Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Parszywa Obietnica (Część 1) - Kradzież

Postanowienia noworoczne Kapitana Rexa (i kij z tym, że Galaktyczny Nowy Rok wypadał dopiero za parę ładnych miesięcy):

Pierwsza – nigdy więcej nie nawalać się w obecności Parszywej Zgrai.

Druga – nie składać żadnych durnowatych obietnic po nawaleniu się z Parszywą Zgrają.

Trzecia – ogólnie, nigdy już się nie nawalać, bo, jak widać, nie kończyło się to dla niego dobrze.

Czwarta i najważniejsza – przenigdy... za żadne skarby nie puszczać Wreckera pierwszego do kibla i za nic, w życiu, nawet za milion kredytek nie próbować korzystać z kibla PO Wreckerze.

Hmm... gdy głębiej się nad tym zastanowić, to Wrecker chyba powinien mieć dla siebie osobną łazienkę. Dostosowaną do jego DUŻYCH potrzeb, i w ogóle. No ale, to była kwestia do rozkminienia na inny dzień. Smrodem w wychodku i rozwaloną muszlą klozetową Rex będzie się martwił później – na razie miał do rozwiązania o wiele poważniejszy problem.

Parszywy problem w postaci pięciu parszywych kolesi, którym złożył iście parszywą obietnicę. Stali właśnie przed nim i wpatrywali się w niego wyczekującym wzrokiem. Dank farik! Gdyby wiedział, że zaprosili go na swój statek, by przypomnieć o TAMTEJ sprawie, w życiu by nie przyszedł! Wyłgałby się czyszczeniem astromechów, albo czymś innym... ugh, dał się zrobić jak naiwny rekrut!

A jakby jego nastrój nie był już wystarczająco parszywy, musiał znosić widok Wreckera, który nie odczuwał żadnych wyrzutów sumienia z racji zepsutego kibla i aktualnie podskakiwał jak dziecko, omal nie uderzając durną łepetyną o sufit.

- Reksio i Coduś przyniosą zabawki! – podśpiewywał pod nosem. – Reksio i Coduś przyniosą zabawki!

Ach, no właśnie. Coduś.

Jeżeli była jakaś jasna strona tej parszywej sytuacji to taka, że Rex nie wpakował się w nią sam. Oprócz niego był jeszcze jeden klon, kto mógł „pochwalić się" słabą głową i durnowatymi obietnicami po pijaku – a mianowicie stojący obok niego Cody. Dokładny i bezgranicznie lojalny zastępca Obi-Wana Kenobiego.

Ech, ten biedak musi to przeżywać jeszcze bardziej ode mnie – kątem oka zerkając na kolegę, ze współczuciem pomyślał Rex.

Gdy spędzało się większość czasu w towarzystwie Generała Skywalkera, łamanie reguł stopniowo przestawało być problemem. Z drugiej strony, przy Generale Kenobim...

Ech. Samo rozmyślanie o tym, co zamierzali zrobić, musiało przyprawiać Cody'ego o palpitacje serca. Komandor przełknął ślinę, nieudolnie próbując zamaskować zdenerwowanie.

- Jesteście pewni, że tego chcecie, panowie? – ostrożnie zasugerował członkom Parszywej Zgrai. – Może jednak wolicie, byśmy zrobili dla was co innego?

- Słyszałeś, Wrecker? – Crosshair wyciągnął patyczek z ust, splunął na podłogę i uraczył towarzystwo złośliwym uśmieszkiem. – Ostudź zapał. Od początku mówiłem, że szaraki wymiękną...

- Wcale nie wymiękamy! – warknął Rex.

- Chodziło mi wyłącznie o to, że jak sprawa wypłynie, wam TEŻ się oberwie! – błyskawicznie dodał Cody. – A co, jeśli wszyscy zostaniemy zdegradowani?

- Bez ryzyka nie ma zabawy. – Hunter po prostu wzruszył ramionami. – Zresztą, kto by się przejmował odznaczeniami?

- No wiesz, niektórzy z was ciężko pracowali, by awansować. – Rex skierował błagalny wzrok na kolesia, który był jego ostatnią nadzieją. – Nie jestem pewien, czy chcieliby podejmować takie ryzyko dla...

- Wybacz stary, ale cię nie poprę. – Siedzący na skrzyni Echo przepraszająco uniósł obie dłonie: jedną ludzką i jedną zastąpioną przez wtyczkę. – Przygoda w Cytadeli uświadomiła mi, że życie jest krótkie, więc jak człowiek chce się zabawić, to... tego... no, sam rozumiesz? Zresztą, po ocaleniu Anaxes jestem jednym z najbardziej pożądanych ludzi w armii. Na bank mnie nie zdegradują.

- Się rozumie! – Wrecker dopadł do pół-człowieka pół-maszyny, złapał go za kark i dziarsko rozmasował jego łysą głowę. – Dopiero co dołączyłeś, a już jesteś swój chłopak! Cho no tu... Daj łepetynę, mordko ty moja!

- Ty weź uważaj, bo obwody mu ponaciągasz – tonem nieznoszącego sprzeciwu ojca Hunter przywołał podwładnego do porządku.

Wrecker grzecznie wypuścił Echo.

- Zamiast marnować tu czas, mógłbym strzelać – z irytacją rzucił Crosshair. – Nawet jeśli szaraki nie wymiękną, minie cały galaktyczny miesiąc, zanim zdobędą się na odwagę.

- Według moich danych... - Tech wbił wzrok w datapada, do którego właśnie coś wstukiwał. – Z oceny charakterów Komandora Cody'ego i Kapitana Rexa wynika, że na siedemdziesiąt procent nie wywiążą się z umowy. Hm... w przypadku Komandora Cody'ego to w zasadzie dziewięćdziesiąt trzy procent.

- I co, myślisz, że jesteśmy tylko kombinacją cyferek i możesz nas „kalkulować" jak jakichś blaszaków? – Rex dumnie wypiął pierś i objął Parszywą Zgraję chłodnym spojrzeniem. – Pokażemy ci, gdzie możesz sobie wsadzić te dane. Cody, idziemy!

- Eee... r-racja! – Cody próbował dorównać koledze entuzjazmem, ale niezbyt mu to wyszło. – Z-zabierzmy się za to!

- O proszę, jednak idą? – Crosshair uniósł brew.

- Aż się z wrażenia rozmowny zrobiłeś! – Hunter poklepał go po ramieniu.

- Ja chcę niebieski! – Wrecker zawołał za odchodzącymi mężczyznami. – Pamiętajcie, dla mnie niebieski!

- Stary, one oba są niebieskie. – Echo zwrócił mu uwagę.

- To... eee... W takim razie chcę takiego z jednorożcem!

- Jakim, kurde, jednorożcem? – zdziwił się Hunter.

- Generał Skywalker mówił, że ma jednorożca!

- Nie – ze spokojem zaprzeczył Tech. – Powiedział, że „świeci się jak róg jednorożca". Powinieneś uważniej go słuchać.

Wrecker miał minę jak psiak, któremu pan nie przyniósł obiecanego gryzaka.

- To nie będzie jednorożca? – zawył, łapiąc się za głowę. – Meeee, a ja TAK się nastawiałem!

W całym tym rozgardiaszu para „szaraków" opuściła statek. Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, Cody dopadł do Rexa.

- Słuchaj, może jeszcze się z tego wykręcimy? – wyrzucił z siebie podenerwowanym tonem. – Powiemy, że jesteśmy chorzy, albo coś...

- Nie ma opcji. – Rex pokręcił głową. – Jak teraz wymiękniemy, staniemy się pośmiewiskiem całej armii!

- A jak Generał Kenobi się dowie? – Cody głośno przełknął ślinę. – Jak ja mu wtedy spojrzę w oczy?!

- Nie będziesz musiał, bo nikt się NIE dowie!

Kapitan Pięćset Pierwszego powiedział to zdecydowanym głosem, ale w rzeczywistości nie był ani trochę spokojny. Tymi słowami chciał dodać otuchy nie tylko koledze, ale i sobie.

- Nikt się nie dowie – powtórzył. – Będziemy szybcy, sprytni i tak dyskretni, jak tylko się da. Nawet nie zauważą, że coś im zniknęło. Po prostu potraktujmy to jak misję, dobra? Wyobraź sobie, że musimy zwędzić coś Grievousowi.

- Grievous nie patrzy na mnie, jakbym urodził się powalony – jęknął Cody.

- Co?! – zdumiał się Rex. - Kiedy Generał Kenobi tak na ciebie spojrzał?

- Na mnie? Nigdy. Ale bez przerwy patrzy tak na Generała Skywalkera. Gdyby miał spojrzeć tak na mnie, chyba bym tego nie zniósł!

Coś w tym było.

Rex poczuł napływ wyrzutów sumienia. Jeśli rzeczywiście ich przyłapią, Cody będzie miał przechlapane sto razy bardziej od niego! Ale nie... nie wolno się nakręcać! Trzeba myśleć pozytywnie.

- Nie przyłapią nas! – zaanonsował, starając się brzmieć jak ktoś, kto miał wizję własnej przyszłości i zobaczył w niej same sukcesy. – Zobaczysz, wszystko pójdzie dobrze! Plan prosty jak wypad do kuchni na Kamino: wchodzimy, bierzemy i wychodzimy. Na sto procent damy radę!

Tak właśnie powiedział, ale zwątpił w to, gdy tylko dotarli do celu.

Nagle z całą grozą dotarło do niego, co zamierzali zrobić. A oto znaleźli się w najmroczniejszym miejscu w całej bazie na Anaxes!

Baraki Generałów Jedi. Miejsce absolutnie straszne i absolutnie zakazane dla każdego, kto nie należał do Zakonu.

Rex i Cody spojrzeli na siebie, dodali sobie otuchy skinięciami głów, wstrzymali oddechy i delikatnie popchnęli drzwi.

Już na samym wstępie omal wszystkiego nie popsuli. No naprawdę... gdyby nerwy nie sparaliżowały im strun głosowych, jak nic wybuchliby niekontrolowanym śmiechem i obudziliby cały obóz!

Przynajmniej będą mieli jedno dobre wspomnienie, gdy to wszystko się skończy. Generałowi Skywalkerowi i Generałowi Kenobiemu zdarzało się już sypiać w dziwacznych pozycjach i w dziwacznych miejscach, (dzielenie przez nich śpiwora przeszło już do legendy!), ale TO przebijało wszystko!

W pomieszczeniu było tylko jedno piętrowe łóżko. Generał Kenobi, ubrany jak zawsze w luźne spodnie i podkoszulek, leżał zwinięty w kłębek na dolnej pryczy i prawie dotykał nosem... stopy dawnego Padawana!

Na ulewy Kamino, Generał Skywalker spał jak jakiś, za przeproszeniem, małpiszon! Ludzka ręka wystawała mu poza poręcz, mechaniczna robiła za poduszkę, jedna noga była zaplątana w prześcieradło, a druga zwisała z krawędzi łóżka lekko się kołysząc. Dorzućmy do tego białe gacie w myśliwce oraz leżącą na gołych plecach samotną skarpetkę i Rex już do końca życia będzie przeklinał, że nie zabrał holo-nagrywarki!

Gdyby tylko Dowódca Tano mogła to widzieć! – pomyślał z żalem.

Szybko jednak odgonił od siebie smutek. To nie jest dobry moment, by rozmyślać o Ahsoce... On i Cody mieli do wykonania misję!

Na palcach zaczęli skradać się po pomieszczeniu, ale zanim jeszcze dotarli do łóżka, napotkali kilka poważnych problemów.

Pierwszy – o ile ubrania Generała Kenobiego leżały poskładane w równą kosteczkę na szafce nocnej, to rzeczy Generała Skywalkera walały się dosłownie wszędzie i trzeba było naprawdę uważać, by się na nich nie poślizgnąć. Zarówno Rex jak i Cody mieli aż pięć sytuacji, gdy prawie zaliczyli glebę! Udało im się utrzymać równowagę tylko dlatego, że w ostatniej chwili przychodzili sobie nawzajem z pomocą.

Natomiast drugi problem był związany z tą nieszczęsną bosą stopą, która wreszcie znalazła się na tyle blisko Generała Kenobiego, by trącić go w nos. Rozdrażniony, lekko ją odepchnął.

- Niedobry kotek! – burknął przez sen. – Przestań mnie lizać po twarzy... Idź sobie! Psik!

Ile by nie protestował, uparta noga wciąż wracała. Ostatecznie postanowił pogodzić się z jej obecnością.

- No dobrze – wymamrotał, mocno ją do siebie przytulając. – Niech już ci będzie. To nie twoja wina, że Qui-Gon przywlókł cię do tego dziwnego miejsca. Dobry kotek. Kici kici...

Ulga Cody'ego i Rexa nie trwała długo. Ku ich zgrozie, Generał Skywalker zaczął nagle cicho rechotać. Wszystkiemu winny był gęsty zarost Mistrza, który łaskotał jego stopę.

- Hihi... dość... - mruczał Anakin między chichotami. – Hihi... N-nie tutaj... hihi... Chodźmy na inną plażę!

Rex wymienił z Codym zaniepokojone spojrzenie. A co jeśli któryś z Jedi się obudzi? Może należało jednak się wycofać?

Jak na zawołanie, sekundę później wydarzyło się coś, co omal nie przyprawiło pary żołnierzy o zawał.

- Dość tego! – gniewnie marszcząc nos, burknął Anakin. – Mówiłem ci, że nie lubię piasku!

I, ku zgrozie Klonów, kopnął dawnego Mistrza w twarz.

To koniec! – przeraził się Rex. – Generał Kenobi na bank się obudzi!

Ale, o dziwo, wcale się nie obudził. Nawet nie otworzył oczu. Jedynie złapał się za nos, przekręcił się na drugi bok i gniewnie naciągnął sobie poduszkę na głowę, mrucząc do siebie: „kurwa... Anakin... co ja z nim mam!"

Rex uświadomił sobie, że jego czoło jest mokre jak po biegu przez tropikalną dżunglę. Otarł je, z ulgą wypuszczając powietrzę, a sekundę później poczuł, jak towarzysz szturcha go w ramię. Usta Cody'ego poruszyły się, przesyłając bezgłośny komunikat:

- Może. Jednak. Się. Wycofamy?

Kapitan energicznie potrząsnął głową, spojrzeniem dając koledze do zrozumienia:

Daj spokój! Tak daleko zaszliśmy...

W istocie, daleko – znajdowali się teraz tak blisko łóżka, że gdyby stracili czujność, Generał Skywalker mógłby wyjechać im z kopniaka!

Raz omal tego nie zrobił. Gdy silniejszy podmuch wiatru wpadł do pomieszczenia przez otwarte okno i zdmuchnął mu z pleców skarpetkę. Wówczas młody Generał energicznie zamachał nogą, mamrocząc przez sen:

- Mistrzu... swędzi... posmaruj mi plecy!

Na Moc, o czym oni, u licha, śnili? Znacznie lepiej by na tym wyszli, gdyby cisnęli się na jednej pryczy. Kiedy dzielili tamten nieszczęsny śpiwór, przynajmniej nie gadali przez sen. Nie żeby Rex zamierzał im o tym powiedzieć.

Prawdę mówiąc, nie miał pewności, czy po dzisiejszym wybryku zdoła w ogóle odezwać się do Generałów. A jeśli użyją tych swoich sztuczek Jedi i zorientują się, co zrobił? Swoją drogą, to dziwne, że teraz nie wyczuli dwóch Klonów. Jasne, pozostawali w stanie głębokiego snu, ale o ile było Rexowi wiadomo, gdy w grę wchodziło wyczuwanie intruzów, pozostawanie w objęciach Morfeusza nie stanowiło problemu. Nie dla Jedi.

Cóż, najwyraźniej on i Cody nie zaliczali się do kategorii „intruzów". Generałowie ufali im na tyle, że zapamiętali ich Sygnatury w Mocy jako przyjazne i niestwarzające zagrożenia.

A my zamierzamy odpłacić im się CZYMŚ TAKIM?! – Rexa naszła rozpaczliwa myśl. – Ale z nas para niewdzięcznych dupków...

- Ej? – usłyszał cichy syk Cody'ego.

Sądząc po zniecierpliwionym tonie, nie była to pierwsza próba zwrócenia uwagi. Kapitan spojrzał na towarzysza.

- Robimy to, czy nie? – podenerwowanym szeptem wyrzucił z siebie Komandor.

Rex wyobraził sobie złośliwy uśmieszek Crosshaira. To przegnało z jego serca resztki wątpliwości.

- Do dzieła! – oznajmił dyskretnym, ale i pewnym tonem.

I wreszcie to zrobili.

Rex i Cody, najbardziej lojalni żołnierze w całej armii, sięgnęli do szafki nocnej, podnieśli leżące obok siebie miecze świetlne i szybciutko wsunęli je za pazuchę.

W normalnym wypadku pragnęliby zatrzymać zdobycz jak najdłużej, tak jak na tamtej przepustce na Coruscant, gdy dorwali się do pierwszych w życiu gazet z pornolami. Tym razem jednak było inaczej. Nie czuli ekscytacji, lecz strach. Pragnęli jak najszybciej pozbyć się łupu i odruchowo zaczęli liczyć sekundy dzielące ich od odłożenia zabranych mieczy świetlnych na miejsce. Mieli wrażenie, że niosą pod ubraniem tykające bomby i że każdy... absolutnie każdy, kogo miną w drodze do statku Parszywej Zgrai, będzie w stanie stwierdzić, co zarąbali.

Uuuch, byle tylko błyskawicznie to załatwić i jak najszybciej oddać Generałom ich własność. Bo jak nie, to...

Rex zadrżał. Nawet nie chciał myśleć o tym, co się wtedy stanie.

XXX

- A niech mnie! – Hunter autentycznie był pod wrażeniem. – Jednak przynieśli!

- Zabawki! Zabawki! – Wrecker podskakiwał w miejscu, klaszcząc w dłonie.

Żaden z obecnych nie zdołał zachować kamiennej twarzy – nawet Crosshair! Aż miło było popatrzeć, jak ten nadęty snajper zrzuca maskę obojętności i z ekscytacją wciąga powietrze, jak dzieciak na widok najnowszej konsoli do gier. To częściowo zrekompensowało Rexowi stres związany z podwędzeniem broni ulubionego Generała. Kapitan poczuł, że z ramion schodzi mu napięcie.

Może sobie odgrywać twardziela, ale to jednak facet... A WSZYSTKIE chłopaki uwielbiają miecze świetlne! – pomyślał z namaszczeniem.

Crosshair wyciągnął drżącą dłoń.

- Czy mogę... - zaczął, lecz Rex cofnął rękę z bronią.

- Po kolei, żołnierzu! – zacmokał Kapitan, obracając miecz świetlny w dłoni i napawając się chwilowym poczuciem władzy. – Zanim w ogóle dotkniecie tych cacek, musicie poznać podstawowe zasady BHP, i...

- BeHaPe, sraj we mgle! Pokaż no tę zabawkę...

Poczucie władzy rozpłynęło się w niebyt, gdy Hunter bezceremonialnie przejął zdobycz.

- Chwileczkę! – Rex wydał głośny okrzyk protestu. – Powiedziałem, że najpierw...

- Weź trochę wyluzuj. – Szef Parszywej Zgrai zbył go niedbałym machnięciem ręki. – Przecież to nie granat, nie?

Po tych słowach skupił całą uwagę na mieczu świetlnym. Najpierw zważył go w dłoni, potem obwąchał i wreszcie przejechał po nim palcem, jakby dotykał pięknej Twi'lekanki i chciał się ponapawać kształtem jej smukłego ciała.

- No, no! – zagwizdał, wpatrując się w broń z ewidentnym podziwem. – No, no, no! Zawsze chciałem bliżej przyjrzeć się temu maleństwu.

- Ja też chcę! – zawołał rozżalony Wrecker. – Ja też, ja też!

Cody wydał zduszony jęk i odruchowo przytulił miecz świetlny do piersi, ale niewiele mu to dało. Równie dobrze mógłby próbować powstrzymać goryla przed kradzieżą soczystego banana. Wrecker zabrał Komandorowi broń z taką łatwością, jakby wyciągał wbitą w poduszkę igłę.

A właściwie to zabrał miecz świetlny razem z Codym, bo wierny dowódca tak bardzo nie chciał wypuścić własności ukochanego Generała, że w pewnym momencie zawisł w powietrzu, przytrzymując przedmiot obiema rękami. Wrecker kilka razy potrząsnął bronią, jakby chciał strącić z niej irytującą muchę. Wreszcie Cody pacnął pośladkami w podłogę i najpotężniej zbudowany członek Bad Batch mógł cieszyć się nową zabawką.

- Raju! – zapiszczał, trzymając ją obiema rękami. – O raju, o raju!

- Ej, tylko nie za długo! – upomniał go Crosshair. – Inni też chcę zobaczyć.

- Dobra, to jak to się włącza?

Rozległo się charakterystyczne bzyczenie i coś wypaliło dziurę w podłodze...

- Nie tak – fachowym tonem podsumował Tech.

Rex omal nie dostał zawału. Dank farik! Czego innego mógłby się spodziewać po tej bezmyślnej kupie mięśni? W walce Wrecker może i był pożyteczny, ale gdy chodziło o małe przedmioty, to poruszał się jak czołg w składzie porcelany. Nic dziwnego, że przy pierwszym odpaleniu miecza trzymał go do góry nogami.

- Wypaliłeś dziurę w statku! – syknął Cody, oskarżycielsko celując w wielkoluda palcem. – Masz szczęście, że nie było tam zbiornika z paliwem!

- Ojejku... - Wrecker był autentycznie skruszony. – Przepraszam.

I zrobił dokładnie to, co zawsze zwykł robić, gdy niechcący coś rozwalił, czyli podrapał się po karku.

Tą ręką, którą cały czas trzymał miecz świetlny.

Statek Parszywej Zgrai zapłacił za to podłużną dziurą w suficie i obcięciem klamki drzwi.

- Wrecker! – warknął Hunter.

- Właśnie dlatego... - wymachując rękami po obu stronach głowy, histerycznym tonem wyrzucił z siebie Rex. – Właśnie DLATEGO mówiłem, że trzeba najpierw zapoznać się z zasadami BHP!

- Znowu coś rozwaliłem? – zdziwił się wielkolud. – Ale co?

- Wrecker, NIE! – ostrzegł chórek głosów.

Za późno. Potężny Klon obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, by zobaczyć, co zepsuł. Oczywiście robiąc przy tym duży zamach ręką, w której NADAL trzymał miecz świetlny! Trzy siedzenia zostały skrócone o oparcia.

- DOSYĆ TEGO! – ryknął Cody. – Natychmiast go wyłącz!

- Dobra, dobra!

Wrecker zaczął energicznie kręcić pokrętłem. Błękitny promień ponownie liznął sufit.

- Powiedziałem „WYŁĄCZ", a nie „WYDŁUŻ OSTRZE"! – Komandor był tak czerwony na twarzy, jakby miał zaraz eksplodować.

- O raju, nie wiedziałem, że można zmieniać długość. – Wielkolud pokręcił w przeciwnym kierunku i po chwili miecz świetlny stał się mini-mieczykiem. – Ej, patrzcie! Teraz wygląda jak...

- Dawaj to, zanim znowu coś popsujesz! – Crosshair skorzystał z nieuwagi towarzysza i przejął broń.

Długo się nią jednak nie nacieszył, bo za chwilę wyrwał mu ją Hunter.

- Co to ma być?! – Snajper najeżył się jak dziki lothalski kocur. – Jemu pozwoliłeś zdemolować statek, a mnie od razu zabierasz? – pożalił się, gniewnie pokazując Wreckera.

- Luzik, zaraz dostaniesz go z powrotem – odparł Hunter. – Ale najpierw mała zmiana otoczenia, chłopcy. Wychodzimy na zewnątrz!

- No jasne, wyjdźmy stąd! – prychnął Cody, szeroko rozkładając ręce. – Wyjdźmy na zewnątrz, by wszyscy mogli zobaczyć, co robimy!

I donieść o tym Generałowi Kenobiemu – zawisło w powietrzu.

Rex położył Komandorowi dłoń na ramieniu.

- Lepsze to niż jeszcze bardziej uszkodzić statek – zwrócił mu uwagę. – Za którymś razem Wrecker może rzeczywiście trafić w zbiornik z paliwem.

- Według moich danych - zaczął Tech – uszkodzenia na statku...

- Dzięki, ale na razie wolimy tego NIE wiedzieć – przerwał mu Hunter. – Wrócimy do tematu, gdy trzeba będzie wytłumaczyć się z tego, co tu zaszło.

- Po prostu powiemy, że to Wrecker – Crosshair splunął w kierunku uszkodzonego fragmentu podłogi. – To nawet nie będzie kłamstwo, a wszystkim odechce się pytań.

- Ano. – Tech pokiwał głową. – Za każdym razem, gdy zwalamy na Wreckera, nikt już nie chce wiedzieć nic więcej.

- A widzicie? – ucieszył się wielkolud. – Jestem najlepszym alibi na świecie!

- Powinieneś pobierać od ludzi opłaty. – Klon w okularach zajrzał do datapada i rozmasował skroń. – Niejaki Quinlan Vos zarabia krocie na tym, że inni Jedi mogą zwalić na niego swoje wybryki. A przynajmniej taka plotka krąży po Holonecie...

- Ej, to kurde... rzeczywiście powinienem dostawać jakąś rekompensatę! – żachnął się Wrecker. – Ale nie w kredytach, nie? Kasiorę to ja tylko gubię. Małe takie, to tego... przelatuje mi między palcami! Ale opłata w żarciu... Noo, to już co innego! O, albo w droidach! Gdyby mi dawali zepsute blaszaki, to wziąłbym na siebie prawie wszystko. Mój Wreckerland z każdym dniem się powiększa!

- Twoje co? – Rex wytrzeszczył oczy.

- Sam zobaczysz, brachu! Zara tam pójdziemy, nie?

Cody groźnie zwęził oczy.

- Chyba ustaliliśmy, że wychodzenie jest poza...

- Zluzuj kombinezon, kolego! – Hunter objął Komandora ramieniem i poprowadził go na zewnątrz. – Sądzisz, że nie umiemy być dyskretni? Znamy taką miejscówę, że nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie nas tam szukał! 

Druga część już wkrótce ^^ 

(Może nawet jutro?)

Komentarze, pochwały, zażalenia, spostrzeżenia i głaski dla Cody'ego mile widziane ;)

Tym razem sama robiłam korektę, więc błędów może być więcej niż zwykle - za co zwyczajowo przepraszam.

Trochę mnie nie było, więc (jak zawsze po przerwie) potrzebuję chwili na rozkręcenie się, ale zapewniam was, że warto czekać. Nowe rozdziały "Człowieka Czynu" i "Jasnej Strony Miłości" są już prawie gotowe i powinny ukazać się jeszcze w tym tygodniu. Trzymajcie kciuki, by katar nie wrócił jak bumerang. 

Bonusowe zadanie dla czytelników - jak myślicie, do jakiego miejsca udadzą się chłopcy? Czekam na wasze pomysły.

A tutaj możecie podzielić się waszymi spostrzeżeniami na temat serialu "Parszywa Zgraja". Ja oglądam, jestem ze wszystkim na bieżąco i jestem bardzo ciekawa, co sądzą inni fani. UWAGA! Klikając w komentarze godzisz się z ryzykiem spoilerów ;)

Trzymajcie się cieplutko i niech Moc będzie z wami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro