level 7; luke
LEVEL SEVEN
(wybierz postać)
MICHAEL LUKE
! ostrzeżenia do poziomu: opisany atak paniki.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Michaela wypuścili w piątek pod warunkiem, że będzie o siebie dbał i przez kilka dni poleży w łóżku. Luke uznał to za odwołanie ich wspólnego wypadu, ponieważ nie chciał nadwyrężać zdrowia Michaela, nawet jeśli był podekscytowany na myśl o spędzeniu z nim tych kilku godzin na koncercie ich ulubionego zespołu. Właściwie może tak było nawet lepiej. Luke całkiem spontanicznie zaproponował Michaelowi spotkanie, mimo iż wcześniej zdecydował, że nie będzie się do niego zbliżał i tym samym przestanie odczuwać względem niego jakiś dziwny pociąg, którego nie umiał sobie wytłumaczyć.
Ale kiedy Luke odwoził Michaela do domu (Ashton z jakiegoś powodu nie mógł się pojawić i chociaż Michael brzmiał cholernie niezręcznie przez telefon, gdy dzwonił do Luke'a z prośbą o przyjechanie, to Hemmings ucieszył się, iż Michael bierze go teraz jako jedną z opcji) ten spytał go, o której Luke po niego przyjedzie.
– Ale lekarz powiedział... – zaczął blondyn, lecz Michael rzucił mu takie spojrzenie, że Luke momentalnie zamilkł, nerwowo uderzając palcami o kierownicę. To było idiotyczne, ale przy Michaelu Luke nie czuł się zbyt pewny siebie i nienawidził tego uczucia.
– Moje zdrowie, moja sprawa – uciął zielonowłosy i odpiął pas, zamierzając wysiąść z samochodu.
– Michael, nie chcę, żeby coś ci się stało, a twoje żebra nie są jeszcze w najlepszym stanie – spróbował ponownie Luke, co na moment zatrzymało Michaela. Teraz był wyraźnie zirytowany.
– Jeśli nie chcesz, żebym szedł, to...
– Nie, nie o to mi chodzi. Ja, uch... będę jutro o siedemnastej – westchnął Luke z rezygnacją i obserwował, jak Michael powoli kieruje się w stronę drzwi wejściowych. Kiedy te się za nim zamknęły, Luke z całej siły uderzył pięścią w kierownicę, uruchamiając klakson i klnąc pod nosem.
Następnie odpalił silnik i z piskiem opon odjechał spod domu Clifforda.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Luke jeszcze raz spojrzał na zegarek i westchnął. Jeśli chciał zdążyć, powinien już wyjechać, bo Michael będzie na niego czekał. Poprawił skórzaną kurtkę, popatrzył do lustra, poprawił włosy i pstryknął palcami, następnie wskazując na swoje odbicie i uśmiechając się do niego. Stary nawyk, którego jakoś nie umiał się pozbyć.
– Luke, kochanie, wychodzisz? – spytała Liz, którą prawie przewrócił w drzwiach swojego pokoju.
– Taa, nie wiem kiedy wrócę – rzucił niedbałym tonem i wyminął niższą od siebie kobietę, która po chwili ruszyła za nim na dół. – Zabieram Michaela na koncert – dodał, czując, że jeżeli jej tego nie wyjaśni, to będzie wlokła się za nim aż do samochodu. Była to urocza kobieta, ale strasznie wścibska, jak chyba każda w jej wieku.
– Michaela? Tego miłego chłopca przez którego płakałeś? Luke, to wspaniale! – ucieszyła się i klasnęła w dłonie, obserwując, jak jej najmłodszy syn zakłada buty i chwyta kluczyki do samochodu.
– Mamo, nie musisz za każdym razem mówić o tym, że płakałem – jęknął blondyn z rezygnacją i pocałował swoją mamę w czoło. – Na razie.
– Baw się dobrze. Kocham cię.
– A ja ciebie.
Z tymi słowami Luke opuścił dom i już piętnaście minut później (czyli jakieś dziesięć minut po czasie) podjechał pod dom Michaela, który siedział na schodach i czekał na niego. Kiedy Luke podszedł bliżej, usłyszał z wnętrza domu krzyki mężczyzn. Michael wstał i skrzywił się lekko, najwyraźniej ból żeber dawał się we znaki. Jednak Luke momentalnie zwrócił uwagę na świeżego siniaka pod okiem chłopaka. Odruchowo wziął jego twarz w dłonie i uniósł nieco, ponieważ Michael był niższy od niego.
– Twój ojciec ci to zrobił? – spytał z hamowanym gniewem w głosie. Michael cofnął się o krok i zrobił zmieszaną minę. Wcześniej, jeszcze u siebie, Luke zastanawiał się, czy nie przekonać Michaela, by ten został w domu, lecz teraz na twarzy młodszego chłopaka widział rozpacz i desperacką potrzebę wydostania się z tego piekielnego domu, dlatego po prostu nie potrafiłby powiedzieć mu, że nie zabierze go ze sobą. – Michael, mówiłeś o tym komuś?
– Możemy już jechać? – jego błagalny ton na razie zamknął usta Luke'a. Na razie.
Blondyn wiedział, że nie może tego tak zostawić. Jego ojciec również był surowy i to cholernie, ale nie dochodziło do rękoczynów. Luke by sobie na to nie pozwolił, a jego bracia tym bardziej, natomiast jego mama od razu wniosłaby o rozwód. Jednak Michael nie miał matki, nie miał również braci, którzy mogliby go obronić. Aż dziwne, że Ashton się tym jeszcze nie zajął. Ale Luke miał taki zamiar.
– Pewnie, jedźmy – mruknął w zamyśleniu.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Parking był zapełniony i znalezienie jakiegokolwiek miejsca zajęło Luke'owi dobre dwadzieścia minut. Ludzie przepychali się do wejścia, niezależnie od tego, czy posiadali bilety. Mieli nadzieję, iż wedrą się niezauważeni i niektórym z nich faktycznie się to udawało.
Luke niekiedy musiał użyć łokci, żeby dostać się do środka, a kiedy poczuł jak ktoś chwyta go za tył kurtki, już miał się odwrócić i odepchnąć od siebie natręta, gdy zorientował się, że to tylko Michael, który najwyraźniej nie chciał zgubić się w tłumie.
Wewnątrz było niesamowicie gorąco, rzędy wypełnione zostały niemal w całości. Luke z trudem odnalazł odpowiednie miejsca, a kiedy już to zrobił, szeroko uśmiechnął się do Michaela, który nerwowo rozglądał się dookoła.
– Wszystko w porządku?! – krzyknął Luke, nachylając się nieco. Gwar był ogromny i blondyn musiał się naprawdę wysilić, by jego towarzysz go usłyszał. Michael tylko pokiwał głową i odwzajemnił uśmiech. Teraz Luke czuł się naprawdę dobrze, Michael wyglądał na szczęśliwego, nawet pomimo siniaka pod okiem, który wciąż budził w blondynie gniew. Nie mógł uwierzyć, że ktoś jest w stanie krzywdzić tak spokojną osobę jak Michael. Oczywiście Bucky i jego kumple odpowiednio zapłacili, wylatując z drużyny, jeden ze złamanym nosem, a drugi z rozwalonym łukiem brwiowym. Ale Luke nie mógł tak załatwić sprawy ojca Mike'a.
Rozmyślania przerwał mu głośny wrzask obecnych na koncercie osób, oznajmiający wejście artystów na scenę. Derek Sanders podszedł do mikrofonu i przywitał się z publicznością. Zaczęli od piosenki "Sorry, Not Sorry" i Luke nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, gdy Michael zaczął głośno śpiewać, ciesząc się jak dziecko. To była najlepsza rzecz, jaką Luke kiedykolwiek widział i świadomość, że to dzięki niemu Michael jest tak szczęśliwy... to tylko czyniło wszystko bardziej niesamowitym.
Jednak koncerty Mayday Parade miały to do siebie, że ludzie czuli się zbyt swobodnie i mniej więcej po godzinie zaczęli się przepychać. Chodziło o to, by jeden rząd szedł w jedną stronę, a drugi w przeciwną i z powrotem. Z punktu widzenia zespołu miało to dać genialny efekt, ale z punktu widzenia publiczności... cóż, nie było to zbyt przyjemne. Luke wiedział, czego się spodziewać, Michael najwyraźniej nie, ponieważ kiedy wszystko się zaczęło, na jego twarzy pojawiła się panika. Z roztargnieniem kręcił głową na boki, próbując nie upaść, gdy porwał go tłum.
Wszystko uspokoiło się jakieś piętnaście minut później, gdy rozbrzmiały dźwięki "Anywhere but here." Luke poczuł wtedy szarpanie za rękaw i ze zdziwieniem odwrócił się w stronę bladego jak kreda Michaela. Jego wargi drżały, jakby za moment miał się rozpłakać, a źrenice były zdecydowanie powiększone.
– Michael, co się dzieje? – spytał Luke, jednak wiedział, że zrobił to zbyt cicho. Mimo wszystko Michael chyba go zrozumiał.
– Muszę stąd wyjść! – krzyknął głośno Michael i zaczął szybko łapać oddech, wciąż czepiając się kurtki Luke'a.
Blondyn w jednej chwili zrozumiał, o co chodzi. Atak paniki. Blondyn kilka razy sam przez to przechodził, więc doskonale wiedział, jakie są objawy i wiedział również, że jeśli czegoś nie zrobi, to Michael zacznie się dusić, albo wcześniej zemdleje i prawdopodobnie zostanie stratowany.
Cholera, cholera... co się robiło...
– Michael! Michael, Mike, Mikey, spójrz na mnie! – krzyczał Luke i w końcu sam chwycił twarz Michaela w dłonie, zmuszając go by spojrzał mu w oczy. – Musisz uspokoić oddech! – kontynuował, przypominając sobie, jak pomagała mu mama, kiedy dostał ataku paniki w centrum handlowym, mając sześć lat.
Oczy Michaela były rozbiegane, widniało w nich przerażenie i siedemnastolatek po prostu nie potrafił się uspokoić. Luke powiódł wzrokiem po jego twarzy i na moment sam wstrzymał oddech, zatrzymując się na ustach Michaela. Z jakiegoś powodu nagle wszystko ucichło i Luke wiedział, co powinien zrobić. Bez zastanowienia pochylił się i przycisnął swoje usta do warg Michaela, który w jednej chwili znieruchomiał.
Przez moment nic się nie działo, a potem Michael odwzajemnił pocałunek i Luke czuł się tak, jakby był kimś zupełnie innym. Jakby ta czynność obudziła w nim osobę, która zawsze tam była, ale nigdy się nie ujawniała – lepszą osobę. Poruszał swoimi wargami, znajdując rytm z gorącymi ustami Michaela i zamknął oczy, pozwalając temu uczuciu go owładnąć.
W swoim osiemnastoletnim życiu całował dziesiątki dziewczyn, ale żaden pocałunek nie był tak intensywny, tak rozpaczliwy, wręcz desperacki. Zupełnie tak, jakby Luke przez cały czas tonął i nie zdawał sobie z tego sprawy, a gdy pocałował Michaela, w końcu wynurzył się na powierzchnię i zaczerpnął powietrza. Zielonowłosy chłopak kurczowo zacisnął pięści na koszulce Luke'a i uniósł głowę w górę, dając Luke'owi większą swobodę działania. Blondyn gładził policzki Michaela kciukami, nie myśląc o niczym poza tym, co działo się teraz.
Po kilku, lub kilkunastu sekundach, Michael gwałtownie się odsunął i popatrzył na Luke'a szeroko otwartymi oczami. Jego twarz była czerwona, usta lekko zapuchnięte i Luke zastanawiał się, czy wygląda teraz tak samo. Zielone oczy chłopaka błyszczały.
I wtedy do Luke'a dotarło to, co zrobił.
– Cholera, Michael, ja... – próbował powiedzieć, ale Michael zaczął nagle się cofać. Kręcił głową z niedowierzaniem, potykając się i obijając o sylwetki innych osób. Następnie okręcił się na pięcie i zniknął w tłumie, zanim Luke zdążył zareagować. To było jak mgnienie oka, emocje zalały Luke'a, sprawiając, iż musiał podtrzymać się jednego z mężczyzn stojących obok.
Pocałował pierwszego chłopaka w swoim życiu. Co więcej – pocałował Michaela Clifforda. Pocałował go i czuł się z tym cholernie dobrze, może tak dobrze jak jeszcze nigdy wcześniej. Wiedział, że dotykanie osób, które przechodzą atak paniki nie zawsze im pomaga, o tym też wspominała mu mama. Lecz Luke był zbyt roztargniony, by wtedy dużo o tym myśleć. Chciał tylko pomóc.
Właśnie w tamtym momencie Luke Hemmings z przerażeniem uświadomił sobie, że zdecydowanie nie jest heteroseksualny.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
LEVEL COMPLETE
SAVE THE GAME
(edit 19/08/05: wiem, że ich pierwszy pocałunek
jest pod wieloma względami problematyczny, ale
pisałam to opowiadanie w wieku jakichś trzynastu
lat po naoglądaniu się teen wolfa, więc proszę...
przymknijcie na to oko. i jeśli kiedykolwiek ktoś w
waszej obecności będzie przechodził to, co michael
to nie dotykajcie tej osoby dopóki nie upewnicie się,
że wam na to pozwoli, miśki!!)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro