Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34 rozdział

DEAN


Jeden dzień mijał za drugim i nic się nie działo – przynajmniej nic ważnego, co mogłoby pomóc w odnalezieniu Elizabeth.
Wziąłem trzytygodniowy urlop, więc nie musiałem stawać twarzą w twarz z moimi kolegami. Mogłem sobie oszczędzić te współczujące spojrzenia, nie chciałem nic od nich słyszeć.
Pierwsze dni po jej zniknięciu były najgorsze.
Ledwo spałem, czuwałem całą noc, nie chciałem rezygnować z mojej jedynej córki, w przeciwieństwie do policji.
Melissa próbowała pogodzić się z całą sytuacją, zrezygnowała, gdy policja oficjalnie ogłosiła, że zaginęła, a znalezienie jakiegokolwiek śladu, było trudne. Ja z drugiej strony nie rozumiałem, dlaczego po prostu przestała wierzyć, że nasza mała dziewczynka żyje. Wciąż istnieje nadzieja na znalezienie naszej córki, nawet jeśli były teraz bardzo niskie.
Cały mój gabinet zawierał wszystkie artykuły prasowe z zeszłego tygodnia, z tematem porwania.
Do tego, trzy dni temu dowiedziałam się od rodziców Luke'a, że on także zniknął i nie mogłem odpędzić od siebie wrażenie, że jest to ze sobą połączone.
W przeciwieństwie do nas jego matka i ojciec nie wydawali się martwić o swojego syna. Ja nie mogłem też zapomnieć o ich młodszym synu. Cała sprawa wciąż nie była dla mnie jasna, próbowałem znaleźć możliwe powiązania między tym całym zamieszaniem, ale na razie mi się nie udało.
Zastanawiałem się nad tym wszystkim, zakładając ręce na piersi.
Minęło kilka minut, w których stałem w bez ruchu głęboko zamyślony. Potem westchnąłem, przeczesując moje ułożone włosy. Pod moimi oczami pojawiły się ciemne pierścienie, oznaka braku snu.
Papiery leżały na biurku na stosie. Postanowiłem spróbować ponownie im się przyjrzeć, nie mogłem nic nie robić, to była kwestia życia mojej córki.
Z roztargnieniem przebiegłem wzorkiem po tekście.
Poszczególne zdania były zaznaczone, zawierały najbardziej potrzebne informacje o mojej córce, dołączyłem do tego też zdjęcie mojej córki, z Luke'm było trochę trudniej, ponieważ jego rodzice prawie całkowicie zerwali kontakt (choć nadal nie mogę zrozumieć, że ich starszy syn ich nie interesuje) i prawie nic nie wiedzieli o nim, oprócz opisuje jego wyglądu. Nie mogłem podać nic konkretnego, co mogłoby w jakiś sposób ograniczyć pole poszukiwania.
Po jakimś czasie w końcu skończyłem, jeszcze raz przejrzałem i wydrukowałem papiery, chcąc wysłać mi do wszystkich posterunków policji, które przychodzą mi na myśl, nawet szpitale, być może mieli jakiś wypadek.
Po prostu nie chciałem zaakceptować, że już jej nie ma.
Melissa w naszym ogrodzie zrobiła miejsce, aby ją tam wspominać, w sumie można to nazwać grobem. Szczerze mówiąc, sądziłem, że to ohydne.
Cała rodzina żyje pośpiesznie, nikt nie wie jak sobie z tym poradzić, i naprawdę nie mogę uwierzyć, że wszyscy się poddali, po prostu tego nie rozumiałem. W takich sytuacjach trzeba walczyć, o każdą informację, świadków, którzy się ujawnią bądź widzieli coś bardziej konkretnego.
Było coś, co mnie odróżniało od reszty. Byłem ambitny i nie chciałem zrezygnować z tej sprawy, dopóki nie zostanie całkowicie rozwiązana.
Było już ciemno, Melissa kilka minut temu, powiedziała, że idzie do łóżka i że nie powinienem długo pracować, ponieważ zmęczenie nie wpłynie na mnie dobrze. Skinąłem tylko głową, dodając dobranoc i wracając do swoich poszukiwań.
To był jeden z momentów, kiedy znów to poczułem.
Żyliśmy osobno – i oboje to widzimy. Nie bardzo wiedziałem co z tym zrobić, w końcu oświadczyła mi też, że jestem szalony, nadal wierząc, że nasza córka żyje.
Tylko Elizabeth była integralną częścią nas dwóch, która nas łączyła, bez niej wszystko wydawało się zagubione.
Jedynym, który nie zauważał powagi sytuacji, był Socke. Przebiegł przez mieszkanie tak szczęśliwie, jak zawsze, machając ogonem. Wielki pies podbiegł do mnie i podniósł głowę z zaciekawieniem. Wsunąłem dłoń w jego uszy, by go podrapać.
- Znajdziemy ją – powiedziałem niskim tonem, Socke spojrzał na mnie wielkimi, psimi oczami.
Potem poklepałem go ostatni raz i wstałem z krzesła, by pójść do kuchni wlać sobie kieliszek wina.
Przez okno, którego rolety były tylko do połowy spuszczone, miałem idealny widok na pomnik.
Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi, podchodząc prosto do brzydkiego kamienia. Moje myśli krążyły wokół tego miejsca, ale emocje były mieszane.
Kiedy już w końcu stanąłem z przodu, przeczytałem pełne imię mojej córki, datę urodzenia i dzień, w którym zaginęła, moje uczucia oszalały, byłem przytłoczony, niewypowiedzianym, wewnętrznym bólem.
Zanim się zorientowałem, wyrzuciłem kieliszek i przykucnąłem na trawniku, by kołysać moim ciałem w przód i w tył. Łzy leciały po moich policzkach po raz pierwszy w tym tygodniu, pozwoliłem się rozpłakać.
- Wiem, że żyjesz. Czuje to głęboko w moim serce – wyszeptałem, zamykając oczy, by odciąć się od świata.


-'-

Dwa dni później


Bezbarwny świat wydawał się coraz bardziej przygnębiający z każdą minutą.
Nawet pogoda pozostawiała wiele do życzenia; może po prostu skopiowała nastój, który krążył wokół nas.
Melissa właśnie wyszła i zabrała ze sobą Socke.
Pomnik wciąż miał czerwone plamy od wina, myślę, że teraz wygląda lepiej. Choć i tak chciałbym go zniszczyć młotkiem. Fakt, że moja córka, jeszcze nie została znaleziona, powoli coraz bardziej mnie dręczy.
Innymi słowy – sam już traciłem wszelką nadzieję.
Żadna komenda policji, nie była w stanie przekazać mi żadnych informacji na temat zniknięcia mojej córki.
Dwa dni, w których nic się nie wydarzyło, spędziłem tylko zaspokajając moje życiowe potrzeby, prawdopodobnie robiłem to, bo te czynności były zakotwiczone w moim mózgu. Tak jak w pierwszych dniach, po kłótni z żoną.
Było tak źle, że przygotowałem sobie posłanie w salonie na kanapie.
Chciałem coś zmienić, nie wiedziałam jak rozładować wściekłość, dopóki nie pomyślałem, by nie pójść na siłownie i robić to, czego unikałem przez kilka tygodni.
W tym domu wszystko przypominało mi o Elizabeth, sprawiało, że myślałem o niej i o jej niesprawiedliwym losie. Ukłucie w klatce piersiowej się zwiększyło, czułem się nieswojo.
Nie zasługiwała na to wszystko.
Tymczasem nie zmieniając ubrań, podłączyłem telefon do radia, by puścić trochę dobrej muzyki i zacząć biec na bieżni w regularnym tempie.
Jeszcze gorzej, czuję się, że mając pracę w FBI, nie mogę nic zrobić. Nie byłem w 100% pewny, czy incydent w holu w college'u i zniknięcie mojej córki, mają coś ze sobą wspólnego.
Moim zdaniem wyjaśniłbym najpierw jej zniknięcie, ale skoro wziąłem wolne i nie byłem szefem, nie miałem nic do powiedzenia.
Oddychanie stawało się dla mnie coraz trudniejsze, być może dlatego, że nie trenowałem przez dłuższy czas.
W boksie pozwoliłem, by cała moje negatywna energia zaczęła szaleć i uderzyła w worek treningowy.
- Dean! Na litość boską, Dean! Przestań, zranisz się! – nagle usłyszałem krzyk i rozpoznałem Melissę.
Łzy spływały po policzkach. Zatrzymałem się przed kolejnym uderzeniem, czując potworny ból w prawym nadgarstku, zacząłem przeklinać. Jednym ruchem zdjąłem z rąk rękawicę i spojrzałem na spuchnięty obszar, który miał przybrać głęboki czerwony odcień.
Moja żona podeszła do mnie, pierwszy raz od prawie tygodnia, ze zmartwionym wyrazem twarzy.
- Cholera – warknąłem, pocierając bolące miejsce.
- Pozwól mi zobaczyć – powiedziała, biorąc moją dłoń w swoje, głaszcząc miejsce, jej zimne palce łagodziły ból.
- Powinniśmy to zbadać. Chodźmy do szpitala, nie sądzę, żeby jakiś lekarz przyjmował, jest późno, a do tego dziś niedziela – zdecydowała Melissa, jednak nagle zadzwonił telefon.
Skinąłem, żeby mi go podała.
- Reed przy telefonie, słucham? – powiedziałem, ocierając czoło moją zranioną dłonią, trzymając telefon.
- Dean? Tu Joe. Otrzymaliśmy wiadomość ze stanu Montana. Lokalna komenda policji w Missoula poinformowała nas, że widziała w kamerach monitorujących dziewczynę, która może pasować do opisu twojej córki. Wyśle ci zaraz zdjęcie. Policja powiedziała, że dziewczyna jest z czwórką chłopaków i wsiadali do taksówki. Będziesz w stanie rozczytać tablicę. To byłby trop – powiedział mój kolega.
- Joe, wyślij mi natychmiast to zdjęcie. Dziękuję, że mnie tak szybko powiadomiłeś – powiedziałem, a potem padło tylko niema, za co, zanim nacisnął, czerwony przycisk. Moja żona wyglądała jednocześnie na zmieszaną i podekscytowaną.
- Mają trop – powiedziałem tylko przed wejściem na górę, tam usiadłem przed komputerem, próbując zignorować ból.
Minęło trochę czasu, zanim uruchomiłem stary fax, w międzyczasie Melissa dołączyła do mnie i usiadła obok, przeczesując włosy, zakłopotana czy aby na pewno powinna wzbudzać w swoje nadzieje.
Minęło kilka sekund, zanim urządzenie zaczęło piszczeć i drukować zdjęcie zawierające kilka osób. Między nimi nieuchwytna dziewczyna o blond lokach.
- To może być jakakolwiek dziewczyna. Dean, powinniśmy pozwolić jej odejść. To już nie ma sensu... - powiedziała do mnie, ale ucieszyłem ją palcem wskazującym.
- Ale nie każda dziewczyna ma Hemmingsa, obok siebie.
- Dean co robisz? Nie waż się tego powtarzać! Kochałam ją bardziej niż cokolwiek innego. Jest moją córką i próbuje poradzić sobie z jej zniknięciem, kontynuując moje życie – odpowiedziała spokojnym tonem.
- Cóż, nie wiem, co kombinujesz, ale ja lecę do Montany szukać naszej córki. Dałem jej wybór, zarzucając na ramię plecak, gdzie był mój paszport, pieniądze, komórka i kilka innych ważnych dokumentów.
- A co z twoją ręką? – zapytała.
Rozejrzałem się dookoła, zostawiłem ją na chwilę samą, a potem wróciłem z maścią. Wyraz twarzy mojej żony nieco się zmienił, spojrzała na mnie desperacko.
- Jedziesz, czy zamierzasz tu zostać? – zapytałem po raz ostatni, nie chciałem tracić czasu, ruszając z prędkością światła.
Minęła kolejna minuta ciszy, zanim się poruszyła i sięgnęła po kurtkę.
- Chodźmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro