Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8 rozdział

LUKE

Rozejrzałem się nerwowo, było już dość ciemno i szczerze mówiąc nie miałem zielonego pojęcia gdzie dokładnie byłem.

Bezradnie pobiegłem z powrotem w kierunku z którego dopiero co przyszedłem. Byłem pewny, że nigdy wcześniej nie widziałem tej okolicy, dlatego też nie bardzo wiedziałem jak mogę wrócić z powrotem do cywilizacji; mimo wszystko znajdowałem się prawie przy granicy do następnego miasteczka, która wiodła przez las.

Delikatna mgła wzrosła przy ziemi, co jeszcze bardziej nadawało przerażający nastój.

Mimowolnie wróciłem myślami do dzisiejszego wieczoru.

Kiedy oczami wyobraźni zobaczyłem twarz Liz, uśmiechnąłem się nieświadomie.

Jednak potem westchnąłem zrezygnowany. Dom mojego wroga, którego nazywanie tak zdawało się być nie poprawne, pojawił się na widoku.

Powolnymi krokami podszedłem do drzwi z zamiarem zadzwonienia dzwonkiem, jednak mój plan został przerwany. Głośny strzał spowodował gęsią skórkę na całym moim ciele, moje mięśnie wydawały się być sparaliżowane. Krótko rzuciłem tylko okiem w stronę okna, to wystarczyło, aby stwierdzić, że w tym domu był totalny bałagan.

Kolejny inny hałas, dochodzący z tylniej części działki, rozproszył moją uwagę.

Bez zastanowienia nad tym co robię, zabrałem nogi za pas i pobiegłem tam.

Dźwięk pluskającej wody był wyraźnie rozpoznawalny, emocje prawie rozsadzały mój umysł. Moje buty przesiąkły mokrą trawą, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło, chciałem tyko wiedzieć, co się tutaj wydarzyło.

Najwidoczniej nie powinienem doświadczać tej chwili, bo gdy skręciłem za róg, mogłem dostrzec zdesperowaną Liz z rozbieganymi oczami. Była w ubraniu w basenie, zmarszczyłem brwi, co ona robiła w tym czasie na dworze?

A przede wszystkim jak ona się tutaj dostała?

Zauważyłem że moje ręce powoli, ale wyraźnie pociły się, tak działo się zazwyczaj wtedy gdy bałem się lub byłem po prostu podekscytowany.

Miałem zamiar do niej podbiec, ale zostałem zatrzymany przez osobę w czarnych ubraniach.

Nieznany był dość duży, więc zakładałem, że był to mężczyzna. Odepchnął mnie na bok i rzucił się biegiem do przodu.

Liz mozolnie wydostała się z basenu, nikt do tej pory mnie nie widział. Dlatego wziąłem sobie za zadanie pobiec za tym facetem. Nie mógł odbiec daleko, a interesowało mnie ogromnie kto właśnie strzelał z pistoletu.

W mojej głowie powstawały już jakieś przypuszczenia, jednak wciąż brakowało dowodów.

Kiedy za rogiem skręciłem nagle odsunąłem się na bok.

Z szeroko otwartymi oczami, spojrzałem na czarną postać, która wcześniej odepchnęła mnie na bok. Z pomocą kilku ruchów dłońmi osoba zdjęła kominiarkę z twarzy, a ja omal nie zemdlałem.

- Jimmy? – syknąłem patrząc z niedowierzaniem zimnymi oczami, w których błysnęła radość z cudzego nieszczęścia.

- Dlaczego... Dlaczego... Co do diabła? – bełkotałem do siebie; i otrzymując potwierdzenie. Właściwie, to było pewne, że za tym wszystkim stał Jimmy, ale pozornie nie do końca logiczne.

- Nie rozumiem... Dlaczego to zrobiłeś? – przepytywałem go.

W moim gardle powstała bryłka, zawsze to się działo, gdy rozmawiałem z Jimmym.

- Wyluzuj, nic się nie stało. Chciałem jej rodzinie dać trochę przedsmaku. Gdybym chciał ją naprawdę zranić, zrobiłbym to – powiedział rozluźnionym tonem.

Lewą ręką przeczesałem moje włosy, to wszystko nie miało sensu.

- Mimo to nic nie rozumiem. Gdybyś chciał, mógłbyś zabić kogoś bez problemu, to dlaczego ja mam to zrobić? – spytałem chcąc wiedzieć.

- Luke, ile razy mam ci wyjaśniać? Ty i twój brat jesteście mi coś winni, a gdy to zrobisz Stefan, Michael i ja będziemy w górach. To nie powinno być obciążające. Jeśli nie chcesz tego zrobić, to może być tak, że twój brat to zrobi. W każdym razie jeden z was – powiedział, a jego oczy od razu pociemniały.

- Mój brat nigdy tego nie zrobi! Wtedy.. Wtedy gdy tam będziecie zrobię to.

Zimno przebiegło po moich plecach, gdy wypowiedziałem te słowa.

Poklepał mnie po ramieniu. – Wiedziałem, że przy tym zostaniemy. Jutro spotykamy się na szkoleniu. Tam gdzie zawsze oczywiście. Widzę, że idzie coraz lepiej zbliżanie się. – Chciałem coś powiedzieć, ale on już zniknął w ciemności.

Z nieokreślonym wyrazem twarzy, wyciągnąłem mój telefon komórkowy z kieszeni i wybrałem numer Benny'ego; odebrał już po kilku sekundach.

- Luke gdzie jesteś? Martwię się, coś się stało? – krzyknął mi do ucha, a ja odsunąłem nieco dalej telefon.

- Nie mogłem znaleźć drogi do domu. A o tym, co się co się rzeczywiście dzieje, opowiem ci, gdy poprowadzisz mnie do domu.

ELIZABETH

- Jesteś pewna, że wszystko w porządku i naprawdę nie musimy iść do szpitala? – zapytała moja mama zmartwiona, odgarniając moje mokre włosy z twarzy.

Wokół ciała miałam zawinięty koc, moje kolana się trzęsły. – Wszystko jest w porządku, nie martw się mamo. Kiedy przyjdzie policja? – spojrzałam na nią i zadrżałam lekko. Ogień migotał w kominku, wiec powinno zrobić mi się cieplej, jednak nic takiego się nie działo.

- Dean poinformował już swoich kolegów – powiedziała patrząc na mnie przygnębiona.

- Kto to właściwie był? Dlaczego starał się do mnie strzelić? – zadałam pierwsze, najlepsze pytania jakie przyszły mi do głowy.

Moja skóra była blada, zwłaszcza na twarzy. Wiedziałam to chociaż nie widziałam sobie w lustrze.

- Kochanie wiesz, że nie mogę ci nic wyjaśnić. Jeszcze nie. Uwierz, to dla twojego bezpieczeństwa. – Starała się zbyć mnie słowami, ale ja tylko pokręciłam mocno głową.

- Mamo, prawie zostałam postrzelona, mogłam zginąć! Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę czy nie, ale chciałam powiedzieć, że ta sprawa ciąży w mojej głowie. Żyć w niewiedzy jest bardziej niebezpieczne niż myślisz, a na dodatek naprawdę denerwujące. Nie jestem dzieckiem, a do moich urodzin zostały nie całe trzy dni. Proszę – błagałam już formalnie. Chciałam wreszcie mieć jasny ogląd na całą sytuację.

- Elizabeth... proszę – rzekła prosząco, podczas gdy jej wzrok z cierpiącą miną skierował się na mnie. Chciała mi powiedzieć, było to widać, jednak z jakiegoś powodu nie mogła.

W tym momencie drzwi otworzyły się i dołączył do nas tata.

- Elizabeth, spakuj najważniejsze rzeczy, musimy się stąd wydostać – powiedział poważnym tonem.

Z szeroko otwartymi oczami, patrzyłam na niego, moja twarz wyrażała niedowierzanie. Co on mówił? Dlaczego musimy się stad wydostać?

- Naprawdę już teraz? – zapytała mama marszcząc czoło.

Tata przytaknął.

- Czy mogę prosić jednak o czas i o wyjaśnienie co się tutaj dzieje? Czuje się naprawdę głupio, bo naprawdę nic nie wiem i z tego co widzę wszyscy macie przede mną tajemnice – syknęłam odkładając koc na bok.

Moje ubranie było już prawie suche, ale i tak było dziwnie mieć je na sobie po tych wszystkich wydarzeniach.

Na szczęście rana na nodze, nie została rozerwana, bolała tylko jak diabli.

- Lis proszę cię chociaż raz posłuchaj się tego co powiedziałem! Ten jeden raz! – Tata krzyczał na mnie, jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie.

Zakłopotany przeczesał palcami swoje włosy, nastrój był wciąż uciążliwy.

Ze założonym rękami na piersiach i łzami w oczach byłam w drodze na piętro. Tam wyciągnęłam sportową torbę i wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze dla mnie rzeczy. Wciąż płakałam, a z reguły nie przychodziło mi to łatwo.

Między innymi rzeczami wrzuciłam do torby zdjęcia mamy i taty.

Przez płacz potrzebowałam trochę więcej czasu na to wszystko. Miałam jakieś złe przeczucie, że coś się zmieni na złe dlatego chciałam dostać odpowiedzi przed posiłkiem.

- Liz jesteś goto... - przerwał, gdy przekraczając próg usłyszał mój szloch.

- Hej, ja nie płaczę, bo mnie skrzyczałaś. Przykro mi, ale czasem postaw się na moim miejscu. Jestem ojcem, który troszczy się o bezpieczeństwo córki – powiedział ze smutnymi oczami.

- Gdybym wiedziała, dlaczego martwisz się o moje bezpieczeństwo, mogłabym wtedy jakoś inaczej okazać swoje uczucie. Ale ty ze wszystkimi zawarłeś chyba jakiś tajny związek i nikt nic nie chce mi powiedzieć co się dzieje. Rozumiem twoją pozycję, ale ty też raz postaw się na moim miejscu i spójrz na to z mojego punktu wiedzenia. Czuje się wykluczona i boje się czegoś nieznanego – jęknęłam dopiero teraz czując jak grube łzy spływają po moich policzkach.

Ojciec bez ostrzeżenia podszedł do mnie otulając moje kruche ciało silnymi ramionami.

Ból w mojej nodze o sobie przypomniał i ugięłam kolana, starając się to jednak ignorować.

- Bardzo mi przykro Lizzie, - szepnął do mnie gładząc mnie delikatnie po plecach.

- To nie ma znaczenia, i tak czy tak muszę zaakceptować decyzję. Możesz mi przynajmniej powiedzieć, gdzie teraz jedziemy? – zapytałam wycierając na wpół wyschnięte łzy.

Tata uśmiechnął się.

- Ciekawa jak zawsze, przynajmniej coś przyjemnego. Zatroszczyłem się o mieszkanie, gdzie od teraz będziesz nocowała. Ponieważ nie możemy nikomu ufać, nie możesz tego rozpowiadać! To nie jest daleko stąd, a twoje treningi nadal będą odbywały się tutaj. Korepetycję również, albo tutaj albo w szkole. Wiem, że to skomplikowane, a tobie może to się wydawać nawet nie logiczne, ale jest kilka powodów dla których nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Po prostu musisz wiedzieć, że tam jest dla ciebie bezpieczniej – wyszeptał.

Rozstałam się z tatą i upadłam plecami na moje łóżko.

To było już pewne, że będę od teraz mieszkać we własnym mieszkaniu, ale tak naprawdę ta cała tajemniczość działała mi na nerwy. Ochrona czy nie, sprawiało że było ciężko.

- Jak zawsze byłam głupia, nie mając pojęcia co naprawdę się dzieje. Wydaje mi się, że robią to wszystko jako pretekst, żeby się mnie pozbyć – warknęłam krzyżując ręce na piersi.

Jeśli byłby tutaj Luke, to na pewno utarł by mi nosa mówiąc, że naprawdę jestem głupia.

Wściekła chwyciłam moją torbę zbiegając po schodach, gdzie w ich dole czekała już na mnie mama.

- Liz, nigdy nie chcielibyśmy się ciebie pozbyć! Jesteś naszą córką i kochamy cię ponad wszystko. Jest jedno dobre i logiczne wyjaśnienie całej sprawy...

- Możemy już iść? – przerwał nam ojciec schodząc schodami. Skinęłam bezdźwięcznie mama podeszła bliżej by przycisnąć mnie do siebie.

- Uważaj i nie mów nikomu, do jakiego mieszkania się przeprowadziłaś.

- Nie miałam zamiaru – mruknęłam odpowiadając lekko na uścisk, a potem ostatecznie odsunęłam się od niej.

Tata chciał wziąć mnie za rękę, ale wyminęłam go i wyszłam przez otwarte frontowe drzwi.

- Moi koledzy zaraz będą powiedz im wszystko, w porządku? Wrócę. – Tato dał jeszcze mamie pocałunek w usta.

Wywracają oczami przeszłam kilka kroków do przodu, aby potem podbiec do samochodu. Wyczerpana oparłam się o zimny metal i uniosłam głowę by spojrzeć w gwieździste niebo. Dlaczego nie mogę być gwiazdą? Nie miałabym problemów na każdym kroku.

Światła samochodu mrugnęły, więc apatycznie otworzyłam drzwi.

Fotel był zimny, ale mimo to przyjemny, po kilku minutach wsiadł też tata i uruchomił silnik.

- Elizabeth, to naprawdę dla twojego dobra.

- Aha – odpowiedziałam krótko opierając na chłodnym oknie, które było lekko uchylone.

Przyjemny wieczór i jego powietrze sprawiało, ze było mi łatwiej oddychać, mogłam odetchnąć chwilowo od tej całej wcześniejszej sytuacji. Ale teraz najprawdopodobniej już nigdy nie będę zostawić otwartych drzwi od łazienki, zawsze zamknę.

- Możesz mi odpowiadać kiedy do ciebie mówię? – W końcu przyznał się do porażki. Niewielki uśmiech zagościł na moich ustach.

- Może.

Chichocząc pewna zwycięstwa w tym samym czasie wystawiłam język.

- Elizabeth, trochę więcej powagi. Tak jak powiedziałem to dla twojego bezpieczeństwa. Wiesz, że ostatnio pracuje z FBI. Policja zatrudniła mnie do śledzenia pewnej narkotykowej grupy, i jesteśmy właśnie na śladach trzech osób, które mogą być aresztowane. Nikt do tej pory nie doprowadził tej sprawy do końca. Teraz jeszcze obawiam, się że mogą chcieć ci zaszkodzić, alby odciągnąć mnie od zadania – wyjaśnił mi ten cały chaos.

Zawsze chętnie obserwowałam jego wykonywane ruchy, choć tylko prowadził samochód.

Nieco zszokowana, jego słowami starałam się zrozumieć, jednak nie było to proste, by też coś na to odpowiedzieć.

- Idziesz? – zapytał zaciskając zęby.

Mój tata podszedł do mnie w tym momencie, jakby nie był moim ojcem, a bardziej jak chłopcem chcącym lizak na patyku.

- Tak, ale zupełnie nie rozumiem dlaczego mam mieszkać sama. To jeszcze bardziej niebezpieczne, jestem całkowicie bezbronna – powiedziałam.

- Jeśli nikt się nie dowie, że teraz mieszkasz we własnym mieszkaniu całość nie musi się skończyć niebezpiecznie, ponieważ nikt się tego nie spodziewa. Masz też tu sąsiadów – staruszków – już pytałem ich, czy nie mogą rzucić okiem kiedy tu jesteś.

Dalej wyjaśniał, dlaczego rzeczywiście pozwalali mi zostać samej w mieszkaniu.

- Nie musisz tego rozumieć, to tylko tymczasowe. Chcę tylko, żebyś była bezpieczna. Jeśli coś ci się stanie, nigdy sobie nie wybaczę – powiedział zatrzymując samochód przy krawężniku.

Powoli mój mózg starał się zapoznać z aktualną sytuacją.

- Wiem, tato – powiedziałam cicho przytulając się do jego ramienia, które owinął wokół mnie.

- Dobrze. Więc możemy iść na górę. O wszystko już zadbałem, ponieważ wiedziałem, że kiedyś nadejdzie podobny moment, że się wyprowadzisz. Meble są już w środku, ale zostawiłem też ekstra dodatkowy pokój, abyś mogła go urządzić jak chcesz, nawet jeżeli chodzi o pomalowanie ścian.

Uśmiech wkradł się z powrotem na moje usta, zostawiliśmy samochód, a mój tata chwycił bagaż.

- Dzięki tato, to wiele dla mnie znaczy.

Dałam mu niepozorny całus w policzek, wtedy wyciągnął kluczę z kieszeni i wręczył mi. Biorąc głęboki oddech, wetknęłam klucz do drzwi. Przede mną pojawiły się schody.

- Gotowa? – zapytał tata, wyciągając do mnie rękę.

Westchnęłam, chwytając ją i weszłam do budynki.

Do drzwi mojego nowego mieszkania nie było wiele schodów. Ponownie włożyłam klucz do zamka – tym razem drugi – i odwróciłam go aż zabrzmiało kliknięcie.

- Powinienem wejść z tobą?

Zaoferował przyjaźnie machając.

- Nie martw się poradzę sobie sama. Dużo zrobiłeś już, tato. Dbaj o mamę, dobrze? – Poradziłam mu po prostu to co przyszło mi na myśl.

Pochylił się na de mną aby pocałować czubek mojej głowy.

- Będę. Do zobaczenia jutro po szkolę, odbiorę ciebie i Luke'a – powiedział niedbale i mrugnął do mnie.

Ledwie wypowiedział jego imię, a moje spojrzenie pociemniało.

- Jest w porządku do jutra. Kocham cię, tato – powiedziałam, pozostawiając jego ostatnie zdanie bez komentarza; nie chciałam ponownie rozpoczynać kłótni z nim, wiec cieszyłam się ostatnimi sekundami jego obecności.

- Też cię kocham, maleńka – odpowiedział i ponownie delikatnie pocałował, tym razem w czubek nosa.

Odwrócił się przebywając potem ponownie całą drogę z powrotem do domu. Tam na pewno panował chaos, mama nigdy nie była dobra w odtwarzaniu minionych wydarzeń, nawet jeśli to było ważne i niebezpieczne.

Moje oczy zaszkliły się, gdy myślałam o mamie, musiałam pozbierać się sama, więc nie mogłam zacząć płakać.

Używając palca, nacisnęłam włącznik światła i zamknęłam drzwi. Po pierwsze mam nadzieję, że dzisiejszej nocy nie będzie żadnych niechcianych gości. Sama, gdy o tym myślałam byłam trochę przerażona.

Tato nie obiecał za wiele, ściany były szare i zdawało mi się robić zimno.

Przynajmniej łóżko było naprawdę w porządku, komfortowe, szafa z drewna była biała, dość przestronna dla moich kilku ubrań, które miałam ze sobą.

Powietrze nie było ani gorące ani zimne. Dotknęłam zewnętrzną część grzejnika i odkręciłam go. Torbę odłożyłam obok łóżka, na które zaraz od razu opadłam.

Stamtąd miałam bezpośredni widok przez ogromne okno na rozgwieżdżone niebo.

Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.

Z tymi dokładnie myślami zasnęłam w ubraniach, zapominając nawet włączyć budzik. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro