Parszywa Obietnica (Część 2) - Kryjówka
„Dyskretną miejscówą" okazało się... przedszkole!
Rzecz jasna opuszczone i niemal całkowicie zdemolowane, jednak rozpoznawalne na pierwszy rzut oka ze względu na różowe ściany, rzędy maleńkich łóżeczek i walające się tu i ówdzie wypchane zwierzątka. Na widok huśtawek na sprężynach w kształcie porga i nexu Rex poczuł się okropnie głupio. W jednym musiał przyznać Hunterowi rację – NIKT nie wpadłby na to, że poważni, odpowiedzialni żołnierze, tacy jak oni, chcieliby spędzać wolny czas w TAKIM MIEJSCU.
A w ogóle to... czemu zjeżdżalnia w kształcie bagnorożca wydawała mu się tak przerażająco znajoma?
- Czy ja tu kiedyś byłem?
Zadanie podobnego pytania zawsze było ryzykowne. Człowiek najpierw powinien się zastanowić, czy rzeczywiście chce poznać odpowiedź.
- A pewnie, że byłeś! – radośnie odparł Wrecker. – Szalałeś na tamtej zjeżdżalni i błagałeś Generała Skywalkera, by wziął się na barana.
- Solidnie się narąbałeś – klepiąc Kapitana po ramieniu, sprostował Hunter.
- I G-Generał... J-ja do Generała...?! – piskliwym głosem wydusił Rex. Jego drżące dłonie odruchowo zanurkowały w obciętych na jeżyka blond włosach.
O matko, o matko, co za wstyd, co za wstyd! Aż strach pomyśleć, o co JESZCZE prosił Generała Skywalkera...
Tech zdawał się wyczuwać jego rozterki.
- Bez obaw, Generał Skywalker i tak nie zwracał na ciebie uwagi. Był zbyt zajęty przepraszaniem Generała Kenobiego za to, jak wsadził go na tą karuzelę z myśliwcami i rozkręcił ją Mocą.
- Biedny Obi-Wanek... - Wrecker ze współczuciem pokiwał głową. – Solidnie mu się rzygło! Z drugiej strony, te przeprosiny były taaakieee słodkie.
- Nie pozwalaj sobie! – Cody gniewnie wycelował w wielkoluda palec. – Jak jeszcze raz usłyszę, że mówisz o Generale po imieniu, pożegnasz się z tygodniowym przydziałem podwieczorków! Dla ciebie to Generał Kenobi, a nie żaden Obi-Wanek, zrozumiano?
- Przyganiał blaszak astromechowi – Hunter obdarzył Komandora złośliwym uśmieszkiem. – Szkoda, że nie pamiętasz, jak sam się do niego zwracałeś.
Twarz Cody'ego przybrała odcień miecza Sithów.
- Rzeczywiście, były to określenia dość poufałe – zgodził się przyssany do swojego datapada Tech. – A zwłaszcza zwrot...
- Nie chcę wiedzieć!
- Kiedy to było takie słodkie, gdy powiedziałeś... - zaczął Wrecker.
- Powiedziałem: NIE. Chcę. Tego. Wiedzieć! – w głosie Komandora zabrzmiała nuta histerii.
Rex ze zrozumieniem pokiwał głową. On, na miejscu Cody'ego też nie chciałby wiedzieć. Już i tak wyrządził sobie trwałe szkody na psychice, wyobrażając sobie, jak znienacka wskakuje Generałowi Skywalkerowi na barana.
Pragnąc jak najszybciej przegnać z myśli ten straszny obraz, Kapitan zmienił temat.
- Nie jestem przekonany, czy to odpowiednie miejsce na kryjówkę. Skoro Generałowie już tu byli...
- Ta, może i byli, ale niczego nie pamiętają. – Splatając dłonie na karku, Hunter wzruszył ramionami. – Kiedy zapytałem, czy byli kiedyś w opuszczonym przedszkolu, powiedzieli, że nie. Zresztą, wcale im się nie dziwię, że wyrzucili całą akcję z pamięci. Uwierz mi, stary, nikt tu nie przyjdzie! Od czasu ewakuacji ludności cywilnej, to miejsce jest bardzo... hm...
Szukając odpowiedniego słowa, spojrzał na zabrudzonego pluszowego ewoka, któremu jedno oko wisiało na sprężynie.
- Upiorne? – fachowym tonem podsunął Tech.
- O, tak! – Dowódca Parszywej Zgrai pstryknął palcami. – Właśnie tak. Upiorne!
Po karku Rexa przeszedł dreszcz. Uznał, że nie ma ochoty patrzeć zepsutym zabawkom w oczy. Wydawały mu się przez to... niemal żywe.
- Mnie tam się podoba! – Wrecker uderzył Kapitana pięścią w ramię, omal nie przyprawiając go o zawał. – Uwielbiam takie nawiedzone miejscówy! O, Hunter, a mogę...
- Nie!
- Ale...
- Wrecker, rozmawialiśmy o tym. – Dowódca Parszywej Zgrai uniósł brew. – Jedna misja, jedna zabawka!
- I zanim zapytasz, nasze kwatery są za małe – rzeczowym tonem wtrącił Tech. – Czołg się nie zmieści.
- Czołg?! – wykrztusił Cody.
- Łóżko w kształcie czołgu to jego marzenie – wyjaśnił Hunter. – Wymyślił nawet dla niego nazwę.
- Wreckermobil. – z rozmarzonym wzrokiem westchnął wielkolud. – Uuugh, dlaczego Kaminoanie pozwalają nam trzymać tak mało rzeczy? To takie niesprawiedliwe!
- Przeprowadź się do Wreckerlandu – rzucił nieco naburmuszony Crosshair. – Nie będę musiał spędzać całego dnia na szukaniu karabinu, przekopując się przez twój bajzel.
- To jest jakiś pomysł! – ucieszył się Wrecker. – Ej, Hunter? Myślisz, że po wojnie dadzą nam trochę ziemi?
- A co ja jestem? Wyrocznia?
- To chyba zależy od tego, kto tę wojnę wygra – spuszczając głowę, wymamrotał Rex.
- No jak to, kto wygra? – uderzając pięścią w otwartą dłoń, żachnął się wielkolud. – No wiadomo, że my, nie? Przecież mamy po swojej stronie Jedi! To nie tak, że ktoś ich nagle wytłucze.
- No, chyba że nielojalni żołnierze zakoszą im miecze świetlne i nie będą mieli, czym się bronić – Cody skrzyżował ramiona. Swoim niezadowoleniem przebijał nawet Crosshaira.
- Ech, mówiłem ci to już wcześniej, ale powtórzę znowu – Hunter głęboko westchnął i posłał Komandorowi znaczące spojrzenie. – Musisz. Trochę. Wyluzować! Tech, weź go uspokój, co?
Okularnik posłusznie wyrecytował:
- Biorąc pod uwagę ilość godzin do świtu, a także fakt, że Generałowie nie obudzili się podczas zabierania ich własności, prawdopodobieństwo, że nie zdołamy oddać mieczy świetlnych na czas, wynosi... dziesięć przecinek dwa procent.
- Widzisz? – Hunter klepnął Cody'ego w plecy. – Wyluzuj! Pamiętaj, że stres postarza. A my starzejemy się dwa razy szybciej. Masz dziesięć lat, więc zachowuj się jak dziesięciolatek! Są chwile, gdy możesz przestać być żołnierzem i poczuć się jak...
- UWAGA! – Rex wydał ostrzegawczy okrzyk, a jego dłoń odruchowo sięgnęła do blastera.
W ich stronę zmierzało kilkadziesiąt droidów bojowych. Skąd one się, u licha, wzięły? Przecież rozwalili wszystkie podczas bitwy o przystań i...
- Witamy w Wreckerlandzie, sir! – przywitał się najbliższy z blaszaków.
Hę? – Kapitan zastygł w bardzo dziwnej pozie z szeroko otwartymi ustami.
- No, witamy, witamy! – odezwał się inny robot.
Rex i Cody wymienili zdezorientowane spojrzenia.
- Czemu tak patrzą? – zdziwił się pierwszy droid. – Zapomnieliśmy o czymś, czy jak?
Wrecker wszedł pomiędzy roboty i z miną niezadowolonej przedszkolanki położył dłonie na biodrach.
- Twoje programowanie coś średnio działa, Tech – pożalił się. – Zapomniały o piosence!
- To nie wina mojego programowania! – Okularnik skrzyżował ramiona i obrażalsko wydął usta. – Ich systemy operacyjne są wolniejsze niż banthy podczas burzy piaskowej.
- Aaaa, piosenka! – droidy wreszcie zajarzyły.
Ustawiły się w równych rzędach i kręcąc blaszanymi biodrami zaczęły śpiewać. Zachwycony wielkolud machał palcami, udając, że nimi dyryguje:
Wre-cker-land! Wre-cker-land! Tu roz-wa-lisz wszy-stko sam!
Wre-cker-land! Wre-cker-land! Bę-dzie jatka mó-wię wam!
A gdy Doo-ku wner-wi cię!
W Wre-cker-lan-dzie wy-żyj sięęęęę!
W ostatnim akcie piosenki Wrecker wyszczerzył zęby i opadł do pozycji siedzącej z jedną wyprostowaną nogą, szeroko rozkładając ramiona. Hunter, Echo, Tech i (wyraźnie zniesmaczony) Crosshair uprzejmie zaklaskali.
Rex nie potrafił zdobyć się na jakąkolwiek reakcję. Nie czuł się tak głupio, odkąd widział, jak Generał Skywalker naprawiał myśliwca w samych gaciach, kręcąc tyłkiem w rytm wygwizdywanej melodii.
(Kapitan błagał potem Generała Kenobiego o wymazanie pamięci hipnozą Jedi – Obi-Wan stanowczo odmówił i zalecił mu terapię).
Z zamyślenia wyrwało Rexa mocne zdzielenie łokciem w żebra.
- Zacznij klaskać! – pół-gębkiem nakazał Hunter. – Chcesz, by dziecko mi się popłakało? – skinieniem pokazał wielkoluda.
Kapitan odruchowo się wzdrygnął. Widział już histeryzującego Wreckera i zdecydowanie NIE miał ochoty na powtórkę z rozrywki. Zaczął entuzjastycznie klaskać.
- Ekstra, co nie? – zapiszczał najlepiej zbudowany członek Parszywej Zgrai. – Nie uwierzycie, co jeszcze potrafią. Ej, patyki! – odwrócił się do droidów. – Zróbcie akcje z zombie!
Blaszaki posłusznie podniosły ręce i lekko się chwiejąc, ruszyły w stronę wielkoluda.
- Ża...rcie... Ża...rcie...
- Zabrać... mu... podwieczorek!
- Odjazd! – zapiszczał Wrecker. – O, a teraz zróbcie kanibali!
Droidy skoczyły do przodu i wbiły się w wielkiego mężczyznę swoimi przydługimi, płaskimi głowami. Choć „wbiły" to chyba niewłaściwe określenie, bo w zasadzie nie miały zębów. Tak czy siak, przestawienie wyglądało przekonująco.
Wrecker przez pewien czas udawał, że jest pożerany, po czym znienacka rzucił się na brzuch. Zmiażdżył w ten sposób pięć droidów na raz.
- Co za marnotrawstwo – Echo nieznacznie się wzdrygnął.
Na to stwierdzenie jeden z rozwalonych droidów (a raczej jego górna połowa, bo tylko tyle zostało) uniósł kciuk i oznajmił:
- Zostać zniszczonym przez Mistrza Wreckera to największy zaszczyt, Sir.
- Super, nie? – Z oczami, które niemal świeciły się z ekscytacji, wielkolud dopadł do Rexa. – No powiedz, przyznaj... Podoba ci się, prawda? Och, błagam, powiedz, że ci się podoba!
Porównanie tego gościa do dziecka jeszcze nigdy nie było tak adekwatne. A Rex nie lubił znęcać się nad dziećmi.
- Dobra, przyznaję, to genialne.
- Eghm! – Tech uniósł podbródek. – A może jakaś pochwała dla tego, który je przeprogramował? Wrecker je tylko...
Wielkolud wybił się z trampoliny (Mają tu trampolinę?! – zdziwił się Rex), w locie chwycił kolana i spadł prosto na głowę jednego z droidów.
- ... rozwala. – z głośnym westchnieniem dokończył Tech.
- Ej, no weź, przecież to Wreckerland! – zajęczał Wrecker (gdy podnosił się z klęczek, na chodniku została wielka dziura po jego tyłku). – Jaki byłby tego sens, gdybym ich nie niszczył?
- Słusznie, szefie! – blaszak z żółtą plamką entuzjastycznie pokiwał głową. – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i mnie rozwalisz następnego?
- Awww, to brzmiało prawie jak oświadczyny!
Korzystając z tego, że Hunter zaczął namawiać wielkoluda do „odłożenia reszty droidów na później" Rex pochylił się nad uchem Cody'ego.
- Tak sobie myślę... Wrecker to w pewien sposób przypomina Generała Skywalkera.
- Co? Niby z której strony?
- To nie człowiek, tylko stan umysłu.
Komandor nie mógł się z tym nie zgodzić – ponuro pokiwał głową.
- No dobra, towarzystwo, do mnie! – Hunter skończył z doprowadzaniem Wreckera do porządku i przywołał pozostałych. – Wiem, że to przeraźliwie nudne i upierdliwe, ale zmieniłem zdanie co do Błe Haj Pe. Echo, bądź tak miły i wprowadź resztę!
Pod wpływem tych słów Rex odczuł niemałą ulgę. Co prawda wolałby sam zapoznać chłopaków z zasadami bezpieczeństwa, ale nie miał nic przeciwko, by powierzyć to zadanie dawnemu podwładnemu. Teraz może nie było tego aż tak widać, ale Echo był kiedyś prawdziwym specem od regulaminów. Stąd, zresztą, jego ksywa – potrafił wyrecytować raz zasłyszaną zasadę jak dobrze zaprogramowany dyktafon!
Pół klon pół maszyna stanął przed pozostałymi i zlustrował ich surowo-rozbawionym spojrzeniem.
- No dobra, amatorzy mieczy świetlnych! – zaczął. – Przede wszystkim musicie sobie uświadomić prostą i bolesną prawdę: to, że macie w rękach świecącą zabawkę, jeszcze nie czyni z was Jedi, tak więc wszelkie machanie bronią na oślep albo rzucanie się do walki z zamkniętymi oczami, bo „tak wam podpowiada instynkt" całkowicie odpada, jasne?
Tech i Crosshair wyprostowali się i żarliwie pokiwali głowami, dając do zrozumienia, że są jak najbardziej godni trzymania w rękach „świecących zabawek". Wrecker wyglądał na ciut rozczarowanego, ale pod wpływem ojcowskiego spojrzenia Huntera przygładził ubranie i stanął na baczność, jak dobrze wytresowany przedszkolak.
- Czyli pierwsza i najważniejsza zasada: - Echo odgiął palec – Nie. Machać. Mieczem. Świetlnym. Na. Oślep! Możecie wykonać cięcie tylko jeśli macie całkowitą pewność, że w odległości dwóch metrów nie znajduje się jakiś bezcenny obiekt, którego za nic w świecie nie chcielibyście uszkodzić. Na przykład kolega. Jak dotąd wszystko jasne?
Energiczne potakiwanie.
- Zasada druga. Miecz świetlny, podobnie jak blaster, posiada specjalny przełącznik bezpieczeństwa. Hunter, będziesz tak miły i pokażesz, który to?
Szef Parszywej Zgrai spełnił prośbę.
- Chyba nie muszę mówić, że nieużywana broń musi być cała czas zabezpieczona? – ciągnął Echo. – A po tym, co widzieliśmy na naszym statku, chyba nie muszę was wyczulać, by nawet na moment NIE spuszczać z oka końcówki miecza świetlnego, bo nigdy nie wiecie, co przetniecie, gdy się obrócicie. – (Przepraszająco wodząc stopą po chodniku, Wrecker cicho zagwizdał). – Czyli patrz: zasada pierwsza. Zakaz cięcia na oślep. To chyba wszystko... Jakieś pytania?
- Ja mam jedno! – Jeden z droidów pomachał ręką.
- Cóż, ty i tak nie dostaniesz prawdziwej broni, więc możesz zachować je dla siebie – Echo wzruszył ramionami.
- Aha. Dobra, jasne, Sir!
- Kurde, ale te klony dobrze wychowane! – zauważył drugi blaszak.
- Noo... Generał Grievous to by ci z pięć razy łeb obciął, jakbyś odezwał się bez pozwolenia!
- Czy mogę wreszcie obejrzeć miecz świetlny? – zapytał zniecierpliwiony Crosshair. – A może zarąbaliśmy je tylko po to, by założyć klub dyskusyjny?
- Tak, wiemy, że konwersacja jest Be. – Hunter rzucił snajperowi miecz świetlny. – No, masz, masz, naciesz się nim, proszę!
- Zapomniałem o jednej ważnej zasadzie. – Echo uniósł palec wskazujący. – Rzucanie tego typu bronią, jest...
- Cichaj, nie psuj mi tej pięknej chwili!
Hunter obserwował Crosshaira ze wzruszeniem właściwym ojcu, którego dziecko stawiało pierwsze kroki.
- Moje małe bobo wreszcie może przestać udawać i być szczęśliwym chłopcem! – westchnął, ciągnąc snajpera za kościsty policzek.
- Jeszcze raz powiedz coś takiego, a powystrzelam ci wszystkie plomby w zębach! – wysyczał zaczerwieniony snajper.
Po tych słowach ostentacyjnie odwrócił się do towarzystwa tyłem i aktywował miecz świetlny. Być może był to jedynie efekt wyobraźni Rexa, ale Kapitan mógłby przysiąc, że słyszy mamrotane pod nosem: „ziuuum... ziuuum!"
Tymczasem broń należąca do Generała Kenobiego trafiła pod oględziny Techa. Ten poprawił okulary i zaczął ją uważnie oglądać. Wydawał się bardziej zainteresowany budową miecza, aniżeli fajowym błękitnym promieniem.
- Jak się to rozkręca? – mruknął do siebie.
Dłonie Wreckera wystrzeliły do ust. Wielkolud wytrzeszczał oczy w taki sposób, jakby jego kolega wyraził zainteresowanie wnętrznościami małego kotka.
- Chce go rozkręcić?! – jęknął z przerażeniem. – O nie, tylko nie to! Rozkręci go, rozkręci! Rozkręci i popsuje! Hunter, powstrzymaj go!
- Spokojnie... - Szef Parszywej Zgrai uspokajająco uniósł ręce.
- Ale jak mam się uspokoić?! – Wrecker złapał przełożonego za ramiona i energicznie nim potrząsnął. – A pamiętasz, jak mieliśmy po kilka lat i rozkręcił moją bazukę do puszczania baniek? Pamiętasz?!
- To była zemsta za rozdeptanie moich puzzli – z lekkim przekąsem odparował Tech. – Zresztą, byłem na ciebie obrażony tylko przez tydzień. Wystarczyło poprosić, to bym ci naprawił tę bazukę.
- Ale to nie jest jakaś tam bazuka! – pokazując miecz świetlny palcem, jęknął wielkolud. – To własność Generała!
- Którą ty jeszcze nie tak dawno temu wymachiwałeś jak głupek, nie przejmując się, że cokolwiek popsujesz – wtrącił Cody. – Zresztą, Tech nie da rady niczego popsuć, bo nie zdoła dobrać się do wnętrzności miecza. Wiele razy widziałem, jak Generał Kenobi rozkręcał swoją broń. Nie da się tego zrobić bez użycia Mocy.
- Ale jak to się nie da?! – Tech spojrzał na podłużną broń z takim wyrazem, jakby czymś go obraziła. – Meh!
Był ewidentnie rozczarowany i przez chwilę wydawało się, że przekaże broń rozochoconemu Wreckerowi, ale gdy już miał to zrobić... jeszcze raz spojrzał na miecz, stanął w pozycji z jedną nogą z przodu i nacisnął przycisk aktywacji. Nawet w błękitnym świetle było widać jego zarumienione od ekscytacji policzki.
- Awww... - Hunter objął okularnika ramieniem. – Mój mały nerduś też chce być szczęśliwym chłopcem?
- Przyrzekam, że ci coś odstrzelę! – przez ramię syknął Crosshair.
- A ty o co się rzucasz? – Długowłosy Klon z rozbawieniem uniósł brwi. – Przecież nie tobie teraz dokuczam.
- On i tak nie potrafiłby ci odpyskować! Ktoś musi to zrobić za niego.
- Dobra, dobra... Już lepiej zajmij się sobą i fantazjami, w których ratujesz Galaktykę z powiewającą na wietrze brązową pelerynką. Doskonale wiem, że właśnie to sobie wyobrażałeś!
Crosshair błyskawicznie obrócił głowę. Ale i tak nie zrobił tego dość szybko, by ukryć czerwień na policzkach, która jasno wskazywała na to, że Hunter trafił w dziesiątkę. Z ust szefa Parszywej Zgrai wydobył się złośliwy rechot.
Od tamtej pory nie było już żadnych większych dram, a oględziny broni Jedi przebiegały bez większych komplikacji. Miecze świetlne były przekazywane z rąk do rąk i choć wiele razy je aktywowano, nie ucierpieli na tym ani ludzi ani maszyny.
Również serce Rexa przestało łomotać w szaleńczym tempie i osiągnęło swój zwykły, umiarkowany rytm. Gdy minęła cała godzina i nie wydarzyło się nic strasznego, Kapitan autentycznie uwierzył, że podwędzenie własności uwielbianych generałów może im ujść płazem.
Byle tylko nie testować za długo tego nieoczekiwanego szczęścia...
Po pewnym czasie Rex przestał się denerwować, ale zaczął odczuwać lekkie zniecierpliwienie. Jedynym, co go powstrzymywało przed przerwaniem zabawy, był fakt, że jeden z mieczy świetlnych był teraz w rękach Echo.
- Kiedyś palnąłem przy Generale Skywalkerze małą gafę – z nieśmiałym uśmiechem przyznał się pół człowiek pół-maszyna. – Zawsze chciałem potrzymać jego broń, więc bardzo chciałem, by ją zgubił, bym mógł mu ją podać. I raz powiedziałem o tym głośno, nie wiedząc, że mnie słucha. Pociłem się, jak głupi, bo myślałem, że mnie skrzyczy. Ale on tylko wybuchnął śmiechem. To było tuż przed Cytadelą.
- Nie rób sobie wyrzutów – powiedział Cody. Masował skroń i wyglądał na zmęczonego, ale poza tym chyba rzeczywiście zdołał się wyluzować. – Kiedyś, jak Generał Kenobi wypuścił miecz świetlny, Waxer i Boil tak gnali, by podać mu broń, że zderzyli się czołami. Od razu widać, że za długo siedzieli w próbówce. Gamonie jedni...
- Pamiętam. – Rex uśmiechnął się na to wspomnienie.
- Ja też. – Echo wyszczerzył zęby. – Najbardziej mi się podobał moment, gdy okazało się, że gnali niepotrzebnie, bo Generał Kenobi i tak przyciągnął miecz świetlny Mocą. Generał Skywalker opowiadał potem o tym na każdym wieczorze przy ognisku. Aż Generał Kenobi zatargał go za ucho na stronę i powiedział, że ma już nie robić chłopakom obciachu. Akurat wracałem z toalety, gdy ich słyszałem. Szkoda, że tego nie nagrałem.
- Ej, wiecie co? – nieoczekiwanie zawołał Wrecker. – My też powinniśmy sobie porobić fotki z mieczami świetlnymi! Bo jak nie będziemy mieli dowodu, to nikt nam nie uwierzy, że je trzymaliśmy nie?
Rex niemal ujrzał zapalającą się nad głową Komandora czerwoną lampkę.
- Zdjęcia? Zdjęcia?! - wykrztusił Cody. – Czy ty do reszty oszalałeś? Nie dość, że okradliśmy Generałów, to jeszcze mamy załatwić tego dowody? I co jeszcze? Może w ogóle podpiszemy się na tych mieczach, by Generałowie wiedzieli, że bawiliśmy się nimi po godzinach?
- Wrecker, on żartuje! – Hunter zwrócił uwagę sięgającemu po marker wielkoludowi.
- Cody ma rację. – Przywołując na twarz wyraz absolutnej powagi, Rex zrobił krok do przodu. – Zrobiliśmy to, co chcieliście, wywiązaliśmy się z umowy, to teraz czas zadbać, by nie było z tego kłopotów. Dlatego oddacie nam grzecznie te miecze, a my odniesiemy je na miejsce.
W Echo najwyraźniej obudził się instynkt słuchania dawnego dowódcy, bo bez szemrania oddał broń. Hunter, natomiast, wciąż stał z pogodną miną, od niechcenia stukając końcówką miecza o otwartą dłoń.
- Nie słyszałeś, co powiedział Kapitan? – podenerwowanym szeptem syknął Cody. Zaczął obracać głową na wszystkie strony, jakby spodziewał się zobaczyć Kenobiego wyskakującego zza zjeżdżalni i krzyczącego „nakryłem was!" – Mamy szczęście, że nikt nas nie przyłapał, więc nie kuśmy losu i odnieśmy Generałom ich własność!
- Jakie kuszenie losu? – nonszalanckim tonem odparł Hunter. – Kolego, skąd ten pośpiech?
- Nie „kolego", tylko „sir"!
- No dobra. Sir... Pomyśl. Do świtu zostało wiele godzin, a Generałowie są kompletnie wycieńczeni. Skoro już zwędziliście te miecze, to powinniśmy nacieszyć się nimi trochę dłużej. Po cholerę ryzykować degradacją, skoro nie ma się z tego żadnej frajdy?
- Właśnie! – Wrecker entuzjastycznie poparł dowódcę. – No sam powiedz, Coduś... Jak już się zrobiło nalot na kuchnię na Kamino to po to, by zarąbać cały zapas żarcia, a nie jakąś tam samotną krewetkę!
- Nie jestem pewien, czy to najodpowiedniejsze porównanie. – Tech rozmasował podbródek. – Ale w zasadzie się z wami zgadzam. Podejmowane ryzyko powinno być wprost proporcjonalne do spodziewanych korzyści.
- Nie wiem, po co marnujecie na nich struny głosowe – Crosshair wyjął patyczek z ust i zmierzył parę „zwykłych klonów" kpiącym spojrzeniem. – To jasne, że szaraki prędzej zmoczą się w portki, niż pozwolą nam nacieszyć się tymi mieczami dłużej.
Ludzka psychika działała według naprawdę porąbanych zasad.
Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że Rex był w stanie zignorować trzech kolesi podających rozsądne argumentu, a dawał się skusić temu, który kopnął w dupę jego ego.
(Pewnym pocieszeniem, choć niewielkim, była świadomość, że jego największy idol, Generał Skywalker postępował według dokładnie takiego samego schematu).
Usta Kapitana zacisnęły się w cienką linię. Nie wierząc, że naprawdę to robi, dowódca Pięćset Pierwszego oddał miecz świetlny Echo.
- Mądry Reksiu – pochwalił go Hunter. – Jeszcze będą z ciebie ludzie. No dobra, chłopaki, to kto ma holoaparat?
Podczas gdy członkowie Parszywej Zgrai zbili się w ciasną kupkę i zaczęli z ożywieniem dyskutować o nadchodzącej sesji zdjęciowej, do Rexa doskoczył blady ze strachu Cody.
- Jak mogłeś tak dać się podejść? – wyrzucił z siebie piskliwym głosem.
- Trochę racji ma. – Starając się przekonać zarówno kolegę, jak i siebie, Kapitan skierował zrezygnowany wzrok na Huntera. – Parę minut więcej nas nie zbawi. A zresztą... Sam wiesz, jacy oni są. Pocieszą się, powygłupiają i zaraz się tymi mieczami znudzą. Zobaczysz: ani się obejrzysz, a cisną je w kąt!
Ciąg dalszy już wkrótce
Katar (jak część z was zapewne się domyśliła), jednak do mnie wrócił, dlatego nie mogłam opublikować tej części tak szybko, jak chciałam. Ale spokojnie, bo już wracam na właściwe tory.
Jak myślicie, jaki będzie finał tej historii? Chłopcy zostaną przyłapani, czy może cała akcja ujdzie im płazem?
Dziękuję wam za wszystkie wspaniałe komentarze, a zwłaszcza te, w których próbowaliście odgadnąć lokalizację kryjówki chłopaków. Uwierzcie mi... Opuszczone przedszkola to najbardziej creepy miejscówy na świecie (ponoć w Czarnobylu jest takowe i turyści tłumnie je odwiedzają).
Do zobaczenia już wkrótce i niech Moc będzie z wami!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro