level 3; michael
LEVEL THREE
(wybierz postać)
MICHAEL LUKE
! ostrzeżenia do poziomu: homofobia, przemoc.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Kretyn, idiota, matoł, skończony frajer.
Michael szybko zbiegł po schodach, z całych sił powstrzymując się przed zawróceniem i przeproszeniem Luke'a. Bo w zasadzie za co? Za to, że był trochę zbyt szczery? To nie jego wina, po prostu... poczuł się tak, jakby mógł rozmawiać z Lukiem o wszystkim, ponieważ tamten powiedział mu o sobie coś więcej. Michael był naiwny, wiedział o tym. Luke zwyczajnie czegoś od niego chciał, ale Clifford za nic nie potrafił wymyślić, o co chodziło.
Nie lubię długotrwałych związków.
– Oo, zamknij się – mruknął do siebie i rozejrzał się. Chciał jak najszybciej dojść do drzwi i opuścić ten dom.
– Michael, już wychodzisz?
Na dźwięk głosu mamy Luke'a chłopak podskoczył ze strachu i podniósł wzrok, by ujrzeć kobietę w przejściu do kuchni. Wymusił na twarzy uśmiech i nerwowo kiwnął głową.
– Luke m-ma zaraz trening, a ja muszę... muszę wracać do domu – powiedział i przeklął się w duchu za swoją nieśmiałość. Zbyt dużo myślał nad tym, co pomyślą o nim inni, ale nie mógł nic na to poradzić. Zawsze mówił, że nie obchodzi go zdanie innych, lecz to nie do końca prawda. Po prostu było to coś, co Michael chciałby posiadać; obojętność na krytykę.
– Rozumiem. Jack, mógłbyś odwieźć Michaela? – spytała Liz głośniej, a z salonu po chwili wyszedł wysoki chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy. Jego oczy uderzająco przypominały oczy Luke'a.
Ale oczy Luke'a mają kolor oceanu, a Jack'a są ciemniejsze.
– N-nie trzeba, naprawdę – rzucił szybko Michael, jednak już kilka minut później siedział w czarnym samochodzie, wyjeżdżającym z podjazdu domu Hemmingsów. – Zatem... jesteś bratem Luke'a? – zaczął niezręcznie, patrząc prosto przed siebie.
– A ty jesteś ten słynny Michael Clifford – odpowiedział Jack z uśmiechem, sprawiając, iż Michael w końcu spojrzał w jego stronę. Widząc zaskoczenie na jego twarzy, starszy z braci Hemmings zaśmiał się serdecznie, skręcając w kolejną ulicę. – Masz kolorowe włosy, więc podejrzewam, że chodzi o ciebie. Luke ciągle o tym mówi. Nie wiem, co irytuje go bardziej: to, że ciągle farbujesz włosy, czy to, że w każdym kolorze dobrze wyglądasz – wyjaśnił chłopak, a Michael poczuł, jak jego policzki robią się gorące. – Och, więc ty też go lubisz. To bardzo dobrze – dodał Jack, widząc reakcję Michaela.
– Luke mnie nie lubi, tylko się razem uczymy – odparł Michael. Zdziwił go gorzki ton, którym sam się odezwał. Przecież nie znosił Luke'a, Luke działał mu na nerwy i teraz z całą pewnością nie chciał widzieć Michaela. Nie po tym, co ten mu powiedział.
– Śmiem twierdzić inaczej, ale to nie moja sprawa – powiedział starszy chłopak po chwili namysłu, wciąż odzywając się tym samym miłym tonem, zupełnie innym od znudzenia, z jakim mówił jego młodszy brat. – No, jesteśmy na miejscu, dzieciaku – rzucił kilka, lub kilkanaście minut później. Mike był zbyt pogrążony we własnych myślach, by zwracać uwagę na drogę.
Spojrzał za okno i dostrzegł, że rzeczywiście dojechali już pod jego dom. Zobaczył również kogoś, kto siedział na schodach, ale Jack zaparkował po drugiej stronie ulicy i Michael nie był w stanie zidentyfikować postaci.
– Dziękuję – mruknął i wysiadł, zanim Jack miał szansę odpowiedzieć. Szybko przebiegł drogą, prowadzącą do drzwi wejściowych i momentalnie stanął jak wryty. – Co ty tutaj robisz? – spytał i od razu przybrał postawę obronną. Przywołał na twarz największy spokój na jaki był w stanie się zdobyć, następnie wyminął swojego gościa i wyjął z plecaka klucze.
– Michael, chciałem porozmawiać...
– Nie mamy o czym rozmawiać, Calum. Myślę, że rok temu wyraziłeś się wystarczająco jasno. Dałem ci spokój, teraz ty zrób to samo dla mnie – przerwał mu chłodno i popatrzył na bruneta, który niepewnie przestępował z nogi na nogę, trzymając dłonie w kieszeniach spodni. Wyglądał tak żałośnie, a Michael tak bardzo tęsknił za kimś, z kim przyjaźnił się przez prawie piętnaście lat... – O co chodzi? – spytał w końcu, jak zwykle nie potrafiąc się powstrzymać.
– Chodzi o Luke'a...
– Do widzenia, Calum – warknął Clifford i włożył klucz do zamka, lecz wtedy Hood złapał go za nadgarstek i powstrzymał.
– Poczekaj, Mike. Daj mi dwie minuty – poprosił Calum, a gdy Michael westchnął i spojrzał na niego, odsunął się nieco, wiedząc, jak bardzo Michael nie znosi naruszania jego prywatności. – Widziałem, jak wsiadałeś dzisiaj do samochodu Luke'a i uznałem, że muszę z tobą porozmawiać. Luke... Luke nie jest dobrą osobą, Mike. On wykorzystuje dziewczyny, ale ostatnio tak często o ciebie pytał, że pomyślałem... Nie chcę, żeby stała ci się krzywda.
– Dwie minuty się skończyły, a ja mam dość twojego udawania, że cię obchodzę.
– Ja nie... Ugh, nie ważne. Po prostu trzymaj się z daleka od Luke'a, okej? – spytał Calum zirytowanym tonem, a Michael otworzył drzwi i wszedł do domu, zatrzaskując je za sobą z hukiem. Widząc pijanego ojca, śpiącego na kanapie, pokręcił głową z dezaprobatą, jednak mimo wszystko przykrył go kocem. Ominął kuchnię wzrokiem i ruszył na górę, do swojego pokoju. Tam momentalnie rzucił się na łóżko i schował głowę pod poduszkę, zupełnie jakby się bał, że ktoś usłyszy jego łkanie.
Ale nikt nigdy nie słyszał.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Następny dzień w szkole był piekłem. Do tej pory Michael nie doceniał, jak to dobrze, że wszyscy go ignorują. Teraz, gdy jego ciało raz po raz uderzało o szafki w drużynowej szatni modlił się, by nigdy więcej nie musiał przez to przechodzić.
– Co jest, kochasiu, ja ci się nie podobam? – spytał jeden z futbolistów, zapoznając lepiej swoją pięść z brzuchem Michaela. Siedemnastolatek zakrztusił się i splunął krwią, czując, jak jego głowa robi się ciężka. Dwóch innych trzymało go za ramiona, a Bucky (przynajmniej Michaelowi zdawało się, że tak właśnie miał na imię osiłek) bił i kopał go z czystą przyjemnością, nabijając się przy tym z jego orientacji.
– Hej, co tu jest grane? – usłyszał Michael i już nie próbował się trzymać. Rozpłakał się i przestał szarpać, ponieważ zwyczajnie nie miał na to siły. – Bucky, natychmiast go zostawcie.
– Zabaw się z nami, Luke. Gramy w "kto szybciej doprowadzi pedała do nieprzytomności." Chyba wygrywam – odpowiedział Bucky i uśmiechnął się głupkowato. Michael zamrugał kilkakrotnie i w końcu dostrzegł Luke'a, którego twarz robiła się coraz bardziej czerwona ze złości.
– Powiedziałem, że macie go zostawić. Trzeci raz tego nie powtórzę – rzucił Luke przez zaciśnięte zęby i podszedł bliżej. Może to przez to, że był kapitanem, a może dlatego, że wyglądał, jakby za chwilę miał zabić każdego w zasięgu wzroku, dwójka trzymających Michaela osiemnastolatków zluzowała uścisk, a Bucky cofnął się o kilka kroków.
– Spokojnie, stary. Mogłeś powiedzieć, że to twoja nowa zabawka – zaśmiał się Bucky i z dwójką przyjaciół opuścił szatnię. Luke momentalnie podszedł do Michaela i podtrzymał go, oglądając rany. Miał rozciętą wargę, rozwalony łuk brwiowy i podbite oko. Krew mieszała się ze łzami. Ale zanim Luke dokładniej ocenił sytuację, Michael wyrwał się i zatoczył na szafki.
– Nie dotykaj mnie – wychrypiał Mike i wyciągnął przed siebie rękę, chcąc uniemożliwić Luke'owi podejście bliżej. – Nie waż się podchodzić. Tylko ty i Ashton wiedzieliście, że jestem cholernym gejem. Ashton na pewno im nie powiedział.
Ból fizyczny, jaki odczuwał Michael był niczym w porównaniu z uczuciem zdrady. Kiedy uświadomił sobie, że to przez Luke'a został pobity... to było tak, jakby uszło z niego całe powietrze. Zwyczajnie nie mógł oddychać. Ale czego innego się spodziewał? Luke był dupkiem, Calum go ostrzegł.
– Michael, przysięgam, że nikomu o tym nie powiedziałem. Pozwól sobie pomóc, proszę – wyszeptał Luke z rosnącym przerażeniem w głosie.
– Nienawidzę cię, Luke – mruknął Michael niewyraźnie i osunął się na ziemię. Kręciło mu się w głowie, nie był w stanie dłużej utrzymać się na nogach. Coś ciągnęło go w dół i z jakiegoś powodu Michael czuł, że jeżeli się podda, to w końcu osiągnie spokój.
Ostatnim, co zapamiętał, zanim ciemność pochłonęła go całkowicie, był głos Luke'a. Powtarzał jego imię i brzmiał tak, jakby naprawdę się martwił. W tej chwili Michael z radością zamknął oczy.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
LEVEL COMPLETE
SAVE THE GAME
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro