Rozdział 12 - Jak myszki pod miotłą
Po przebudzeniu Freja długo wpatrywała się w fotel stojący przy oknie. Żółte, proste zasłony leniwie falowały głaskane podmuchami wiatru wciskającego się do sypialni przez uchylone okno. Wschodzące słońce rzucało na tkaninę cień pobliskiego drzewa. Po cienistej istocie nie było już śladu. Dziewczyna nie wykluczała udziału sennych omamów we wspomnieniu z poprzedniego wieczora, lecz poczucie, że ktoś rzeczywiście tam siedział, mocno się w niej zakorzeniło. Jak powiedział Wiktor — w każdym kącie coś się czai. Freja nie sądziła jednak, że to "coś" może dotyczyć istoty innej, niż pracujący w domu ludzie. Cień bowiem jedynie konturem przypominał człowieka.
Dziwne — pomyślała, siadając na łóżku i wciąż wpatrując się w nawiedzony mebel.. Dopiero skrzypnięcie drewnianej podłogi i szmer po drugiej stronie pokoju zwróciły jej uwagę.
Zaskoczył ją widok kobiety odkurzającej kredens miotełką z szarych, strusich piór. Niewysoka pokojówka nuciła pod nosem znajomą, wesołą melodię, poruszając w rytm szerokimi biodrami, podkreślonymi biało-niebieskim uniformem. Ciemny kok ściskał wiele siwych włosów, a jasna skóra zdradziła, że służąca większość czasu spędza na krzątaniu się wewnątrz domu.
— Och, dzień dobry — zaczęła Freja. — Nie spodziewałam się tu nikogo.
Służąca zamarła i powoli odwróciła głowę w jej stronę. Miała duże, brązowe oczy i sympatyczną twarz, na której zaskoczenie mieszało się z uśmiechem zakłopotania. Przez dłuższą chwilę z zaciekawieniem przyglądała się Frei, po czym niepewnie odpowiedziała:
— Dzień dobry i przepraszam. Nie chciałam panienki obudzić.
Freja kiwnęła głową.
— Nic się nie stało. — Uśmiechnęła się. — I tak nie lubię marnować czasu w towarzystwie poduszek. — Wychodząc z łóżka, od razu je pościeliła, mimo niemych protestów ze strony kobiety. — Mogę pomóc.
— Och, nie. Nie musi się panienka kłopotać i proszę wybaczyć mi moją reakcję. Nie spodziewałam się, że... — urwała nagle. Resztki niepokoju, które pozostały na jej twarzy, zastąpił ciepły uśmiech. — W każdym razie dziękuję. Przemiła z pani młoda kobieta.
— Proszę — zaakcentowała gestem dłoni — jeśli to nie problem, mów mi Frejo. Sama do niedawna byłam pokojówką i czułabym się niezręcznie, gdyby ktokolwiek nazywał mnie panią lub hrabiną. — Splatając ze sobą palce, kontynuowała: — Nie sądziłam, że mój brat kogokolwiek zatrudnia. Wcześniej nikogo tu nie widziałam.
— Jesteśmy tu po to, by pracować, a nie rzucać się w oczy — zaśmiała się, dygając przed Freją. — Na imię mi Magali i już wiem, że zaszczytem będzie panience służyć.
Freja mlasnęła, gdy kobieta znów nazwała ją panienką. Wyciągnęła rękę ku niej, by złączyć ich dłonie w krótkim, acz czułym uścisku.
— Zrobię wszystko, co w mojej mocy, byś nie musiała narzekać na mnie i mojego brata — zażartowała.
— Jeśli masz ochotę, złotko — zaświergotała melodyjnym tonem Magali — przygotowałam ci poranną kąpiel. Słyszałam, że wyjeżdżacie do Paryża, więc pomyślałam, że cytrusowe aromaty umilą podróż, jak i cały dzień. Jest ledwie szósta rano, więc zdążysz się popluskać.
— Kąpiel to wspaniały pomysł — odpowiedziała pełna entuzjazmu. — Dziękuję.
Mimo iż łazienka dorównywała wielkością jedynie połowie sypialni, nadal zadziwiała przestronnością. Głównie ze względu na podłogę i ściany wyłożone białymi płytami z beżowymi zawijasami, które nadawały temu miejscu estetyki i wrażenia czystości, a długie, jasne firany zasłaniające wysokie okno — lekkości i intymności, skutecznie zasłaniając wnętrze przed spojrzeniami ewentualnego podglądacza, czającego się na zewnątrz. Toaletka z jasnego drewna z wielkim, owalnym lustrem i pufą wyszywaną złotą nicią, była pusta i czekała, aż nowa właścicielka zapełni ją ulubionymi kosmetykami. Wysoka, ceramiczna wanna o pozłacanych, zakręconych nogach stała w samym centrum pomieszczenia, którego jedyne drzwi prowadziły z powrotem do sypialni dziewczyny. Gorąca woda parowała, roztaczając w powietrzu woń cytrusowych olejków i mięty.
Nie zwlekając długo, Freja zdjęła bieliznę i po zawieszeniu jej przez łeb stojącego na podłodze posągu z czarnego marmuru przypominającego tygrysa, zanurzyła się w kąpieli z mlekiem, mydlinami i listkami mięty.
Zanim dłonie rozrzucające karmelowe loki za brzegiem wanny również znalazły się pod wodą, Freja spojrzała na nie — liczne odciski i małe blizny nie pasowały do damy, którą powinna być przy bracie. Jej palce bardziej nadawały się do sprzątania i machania szpadą niż do trzymania filiżanek i choć na pewno by sobie z tym poradziły, nie prezentowałyby się tak zacnie, jak u innych kobiet, od dziecka unikających fizycznej pracy.
Westchnęła ciężko, opierając głowę o brzeg wanny i bawiąc się ametystowym wisiorkiem, którego nie zdejmowała nawet do kąpieli. Oto wróciło życie, o którym niemal zdążyła zapomnieć. Zmarszczyła brwi na myśl, że wcześniej nie zauważyła krzątającej się po domu Magali, ani żadnego innego członka służby. Zupełnie, jakby byli małymi myszkami, które czmychają po kątach, gdy tylko domownicy znajdą się zbyt blisko. Poczuła wstyd. Zdawała sobie sprawę, ile pracy wymaga dbanie o tak duży dworek i obiecała sobie, że jeśli nie będzie w stanie pomóc tutejszym pracownikom, zrobi wszystko, by zdali sobie sprawę, że ktoś ich docenia.
Pomyślała, że Wiktor najwidoczniej nie był najwspanialszym panem domu, skoro Magali zachowała się tak niepewnie. Jakby chciała zniknąć i, jak sama zresztą powiedziała, nie rzucać się w oczy.
Po odświeżającej kąpieli, ubraniu się w prostą, dość wąską, brzoskwiniową suknię mamy, uczesaniu włosów w gruby, dobierany warkocz i odwiedzeniu pustej sypialni brata, Freja postanowiła poszukać Wiktora, zaczynając od kuchni, na stajni obok domu kończąc. Nigdzie jednak nie mogła go znaleźć.
Znajomy kasztanowy ogier zajadał soczystą trawę na rozległym pastwisku, znajdującym się blisko lewego skrzydła domu. Gdy zauważył zbliżającą się dziewczynę, podbiegł do białego płotu, przylegającego do jednej z jasnych, stajennych ścian. Wyglądał zdecydowanie żwawiej z dala od Chastela — tak przynajmniej wmawiała sobie Freja. Sumienie nie gryzło, jedynie delikatnie szczypało, a ogłuszenie chłopaka i kradzież uznała za wyrównanie rachunków. Wyobrażała sobie, że koń był jej za to wdzięczny i lubił ją, co okazywał wyciąganiem chrap ku niej w niemej prośbie o pieszczoty, a ona wierzyła, że nie miałby nic przeciwko, gdyby ponownie go sobie przywłaszczyła.
Głośne miauknięcie, brzmiące jak usilne domaganie się uwagi, zwabiło wzrok Frei w kierunku stajennego okna, na którego parapecie siedział czarny niczym węgiel kot.
— To ty — zauważyła, odpowiadając na zaczepne spojrzenie złotych ślepi i podeszła do zwierzęcia. — Widziałam cię wczoraj.
Kocur naprężył grzbiet pod dłonią Frei, wyciągnął przednie łapy i głośno zamruczał. Ta uśmiechnęła się i skupiając na głaskaniu, nie zauważyła chłopca o bujnych, brązowych włosach i radosnym, szarym spojrzeniu, który do niej podszedł.
— To Azra. — Chłopięcy głos zaskoczył dziewczynę. — Lubi cię, pani.
Freja uśmiechnęła się do młodzieńca, odwracając w jego stronę.
— Dzień dobry.
— Dzień dobry, pani — odpowiedział posłusznie, kłaniając się nisko. — Nazywam się Remi. Pracuję dla hrabiego.
— Miło mi cię poznać, Remi. Mam na imię Freja i jeśli chcesz, możesz zwracać się do mnie po imieniu — zaproponowała, mając nadzieję, że chociaż z chłopcem nawiąże luźniejszą relację.
— Wiem — odparł głośno i po chwili przybrał zakłopotany wyraz twarzy, kręcąc głową. — Nie mogę pani mówić po imieniu. Magali wyrwałaby mi uszy, a bliźniaczki znów by ze mnie żartowały.
— Bliźniaczki?
— Estella i Mirella. Są ładne, ale denerwujące. Ciągle do siebie szepczą i chichoczą.
Remi ściągnął brwi i przybrał grymas, który rozbawił Freję. Z grzeczności i chęci sprawienia dobrego wrażenia, powstrzymała się od parsknięcia, pozwalając sobie jedynie na życzliwy uśmiech.
— Słyszałem — kontynuował Remi — że znalazła pani dom po dziesięciu latach. Musi pani czuć się szczęśliwa.
— Tak, w rzeczy samej. Ten kasztanowy przystojniak bardzo mi w tym pomógł.
— W takim razie będę się starał, by niczego nigdy mu nie zabrakło. Jestem stajennym, więc może pani mi zaufać, że jest w dobrych rękach.
— Nie mam ku temu wątpliwości. Wyglądasz na godnego zaufania. Dziękuję ci, Remi.
Chłopiec ponownie ukłonił się przed dziewczyną.
— Pani wybaczy, muszę wrócić do pracy.
Freja przytaknęła. Chyba nic tu po mnie — pomyślała, odprowadzając chłopca wzrokiem i postanowiła szukać brata gdzieś indziej. Gdy już miała oddalić się w kierunku domu, rozejrzała się za kotem, po którym nie było już śladu, a następnie zerknęła w stronę otwartych na oścież, szerokich drzwi stajni.
— Wiktor! — jęknęła pretensjonalnym tonem, widząc brata, który jak gdyby nigdy nic siodła gniadego konia wewnątrz stajni.
— Gotowa do podróży?
— Byłeś tu cały czas?
Wiktor niepewnie rozejrzał się wokół.
— Dokładnie w tym miejscu może od kilkunastu minut. — Poprawił strzemię w siodle przymocowanym do końskiego grzbietu. — Gdy usłyszałem, że bierzesz kąpiel, nie chciałem przeszkadzać, więc zająłem się tym i tamtym. — Widząc konsternację na twarzy Frei, dodał szeptem, nachylając się w jej stronę: — Martwiłaś się?
— Nie. — Pokręciła głową. — Może odrobinę, ale założyłam, że nie dzieje ci się nic złego.
— A jakby ktoś mnie porwał? — Podniósł wysoko jedną brew, a jego miodowe oko zalśniło.
— Ciebie? — Podniosła brwi, szerzej otwierając oczy. — Nie sądzę, by łatwo było cię porwać, jeśli ktokolwiek w ogóle wpadłby na ten pomysł.
— A więc nawet nie spróbowałabyś mnie ratować?
— Nie twierdzę, że...
— Łamiesz mi serce — przerwał siostrze, łapiąc się za pierś w teatralnym geście.
Freja prychnęła, z uśmiechem odpychając brata, a on nie mógł wygrać batalii z kącikami ust ciągnącymi ku górze.
Na myśl o bracie zajmującym się końmi zamiast Remiego, którego poznała chwilę wcześniej, Freja znów pokręciła głową, odganiając od siebie dziwne uczucie, że coś tu nie pasuje. Z jednej strony sądziła, że Wiktor nie najlepiej traktuje służbę i zdaje się niemal zupełnie ich ignorować, a z drugiej była świadkiem, jak wyręcza stajennego i, jak widać, nie omieszka pobrudzić rąk.
Chyba nie mają z nim aż tak źle — pomyślała.
— Twój przyjaciel rusza z nami? — zapytał Wiktor, wskazując gestem w stronę ściany stajni, za którą pasł się rudy wierzchowiec. — Mogę założyć mu wygodniejsze siodło. Stare jest strasznie twarde.
— Poproszę. Wolałabym już nie katować swoich szlachetnych pośladków tym przeklętym łękiem — rzekła wysokim tonem, teatralnie gestykulując dłońmi, udając karykaturę szlachcianki.
Wiktor zaśmiał się, w odpowiedzi na grę siostry i jak się okazało, nie kłamał. Siodło rzeczywiście było wygodne, a jazda w nim, nawet wielogodzinna, była niespodziewaną przyjemnością.
Po dotarciu do stolicy, Lwi Hrabia musiał wpychać onieśmieloną przepychem siostrę do pierwszych trzech butików, a gdy ta odnalazła paryski rytm, Wiktor musiał niemal biec, by dorównać zdemaskowanej zakupoholiczce w pogoni za suknią idealną. Freja przymierzała co najmniej jedną kreację we wszystkich dwudziestu sklepikach, jakie odwiedzili i nawet nie zauważyła, gdy brat wymknął się na kilka chwil, gdzieś w połowie zakupowej kampanii, zostawiając ją samą z zakłopotanymi krawcami, jeszcze bardziej zakłopotanymi subiektami, i tonami falbanek.
— Czego jaśniepan potrzebuje? — zapytał jubiler, kłaniając się przed Wiktorem i brzęcząc przy tym mnóstwem złotych łańcuszków i bransolet, sięgających od nadgarstków aż po łokcie.
Odziany był w zwiewne, kolorowe tkaniny, przez które wtapiał się w tło orientalnego sklepu wyspecjalizowanego w sprzedaży biżuterii i kamieni szlachetnych. Sklepikarz wyglądał na godnego zaufania pod względem jakości oferowanych produktów. Siwe włosy i zmarszczki sugerowały doświadczenie, a charyzma przyciągnęła Wiktora, który od razu skupił uwagę na jednym z bogatych kompletów, poleconych przez starszego mężczyznę.
— Czy istnieje możliwość wymiany elementów biżuterii? — zapytał hrabia, wpatrując się w złotą kolię wysadzoną intensywnie niebieskimi kamieniami.
— Czyżby moje produkty nie były idealne?
Sklepikarz ukrył urażenie za gardłowym rechotem.
— Ten jest prawie idealny, ale kamień...
— Czy coś nie tak z tymi szafirami?
— Poza tym, że nie są ametystami — uśmiechnął się rozbrajająco — wszystko z nimi w porządku.
Sklepikarz ściągnął brwi i złapał się za długą, siwą, kozią bródkę. Już chciał spytać, która kobieta przy zdrowych zmysłach chciałaby wymienić szlachetny, cejloński szafir na ametyst, lecz w porę ugryzł się w język, nie chcąc urazić potencjalnego, majętnego klienta.
— Rozumiem. W tydzień wymienię każdy kamień, ale nie obniżę ceny kompletu.
Wiktor nie potrzebował dalszej dyskusji. Poszerzył uśmiech, wyprostował się i wyciągnął rękę, by przypieczętować umowę dżentelmeńskim uściskiem dłoni.
Kiedy wrócił do sklepu, w którym zostawił zajętą Freję, zrobił to dokładnie w momencie, gdy zaczęła się za nim rozglądać.
— Musiałem się przewietrzyć — wytłumaczył, odpowiadając na pytające spojrzenie siostry, która z rozstawionymi szeroko ramionami stała osaczona przez trzy młode, zapracowane krawcowe.
— Też bym chciała — odpowiedziała cichutko. — Ciężko oddychać w tym gorsecie.
Jedna z krawcowych, która właśnie mierzyła obwód i długość ramion Frei, spojrzała na nią przepraszająco.
— Dlaczego wy kobiety tak się torturujecie w imię piękna?
— Właśnie sam sobie odpowiedziałeś.
Skrzyżował ręce na piersiach i wymownie pokiwał głową, prychając.
Kiedy tuż po zachodzie słońca Gallangerowie wrócili do domu, oboje byli zupełnie wyczerpani. Udało im się zamówić aż dziesięć nowych kreacji dla Frei i dwa komplety dla Wiktora, co zajęło mnóstwo czasu. Niemniej hrabia był zadowolony z siostry, że podjęła decyzje bardzo szybko, dzięki czemu załatwili wszystkie bieżące sprawy jednego dnia.
— Dziękuję — powiedziała Freja, żegnając się z bratem. Płomień świecy, zarazem jedyne źródło światła w korytarzu, niespokojnie skakał trącany oddechem dziewczyny. — Za wszystko.
— Nie musisz dziękować. To obowiązek starszego brata, by dbać o ukochaną siostrę. Robię to z przyjemnością.
Freja cmoknęła głośno, kręcąc głową.
— Po prostu dziękuję — powtórzyła z uśmiechem i przymknęła oczy, gdy brat poklepał czubek jej głowy. — Śpij dobrze.
— Będę — jęknął hrabia, tłumiąc ziewnięcie. — Mam nadzieję, że ty również.
Po wymianie uprzejmych dygnięć i rozejściu się do swoich sypialni Wiktor zasnął natychmiast, z uśmiechem na ustach i rozchełstaną koszulą, której nie zdążył zdjąć, rzucając się na pościel. Freja natomiast jeszcze długo spoglądała na pusty fotel stojący pod oknem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro