Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

level 9; michael

LEVEL NINE

(wybierz postać)

MICHAEL          LUKE

ASHTON                     

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

W niedzielną noc Michael prawie w ogóle nie spał i wiedział, że w poniedziałek będzie tego żałował. Jednak myśli kołatające się w jego głowie nie pozwalały zasnąć, choćby nie wiadomo jak bardzo chciał.

Wciąż pamiętał to, jak miękkie były usta Luke'a i jak przyjemnie było je czuć na swoich. Wciąż pamiętał chłód kolczyka, ocierającego się o jego skórę i dotyk dłoni Luke'a na policzkach. Pamiętał przyjemny, męski zapach blondyna i to, jak tamten patrzył na niego zaraz po pocałunku. Jego błękitne oczy iskrzyły, oddech był przyspieszony, koszulka pognieciona w miejscu, w którym trzymał ją Michael.

Ale to, co Michael zapamiętał najlepiej, to uczucie wolności i czystego szczęścia. Coś tak obcego w życiu Michaela, że ten nawet nie śnił o niczym podobnym. W tamtej sekundzie nie myślał o swoim ojcu i o tym, że będzie musiał wrócić do tego domu bez ciepłej wody, z ledwie wystarczającym zapasem żywności i przeciekającym dachem. Myślał tylko o tym, że jest z Lukiem na koncercie swojego ulubionego zespołu i po raz pierwszy z kimkolwiek się całuje.

Nieraz o tym czytał i wyobrażał sobie podobne sceny, ale nigdy nie sądził, że pocałunek można poczuć nawet w czubkach palców u stóp. Całe jego ciało reagowało na obecność Luke'a, posyłając przyjemne dreszcze wzdłuż kręgosłupa. A motylki w brzuchu, o których zawsze piszą autorzy książek? Niedopowiedzenie roku. W jego brzuchu przebiegło chyba stado zmutowanych słoni gigantów – mało romantyczne, owszem, ale za to cholernie adekwatne.

Michael nie wiedział, co to znaczy. Nigdy wcześniej nie był zakochany, nie miał więc porównania, ale to, co czuł na pewno nie było normalne. Oczywiście nie miał zamiaru rozmawiać z Lukiem, chociaż obiecał to Ashtonowi, ponieważ to wydawało mu się łatwiejsze. Będzie po prostu ignorował blondyna, może nawet pozna kogoś innego...

Ta, jakby to kiedykolwiek było możliwe.

I kiedy o piątej nad ranem oczy Michaela w końcu się zamknęły, w jego głowie przewijał się obraz tylko jednej osoby.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

– Boże, Michael, wyglądasz okropnie – rzucił Ashton, kiedy Mike wsuwał się na ławkę w stołówce. Tamten rzucił mu zirytowane spojrzenie i oparł brodę na dłoniach, starając się nie zasnąć. Czuł się jeszcze gorzej niż wyglądał, o ile było to możliwe. – Nie o to mi chodzi, po prostu... Czy ty w ogóle spałeś w nocy?

– Miałem ważniejsze sprawy na głowie – zironizował Clifford, następnie wyjmując z plecaka zeszyt do matematyki i otwierając na zadaniu, które już prawie rozwiązał na wcześniejszej lekcji. Ash nachylił się nieco do przodu z drugiego końca stolika i spojrzał na niezbyt wyraźne notatki przyjaciela.

– Czy to matematyka? I czy ty zrobiłeś zadanie domowe? – pytał z niedowierzaniem chłopak, kończąc swój lunch i otwierając puszkę coli dietetycznej.

– A czy ty musisz być tak irytujący? Serio, Ashton, sam mówiłeś, że powinienem się za to wziąć, a kiedy już się staram, to zachowujesz się tak, jakbym był skończonym idiotą – mruknął Michael, podsumowując jedno z równań i zapisując poniżej wynik, dokładnie tak, jak uczył go Luke.

– Woah, spokojnie. Wcale nie uważam cię za idiotę, po prostu cieszę się, że mimo tego, iż dopiero raz spotkałeś się z Lukiem na korepetycjach, to już tyle umiesz. Powinniście to robić częściej – rzucił Ashton tak lekkim tonem, że Michael aż nie mógł nie pomyśleć o dwuznaczności tej wypowiedzi.

– Ashton, masz dosłownie dwie sekundy na to, żeby...

– Michael, moglibyśmy... moglibyśmy porozmawiać? – usłyszał Michael i momentalnie wypuścił długopis z dłoni. Ashton w ostatniej chwili go złapał, zanim ten spadł na ziemię i oddał go przyjacielowi, bez słowa popijając colę i kulturalnie odwracając wzrok. Michael natomiast spojrzał w górę i poczuł dziwny ścisk w piersi.

Luke wyglądał świetnie, jak zawsze, ale coś w wyrazie jego twarzy się zmieniło. Nie było tam ironicznego uśmieszku, pełnego protekcjonalnej pogardy. Luke był po prostu zmęczony i jakby lekko przygnębiony. Coś wyraźnie nie dawało mu spokoju. Jednak Michael dokładnie przemyślał wszystkie za i przeciw, niestety z negatywnej strony wyszło mu o wiele więcej argumentów, toteż po długiej walce z samym sobą doszedł do odpowiednich wniosków.

– Sam chciałem z tobą pomówić – rzucił i widząc, jak w oczach chłopaka powoli pojawia się nadzieja, znienawidził samego siebie jeszcze bardziej niż do tej pory. – Byłem rano u pani Mercer i poprosiłem o załatwienie nam sali na korepetycje. Zrobiła to, więc jeżeli masz dzisiaj po zajęciach trochę czasu, moglibyśmy zabrać się za historię. Przynajmniej dopóki nie znajdziemy sobie innych osób do pomocy. Ja już rozmawiałem z jednym uczniem, więc za niedługo nie będziesz musiał pomagać mi w matematyce. Mimo wszystko dziękuję – mówił szybko Michael, ledwie łapiąc oddech. Przez cały czas patrzył prosto na Luke'a, którego ekspresja zmieniała się z sekundy na sekundę. Zdziwienie, irytacja, uraza.

– A mogę chociaż... – zaczął blondyn nieco zbyt ostrym tonem. Michael nie chciał zaczynać kłótni. Nie, kiedy już patrzyło na nich mnóstwo osób. Popularny Luke Hemmings rozmawiał ze świrem, a to dopiero sensacja.

– Nie, Luke. Skończyłem. Ashton, chodźmy stąd – poprosił Michael i dopiero wtedy spojrzał na swojego przyjaciela, który zdawał się być w kompletnym szoku. Jego wzrok biegał od Michaela do Luke'a i z powrotem, a Mike doskonale wiedział, co Ashton robi. Analizował w głowie dokładnie każdy ich gest, każde spojrzenie, nawet najmniejszą zmianę w wyrazie twarzy. Cholerny psycholog.

Jednak w końcu Ash wstał i lojalnie udał się za swoim przyjacielem, zostawiając osłupiałego Luke'a na środku stołówki, pod bacznym spojrzeniem jego kolegów z drużyny i dziewczyn obliczających to, jakie mają szanse na przespanie się z nim.

– Czy ty jesteś normalny, Michael? – spytał poważnie Ashton, zatrzymując Clifforda na korytarzu. Michael wyrwał ramię z jego uścisku i cofnął się o krok, jakby Ashton go uderzył. – Po co było to wszystko? Obiecałeś mi, że...

– Wiem, co ci obiecałem, Ashton. Zrobiłem to dlatego, że inaczej nie dałbyś mi spokoju! – krzyknął Michael, lecz momentalnie się opanował i zacisnął powieki. – Przepraszam, przepraszam. Wiesz, że nie chciałem. Ja po prostu... nie dam rady, Ash.

– Nie przepraszaj mnie, głupku. Nie mogę pojąć, dlaczego nie chcesz być szczęśliwy, Mike. Dobrze wiesz, że to, co mu powiedziałeś było głupie i wiesz, że nie chciałeś tego powiedzieć. Nie chcesz również innego korepetytora, ani spotykania się z nim tylko w sali lekcyjnej – wymieniał Ashton, nie przejmując się tym, iż stoją na szkolnym korytarzu, a za moment prawdopodobnie zadzwoni dzwonek.

– Skąd możesz wiedzieć? – mruknął Michael, czując się tak, jakby za chwilę miał się na niego zawalić cały świat.

– Bo w normalnej rozmowie z Lukiem byś się jąkał, Michael. Kiedy kłamiesz, mówisz coś czego nie chcesz powiedzieć, wtedy nigdy się nie jąkasz. A potem zawsze... – Ashton przerwał, widząc łzy spływające po policzkach Michaela – ...płaczesz.

Michael bezradnie rozejrzał się dookoła. Ashton powiedział, że Luke jest zagubiony i być może (a nawet na pewno) miał rację, ale w tym momencie Michael wiedział, że i on się zgubił. Dlatego kiedy Ashton przyciągnął go do siebie i mocno oplótł ramionami, ten nie protestował, chociaż ludzie patrzyli na nich, kiedy przechodzili obok.

Ponieważ teraz Ashton był jedynym, przy którym Michael mógł rozsypać się na milion kawałków.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

Mimo wszystko Luke przyszedł. Michael już tracił nadzieję i miał zbierać się do domu, ale Luke właśnie wtedy wszedł do sali, niezręcznie oglądając się za siebie. Zamknął drzwi i popatrzył na Michaela, który już chciał ponownie zwinąć mapę i odłożyć ją na wcześniejsze miejsce.

– Przepraszam za spóźnienie, ja... Nieważne – mruknął i usiadł w pierwszej ławce. Wyjął swoją książkę i zeszyt, a Michael po prostu obserwował go spod tablicy. Po chwili podszedł i usiadł obok niego, starając się stłumić w sobie wszystko to, czego nie powinien czuć w obecności starszego od siebie ucznia.

– Więc... Napoleon – zaczął Michael, nerwowo wyłamując sobie palce ze stawów. – Może najpierw powiedz mi, co o nim wiesz, żebym miał jakieś pojęcie i wiedział, od czego startujemy.

Luke przez kilka sekund patrzył prosto w jego oczy, a Michael z jakiegoś powodu nie mógł odwrócić wzroku. Widział czerwone żyłki, powiększone źrenice, cienie pod oczami. Blondyn wyglądał tak, jakby chciał powiedzieć coś ważnego i może tym razem Michael by mu nie przerwał. Jednak ostatecznie Luke zaczął opowiadać o francuskiej postaci historycznej. Wiedział dużo, ale miał problem z chronologią wydarzeń, datami i umiejscowieniem akcji. Michael stwierdził, że lepiej będzie im pracować przy mapie, gdzie od razu będzie mógł pokazać wyższemu nastolatkowi odpowiednie miejsca.

Dlatego teraz oboje stali przed rozwiniętym płótnem, a Michael gestykulował rękami, starając się pomóc najlepiej, jak umiał. Naprawdę dobrze wychodziło mu udawanie, że obok jest Ashton, a nie Luke. Przynajmniej tak było, dopóki Michael nie spojrzał w bok i nie zobaczył, że Luke wcale nie skupia się na mapie, a na nim. Wtedy głos uwiązł mu w gardle, a policzki zrobiły się gorące.

– Ty naprawdę to lubisz, co? – spytał Luke cicho i niezwykle delikatnie, a na jego ustach uformował się lekki uśmiech. Opuścił bezradnie ręce i odwrócił się w stronę Michaela, który automatycznie zrobił to samo. Luke niepewnie wyciągnął dłoń do przodu i Mike z zaskoczeniem zobaczył, że ta drży. Palce blondyna lekko dotknęły policzka Michaela, to było jak muśnięcie ust.

Ale Michael zrobił krok do tyłu, starając się powstrzymać przyspieszający oddech. Nie mógł, nie powinien, będzie na siebie o to zły. Miał trzymać się z daleka od Luke'a. Dlaczego to było tak cholernie trudne?

– Luke, proszę cię – szepnął Michael, nie ufając swojemu głosowi na tyle, by odezwać się głośniej. Luke na moment zamknął oczy i westchnął cicho.

– Daj mi jedną szansę. Porozmawiaj ze mną.

– Nie mamy o czym rozmawiać – spróbował ponownie zielonowłosy. Wiedział, że jeśli tak dalej pójdzie, to zwyczajnie się podda, a nie mógł tego zrobić. Luke'owi nie zależało. Jemu nigdy nie zależało.

– Myślę, że jednak mamy – rzucił blondyn i zrobił krok w stronę niższego ucznia. Michael odruchowo uniósł głowę, a Luke oparł swoje czoło o jego. Mike przymknął oczy, nie mając ani siły, ani ochoty na to, by go odepchnąć. Michael chciał, żeby Luke go pocałował, nawet jeśli jeszcze nie pozwalał sobie o tym myśleć. – Proszę cię, porozmawiajmy. Nie tutaj.

– Luke, ja... – zaczął słabo Michael, nie rozchylając powiek i nie odsuwając się. Ciepło ciała Luke'a było przyjemne, a jego zapach bardzo podobał się siedemnastolatkowi.

– Jedna szansa, Mikey. To wszystko, o co proszę.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

LEVEL COMPLETE

SAVE THE GAME


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro