedzierając się przez wszystkie tańczące osoby.
Zdezorientowana, spojrzałam na Michaeala, wzruszył ramionami.
- Od kiedy on pali? – zapytałam, wskazując na osobę, która szła do drzwi.
- Zapytaj mnie o coś łatwiejszego – powiedział ze śmiechem. Przytaknęłam, pozostając w chwili ciszy.
Nie była ona nie przyjemna, ale chciałam ją jakoś zakończyć.
- Masz ochotę potańczyć? – zasugerowałam.
Pokiwał głową i wyciągnął rękę.
Trzymając się za dłonie, przenieśliśmy się na parkiet, dostosowaliśmy się do raczej wolnej piosenki. Rozpoznałam Coldplay Sky of full stars.
Powoli kołysaliśmy się w przód i w tył do rytmu. Fajnie się z nim tańczyło, ale wydawało się to być... złe.
Ostrożnie oparłam brodę na jego ramieniu, gdy zaczęła się kolejna piosenka.
Moje oczy zlustrowały wejście, a kiedy zauważyłam osobę, która wydawała mi się znajoma, przestałam.
Michael natychmiast zauważył, że coś jest nie tak i spojrzał na mnie pytająco.
- Muszę do toalety, zaraz wrócę – przeprosiłam, a on skinął głową, i powiedział, że będzie czekać.
W następnej chwili przepchnęłam się przez wszystkie młode pary, które się całowały, aby podążyć za tą jedną osobą. Wysoki chłopak o blond włosach i czarnym smokingu przemknął do innego wyjścia, zrobiłam to samo.
Wyszłam na świeże powietrze i zobaczyłam, że przygotowano nawet tę część naszej szkoły.
Pawilon, który obtoczony był stawem, zdobiły światła, płonące podgrzewacze uniosły się na wodzie. Nawet w krzakach i wokół pni drzew leżałby kolorowe lampki, było to dość widowiskowe.
Dzięki programowi, który widziałam, przypomniałam sobie, że będzie tu nawet pokaz sztucznych ogni. Jednak ja wciąż ścigałam chłopaka. Kolor włosów, wyraźnie wskazywał, że musiał to być Luke.
Czy naprawdę przyszedł? Najpóźniej za chwilę się dowiem.
Postać pozostała nieruchoma pośrodku pawilonu, nie cofając się nawet o krok. Wahając się, postawiłam jedną stopę przed drugą i w końcu weszłam na schody. Prawą ręką przywarłam do balustrady i obserwowałam otaczającą mnie przyrodę, nie było tu ani jednej ludzkiej duszy, prócz nas.
- Luke? – zapytałam cicho, podchodząc bliżej, aż w końcu był na wyciągnięcie mojej ręki.
Młodzieniec odwrócił się i spojrzałam w jego oczy, ponieważ tylko one nie były zasłonięte przez maskę.
Coś było nie tak.
Poczułam nieprzyjemnie uczucie i spojrzałam jeszcze raz w oczy. Niewątpliwie były brązowe.
Czy Luke nie miał niebieskich...?
Ze strachem odwróciłam się i próbowałam uciec, ale zostałam złapana za nadgarstek i trzymana mocno.
- Pozwól mi odejść – krzyknęłam i kopnęłam, co nie zadziałało.
Facet wciąż trzymał mój nadgarstek i wciągał mnie po schodach.
Walczyłam, wszystko szalało mi w głowie. Desperacko rozglądałam się za innymi uczniami.
Zostałam przyciśnięta do drewnianej podłogi!, dłonie na mojej szyi. Byłam duszona, brakowało mi powietrza.
Mój napastnik nie odpuszczał, przysunął się bliżej, puściłam jego dłonie i zaatakowałam jego twarz. Nie myśląc, podrapałam go tak mocno, jak tylko mogłam i zostawiłam na czole delikatny krwawy ślad, ale maska wciąż siedziała na miejscu.
Palce jego drugiej ręki delikatniej już trzymały mnie za szyje, z ulgą, łapałam powietrze.
W następnej chwili znów zostałam przyciśnięta do desek.
Obie ręce znalazły się na mojej szyi. Wszystko przed moimi oczami zamazało się w jedno, wszystko zamarło, nie mogłam oddychać. W następnej sekundzie znów wszystko zobaczyłam a moje włosy, dotykały wody.
Moja ostatnia szansa polegała na tym, aby wsunąć stopę między nogi faceta, ale po prostu nie mogłam tego zrobić; byłam zbyt słaba.
Znów wszystko zniknęło na kilka sekund przed moimi oczami. Chciałem, żeby to się skończyło jak najszybciej, jak to możliwe, że nie odczuwałam bólu i pragnienia powietrza.
Nagle usłyszałam kilka głosów, które, podobnie jak obrazy przed moimi oczami połączyły się w jedno. Uścisk na mojej szyi ustąpił, a ja skorzystałam z okazji, by rzucić się do przodu z całą siłą.
Facet prawdopodobnie nie spodziewał się takiej reakcji, obaj wylądowaliśmy na twardej ziemi. Oszołomiona podtrzymałam się ramionami i rozejrzałam. Zajęło mi to chwilę, zanim się podniosłam, a potem zebrałam siły tak szybko, jak mogłam i uniosłam się na nogi.
Na chwiejnych nogach, kaszląc, ruszyłam szybko, by udać się z powrotem na salę. Obok mnie przeszło wielu znajomych z klasy, ale nigdzie nie mogłam znaleźć moich przyjaciół. Łapałam jeszcze łapczywie powietrze, moje płuca jeszcze nie działały dobrze. Ponieważ ludzie wychodzili przed wejście, nie miałam dużych szans na wejście do środka, każdy chciał wydostać się na zewnątrz, aby cieszyć się fajerwerkami.
Wiedząc, że mój prześladowca nie podda się tak łatwo, wzięłam nogi za pas, biegnąc korytarzem.
Skopałam moje buty z nóg, podniosłam je, poszukałam jeszcze szybko telefonu w torebce. Wybrałam numer ojca, ale ręce trzęsły mi się tak mocno, że mój telefon wypadł z ręki.
- Ty mała złośliwa suko! – usłyszałam ryczący za mną groźny głos, przestraszona zostawiłam telefon na ziemi i ruszyłam dalej.
Chociaż nie miałam absolutnie pojęcia czy drzwi są zamknięte, czy nie, to była moja jedyna szansa na ucieczkę. Kiedy zobaczyłam po drodze plastikowe kubki, a drzwi otworzyły się szeroko, wiedziałam, że tędy też można wejść do budynku szkoły. Może będą tam ludzie, którzy będą w stanie mi pomóc? Wysyłałam tysiące modlitw do Nieba, do Boga, nieco przyśpieszając kroki.
Mimo wszystko mężczyzna był ode mnie szybszy i cały czas się zbliżał, byłam przerażona.
Pobiegłam tak szybko, jak tylko mogłam przez próg i korytarz. Nie było widać ludzi, słyszałam, jak w tej chwili rozpoczyna się pokaz fajerwerek. Na sto procent nikogo nie było już w szkole.
Musiałam polegać na własnych umiejętnościach.
Na szczęście, wszystko tutaj było do siebie podobne, więc jeśli nie znasz tego miejsca, łatwo można się zgubić.
Wciąż skręcałam, dopóki nie minęłam kafeterii, a potem pobiegłam na pierwsze piętro.
Było ciemno, prawie nic nie było widać. Gdybym miała mój telefon, prawdopodobnie mogłabym już zadzwonić na policję, ale wciąż leżał na dworze, prawdopodobnie z zepsutym wyświetlaczem. Ruszyłam korytarzem do biura, oddychając regularnie, co było dla mnie bardzo trudne.
Z pewnością moja szyja była spuchnięta i przybierała nieprzyjemny kolor, z powodu siły, którą wcześniej odczuwałem. Korona zwisała z jednej strony mojej głowy, byłam zbyt zmęczona, aby podnieść prawą rękę i umieścić ją z powrotem na mojej głowie. Kiedy spojrzałam po sobie, doznałam szoku, moja sukienka była rozdarta z boku.
Nagle moja uwaga została rozproszona, ponieważ usłyszałam odgłosy kroków.
Serce podeszło mi do gardła, a krew zamarła w żyłach. Z największą szybkością udałam się za zakręt, a potem pozostałam na swoim miejscu. Jedyne dźwięki, jakie mogłam usłyszeć to mój urwany oddech, trzask fajerwerków i kroki. Próbowałam się uspokoić, ale to nie działało.
On by mnie zabił.
Facet, by mnie zabije, gdy mnie dotknie, i nikt tego nie zauważy, ani mi nie pomoże.
Byłam całkowicie zdana na jego łaskę.
Gdy kroki zbliżały się, poczułam zawroty głowy, wszystko kręciło się przed moimi oczami. Guz w gardle był tak wielki, że nie mogłam go nawet połknąć.
Płacząc, przycisnęłam się do ściany, próbując cicho szlochać. Kroki ucichły na chwilę, jakby się zatrzymały, ale trwało to niecałe trzy sekundy.
Cicho, wysłałam ostatnią modlitwę do Boga, zanim naprawdę zaczęłam płakać, ale wciąż cicho.
Nie mogłam się nawet pożegnać. Z moimi rodzicami, przyjaciółmi, z Luke'em, z nikim. Było tyle rzeczy, które chciałam powiedzieć Luke'owi; ile dla mnie znaczy i że kocham go bardziej niż cokolwiek innego.
- Halo? – zapytał głos, był miękki, ledwo mogłem go usłyszeć.
A potem skręcił za róg.
Rozpoznałam czarny garnitur i krawat nawet w ciemności, maska wciąż była na miejscu, miał brązowe włosy. Drżąc, podniosłam ręce w obronie.
- Proszę, nie rób mi krzywdy. Proszę... Proszę, pozwól mi żyć – wyjąkałam błagalnie i dalej cicho płakałam, gorące łzy pozostawiały płonący ślad na moich policzkach.
- Liz? – zapytał ponownie.
- Jeśli chcesz mnie zabić, zrób to wszystko – błagałam ponownie, łamiącym głosem przy końcu zdania.
- Chce umrzeć szybko, a nie wolno, nie chce być dręczona. Proszę, ja...
Nie mogłam dokończyć, bo wstrząsnął mną kolejny skurcz. Osoba przykucnęła, cofnęła się i wciąż dotykałam plecami ściany. Podniósł rękę, otoczył moje ciało swoim, drżałam pod jego ruchami. A kiedy otworzyłam oczy, ponieważ nic się nie wydarzyło, spojrzałam na mężczyznę naprzeciwko mnie, złapałam oddech.
Jego dłonie dotknęły maski i zdjęły ją; niebieskie oczy spotkały się z moimi.
- Hej, co jest z tobą nie tak? – zapytał Luke, kładąc maskę w prawą rękę i patrząc na mnie z troską. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej, mocniej niż kiedykolwiek wcześniej w moim życiu.
- Luke... czy to naprawdę ty? – zadałam pytanie, a kiedy skinął lekko głową, wpadłam w jego ramiona, pozwalając by moje uczucia oszalały.
- Dlaczego to nie miałbym być ja? – zapytał, całując mnie w czubek głowy.
- Ponieważ, ubiór, maska. Ktoś był tak samo ubrany. Ale... Kto... Kim był ten człowiek, który próbował mnie udusić?
- Nie mówiłam za bardzo z sensem, ale Luke otworzył szeroko oczy.
- Ktoś próbował cię zabić? – zapytał szorstko, przerażony, a jego oczy nagle pociemniały. Kiedy nie odpowiedziałam, położył dłoń na moim policzku, wpatrując się głęboko w moje oczy, jakby chciał zajrzeć w moją duszę.
- Elizabeth, odpowiedz mi.
Przerwały nam hałaśliwe, ciężkie kroki. Moje bicie serca natychmiast przyśpieszyło.
- Luke, boję się – wymamrotałam w jego ramię. Skinął na mnie, abym wstała cicho, ale nie mogłam podnieść się bez jego pomocy.
- Dasz radę iść?
Odpowiedziałam na pytanie, kręcąc głową, poprawił rękawy w pośpiechu, sięgnął pod moje kolana, drugą rękę ulokował na plechach i podniósł mnie.
Potem zaczęła się ucieczka, a sobowtór Luke'a deptał nam po piętach.
- Wiesz, kto to jest? – zabrzmiało nieśmiało z mojej strony.
- Nie wiem, ale zgaduje – wydyszał, gdy schodził w dół po schodach prowadzących do holu.
Położył mnie na ziemi, teraz jemu brakowało powietrza.
Mimo to złapał mnie za rękę i pobiegł razem ze mną. Próbowałam utrzymać równowagę. Nagle coś się wydarzyło, moja sukienka wczepiła się w coś, co stało na drodze, utknęłam.
- Luke, utknęłam! – wykrzyknęłam histerycznie, gdy mieliśmy biec dalej.
Nie pozwolił, abym musiała krzyczeć drugi raz, oboje pociągnęliśmy mocno.
- To nie działa – powiedziałam rozpaczliwie.
- Musimy to jakoś zrobić. – odparł, próbując uporać się z tą sytuacją tak spokojnie, jak było to możliwe. Próbowaliśmy wiele sposobów, ale na razie żaden z nich nie przynosił efektu. Usłyszałam kroki i mój strach znów wzrósł.
Luke wziął mnie za rękę, znów próbowaliśmy ciągnąć, aż sobie coś przypomniałam.
- Mój klucz! – doznałam objawienia.
Szybko pogrzebałam w torebce, Kiedy trzymałam w ręku pęk kluczy, jednym postanowiłam tak długo przebijać się przez materiał, aż ustąpi.
Nie miałam czasu chować kluczy, gdy to się stało, więc po prostu uciekaliśmy dalej.
Kroki oddalały się albo to my oddalaliśmy się od nich.
Przed szkołą powitała nas ciemność, która dawała nam dobrą osłonę. Dopiero teraz umieściłam szczęśliwe klucze z powrotem na miejsce, w razie potrzeby.
Bez dalszych ceregieli biegiem popędziliśmy na salę i natychmiast zniknęliśmy w toalecie. Ogromne fajerwerki się już skończyły, co oznaczało, że wszyscy ludzie będą wracali do Sali, co stanowiło kolejny dla nas punkt.
Nikogo nie było w łazience, a kiedy drzwi zatrzasnęły się za nami, objęłam ramionami Luke'a.
- Cieszę się, że tu jesteś, gdyby nie ty, ten facet by mnie zabił – szlochałam w jego piersi, głaskał mnie po plecach pocieszająco.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze, jestem tutaj. Jestem z tobą. Liz, nie było to w porządku, gdy zostawiłem cię tam na ulicy. Tak mi przykro słyszysz? – wymamrotał.
Delikatnie odepchnął mnie od siebie, aby objąć moją twarz dwoma rękami. Łagodnie ściągnął moją maskę i przycisnął usta do mojego czoła, zimny kolczyk sprawił, że się wzdrygnęłam.
- Dlaczego jest ci przykro? Miałeś prawo mnie zostawić. W końcu uwierzyłam na początku Zaynowi, jak mogłam. Dlaczego od samego początku, nie zdawałam sobie sprawy, że był w zmowie z Danem? – zapytałam, łzy zaczęły płynąć z moich oczu, czułam się jak gówno.
- Liz, nie mogłaś tego wiedzieć. Nie mówmy o tym więcej, wszystko jest już w porządku – uspokajał mnie, mimo to wciąż łkałam.
Zmoczył trochę ubranie i wyczyszczał mi stopy, które były poranione i brudne. Boleśnie wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam na to.
Chłodna tkanina sprawiła, że poczułam się lepiej i uspokoiła ranę.
- Co się stało? – odważył się zapytać po chwili. Odchrząknęłam i próbowała coś wymówić, żeby mu wszystko opowiedzieć.
- Cóż, nie miałam pojęcia, czy przyjdziesz na bal, ba czy nadal jesteś w mieście. Więc przyszłam z Calumem i Michaelem. Nie pytaj, to długa historia, Less mnie praktycznie zmusiła – powiedziałam.
Wzięłam głęboki oddech, zanim kontynuowałam.
- Kiedy Michael i ja tańczyliśmy, zauważyłam kogoś podobnego do ciebie. Dlatego powiedziałam mu, że muszę iść do łazienki i ruszyłam za tą osobą.
Znów zatrzymałam się na chwilę, próbując się uspokoić, ale łzy wciąż kłębiły mi się w oku. Luke wziął mnie pod ramię.
- W porządku, jeśli nie możesz o tym mówić, ja...
Pokręciłam głową.
- Nie Luke, w porządku. Nikogo nie było wtedy na zewnątrz. Kiedy w końcu stanęłam z nim twarzą w twarz, rozpoznałam kolor oczu, i to nie byłeś ty, ale było już za późno. Próbował mnie zabić, prawie zemdlałam. A potem udało mi się uciec. Resztę, już znasz, tak myślę. Co robisz w szkole? I gdzie byłeś przez cały ten czas? – zapytałam, połykając paskudny smak w moich ustach.
- Znalazłem twój telefon komórkowy, to był zbieg okoliczności, że spotkałem cię w szkole. Uczucie w żołądku kazało mi cię tam szukać. Less i Ashton powiedzieli, że powinienem przyjść na bal, żeby cię zaskoczyć. To jeden z powodów, dla których w ogóle tu jestem. Znalazłem schronienie u przyjaciela – wyjaśnił.
Zaraz czy powiedział powody?
- A inny powód?
Moje serce pulsowało mi w gardle, spojrzałam raz na drzwi, ponieważ wciąż się bałam, że mój napastnik w każdej chwili wpadnie i mnie udusi. Ponadto czułam się tak, jakbym miała w każdej chwili zwymiotować.
Wewnątrz miałam nadzieję, że odpowie mi na ostatnie pytanie.
- Wynośmy się stąd i idźmy na salę do reszty. To trochę... niewygodne... rozmawiać o tym w łazience – powiedział z uśmiechem, splatając palce z moimi i wyprowadzając na zewnątrz.
Na sali wszystko wróciło do normy, nie udało mi się znaleźć innych i powiedzieć im, że nic mi nie jest, ponieważ byłam pewna, że już się martwili.
Przecisnęliśmy się przez tłum, szukając spokojniejszego miejscu, pragnąc w końcu usłyszeć to, co ma mi do powiedzenia.
Czekałam, spojrzałam na niego.
- Może nie koniecznie zrozumiesz, co mówię, ale tak jest lepiej – zaczął i zdałam sobie sprawę, że jest dość nerwowy.
Wiec to nie mogło być: też cię kocham. Zimno przeszło mi po plecach, ponieważ bałam się co będzie dalej.
- Tu nie chodzi o nas, nie ma to z tym absolutnie nic wspólnego, ale nie będzie mnie tu przez jakiś czas.
Zdezorientowana, spojrzałam na niego.
- Co masz na myśli? – zadałam mu pytanie, próbując utrzymać kontakt wzrokowy.
- To wszystko znów pokazało mi, że nie jest bezpiecznie, kiedy jestem z tobą. Jestem pewien, że Dan miał coś z tym wspólnego. Jestem nawet pewien, że to on próbował cię zabić, bo ty otworzyłaś mi oczy i chciałaś wyrwać mnie z handlu narkotykami i pomóc wrócić na dobrą ścieżkę. Dopóki jestem tu z tobą, nigdy nie będziesz bezpieczna, zawsze będziesz podatna na zranienie. Jeśli coś by ci się stało, nigdy bym sobie nie wybaczył i on to wie. Facet jest lekkomyślny, wykorzysta każdą szasnę, żeby mnie sprowadzić. Jeśli odejdę, pomyśli, że się rozstaliśmy i zostawi cię w spokoju.
Nie zauważyłam, kiedy łzy zaczęły spływać po mojej twarzy.
- Luke – szlochałam.
- Liz, tak mi przykro. To wszystko moja wina, nie powinienem był cię wciągać – przeprosił, jego silne ramiona owinęły się wokół mojego delikatnego kruchego ciała. Trzymał mnie mocno jak zawsze.
- Jak długo jeszcze tu zostaniesz? – Chciałam wiedzieć, mówiłam cicho, nie mogłam uzyskać przyzwoitego tonu.
- Aż do dzisiejszego wieczoru – powiedział lakonicznie niskim tonem.
To bym moment, w którym chciałam odejść. Cały czas ludzie wokół nie zwracali na nas uwagę, co było dobre, ponieważ płakałam. Płakałam i nie mogłam przestać.
I nie obchodziło mnie to, że mój makijaż był rozmazany, nie obchodziło mnie to, że moja suknia była wcześniej rozdarta, dla mnie to nie ma znaczenia.
Luke był dla mnie zagrożeniem, nawet jeśli nie chciałam się do tego przyznać.
Niebezpieczeństwo i bezpieczeństwo były tak blisko siebie, jak miłość i nienawiść, życie i śmierć.
Elizabeth, mamy jeszcze trochę czasu, tej jednej nocy. Wiem, że to będzie trudne, ale tak musi być, dopóki nie znajdę rozwiązania. Po prostu nie mogę ryzykować, że coś ci się sanie – powiedział cicho Luke, do mojego ucha.
- Mój ojciec jest policjantem, z pewnością może nam pomóc. Jeśli udowodnimy, że Dan był tym, który próbował mnie skrzywdzić, mógłby go umieścić zakrętkami – krzyknęłam, ale natychmiast obniżyłam poziom głosu, nie chcąc, aby cała klasa seniorów usłyszała to.
- Ah, tak – westchnął.
Patrzyłam na niego z przerażeniem.
- O czym myślisz?
Luke odchrząknął, zgniatając swoje dłonie, co było oznaką zdenerwowania.
- Kiedy dowiedziałem się o Zaynie i Danie odszedłem stamtąd, ale potrzebowałem trochę pieniędzy. A on trochę ich miał – powiedział potulnie, prawie ledwo słyszalnie.
- Dlaczego nie przyszedłeś do mnie?! Pomogłabym ci – krzyknęłam ze złością.
- Liz byłem, I odesłałaś mnie – powiedział, zobaczyłam błysk w jego oczach.
- Więc wszystko to moja wina – powiedziałam z lodowatym spojrzeniem.
- To moja wina, możesz mówić, co chcesz i zaprzeczać tak długo, jak chcesz, ale nie zmienię zdania na ten temat. Jestem winna.
Luke pokręcił głową, zobaczyłam małą łzę w jego prawym kąciku oka. Jego dłoń uniosła mój podbródek, kiedy spojrzałam na podłogę.
- Nie Liz, nie jesteś, przestań o tym mówić. I proszę, nie kłóćmy się dalej, chce cieszyć się naszą ostatnią nocą – powiedział na mnie Luke, patrząc na mnie.
Skinęłam z wahaniem głową, a on przytrzymał mnie bym ustała na nogach.
Moje części ciała nie trzęsły się nigdy tak bardzo, jak wcześniej, nawet moje bicie serca i adrenalina nieco się uspokoiły.
Ponieważ było już po 23, parkiet stopniowo się opróżniał, moi przyjaciele stali w kącie. Luke i ja podeszliśmy do nich.
- O mój Boże, Liz, gdzie byłaś przez ten cały czas? Tak się martwiliśmy. Ale najwyraźniej nasza niespodzianka dotarła bezpiecznie – zachichotała Less, zauważyłam, że była trochę pijana.
- Nic się nie stało, po prostu potrzebowałam świeżego powietrza, a potem spotkałam Luke'a i trochę rozmawialiśmy – skłamałam, drapiąc się po głowie. Luke wpatrywał się w swoje buty, jakby były najbardziej interesującą rzeczą, jaką świat miał w tej chwili do zaoferowania.
- Na miłość boską, co się stało z twoją sukienką? – odezwał się Calum, przygryzłam wargę, szukając dobrej wymówki.
- Przewróciłam się – powiedziałam po prostu, mając nadzieję, że kupią tę wymówkę.
Wygląd, jaki miałam na swoje usprawiedliwienie, powinien raczej wskazywać na coś innego.
- Chłopaki, wiecie jaka niezdarna jest Liz. Nawet kolano jej krwawiło, to kolejny powód, dla którego tak długo jej nie było – zaimprowizował Luke, mrugając do mnie.
DJ przerwał naszą rozmowę o moim fikcyjnym wypadku, mówiąc w mikrofon – Tak więc, moi drodzy, to ostatnia piosenka, którą zamierzam dziś zagrać, więc weźcie partnera do tańca i wejdźcie na parkiet. Ocalcie ostatni taniec.
Luke spojrzał na mnie pytająco i zachęcająco jednocześnie.
- Czy mogę prosić ten ostatni taniec?
I wtedy zdałam sobie sprawę, dlaczego nazywa się to balem, musiałam przyznać, że to mu się udało. Z zaczerwionymi policzkami skinęłam nieśmiało i pozwoliłam Luke'owi zaprowadzić mnie na parkiet.
- Jest tylko jeden problem w tym wszystkich. Nie umiem tańczyć – powiedziałam, przygryzając wargę.
- Tak tylko mówisz.
Potem piosenka zaczęła grać i prawie umarłam z powodu zawału, gdy pierwsze dźwięki zabrzmiały z głośników.
So open your eses and see... the way our horizons meet, brzmi refren, a ja wracam do swojego świata.
- Nie chce, żebyś odchodził – powiedziałam na wydechu, tuląc się do niego, aż Luke w końcu zdecydował się przyciągnąć mnie do siebie, opierając brodę na mojej głowie.
- Wierz mi, ja też tego nie chcę.
Resztę naszego tańca spędziliśmy milcząc, minęło to zbyt szybko.
Gdy ostatnie dźwięki piosenki zniknęły, wszyscy zatrzymaliśmy się klaszcząc i dziękując DJ-owi.
Sprzątaczki weszły przez drzwi i zaczęły sprzątać. Gdyby nie działo się to, co się działo, zapytałabym, czy nie potrzebują pomocy, ale byłam zbyt zmęczona, zbyt wyczerpana tym wszystkim.
- Czy mam cię zabrać do domu? – Luke szepnął mi do ucha, a ja przytaknęłam wyczerpana.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i łatwo opuściliśmy salę gimnastyczną. Na zewnątrz ściskam dłoń Luke, jakby to było całym moim życiem. Puszcza ją jednak i obejmuje mnie ramieniem, czuje się bezpieczniej.
Niedługo potem stajemy przed jego samochodem, a on zdecydował się nawet otworzyć mi drzwi, a potem zamknąć. Zapięłam pas, gdy usiadł za kierownicą i uruchomił silnik.
Ciemność i mgła skradająca się po ziemi wyglądała niesamowicie i sprawiała, że czułam się nieswojo.
Wyczerpana oparłam głowę o chłodne okno i pomyślałam o tym, co działo się wcześniej. Mimowolnie pogładziłam niebieskie plamy na szyi i przymknęłam mocno oczy, by powstrzymać łzy.
Było mi ciężko, ale się udało.
Zrobiłam to dla Luke'a.
Kiedy znaleźliśmy się przed moim domem, ledwo udało mi się odetchnąć i spojrzałam na Luke'a smutnym wzrokiem.
- To już czas?
Spojrzał na mnie.
- Tak sądzę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro