Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Recenzja "Buenaventura"

"Coś nie grało. Kiedy w życiu albo na matematyce idzie zbyt łatwo, zawsze coś nie gra."

[Bardzo dziękuje Severitaserum za zerknięcie na recenzję i pomoc w wyborze cytatu]

Gdy po raz pierwszy usłyszałam o Buenaventurze, wiedziałam, że będzie to prawdopodobnie albo jedna z najlepszych, albo jedna z najgorszych historii na polskim Wattpadzie. Czułam, że nie byłoby dla niej miejsca "pomiędzy" tymi dwoma i wiecie co? Miałam racje. Muszę Wam powiedzieć, że Buenaventura okazała się najbardziej wciągającą historią, jaką do tej pory przeczytałam. A uwierzcie mi, przeczytałam tego naprawdę dużo. Mimo ogólnego zachwytu oraz ogromu pozytywnych odczuć podczas lektury, początek czytałam dobre trzy razy, zanim udało mi się wciągnąć. W mojej opinii pierwsze rozdziały są zbyt zwyczajne, do tego stopnia, że zaczynamy się upewniać, czy na pewno książka jest w kategorii Fantasy. Jednak po tych kilku na pozór nudnych rozdziałach wprowadzających, zaczyna się dziać. Zapewne moje negatywne nastawienie to również wina mnóstwa spoilerów, które dostałam od moich redakcyjnych znajomych (tutaj pozdrawiam Tomka oraz Darię). Gdy się człowiek nasłucha, ile tam się dzieje, chce dojść do głównej akcji jak najszybciej (jeśli nie od razu), bez brnięcia przez zwyczajne początki. A w każdym razie tak to było ze mną.

Odnośnie moich zboczeń dodam, że strasznie odpychało mnie słowo "host" zachowane w oryginalnym języku. W końcu posiada ono polski odpowiednik. Ale dość lania wody, przejdźmy do fabuły!

Główną bohaterką jest Destiny Winterhood, polko-brytyjka urodzona w Lancesterze, która dostała się na dziesięciomiesięczną wymianę do Ameryki, gdzie też dzieje się akcja opowiadania. W pierwszym rozdziale, gdy tylko przylatuje do Kalifornii, okazuje się, że jest znacznie goręcej, niż przypuszczała, dowiaduje się, że zgubiono jej główny bagaż, a dodatkowo przez trzęsienie ziemi jej „host rodzeństwo" się spóźnia. Ale to jest nic, w porównaniu z całym galimatiasem dram oraz intryg, jakie zgotowała nam Astra w dalszych rozdziałach.

Bohaterowie Buenaventury wykreowani zostali naprawdę realistycznie i z dużą dozą poczucia humoru. Główna bohaterka w wielu momentach sprawiała, że moja dłoń spotykała czoło, bądź kręciłam z politowaniem głową. Ale wiecie co? To dobrze! Takich postaci potrzebuje nasz portal - lekkomyślnych, upartych, popełniających błędy oraz awanturniczych, a przede wszystkim - z ciętym językiem i typowo polskimi docinkami. Jej wypowiedzi, czy też przemyślenia wielokrotnie doprowadzały mnie do śmiechu.

Podejrzewam też, że nie ma czytelniczki, która nie zakochałaby się w Chase'ie, którego charakter, chociaż nie najłatwiejszy, niesamowicie pociąga. Przyznam się bez bicia, że podczas czytania Bueny od nowa, właśnie na potrzeby tej recenzji, wielokrotnie potrzebowałam chwili na uspokojenie ataku fangirlingu, gdy pojawiały się sceny z nim, bądź po prostu wspomniane zostało jego imię. To już chyba obsesja, co? Jeśli chodzi o te dwie postacie, to raczej nie liczcie na romans. Chociaż pewnie i tak będziecie, bo autorka potrafi nami nieźle zakręcić. Zresztą, robi to wszędzie i przy każdej okazji, przez co potem nie wiemy, czego się spodziewać.

Dodam jeszcze, że tych dwoje jest znanych przede wszystkim z epickich rozmów, jakie ze sobą prowadzą. Przyznam się, że często brakowało mi tlenu podczas czytania, bo tak się śmiałam, że miałam problemy z nabraniem powietrza.

    Czytajac Buenaventurę możemy zauważyć, że Astra ma duże doświadczenie w pisaniu. Uświadamiają to czytelnikowi barwne opisy, świetnie prowadzona fabuła z zachowaniem chronologii, logiki, dobrze rozbudowane wątki, oraz brak jakichkolwiek błędów. Książka naprawdę wywarła na mnie wrażenie dopracowaniem nawet najmniejszych szczegółów fabuły. Wszystko w tej historii jest ważne i nic nie dzieje się bez powodu, nawet gdy myślimy, że jest inaczej, a o znaczeniu danego wątku przekonujemy się zwykle kilkanaście rozdziałów dalej. W książce znajdziecie mnóstwo nadnaturalnych ras, począwszy na łowcach i czarownicach, przez syreny, zmiennokształtnych i wampiry. Autorka wykonała też kawał naprawdę dobrej roboty, wymyślając swoje własne nazwy i pojęcia, razem z ich dokładnymi definicjami, co też nadaje wiarygodności. Jednymi z wyżej wspomnianych pojęć będą Buenaventura, Exodus oraz M'innamorai (to ostatnie musiałam spisywać literka po literce), ale czego się one tyczą – tego już dowiecie się z książki.

Jedyne, co mi osobiście przeszkadzało, to natłok ludzi. Na początku udało mi się ogarnąć postacie ważne, czyli całą rodzinkę Evansów, osoby epizodyczne jak Cassidy, Julia, Jamie, Shane, czy Collin. Jednak w następnej części nie było już tak kolorowo, ponieważ chyba wyłączyła mi się opcja zapamiętywania. Mimo wielu scen z ich udziałem oraz znaczącym wpływem na wydarzenia, do tej pory ledwo ogarniam, kim jest chociażby Santiago. Od drugiej części mój mózg po prostu przestał ogarniać. Wina leży oczywiście po mojej stronie, nie po Astry, bo, jak już wspomniałam, wszystkie postacie mają istotny wpływ na fabułę. Nie ma tam typowych ,,zapychaczy".

    To tyle z mojej recenzji — została ona napisana i tak bardzo krótko oraz bez wspomnienia rzeczy, które, choć naprawdę fajne, to dla wielu nowych czytelników okazałyby się spoilerami. Zapewniam, że uśmiejecie się niejednokrotnie. Buenaventurę polecam bardzo gorąco wszystkim polskim Wattpadowiczom. Chociaż Astra ma ogromną rzeszę czytelników, na pewno nie obrazi się, jeśli jej historia dotrze do większej ilości osób, które uwielbiają fantastykę! Gwarantuję Wam, że pokochacie Buenę  tak, jak zrobiłam to ja!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro