Rozdział 19 - Wyczucie czasu
Tej nocy oboje kiepsko spali, poświęcając całe godziny na obserwowanie mrocznych kątów w swoich sypialniach oraz przemyślanie wydarzeń z ubiegłego wieczoru. Gdy pierwszym promieniom słońca udało się przebić przez gęste poranne mgły, rozjaśniając świat za oknem, Wiktor dopinał już ostatni guzik czarnej koszuli, którą po chwili nerwowo zatknął za pasek bordowych bryczesów. Nie mógł się doczekać spotkania ze "stangretem" i zapłacenia mu za hańbienie Frei. Pojedynek z siostrą uznał za formalność i chciał jak najszybciej mieć to za sobą.
Do jej pokoju wprosił się bez pukania.
— Mam nadzieję, że jesteś już gotowa, bo...
Zamilkł, gdy wzrokiem napotkał pościelone łóżko. Cała sypialnia wyglądała nienagannie, a dziewczyny w niej nie było. Cisza i pustka oblały Wiktora zimnym potem, a w uszach zabrzęczały mu słowa siostry:
Wracam do Marsylii. Wytrzymałam bez ciebie dziesięć lat, powinnam wytrzymać i resztę życia.
— O, nie — jęknął przez ściśnięte gardło i zerwał się do biegu.
Wiedział, że Freja lubiła spędzać wolne chwile w kuchni, gdzie skierował szybkie kroki. A jeśli tam jej nie będzie, pomyślał, jednak spotkał ją już w westybulu. Kamień spadł mu z serca.
Siedziała na ławie postawionej między drzwiami gabinetu a frontowymi. Obok niej, na meblu, leżały dwa rapiery. Dziewczyna miała na sobie alabastrową, przylegającą do ciała koszulę z podwiniętymi do łokci, bufiastymi rękawami, ciemnooliwkowe bryczesy przewiązane w pasie szerokim, skórzanym pasem i włosy zebrane w starannie zapleciony warkocz. Rozpięty kołnierzyk odsłaniał ametystowe pendulum, którym bawił się siedzący na jej kolanach czarny kocur.
Wiktor obserwował puszyste łapki miarowo ugniatające piersi Frei, a gdy ta zauważyła obecność brata, nie kryła niezadowolenia malującego się na jej twarzy. Kot wwiercał w hrabiego złote oczy pełne znajomej zuchwałości, ale ten nie zamierzał pozostać bezczynny.
Freja głośno zassała powietrze, gdy jej brat złapał sierściucha za kark i cisnął nim o ścianę. Ku zaskoczeniu dziewczyny, nie usłyszała ona donośnego miauknięcia, którego się spodziewała, ani łomotu. Cisza, a po kocie nie było ani śladu.
— Jeśli chcesz wygrać ten pojedynek — przecedził przez zęby hrabia, chwytając za jeden z rapierów — przyzwyczaj się do tego, że to, co widzą twoje oczy, będzie często kłóciło się z twoim rozumem.
Gry Wiktor ruszył w kierunku frontowych drzwi, Freja przełknęła ślinę i na powrót przybierając gniewny grymas, złapała broń i ruszyła za nim.
Trawę porastającą dziedziniec pokrywała cienka szadź, a mgły kryły wszystko w promieniu dalszym niż sto metrów, wtapiając się w las. Dziewczyna zadrżała z zimna, wpatrując się w plecy brata — szerokie i napięte pod szeleszczącą koszulą. Wiktor nie zdradzał, że jemu również nie podobał się pojedynek na dworze, ale skoro Freja wyznaczyła konkretne miejsce, zamierzał skończyć to jak najszybciej i pójść na śniadanie.
— Jeśli przez noc zdążyłaś się namyślić i zrezygnować — zaczął, zajmując dogodne miejsce. Gdy odwrócił się do siostry, zauważył uszy, nos, brodę i policzki pokryte intensywnym różem. Coś w nim zadrżało, ale kontynuował: — obiecuję, uznam, że wcale mnie nie wyzwałaś.
Stojąc trzy duże kroki od brata, Freja energicznie pokręciła głową. Zaszurała butami po żwirze i przybierając odpowiednią pozycję do rozpoczęcia walki, wyciągnęła rapier w jego kierunku. Wiktor jednak nadal stał prosto. Miał nadzieję, że jeszcze uda mu się odwieźć dziewczynę od nierozważnego pomysłu. Przeszło mu nawet przez myśl, by chłodem i głodem zmusić ją do kapitulacji.
— Odwołałabym pojedynek tylko wtedy, gdybyś zgodził się opowiedzieć mi o wszystkim.
Teraz to Wiktor pokręcił głową, rozstawiając nogi w stabilniejszej pozycji. Lewą rękę zgiął i położył zaciśniętą pięść na swoich lędźwiach, a prawą wyciągnął ku Frei, krzyżując ich ostrza. Nadal nie był tego pewien. Nie chciał przypadkiem skrzywdzić siostry. Musiał załatwić to szybko.
Metal zazgrzytał, gdy jedno ostrze zawirowało wokół drugiego, wyrzucając je z dłoni, która zbyt lekko trzymała rękojeść.
— Nie lekceważ mnie — sarknęła Freja, gdy jej brat patrzył na swoją pustą dłoń szeroko rozwartymi oczami. — Walcz ze mną jak równy z równym.
Wiktor zacisnął szczęki, chcąc zatrzymać nadciągający uśmiech i schylił się po broń. Zanim wrócił do pionu, zaatakował Freję, pchając sztych w kierunku jej lewego boku. Ta zdążyła odskoczyć, odpychając jego ostrze podczas piruetu, po którym czekała ją seria cięć, które sprawnie blokowała, cofając się kilka kroków. Hrabia napierał, chcąc pokazać siostrze swoją miażdżącą przewagę, ale ona nie miała najmniejszej ochoty dać się stłamsić.
Kolejne zablokowanie ciosu odbiło się Frei bólem w nadgarstku, a kolejne dwa niemal wytrąciły jej broń spomiędzy zmarzniętych palców. Syknęła, w ostatnim momencie przerzucając rękojeść do drugiej dłoni i odskoczyła, by stworzyć dystans i zyskać chwilę na odpoczynek. W przeciwieństwie do brata nie trenowała ponad dwa miesiące i zdążyła się zdyszeć.
Dając siostrze całe trzy sekundy, również zmienił walczącą rękę. Mimowolnie oblizał górną wargę, by zatuszować lekki uśmiech i znów nadciągnął serią cięć, które Freja parowała raz za razem, przemycając między nimi własne odpowiedzi.
Pojedynek rodzeństwa przypominał taniec, a dźwięk uderzających o siebie rapierów i odgłos żwiru chrzęszczącego pod ich butami brzmiały niczym muzyka. Lwi Hrabia czuł dumę na widok zawziętości i umiejętności Frei. Niemal mu dorównywała, ale on nadal wyprzedzał ją doświadczeniem, liczbą pokonanych przeciwników i pewnym małym oszustwem.
— Dobra — rzucił Wiktor jakby od niechcenia — dość już tego.
Wiedział już, jak pokonać siostrę i zwyciężyć. Choć chciał, aby ich wspólny taniec trwał dłużej, dostrzegł zroszone potem czoło, drżące nogi i gorące obłoczki pospiesznie uciekające pomiędzy rozchylonymi ustami próbującymi rytmicznie czerpać kolejne wdechy. Nie chciał dłużej jej męczyć. Czuł ciepło na myśl, że Freja tak dobrze sobie radzi z bronią.
Może rzeczywiście jej nie doceniał? Może byłaby dobrym sprzymierzeńcem? Wiktor zaczął wątpić, czy zatajanie wszystkiego przed siostrą to rzeczywiście dobry pomysł. Postanowił, że po zwycięstwie i tak ją wtajemniczy, albo przynajmniej rozważy to jako jedną z możliwości. Zakręcił nadgarstkiem, okręcając ostrze wokół głowni przeciwniczki, chcąc wykorzystać jej zmęczenie i wytrącić ją z równowagi. Miała zmarznięte dłonie, tak jak i on, więc to by wystarczyło.
Ku zdziwieniu Wiktora Freja wykonała dokładnie ten sam ruch, jakby wyczuła, że przez ułamek chwili luźniej zaciśnie palce na rękojeści. Był zbyt pewny wygranej, a sekundę później jego rapier znów wylądował na ziemi. Przegrał.
— Teraz — sapnęła zadyszana — jeśli masz honor i godność, powiesz mi wszystko. Od dzisiaj nie będzie między nami żadnych sekretów.
Tym razem Wiktor pozwolił kącikom ust pomknąć ku górze i rozłożył ręce na boki w geście poddania.
— Od razu po śniadaniu.
Nagle coś do niego dotarło. Czyżby Freja potrafiła zneutralizować efekt króliczej łapki, skoro wygrała? Krótkie rozmyślanie przerwały mu trzy donośne klaśnięcia.
— Cóż za piękne widowisko! — krzyknął mężczyzna przyodziany w żółto-pomarańczowe szaty o egzotycznym kroju. Pewnym krokiem pokonał drogę od drzwi frontowych aż do rodzeństwa.
Na widok opalonej karnacji, długich czarnych włosów zaczesanych do tyłu, białych zębów widocznych w szerokim uśmiechu i opalizujących, ciemnych oczu pełnych zuchwałości Freja poczuła dreszcze, a Wiktor poczerwieniał, zaciskając żuchwę i pięści.
— Do samego końca nie byłem pewien, kto zwycięży — skłamał, zatrzymując się przed dziewczyną.
Freja już chciała się zamachnąć, by spoliczkować oszusta, który zeszłego wieczoru skradł jej pocałunek, jednak zwątpiła, gdy ten ukłonił się przed nią nisko. A może uprzedził ją, uchylając się tym samym od spodziewanego ciosu?
— Azra Zufar el-Khalaf. Powiedziałbym, że do usług, aczkolwiek, ku mej rozpaczy, pierwszeństwo w interesach ma panny brat.
— W interesach? — Wymownie spojrzała na Wiktora. Wcześniej nie miała wątpliwości, że mężczyźni się znają, ale zdawali się być jeszcze bliżej, niż zakładała. — Jakie szczęście, że wygrałam. Teraz czeka mnie bardzo długa i szczegółowa opowieść.
Zanim Lwi Hrabia zdążył się odezwać i bronić z wszelkich oskarżeń, jakie wyczytał z grymasu siostry, ta pokręciła głową, ruszając w kierunku domu. Przez chwilę wydawała się obca i odległa, jakby miała dość ich obu i chciała pobyć sama. To było coś nowego po tylu tygodniach pełnych uśmiechów i czułości.
— Nie zatrzymasz jej? — zapytał Azra.
— Zamknij się — warknął w odpowiedzi Wiktor, ruszając pełnym gniewu krokiem za Freją.
Dziewczyna nagle stanęła i skierowała głowę w dół, spoglądając na swoje nogi. Obok nich, pośród szarego żwiru, leżała czerwona kokardka, obwiązana wokół czegoś małego, białego i puchatego. Powoli pochyliła się, wyciągając dłoń po ową rzecz.
Wiktor nie zauważył, kiedy dokładnie rzucił się do biegu, by pochwycić łapkę przed siostrą. Czas zwolnił, a on ślizgał się na niestabilnym podłożu. Będąc zaledwie dwa metry od niej, poczuł, że traci równowagę i upada. Nie, nie, nie, nie — błagał w myślach, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, choć krzyk cisnął mu się na usta.
Freja już niemal dotykała okrytego złą sławą artefaktu, kiedy zauważyła pędzącego na nią brata. Zawahała się przez moment, ale nie zatrzymała. To jednak wystarczyło, by Wiktor zdążył złapać łapkę dokładnie w chwili, gdy zrobiła to jego siostra.
— Nie puszczaj! — krzyknęli jednocześnie mężczyźni.
Leżący na ziemi hrabia szybko złapał nadgarstek Frei swoją drugą ręką, by przypadkiem nie puściła artefaktu. Nie miał pojęcia, co dzieje się w przypadku dwóch właścicieli, ale w głębi serca wierzył, że oboje to przeżyją. Muszą.
— Nie ruszaj się — szepnął, patrząc w przerażone oczy dziewczyny i uśmiechnął się pocieszająco. — Chyba zacznę mój wykład jeszcze przed śniadaniem.
Freja ze skupieniem patrzyła, jak Wiktor owija ich, złączone artefaktem, lewe dłonie bandażem, by żadne z nich przypadkiem nie puściło łapki. Na pewno byłoby to katastrofalne w skutkach, a Wiktor nie był do końca pewien, co w tej sytuacji zrobić. W ogóle niewiele wiedział o symbolach szczęścia i pluł sobie w brodę, że unikał lekcji oferowanych przed laty przez de Cuivre'a. Teraz wiedza na ten temat mogłaby okazać się nieoceniona.
— Bal, na którym byliśmy, został zorganizowany dla członków Czarnego Rynku Mistycznych Przedmiotów, handlarzy owymi przedmiotami i kilku wyjątków — tłumaczył Wiktor, prosząc gestem Freję, by pomogła mu zawiązać supeł na wierzchu jego dłoni.
Przy śniadaniu zdążył pobieżnie opowiedzieć jej o włamaniu, tajemniczej kobiecie, która oferowała swój patronat i o rzeczy, która na czas nieokreślony skazała ich na pewien... dyskomfort. Teraz siedzieli na bordowym szezlongu w przytulnym saloniku między kuchnią a jadalnią, skutecznie ignorując opartego o jedną z pokrytych obrazami ścian Azrę.
— Czyli tym zajmowali się rodzice.
Wiktor przytaknął.
— Nasz ojciec nosił nawet tytuł Apostoła, będąc najwyżej w hierarchii podziemnego półświatka. Na całym świecie jest ich zaledwie sześciu. Nadzorują konkretne terytoria. Francuski Apostoł dodatkowo nadzoruje wszystkich pozostałych, bo tu wszystko się zaczęło.
Freja patrzyła na brata i uważnie słuchała. To brzmiało jak fikcja, ale jednocześnie, po tym, czego zdążyła doświadczyć, wierzyła w te słowa.
— Aktualnym Apostołem jest Hugo Belmont — kontynuował — a moim, naszym zadaniem jest dowiedzieć się, co dokładnie miało miejsce te dziesięć lat temu, kto za tym wszystkim stał i w efektowny sposób pokazać im, że Gallangerowie przetrwali.
— Mam nadzieję, że nie przewidujesz misji samobójczej — szepnęła Freja przez ściśnięte gardło. Masa informacji zaczynała jej ciążyć.
— To nigdy nie było w planach — odparł z uśmiechem hrabia, ostrożnie testując wytrzymałość bandaży.
— A on? — mruknęła, na jedną sekundę kierując wzrok w stronę swojego niedoszłego kochanka. Policzki zapłonęły jej ze wstydu i skrępowania. — Kim jest?
— Jestem dżinem, rzecz jasna — odpowiedział, nagle pojawiając się tuż przy Frei, która podskoczyła, dusząc w gardle pisk.
Wiktor mlasnął nieprzyjemnie, karcąc Azrę surowym spojrzeniem.
— Myślałam, że dżiny to tylko bajka — powiedziała półszeptem.
Ten zaśmiał się melodyjnie.
— A myślałaś, pani, że te wszystkie historie wzięły się znikąd? Bajki, mity, legendy, religie. — Błyszcząc tęczówkami mieniącymi się złotem, fioletem i błękitem, zajrzał w oczy Frei. Ze wzajemnością. — Wszystko ma w sobie szczyptę prawdy i szczyptę kłamstw.
— Potrafisz przemienić się w kota — oznajmiła Freja. Choć nie było to pytanie, nadal potrzebowała potwierdzenia z jego strony.
Wiktorowi zrobiło się przykro, że jego siostrzyczka powoli uświadamia sobie kolejne potworności. Na dżina zaś był coraz bardziej zły. Gdyby tylko miał obie ręce wolne, właśnie górowałby nad nim, okładając jego twarz pięściami, aż z powrotem zamieniłby się w iskrzący dym.
— I w wiele, wiele innych rzeczy. — Wyszczerzył zęby w pięknym i zarazem drapieżnym uśmiechu. — Na przykład w posąg tygrysa z czarnego marmuru, choć większość czasu spędzam jako najprzystojniejszy cień na całym świecie.
Dał Frei chwilę, by połączyła kropki. Zachichotał, gdy dostrzegł pierwsze oznaki złości malujące się jej na twarzy.
— Ty draniu! — warknęła. — Podglądałeś mnie podczas kąpieli!
Wiktor poczuł nieprzyjemne dreszcze, które puściły, gdy uświadomił sobie, że nie o nim mówiła. Po chwili zapłonął jeszcze bardziej. Jak bardzo Azra potrafi się jeszcze pogrążyć?
Dżin zarechotał, klepiąc się po brzuchu.
— Żebym tylko ja!
Cholera — sarknął w duchu Wiktor, widząc zastygającą Freję, która powoli obróciła głowę w jego kierunku. Nie wyglądała na zadowoloną.
— Kiedy? — zapytała, szukając odpowiedzi w oczach brata.
Wiktor nabrał powietrza.
— Gdy pływałaś w jeziorze.
— Ukrywałeś to cały czas? — wrzasnęła, wstając.
Wiktor zrobił to samo.
— Powinienem od razu złoić ci za to skórę — warknął, wytykając ją palcem. — To było skrajnie nieodpowiedzialne.
— I kto tu mówi o nieodpowiedzialności!
— Jesteś zbyt ufna wobec świata!
— Nie! To ty nie masz w sobie zaufania do niczego i nikogo.
Wiktor chciał powiedzieć coś jeszcze, ale westchnął głęboko, zaciskając palce u nasady nosa. Nie chciał się kłócić. Nie, kiedy byli na siebie skazani na nie wiadomo jak długo.
— Tak, tak. Pewnie znowu masz rację.
Jedna z brwi Frei wygięła się ku górze. Nie wiedziała, ile sarkazmu kryło się w wypowiedzi Wiktora. Dwukolorowe oczy mówiły, że wcale.
— Chciałabym teraz pobyć sama — jęknęła bardziej do siebie, niż do mężczyzn. Spojrzała na swoją zabandażowaną dłoń, a potem powędrowała wzrokiem po ramieniu brata, aż do jego twarzy. Czuła, jak szklą się jej oczy. Głównie ze zmęczenia. — Kiedy się jej pozbędziemy? — Miała na myśli łapkę, ale Wiktor się domyślił. — Jak to zrobimy?
— Wy naprawdę nie wiecie? — zadrwił Azra. — Przecież to dziecinnie proste.
— Czy ty właśnie sugerujesz, że wiesz, jak zniszczyć to coś i uratować nasze życia? — spytała Freja kąśliwym tonem, a demon przymrużył oczy.
— Cały czas wiedziałem.
Rodzeństwo westchnęło głęboko — trochę z ulgą, trochę z irytacją.
— A zdradzisz nam, jak to zrobić? — kontynuowała dziewczyna odrobinę delikatniej.
— Hmmm... — zamruczał dżin, powoli rozciągając usta w przerażająco szerokim, nieludzkim uśmiechu. — Nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro