level 16; luke
LEVEL SIXTEEN
(wybierz postać)
MICHAEL LUKE
ASHTON
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Następne kilka dni było dla Luke'a ciągłym stresem i niezdecydowaniem. Michael bardzo denerwował się kolacją u Hemmingsów, a fakt, że rzeczywiście miał powód, by się denerwować wcale nie poprawiał Luke'owi humoru. Co prawda rozmawiał z rodzicami i ostrzegł, że jeśli tylko spróbują homofobicznych komentarzy, to nie minie nawet sekunda, a jego i Michaela już w tym domu nie będzie, ale Luke nie wiedział, czego się spodziewać po swoim ojcu. Odkąd ten dowiedział się, że jego najmłodszy syn jest gejem, robił wszystko, by przemienić życie Luke'a w piekło. Blondyn nigdy nie podejrzewałby, że ktoś może być dla niego tak okrutny i wywierać tak ogromną presję. Przez te trzy miesiące Luke ledwie sypiał, w dzień chodził do szkoły i spędzał czas z Michaelem, co było jedyną odskocznią od problemów, a nocami się uczył, by nie zawalić niczego i nie dawać ojcu kolejnego powodu do niezadowolenia. Oczywiście Mike o niczym nie wiedział, bo Luke uważał, że nie fair byłoby zrzucanie na chłopaka swoich problemów, gdy on sam miał ich tak wiele. Biorąc pod uwagę sytuację rodzinną Michaela, dom Luke'a był rajem.
Teraz jednak Luke miał ważniejszy problem na głowie. Powiedział rodzicom, że wyleciał z drużyny, ale im również nie podał prawdziwego powodu. Nie mógł, to za bardzo zraniłoby Michaela, a Liz i Andy'ego tylko bardziej utwierdziło w przekonaniu, że Luke nie powinien widywać Mike'a. Jednak jego rodzice postawili warunek, któremu Luke nie mógł się sprzeciwić, choćby nie wiadomo, jak bardzo chciał. Teraz musiał porozmawiać z Michaelem i modlić się, by ten mimo wszystko chciał z nim być, ponieważ prawda była taka, że bez Michaela to nie miało sensu. Ten siedemnastolatek był powodem, dla którego Luke się nie załamał, chociaż jego życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Luke go potrzebował.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
– Ben, zanieś to do jadalni, Michael powinien zaraz tutaj być – powiedziała Liz z ekscytacją i podała swojemu starszemu synowi półmisek z sałatką. Luke nerwowo przechadzał się po holu, ciągle przeczesując i tak już rozczochrane włosy dłonią. Czuł się tak, jakby coś zjadało go od środka.
– Wyluzuj, blondi, wszystko będzie dobrze – rzucił Jack, opierając się o framugę i patrząc na swojego brata. – Mama będzie nim zachwycona, tego dzieciaka nie da się nie lubić – dodał chłopak i wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
– Otworzę! – krzyknął Luke głośniej niż powinien i podbiegł, by otworzyć. Po drugiej stronie stał Michael. Biedny, przestraszony Michael, naciągający niepewnie rękawy czarnej koszuli na guziki, w której wyglądał absolutnie uroczo. W dodatku przefarbował włosy na ciemny brąz, bo stwierdził, że rodzice Luke'a uznają go za normalniejszego. Kiedy Luke to usłyszał, pomyślał, że nigdy bardziej nie zależało mu na Michaelu. – Kocham cię – powiedział od razu, wywołując tym szeroki uśmiech na twarzy swojego chłopaka.
– A ja kocham ciebie – szepnął Mike, jakby bał się, że ktoś z rodziny Luke'a go usłyszy. Blondyn odsunął się z przejścia, żeby Michael mógł wejść do środka i zamknął za nim drzwi, następnie prowadząc go do salonu. Na jego widok Ben i Andy wstali z kanapy, uważnie mu się przyglądając. Luke widział, jak bardzo Michael stara się nie uciekać wzrokiem i nie sprawiać wrażenia zagubionego. Luke nie był w stanie stwierdzić, kto był teraz bardziej zestresowany: on, czy Michael.
– Dzień dobry, jestem ojcem Luke'a, Andy Hemmings – przedstawił się mężczyzna, wyciągając rękę w stronę Michaela. Luke widział, z jakim oporem zrobił to jego ojciec i znienawidził tego człowieka jeszcze bardziej. Zupełnie jakby Michael zarażał jakimś wirusem... jakby od dotknięcia go Andy również mógł stać się gejem.
– Dzień dobry, proszę pana. Jestem Michael, to zaszczyt pana poznać – odpowiedział gładko brunet i odwzajemnił uścisk dłoni, następnie powtarzając to samo z Benem. Z Jackiem przywitał się swobodniej, ponieważ już się znali i Michael wiedział, że Jack nie ma nic przeciwko jego związkowi z Lukiem.
Na szczęście już po chwili Liz zawołała ich na kolację, więc nie musieli stać w niezręcznej ciszy. Jednak siedzenie przy stole było jeszcze gorsze. Na początku nikt się nie odzywał, jedynym dźwiękiem był brzęk sztućców, aż w końcu rozmowę zaczęła mama Luke'a.
– Więc, Mike, jak tam twoje testy?
– Myślę, że całkiem w porządku, proszę pani. Luke bardzo pomógł mi z matematyką, dlatego wydaje mi się, że napisałem test dość dobrze. Z innymi przedmiotami nie miałem problemu – odparł Michael, niepewnie grzebiąc widelcem w talerzu. Luke posłał mu lekki uśmiech nad stołem i pokiwał głową, chcąc dać mu do zrozumienia, że bardzo dobrze sobie radzi.
Rozmowa przez jakiś czas szła nieźle, nawet Ben przekonał się do Michaela. Jack chyba miał rację, mówiąc, że Mike'a nie da się nie lubić. Ale tak było dopóki ojciec Luke'a nie zadał pytania, którego blondyn tak się obawiał.
– A jakie masz plany po zakończeniu szkoły, Michael?
Siedemnastolatek odchrząknął i powiódł wzrokiem po twarzach całej rodziny, w końcu odważnie patrząc w oczy Andy'ego Hemmingsa. Luke zagryzał mocno dolną wargę, czując, jak jego dłonie zaczynają drżeć.
– Jestem młodszy, niż Luke, został mi jeszcze jeden rok w szkole średniej. Nie zastanawiałem się nad tym, co będzie później, ale podejrzewam, że rozejrzę się za jakimś dobrym koledżem – powiedział chłopak i wzruszył ramionami, po czym włożył do ust makaron nabity na widelec.
– Och, więc jak wyobrażacie sobie utrzymanie tego... związku – tutaj mężczyzna nawet już nie próbował kryć obrzydzenia – na odległość przez cały rok?
Michael zmarszczył brwi, przenosząc wzrok na Luke'a ze zdziwieniem malującym się na twarzy.
– Przepraszam, nie bardzo rozumiem – przyznał Clifford i odłożył widelec, prostując się na swoim krześle. Luke natomiast zapadał się coraz bardziej. Prosił ojca, żeby nie poruszał tego tematu. Błagał go. Chciał sam powiedzieć o tym Michaelowi, ale wcześniej nie miał okazji. Chciał mu wszystko wyjaśnić, a teraz czuł się tak, jakby własna rodzina rzuciła go na pole bitwy bez żadnej broni.
– Luke, nie powiedziałeś mu? – spytał ojciec chłopaka, udając zdziwienie.
Dobrze wiesz, że nie, cholerny sukinsynu.
– Chciałem, ale...
– Andy – mruknęła Liz ostrzegawczym tonem, ale najwyraźniej jej mąż miał świetną zabawę, bo z trudem panował nad uśmiechem. Odsunął od siebie talerz i wygodnie rozparł się na krześle, wbijając spojrzenie w Michaela, jakby mógł zamordować go samym wzrokiem.
– Luke wybiera się na Uniwersytet w San Francisco, zaczyna już od przyszłego roku – wyjaśnił pan Hemmings, uśmiechając się uprzejmie. Michael otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł niczego wykrztusić. Patrzył to na Luke'a, to na jego ojca, jakby szukał u swojego chłopaka potwierdzenia. Luke spuścił wzrok, nie będąc w stanie spojrzeć Michaelowi w oczy.
– Ja... to... Bardzo się cieszę – mruknął w końcu Michael, chociaż jego głos drżał. – To na pewno świetna szkoła, która da Luke'owi mnóstwo możliwości i... dlaczego akurat San Francisco? – spytał cicho Michael. Jedynym, czego Luke chciał, było zakończenie tej rozmowy. Chciał zabrać stąd Michaela, powtarzać mu, jak bardzo go kocha i że jego wyjazd niczego nie zmieni.
Od zawsze chciał studiować w San Francisco, ale miał zamiar poczekać na Michaela jeszcze rok, a potem zabrać go ze sobą. Nie miał wątpliwości, że Mike dostanie się na ten uniwersytet ze swoim stypendium z historii. Chciał, żeby wynajęli razem jakieś mieszkanie. Calum miał szansę na stypendium sportowe i miejsce na ich uczelni, mogliby wziąć również Ashtona. Wszystko miało się ułożyć, ale kiedy jego rodzice dowiedzieli się o tym, że wyleciał z drużyny... Luke również miał dostać stypendium za osiągnięcia w sporcie, ale skoro trener go wyrzucił, chłopak nie miał na co liczyć. W żadnym wypadku nie byłoby go stać na zapłacenie czesnego, czy choćby organizację wyjazdu do San Francisco, a jego rodzice zgodzili się jedynie pod warunkiem, że zacznie naukę od razu po skończeniu szkoły średniej, co oznaczało, że będzie musiał zostawić Michaela na calutki rok. Ale Luke myślał, że Mike zrozumie. Mieli przecież telefony, skype... Owszem, to nie to samo, ale zawsze coś. A później Michael by do niego dołączył. Jednak teraz Luke był na przegranej pozycji i to wszystko za sprawą jego własnego ojca.
– Mają szeroką ofertę sportową i muzyczną, a Luke zawsze chciał zobaczyć to miasto – odpowiedziała spokojnie Liz, starając się załagodzić sytuację.
– Michael, wszystko w porządku? – spytał Jack, przez co Luke podniósł głowę i spojrzał na Mike'a, który starał się uśmiechać. – Jesteś jakiś blady.
– Źle się czuję. Przepraszam, ale chyba wrócę do domu. To był naprawdę... uroczy wieczór – rzucił szybko chłopak i wstał od stołu, grzecznie żegnając się ze wszystkimi i niemal wybiegając z jadalni.
Luke nawet się nie zastanawiał, po prostu pobiegł za nim i zatrzymał go tuż przed drzwiami wejściowymi.
– Mikey, proszę, poczekaj...
– Na co, Luke? Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? Gdybym tutaj dzisiaj nie przyszedł, czekałbyś do końca wakacji? A może w ogóle byś mi nie powiedział, bo to nie moja sprawa? – spytał Michael, ale w jego głosie nie było złości, tylko zwykła rezygnacja i smutek, a to dla Luke'a było jeszcze gorsze.
– Przestań, Michael. Doskonale wiesz, że nie zrobiłbym ci czegoś takiego. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i to nie tak miało wyglądać. Chciałem poczekać, aż ty też skończysz szkołę. Chciałem, żebyśmy razem wyjechali stąd w cholerę, ale wyleciałem z drużyny, a rodzice nie zapłacą mojego czesnego, jeżeli nie zacznę nauki już teraz – paplał szybko Luke, nie wiedząc, jak długo Michael jeszcze będzie chciał go słuchać. Blondyn wpatrywał się w zielone oczy Mike'a, którego dłoń wciąż spoczywała na klamce.
– A skąd pomysł, że ja w ogóle chcę uczyć się w San Francisco? – spytał Michael łamiącym się głosem. Luke czuł, jak jego serce spada wprost do żołądka, czuł, że traci kontrolę nad sytuacją, ale nie wiedział jak to zmienić.
– Myślałem, że... że chcesz być ze mną – powiedział cicho Luke, dotykając delikatnie policzka Michaela.
– A niby jak dokładnie ma to wyglądać, skoro niczego mi nie mówisz? Luke, wyjazd do San Francisco to poważna sprawa, a ty ją przede mną ukrywałeś. Kocham cię i myślałem, że sobie ufamy. Nawet nie chciałeś mi powiedzieć, dlaczego wyleciałeś z drużyny. Zrobisz to teraz?
– Nie mogę.
– Cholera, Luke! Nie widzisz, że próbuję naprawić to, co się między nami psuje? – zezłościł się Michael. I Luke nie mógł nic poradzić na to, że w nim też pojawiła się złość.
– Ciekawe jak chciałbyś to zrobić, wiedząc, że to przez ciebie mnie wywalili! – krzyknął Luke, mając świadomość, że cała jego rodzina słucha ich kłótni, ale miał to gdzieś. Zawsze liczył się tylko Michael i teraz nie było inaczej. Jednak brunet wyglądał tak, jakby Luke go spoliczkował. Cofnął się o krok i zlustrował wzrokiem twarz blondyna, nie rozumiejąc tego, co Luke właśnie do niego powiedział. – Trener dowiedział się, że jesteśmy razem i kazał mi wybierać: ty, albo miejsce w drużynie. Nawet się nie obejrzałem, kiedy opuszczałem szatnię. Poświęciłem to dla ciebie, a teraz ty mi mówisz, że ja coś między nami psuję? – spytał Luke gorzkim tonem.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – szepnął Michael ze łzami napływającymi do oczu. Luke momentalnie poczuł się jak skończony dupek.
– Bo nie chciałem sprawiać, że będziesz czuł się źle. Kocham cię, Michael, i żadne miejsce w drużynie, ani nawet stypendium nie jest ważniejsze od ciebie. Ale teraz błagam cię o ten jeden rok. Jeden jedyny rok, Mikey. Potrzebuję pieniędzy moich rodziców, ale potrzebuję też ciebie. Jakoś sobie poradzimy. Powiedziałeś mi, że choćby nie wiem co, nawet po skończeniu szkoły, będziemy razem, pamiętasz? – pytał Luke, słysząc desperację we własnym głosie.
To zabawne, ponieważ na początku Michael nic dla niego nie znaczył. To Michael się w nim kochał, nie na odwrót. A teraz wydawało się, jakby to Luke'owi zależało bardziej. Jakby to Luke wpadł głębiej. Luke wiedział, że taka jest prawda. Michael bardzo go kochał, ale Luke zawsze będzie kochał Mike'a bardziej.
– Luke, ja... potrzebuję czasu. Przepraszam – powiedział Michael i pocałował Luke'a w policzek, następnie odwracając się na pięcie i opuszczając dom Hemmingsów.
– Kocham cię, Mikey – rzucił Luke, ale Michael już nie mógł go usłyszeć. Blondyn bezwiednie zamknął drzwi i stanął w progu jadalni, gdzie wciąż siedziała reszta jego rodziny. Luke popatrzył na swojego ojca. – Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony. Właśnie pierwszorzędnie wszystko spieprzyłeś.
Osiemnastolatek nie czekał na krzyki, protesty i nawoływania. Wbiegł do swojego pokoju i zamknął drzwi na klucz, następnie zsuwając się po nich na podłogę.
Luke jeszcze nigdy nie czuł większej pustki.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
LEVEL COMPLETE
SAVE THE GAME
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro