Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21 - To nie dzieje się naprawdę

Ranek — śpiew ptaków brzmiący wyjątkowo pięknie i niedrażniąco, światło nowego dnia rozjaśniające sypialnię, odgłosy dogasającego w kominku drewna, szuranie pościeli, ciepło i ten słodki zapach. Patrząc na karmelowe włosy i głowę spoczywającą między jego prawym ramieniem i piersią, Wiktor zastanawiał się przez chwilę, jak do tego doszło.

Ach, tak. Bezowocne poszukiwania jakichkolwiek informacji o króliczej łapce porządnie zmęczyły oboje, a spętane dłonie zmusiły ich do zajęcia jednego łóżka. Wybór padł na sypialnię Wiktora. Freja miała bowiem dziwne wrażenie, że w jej kwaterach nadal kręcił się Azra. Choć dżin równie dobrze mógł skrywać się w każdym zakamarku domu, pokój starszego brata przypominał oazę spokoju. A może nie tyle co samo pomieszczenie, a jego właściciel?

Hrabia uśmiechnął się, zauważywszy, że siostra zrównała swój oddech z jego. Nawet te małe westchnienia i krótkie bezdechy. Spała czy tylko udawała? Wolną dłonią ostrożnie pogłaskał głowę Frei, podążając za kosmykami wypuszczonymi z luźnego warkocza, który rozczochrał się podczas zaskakującego pojedynku, aż po odkryte, smukłe ramię. Napotkawszy palcami pościel, powrócił do początku, a dziewczyna obruszyła się, mocniej wtulając w bark brata.

— Wiem, jak na mnie patrzysz — wymamrotała — i jeszcze nie wiem, czy mi się to podoba, czy nie.

Wiktor nie odpowiedział. Nie wiedział co powiedzieć, więc pozwolił sobie patrzeć na Freję wzrokiem pełnym niepewności podczas kontynuowania głaskania. Mimowolnie ściągnął brwi. Dziewczyna podniosła się powoli i podparła na lewym łokciu, zwracając ku niemu twarz o nieodgadnionym, rozanielonym i jednocześnie dzikim wyrazie. Była naga, co nie uszło uwadze hrabiego. Dla pewności jednak szybko otaksował ją spojrzeniem, zanim skupił się na rozbawionych, niebieskich oczach.

— Przecież już widziałeś — zamruczała, zapraszając na usta lekki uśmiech — więc skąd to zaskoczenie?

Wiktor skamieniał.

— Jesteś niepoważna — powiedział twardo, zastanawiając się, kiedy i jakim cudem pozbyli się ubrań. Oboje.

W odpowiedzi otrzymał niewinne parsknięcie.

— Skąd ta pruderia w twoich ustach?

— Co ty robisz? — szepnął, gdy odważnie się przybliżyła i musnęła piersiami jego bok.

Nie odsunął się, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy. Nie uciekał, kiedy Freja przymknęła oczy, lekko pocałowała go w polik i wyszeptała mu wprost do ucha:

— Wtedy na tarasie myślałam, że to byłeś ty. Chciałam, byś był to ty.

Ciałem Wiktora wstrząsnął gorący dreszcz, a rozum zgubił się gdzieś między niedorzecznymi myślami. Ryknął, przewracając Freję na bok, a ona zaśmiała się głośno, kiedy pochylił się nad nią, by wycałować całe jej ciało. Zanim jednak doszło do czegoś więcej, obudził się cały zlany potem.


Freja obudziła się przed bratem, dzięki czemu mogła poświęcić chwilę na uporządkowanie w głowie natłoku myśli — najpierw tych dotyczących Czarnego Rynku Mistycznych Przedmiotów, a później, z piekącymi rumieńcami, tych dotyczących otaczających ją mężczyzn, będących tryskającym źródłem nerwów.

Choć w normalnych okolicznościach zapewne wyskoczyłaby z łóżka tuż po otwarciu oczu, teraz z ukrywaną przyjemnością i odrobiną zawstydzenia chłonęła ciepło męskiego ciała, przylegającego do jej pleców. Noce były coraz chłodniejsze, a kominek ostygł tej nocy wyjątkowo szybko — tak sobie to tłumaczyła i skupiając się na miarowym oddechu grzejącym ją w szyję, zupełnie nie zwracała uwagi na odległe ujadanie wilków.

Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo samotna była w ciągu ostatnich kilkunastu dni. Nawet mimo sporadycznego towarzystwa Magali, Remiego i bliźniaczek. Frei brakowało brata, który zdecydowanie zbyt często zaszywał się w samotności, skupiając uwagę na rzeczach, o których otwarcie nie mówił. Na szczęście od pojedynku wszystko miało ulec zmianom.

Męskie przedramię, to spętane z jej własnym, mocniej objęło ją za brzuch i talię. Freja już chciała się roześmiać i życzyć śpiochowi miłego dnia, ale wtedy usłyszała mamrotanie. Wiktor jeszcze spał, więc ostrożnie obróciła głowę, by móc na niego spojrzeć.

Z oblicza hrabiego właśnie zniknął nieprzyjemny grymas, a rysy jego twarzy złagodniały. Śnił, ale Freja już się domyśliła, że nie był to sen spokojny. Nie chciała go jednak budzić. Jeszcze nie. Chciała mu się dokładnie przyjrzeć.

W noc, kiedy wróciła do domu, nie miała pewności, że ten, który leżał obok niej, rzeczywiście był tym samym Wiktorem, którego odebrano jej lata temu. Teraz już jednak wiedziała — to zdecydowanie nie jest ten sam chłopiec, z którym zwykła ganiać się po domu, bawić w muszkieterów, chować pod pierzyną przed rodzicami i czynić wiele innych dziecięcych głupot, a mężczyzna, którego musi poznawać na nowo. Nadal jej brat i jednocześnie człowiek żyjący chęcią zemsty, którego serce obrosło w drzazgi. Bała się, że poza planowaniem zabicia wszystkich wrogów, był zbyt pusty i samotny, jak na kogoś w jego wieku. Obiecała sobie, że zapełni dla niego tę pustkę.

Kolejny grymas pojawił się chwilę później, a wraz z nim warknięcie. Wiktor szarpnął ramieniem i obrócił się na plecy. Nagle szeroko rozwarte powieki odkryły zastygłe w bezruchu, lśniące dwukolorowe tęczówki.

— Wszystko w porządku? — zapytała z troską Freja, ale nie ruszyła się z miejsca. — Koszmar?

Wiktor nie odpowiedział od razu. Z głową przyciśniętą do poduszki wpatrywał się w siostrę uważnie. Otaksował wzrokiem ją, siebie i odetchnął, zaciskając powieki.

— Tak — wymamrotał, uciskając palcami nasadę nosa. Nie był pewien, co czuł wyraźniej: suchość w ustach czy poczucie winy? — To zdecydowanie był koszmar.

— Chcesz o tym porozmawiać?

Hrabia energicznie pokręcił głową i usiadł.

— Lepiej chodźmy szukać dalej.

— Najpierw śniadanie — odparła stanowczo dziewczyna. — Musisz porządnie zjeść. Wyglądasz, jakby nadgryzała cię jakaś choroba.

Choć jeszcze przed momentem niewiele na to wskazywało, teraz Wiktor miał rumieńce i dziwne spojrzenie, jak gdyby dogoniła go koszmarna zmora i zaraziła gorączką. Freja poczuła ukłucie sumienia, że zamiast go obudzić i ocalić, cieszyła oko jego torturą. Podniosła dłoń, by sprawdzić, czy Wiktor nie był rozpalony, jednak ten w ostatniej chwili gwałtownie odwrócił głowę, uciekając od jej palców.

Oboje podnieśli brwi, wpatrując się w siebie przez dłuższą chwilę.

— Na pewno nie chcesz opowiedzieć mi o tym śnie? — szepnęła Freja.

Wiktor westchnął, przysuwając kolano do piersi. Potrzebował chwili, by doprowadzić się do ładu.

— Śniło mi się, że ręka mi przez ciebie zgniła i odpadła — skłamał i pstryknął siostrę w nos, a potem zaśmiał się perliście w akompaniamencie jej zawodzenia. — Im prędzej zajmiemy się dalszymi poszukiwaniami, tym szybciej pozbędziemy się łapki — kontynuował, wychodząc z łóżka i ciągnąc za sobą Freję.



Tak, wiem, jestem okrutna. Cóż mogę na to poradzić, że uwielbiam torturować moich bohaterów i przy okazji (niektórych) czytelników?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro