Chwila sławy - Aelin07
Notka od redakcji:
Aelin 07 to młoda, zdolna gimnazjalistka... ekhem, przepraszamy — młoda, zdolna istotka magiczna, która za sprawą swojej wewnętrznej magii stworzyła na Wattpadzie "Wszystkie życia I: Upadek". Wielbicielka śmiechu oraz ingrediencji zwanej wśród śmiertelników czekoladą. Kiedy jeden z naszych tropicieli znalazł ją w jej leśnej chatce i zaprosił do napisania felietonu, ta zgodziła się i przy pomocy rytuału zwanego przyzwaniem weny, stworzyła... A zresztą, spójrzcie sami!
Zawsze to samo
Założyłam okulary. Jakby to miało dodać mi odwagi i inteligencji... Tak naprawdę założyłam je po to, żeby w ogóle widzieć monitor i tekst, który właśnie piszę. Dlatego też, drodzy Czytelnicy, jeśli coś spartaczę to jest to zapewne wina okularów, które zsunęły mi się z nosa. A tak na poważnie – nie czuję się wystarczająco kompetentna do poruszania tematu, jakim jest schematyzm rozprzestrzeniający się w Oceanie Literackim niczym plaga; nie omijając ukochanej przeze mnie fantastyki. Ale mimo tego wypowiem się, bo w sumie — dlaczego by nie podzielić się ze światem moją opinią skoro dostałam taką okazję? Wypłynęłam na niebezpieczne wody Oceanu stosunkowo niedawno — tak, jestem Świeżakiem, ale zdążyłam się już przeczytać wiele tekstów i kierowanych w stronę moją lub innego autora uwag, żeby móc Was dzisiaj trochę pomęczyć moimi wypocinami. A przynajmniej tak sądzę...
Zaznaczę na wstępie, że schematy same w sobie nie są złe. Złe lub dobre może się dopiero okazać ich wykorzystanie przez autora. Jeżeli twórca weźmie w swoje ręce utarty i powszechny schemat, ale doda do niego coś od siebie, to nagle otrzymujemy choć namiastkę czegoś nowego. A jak wiadomo świeże jest interesujące i pochłania czytelnika. Na świecie powstało już tyle książek, że wykreowanie czegoś zupełnie nowego jest nie lada wyzwaniem i zakrawa o rzecz niemal niemożliwą do wykonania. Nieustannie autorzy tworzą i głowią się nad wpadnięciem na coś rewolucyjnego. Niewielu się to udaje, ale kto zabroni komukolwiek próbować? Nikt, bo nikt nie ma do tego prawa. Tak, więc na swojej drodze do przeprowadzenia literackiej rewolucji, drodzy Czytelnicy-Autorzy, nie bójcie się korzystać z wzorców, bo to właśnie one pokażą Wam drogę do tej jednej gwiazdki, której nikt jeszcze nie widział.
Pragnę zabrać Was w podróż po wszystkich znanych mi schematach wraz z (nie)szanowaną i (nie)lubianą przez każdego — starą, dobrą Mary Sue. Przejdźmy do rzeczy!
Męczą mnie już strasznie wszystkie bardzo zwykłe bohaterki, wiodące bardzo normalne życie, których to świat nagle, za sprawą jednego wydarzenia, wywraca się do góry nogami. Niemal od razu zniechęca mnie to do dalszego czytania. Ja rozumiem, że tak jest najłatwiej zacząć historię, bo główna bohaterka poznaje świat razem z czytelnikiem, ale litości. Ile można? Podnosi mi ciśnienie wiadomość, że dziewczyna jest sierotą lub pół sierotą. Normalnie nic tylko dorzucić starszego brata, kolegę geja i szkolnego bad boya i mamy zestaw startowy fanfiction! Zaś moją krew doprowadza do wrzenia wiadomość, że nasza Szara Myszka aka Rasowa Mary Sue jest zbawieniem dla świata, do którego trafiła. Zazwyczaj w takim wypadku mam sobie ochotę wydłubać oczy. Ten oto schemat czyta się dobrze jednorazowo. Jest jak przeżuta guma — drugi raz już tak dobrze nie smakuje.
Zacznijmy omawianie świata, w którym ląduje nasza bohaterka. To jest dopiero temat rzeka! Istnieją trzy znane mi i często używane w fantastyce schematy:
Pierwszy — świat średniowieczny. Niestety, w wielu przypadkach bardziej pasowałoby tu określenie: pseudośredniowieczny. Niby wszystko cacy: lasy, zamki, królowie, rycerze, konie, kilku czarodziejów i walka na miecze... Ale nie! Bo dialogi są żywcem wyjęte z XXI wieku. Przez tekst pseudośredniowieczny przewijają się potocznie używane słowa. Zero budowania klimatu archaizmami — tak, wiem, że to trudne, ale kto mi zabroni wybrzydzać? Obyczaje są opisane wątpliwie, nieopisane w ogóle albo, o zgrozo, stanowią wielki misz-masz kilku stuleci. Nie daj Boże — bardzo różniących się od siebie stuleci. Ciocia Wikipedia nie gryzie. A przynajmniej mnie nigdy nie ugryzła... Kiedyś przykładowo spędziłam bite dwie godziny na czytaniu rozmaitych artykułów tylko po to, żeby napisać zdanie o kąpieli w XVI wieku. Kiedy zrobi się należyty research, choćby na rzeczonej wcześniej Wikipedii, pisze się o wiele łatwiej. Cały świat przedstawiony zaczyna nabierać realistyczności przez tak głupią drobnostkę jak to czy myli się w drewnianej misie czy nie myli w ogóle.
Drugi schemat — szkoła magii. Oj, tego to jest mnóstwo! A to za sprawą „Harry'ego Pottera", który zapoczątkował tę ogromną lawinę
Mary Sue ląduje w owej Akademii:
Przypadkowo
Jako Wybrana
Pierwsza opcja prędzej czy później zaprowadzi nas do drugiej, ale „wielkie odkrycie mocy i talentu" zostanie poprzedzone wieloma wpadkami, konfliktami i problemami wszelkiego rodzaju. Opcja druga jest o wiele rzadsza, bo odbiera autorowi ogromną część pola do popisu. Przecież coś musi się dziać w tej książce? Główna bohaterka ląduje w szkole dla istot magicznych — w końcu to fantastyka. Tutaj autor ma do wyboru rozmaite rasy i ich połączenia. Szkoła dla czarodziei, wampirów, wilkołaków, zmiennokształtnych, Nocnych Łowców... Nie widziałam jeszcze szkoły dla faerie, ale to tylko kwestia czasu. Nasza Mary albo jest człowiekiem i się ukrywa, co zakończy się uwielbianym przez wszystkich autorów zgonem. Albo myśli, że jest człowiekiem, ale okaże się, że jednak nie. I wtedy dopiero zacznie się ostra jazda bez trzymanki! Mary zostanie rzucona na pożarcie swoim mocom i będzie uczyć się je opanowywać. Może się również okazać, że jest jakąś potomkinią pradawnego rodu i wtedy dziewczyna zacznie się ubiegać o tron. Ze swoją wyjątkowością może też stać się twarzą buntu i przywodzić wielkiej rebelii. A to wszystko i tak zakończy się jej śmiercią. Nie koniecznie umrze jej ciało. Możliwe, że „umrze" jej psychika po tak bujnych przeżyciach, zafundowanych jej przez autora.
W literaturze fantastycznej wszystkie drogi nie prowadzą do Rzymu. O, nie! Wszystkie drogi prowadzą do zgonu! Ale to tylko moje skromne zdanie.
Przejdźmy wreszcie do trzeciej opcji — świat współczesny, w którym bohaterka zaczyna dostrzegać istoty magiczne. Przyczyny nagłego dostrzegania magicznego świata są różne, ale skupmy się na tej najpopularniejszej, czyli otrzymaniu Wzroku — jak to ujęła w „Darach Anioła" Cassandra Clare. Potem nasza bohaterka albo trafia do Magicznej Szkoły albo ma wielkie zadanie do wykonania. W drugim przypadku Mary Sue i jej świta zawsze stają przed wyborami, które mogą zniszczyć cały magiczny i/lub ludzki świat. Jest to wspaniały zwrot akcji, podnosi ciśnienie i sprawia, że fabuła wciąga nas jeszcze bardziej! A przynajmniej tak by było, gdybyśmy po przeczytaniu kilkudziesięciu książek fantasy nie wiedzieli, co będzie dalej. Nasza bohaterka — bo to ona zazwyczaj musi podjąć tę arcyważną decyzję, jest w tym konkretnym świecie/wymiarze/alternatywnej rzeczywistości w najlepszym przypadku kilka miesięcy. Co oznacza, że jest kompletnym laikiem, jeśli chodzi o problemy i potrzeby wszystkich istot tam mieszkających. Ma do wyboru złe rozwiązanie, gorsze rozwiązanie lub swoją heroiczną śmierć. Sami zgadnijcie co wybierze? Oczywiście, że heroiczną śmierć! Wszystkie Mary Sue w fantastyce są altruistkami. Nikt jeszcze nie pomyślał, żeby stworzyć bardzo samolubną i niezwykle egoistyczną bohaterkę. A jeśli jakieś dzieło z takową postacią mi umknęło to bardzo chętnie przeczytam.
Skoro skończyłam jojczyć na temat świata przedstawionego to zahaczę o kolejny nieodłączny element fabuły, jakim jest miłość. Miłość we wszystkich schematycznych odsłonach...
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego istnieją trójkąty miłosne i dlaczego, do jasnej ciasnej, pojawiają się tak często? Ja doszłam do wniosku, że jeden z najbardziej pospolitych zapychaczy — zaraz obok miłości zbudowanej na nienawiści, ale o tym za chwilę. Bohaterka musi mieć przecież jakieś bardziej normalne problemy. Nie może tylko w kółko zamartwiać się kto jest następny w kolejce, żeby ją zgładzić. Dlatego też dostajemy od autora na złotym półmisku trójkąt miłosny, pięknie podany, choć dla większości i tak będzie wyglądał i smakował jak gumowy kapeć z mikrofalówki. Trójkąty są źródłem wielu frustracji. Zawsze jest dwóch facetów i zawsze, któryś nam się nie podoba. Po wielu męczarniach, jakimi są przewijające się w fabule sceny angażujące niepopieranego przez nas kandydata do tytułu „Chłopak Mary Sue", ona w końcu wybiera. I jak na złość zwykle nie tego, który został przez nas wytypowany! W takich momentach nie wiem kogo mam dusić: Mary, jej wybranka czy autora? Zazwyczaj po prostu rzucam książką.
„Nienawiść od miłości oddziela tylko jedna, cienka granica" — mawiają. A więc miłość zbudowana na nienawiści powinna być możliwa. Według mnie — gówno prawda. Nie można kogoś szczerze, podkreślam, szczerze, nienawidzić i nagle go pokochać. Nie mówię tu o pożądaniu, bo ono zawsze pojawia się w najmniej odpowiednim momencie, ale to nie jest TA miłość. Związki zbudowane na „nienawiści", choć jak dla mnie jest to zbyt mocne określenie dla uczuć, jakimi zwykle darzą się bohaterowie wrzuceni do tego schematu, nigdy długo nie przetrwają. Po prostu nie ma bata, żeby coś takiego wypaliło. Jest nierealistyczne, a jak jest nierealistyczne to moim zdaniem powinno utonąć w najgłębszym zakątku Literackiego Oceanu i już nigdy nie wracać.
W każdej książce, również tej fantastycznej, pojawiają się genialne postacie. Bohaterowie mający w sobie „to coś". Tacy, którzy swoim dowcipem i humorem czy też wręcz przeciwnie — ich brakiem, zaskarbiają sobie serce czytelnika. A potem nagle... BUM! Postać umiera. W ten właśnie sposób autor wyrywa nam serce z piersi, a potem jeszcze po nim depta i rozrywa je na drobne kawałeczki! Taka gra na emocjach ludzi jest bardzo brutalna. Przyznajcie się, ile razy zdarzyło Wam się pomyśleć: „Świetna postać. Na pewno zginie!". Mnie o wiele za dużo.
Zawsze. Zawsze! Zawsze to samo. A jednak to kocham. Kocham fantastykę i nie zamieniłabym lektury kolejnego schematu na żaden horror czy kryminał. Bez tych wszystkich powielanych wiecznie wzorców to nie byłoby już to samo. Nie ten sam Magiczny Świat. Nie ten sam wątek miłosny. I nie te same problemy, które są wiecznie stawiane na drodze bohaterów. Za każdym razem, gdy wyruszam z kolejną już Mary Sue w podróż do magicznego świata — jestem szczęśliwa i żaden schemat tego nie zmieni.
***
Wiecie, co od tygodni mam ochotę uczynić? Usunąć prowadzone przeze mnie od stycznia „Wszystkie życia". Powyższy wywód był niejako obszerną, rozbudowaną i wzbogaconą o kilka dodatkowych schematów, wersją „Ballady samokrytyki". Tak. Właśnie skrytykowałam własną pracę. I robiłam to już od kilku tygodni, a ten oto felieton stał się upustem wszystkiego, co nie pasuje mi w tamtej historii. Właśnie pisząc ten tekst stoczyłam ostateczną bitwę i raz na zawsze rozprawiłam się z paraliżującym mnie od jakiegoś czasu pisarskim blockiem. Nie usunę „Wszystkich żyć", co więcej, dalej będę je pisać. Dlaczego? Bo to jest mój nieudolny, ale PIERWSZY krok do odkrycia gwiazdki. Mojej własnej gwiazdki. A jeśli już uczyniłam pierwszy krok to czemu nie zrobić następnego?
„Szukajcie, a znajdziecie"
Aelin07
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro