Dobranoc Mistrzu (Część 1) - Rocznica
Zegar pokazywał godzinę pierwszą w nocy, lecz łóżko Anakina Skywalkera było puste.
Czternastoletni Padawan Jedi siedział w salonie kwatery, którą dzielił ze swoim Mistrzem, i był całkowicie pochłonięty naprawą ekspresu do kawy. Na czole miał pomarańczowe gogle ochronne, i to był w zasadzie jedyny „roboczy" element jego garderoby. Pracował w jednej ze swoich tunik do spania – tej, która jeszcze godzinę temu była perfekcyjnie czysta, jednak obecnie roiła się od plam. Chłopiec uśmiechnął się pod nosem – już słyszał w wyobraźni wściekły pomruk Obi-Wana!
Przeklęty ekspres okazał się dużo większym wyzwaniem, niż nastoletni mechanik z początku założył. Może gdyby Kenobi pił mniej kawy, urządzenie nie zostałoby doprowadzone do aż tak rozpaczliwego stanu? Anakin za cholerę nie rozumiał, czemu jego Mistrz w ogóle zawracał sobie głowę kofeiną... Obi-Wan non stop powtarzał, że „nic nie podnosi mu ciśnienia tak skutecznie jak jego Padawan". Pfft! Ma Anakina i jeszcze potrzebuje kawy? Gdzie tu logika?
Ale dobra, o gustach się nie dyskutuje.
Obi-Wan lubił kawę, a wspomniana kawa była wytwarzana przez ekspres – zatem urządzenie musiało zostać naprawione!
Pogwizdując, Anakin sięgnął po zatknięty za ucho śrubokręt, ze wprawą obrócił go w palcach i szybciutko zastąpił zepsutą część nową. Jakiś inny człowiek główkowałby nad tym przez pół nocy, ale ON nigdy nie miał problemów z ustaleniem, co należało zrobić. Na naprawianiu znał się równie dobrze, co jego Mistrz na Kodeksie Jedi.
To była jego dziedzina. Królestwo, w którym sprawował władzę absolutną. Zawsze wiedział, którą śrubkę przykręcić w którym miejscu, w jaki sposób złączyć kable, by wydały pożądany dźwięk, gdzie uciąć, gdzie dołożyć coś nowego i jak zmusić niepokorne urządzenie, by działało tak, jak sobie zażyczył.
Szczękanie metalowych części było jego ulubioną melodią! Uwielbiał jej słychać.
Choć może nie powinien robić tego w środku nocy...
Rozległ się dźwięk kroków i w drzwiach stanął zaspany Obi-Wan Kenobi. Miał na sobie swój typowy komplet do spania złożony z luźnych białych spodni i podkoszulka w tym samym kolorze. Rude włosy, które zwykle starannie zaczesywał, teraz były w kompletnym nieładzie.
- Wiesz, która jest godzina? – wymamrotał, posyłając wychowankowi pełne pretensji spojrzenie.
- A co, nie masz własnego zegarka? – Anakin pozwolił sobie na żarcik.
Ale potem dostrzegł wory pod oczami nauczyciela i zrobiło mu się głupio. Przepraszająco się uśmiechnął.
- Wybacz, Mistrzu – skruszonym tonem zwrócił się do Obi-Wana. – Akurat mam Wenę.
- Wenę? – Kenobi powtórzył, pocierając powiekę.
- Do naprawiana.
- W środku nocy?
- Nooo, tak się złożyło – chłopiec wzruszył ramionami. – Właściwie to miałem ją już wcześniej. Zacząłem tak koło południa i wydawało mi się, że szybko skończę. Zobacz, naprawiam twój ekspres, byś nie musiał biegać po kawę do Plo Koona! – zaanonsował radośnie.
- Do Mistrza Plo Koona – twarz Kenobiego wykrzywiła się w grymas.
Rudy mężczyzna wsunął dłoń pod podkoszulek, by podrapać się po umięśnionym brzuchu. Ziewając, zaczął iść w stronę ucznia.
- Na twoim miejscu bym tam nie stawał – ostrzegł Anakin.
- Dlacze...
Obi-Wan nie dokończył zdania, gdyż właśnie nadepnął bosą stopą na walającą się po podłodze śrubkę. Skomląc, zaczął podskakiwać na jednej nodze i chuchać na zaczerwienione miejsce. Wyglądało to komicznie.
- Dlatego – nerwowo się śmiejąc, Skywalker rozmasował kark.
- Do ciężkiej cholery, Anakin! – Mistrz Jedi powiódł wzrokiem po pomieszczeniu. – Czy ty zawsze musisz robić taki bajzel? Nawet nie zapaliłeś porządnego światła! Jak możesz pracować tylko przy tej jednej lapce? Do tego założyłeś rzeczy do spania! Twoja nocna tunika jest kompletnie ufajdana! Skoro nie zamierzałeś kłaść się do łóżka, to po co w ogóle się przebierałeś?
- W sumie to sam nie wiem – Anakin podrapał się po uchu. – Chyba po to, byś miał mnie za co opierdzielić.
- No tak – wycedził jego Mistrz. – W końcu wieczór bez wnerwienia mnie to wieczór stracony!
- Jak już się rozbudziłeś, to może byś mi pomógł? – z nadzieją spytał chłopiec. – Mógłbyś podawać mi części, albo coś.
- Nie chcę babrać się ze śrubkami – Obi-Wan ścisnął czubek nosa. – Chcę spać!
Akurat! – Anakin miał ochotę powiedzieć, lecz w porę ugryzł się w język.
Ze współczuciem wpatrywał się w Mistrza. Prawda była taka, że gdy Kenobiemu rzeczywiście chciało się spać, to żaden hałas nie stanowił problemu. Serio.
Kiedyś na Coruscant odbywały się protesty w sprawie równych zarobków dla jakiejś rasy. Anakin już nie pamiętał, kto zorganizował cały ten cyrk – chyba Aleenowie albo inni upierdliwcy? W każdym razie parada ciągnęła się przez całą planetę i dotarła nawet w okolice Świątyni. Były petardy, było wymachiwanie pochodniami, byli przebierańcy wykrzykujący różne bzdury i w ogóle dużo szumu o nic. Skywalker nawet zrobił sobie popcorn i przez kilkanaście minut siedział z nosem przyklejonym do szyby, z uciechą obserwując, jak Windu i Plo Koon wylatują przed budynek w samych gaciach i przepłaszają protestujących, drąc się, że „jak te małe gnojki odpalą jeszcze jedno wybuchające cholerstwo, to gorzko tego pożałują".
A Obi-Wan przespał cały ten cyrk. Naprawdę! Nawet mu, kurde, brew nie zadrżała, gdy petarda wybuchła tuż obok okna jego sypialni. Leżał na swoim łóżku zwinięty w kłębek i spał jak niemowlę. Anakin cyknął mu nawet pamiątkową fotkę!
Quinlan Vos zażartował kiedyś, że odporność na hałas jego przyjaciela to efekt ewolucji wynikający z lat spędzonych u boku Qui-Gona, który nie dość, że sprowadzał do Świątyni różne głośne zwierzęta, to jeszcze wybierał podczas misji naprawdę durnowate miejsca na nocleg. Taa, bycie dawnym Padawanem Jinna jednak do czegoś zobowiązywało – marny byłby z Obi-Wana uczeń, gdyby nie nauczył się zasypiać, leżąc w hamaku w dżungli i będąc otoczonym przez stado podekscytowanych małp, urządzających sobie konkurs w jak najgłośniejszym śpiewaniu do księżyca.
Wszyscy wiedzieli, że Kenobi miał cholernie mocny sen. W przeciwieństwie do Windu – temu to wystarczyło czyjeś zbyt głośne oddychanie, by obudził się i dostał szału! Anakin przeszedł kiedyś przez jeden z bulwarów w Komnacie Tysiąca Fontann, gdy czarnoskóry członek Rady Jedi ucinał sobie w pobliżu drzemkę. To był poważny błąd! Jeszcze nigdy Skywalker nie spieprzał z jakiegoś miejsca tak szybko!
Między innymi dlatego tak dobrze mu się mieszkało z własnym Mistrzem. Obi-Wan prawie zawsze zasypiał bez problemów i trzeba było się nieźle nagimnastykować, żeby go obudzić.
No właśnie – „prawie" zawsze.
Bo, niestety, zdarzały się też sytuacje takie jak teraz, gdy coś siedziało Kenobiemu na wątrobie, przez co męczył się z własnymi myślami i za nic w świecie nie mógł zasnąć. Zazwyczaj „to coś" miało związek z trudnym Padawanem, ale mogło być też spowodowane czymś innymi. Czymkolwiek, właściwie.
Na przykład Rocznicą Śmierci Qui-Gona Jinna.
Dłoń Anakina mocniej zacisnęła się na śrubokręcie. Czternastolatek wiedział, co było powodem bezsenności jego Mistrza, bo sam poszedł naprawiać nieszczęsny ekspres dokładnie z tego samego powodu.
Ech, już samo położenie się spać było ze strony Obi-Wana naiwnością. No naprawdę, czego on się spodziewał, gdy rok w rok przechodzili przez to samo?
- Już prawie skończyłem – Anakin skinął głową w stronę ekspresu. – Może obejrzysz sobie jakiś holofilm, Mistrzu? Dostaliśmy od Plo... tfu! Od Mistrza Plo Koona nagranie z Malastare.
- Wyścigi to twoje hobby, nie moje – Obi-Wan mruknął w odpowiedzi.
- To może „Przegląd Najrzadszych Gatunków Zwierząt W Galaktyce"? Od lat stoi na półce i tylko zbiera kurz.
- To był holofilm Qui-Gona.
Na dźwięk imienia zmarłego mężczyzny Mistrz i jego Padawan wzdrygnęli się.
- Sam go nagrał – Kenobi dodał po chwili, z dość niewyraźną miną. – Raz go obejrzałem i to był poważny błąd. Jest tam scena, w której Nexu odgrywa banthcie głowę, a potem ciągnie ją po ziemi. Tymczasem reszta banthy jeszcze przez dziesięć minut krąży po okolicy. Qui... uch... Mój Mistrz uważał, ze to fascynujące.
- Przyrodniczy horror?
- Właśnie.
- To może... Nie, nieważne.
Obi-Wan poczęstował protegowanego chłodnym uniesieniem brwi.
- Jeśli masz na myśli pornola, który był schowany w twojej szafce, to pozbyłem się go, gdy byłeś w sali treningowej.
Czternastolatek posłał Mistrzowi pełne pretensji spojrzenie.
- A ja nawet nie zdążyłem zdobyć się na odwagę, by go obejrzeć! – westchnął z żalem.
- Powinienem zmyć ci głowę, ale ponieważ nie mam do tego siły, udawajmy, że byłeś grzecznym chłopcem, który planował zerknąć do tego filmu dopiero za kilka lat.
- Jaaasne.
- Zresztą, wiele nie straciłeś – Kenobi dodał po chwili, krzyżując ramiona. – Nie było tam niczego odkrywczego. Nie rozumiem, dlaczego w każdym pornolu muszą być Twi'lekanki. Przecież są inne rasy, które...
Uświadomiwszy sobie, do czego właśnie się przyznał, rudy mężczyzna wydał cichy kwik.
- No proszę, jednak go obejrzałeś? – Anakin złośliwie się uśmiechnął. – A ja już zacząłem myśleć, że te rzeczy cię nie interesują.
- Przejrzałem! – czerwony od stóp do głów Obi-Wan wysyczał przez zęby. – Nie obejrzałem, a PRZEJRZAŁEM, jasne?! Chciałem sprawdzić, czy nie masz żadnych chorych zainteresowań. A zresztą... tego... Od kogo ty w ogóle dostałeś tego pornola?
- To pytanie retoryczne? – Nastolatek uniósł brew. – Odpowiedź chyba powinna być oczywista?
- Ta, masz rację – Krzywiąc się, Kenobi rozmasował skroń. – Po co ja się w ogóle pytam? Jak Quinlan wróci z Onderonu, przypomnij mi, żebym go zabił.
- Jasne.
Skywalker wrócił do grzebania w urządzeniu.
- Anakin, ja cię proszę, idź spać – Obi-Wan jęknął, ściskając nasadę nosa. – Wiem, że to... eghm... ta data, ale powinniśmy przynajmniej spróbować zasnąć. O ósmej rano mamy umówione spotkanie z Radą.
- Moglibyśmy nawet być umówieni z Królową Naboo, a i tak bym nie zasnął – nie przerywając zażartej walki ze śrubką, mruknął Anakin. – Przez całą noc leżałbym plackiem na łóżku i gapiłbym się w sufit. Naprawianie ekspresu to przynajmniej jest produktywne. Mistrzu, przecież wiesz, jak jest... Sam powiedz: czy chociaż raz udało nam się zasnąć, gdy miała miejsce rocznica tamtego dnia?
- Może i nie – Kenobi przyznał ponuro – ale skoro sam nie chcesz próbować, to mógłbyś przynajmniej nie przeszkadzać MNIE. Czy to aż taki problem: znaleźć sobie bezgłośne zajęcie? Poczytać książkę, albo coś. JA nigdy nie hałasowałem w nocy.
- Eee... nieprawda – Skywalker odparował rzeczowym tonem. – Raz hałasowałeś.
- Że co? Kiedy?
- No wiesz, dwa lata temu. Nie mogłeś zasnąć, więc poszedłeś do salonu robić brzuszki. Trzasnąłeś ich chyba tysiąc! A potem jeszcze zabrałeś się za pompki...
Tamto zdarzenie również miało miejsce w wiadomą datę. No cóż, jeśli chodziło o TEN dzień, Obi-Wan i jego uczeń przerobili chyba wszystkie możliwe sposoby radzenia sobie z bezsennością.
- Eee... wiedziałeś, że wtedy ćwiczyłem? – Kenobi posłał protegowanemu zdumione spojrzenie. – Byłem pewien, że śpisz.
- Nie spałem – Anakin powoli pokręcił głową. – Leżałem w łóżku i liczyłem porgi. Wyobrażałem sobie, że jeden po drugim skaczą z urwiska i wskakują na bombę do wody. Doliczyłem się chyba dwustu, gdy usłyszałem, że głośno sapiesz i pomyślałem, że...
- WIEM, co sobie pomyślałeś! – z policzkami koloru dojrzałych truskawek Mistrz wszedł mu w słowo. – Nie musisz mówić tego na głos!
Czternastolatek przewrócił oczami.
- Noo, w każdym razie, trochę odsunąłem drzwi, by sprawdzić, co robisz.
Wzdychając, Obi-Wan pokręcił głową. A po chwili wytrzeszczył na protegowanego oczy.
- Chwila moment... Sądziłeś, że TO robię i postanowiłeś POPATRZEĆ?!
Cicho pogwizdując, Skywalker wziął wystające z ekspresu kabelki i zaczął im się intensywnie przypatrywać.
- Anakin! – Jego Mistrz był kompletnie zbulwersowany. – Naprawdę pomyślałeś, że robiłbym TO w naszym salonie?!
- Są dziwniejsze miejsca do trzepania gruchy – Anakin odparował, wzruszając ramionami.
- Używaj elegantszego słownictwa! – skarcił go Kenobi.
- No to mi powiedz, jakie jest elegantsze określenie „walenia konia"!
Obi-Wan zastanowił się chwilę.
- Załatwianie prywatnych potrzeb – powiedział wreszcie.
- Równie dobrze może chodzić o sranie – odparował nastolatek.
A widząc rozjuszoną minę Mistrza, błyskawicznie dodał:
- Dobrze, już dobrze! Chciałem powiedzieć „równie dobrze może chodzić o rzeczy, które robimy w kiblu... tfu! Znaczy się: w łazience". Te całe „prywatne potrzeby" nie pasują. Wymyśl coś innego.
- W takim razie „załatwianie intymnych potrzeb".
Na samą myśl o używaniu wspomnianego określenia, Anakin wzdrygnął się. Za cholerę nie wyobrażał sobie, że mógłby w podobny sposób mówić o masturbacji przy kolegach. Obi-Wan chciał z niego zrobić pośmiewisko całej Świątyni, czy co? Przecież „załatwianie intymnych potrzeb" to chyba najbardziej lamerski zamiennik „walenia konia", jaki można było wymyślić! Miałby tak mówić przy rówieśnikach? Albo przy Quinlanie Vosie?! Spaliłby się ze wstydu!
Z kabli, które właśnie połączył, strzeliło kilka iskier. Nie zastanawiając się nad tym, co mówi, nastolatek gniewnie wymamrotał:
- Ty to zawsze czepiasz się jakiś głupot. Jak Qui-Gon gadał z tobą o tych sprawach, to założę się, że normalnie nazywał to „waleniem konia" i w ogóle się z niczym nie pieścił!
Uświadomił sobie, że użył „zakazanego imienia", gdy zobaczył minę Mistrza.
- Przepraszam! – Anakin kwiknął, posyłając mężczyźnie skruszone spojrzenie. – Nie chciałem...
- Dobra, dobra, już nieważne – wyglądając na niewiarygodnie zmęczonego, Obi-Wan potarł kącik oka.
Zawahał się, jakby nie był pewien, czy chce powiedzieć o tym na głos, ale ostatecznie pokręcił głową i stwierdził:
- Właściwie to używał określenia „robić sobie dobrze". Czasami mówił też o „polerowaniu miecza świetlnego", ale tylko wtedy, gdy chciał mi dokuczyć.
- Kreatywnie – bąknął Anakin.
Ech, i co on najlepszego zrobił? Zmusił swojego Mistrza do rozgrzebania bolesnych wspomnień. Zazwyczaj rozmawiali o Qui-Gonie dość swobodnie i nie mieli problemów z wymawianiem jego imienia, ale dzisiaj...
Ten dzień po prostu tak na nich działał. Teoretycznie rocznica była wczoraj, bo północ wybiła jakąś godzinę temu, ale bijące z tęsknoty serca nie przejmowały się takimi szczegółami.
Może po prostu każdy musiał przez coś takiego przejść, przynajmniej raz w roku? Może w ten sposób Moc przypominała Jedi, że byli zwykłymi ludźmi? Że mogli się bronić przed przywiązaniem, ile tylko chcieli, ale i tak odczuwali pustkę po stracie bliskich osób.
Na swój sposób Skywalker lubił rocznicę śmierci Qui-Gona. Jasne, wprawiała go w nieprzyjemny, melancholijny nastrój, ale też sprawiała, że czuł się bliżej Obi-Wana niż kiedykolwiek. To była jedna z niewielu okazji, gdy patrzył na swojego Mistrza i widział w nim kogoś podobnego do siebie, a nie twardziela, który tak skutecznie ukrywał wszystkie smutki, że powinno to zostać opisane w „Podręczniku Dobrego Jedi".
W sumie to, właśnie dlatego w tym roku padło na naprawianie ekspresu. Anakin chciał zrobić coś dla Obi-Wana. Wiedział, że Kenobi i tak nie zmruży tej nocy oka, więc fajnie by było, gdyby następnego dnia nie miał żadnego problemu ze zrobieniem sobie ukochanej kawusi.
Taaa. Tyle że plan tak trochę się posypał, bo zamiast leżeć grzecznie w łóżku i użalać się nad sobą, czy nawet robić nieszczęsne pompki, Mistrz Anakina musiał przyleźć do kuchni i zacząć marudzić.
- Czyli nie mogę już sięgnąć po argument „ja nie hałasowałem w nocy, to ty też tego nie rób" – wzdychając, Obi-Wan oparł dłoń o blat stołu, na którym stał popsuty ekspres. – Ale może jest inny sposób, by cię przekonać. Jutrzejsze spotkanie z Radą jest bardzo ważne, Padawanie. Powiedz, czy nie mógłbym... no nie wiem... przekupić cię, byś poszedł spać, albo coś w ten deseń?
- Przekupić? – Nastolatek zostawił w spokoju naprawiane urządzenie i z zaciekawieniem spojrzał na Mistrza.
- No nie wiem, na przykład... Mogę ci obiecać, że przez cały tydzień nie będziesz musiał medytować. Albo na następnej misji pozwolę ci pilotować statek od początku do końca. Cóż... musiałbym sobie wziąć jakieś środki przeciwwymiotne, ale jakoś bym sobie poradził. Albo mogę cię zabrać do tej lodziarni, w której byliśmy na twoje trzynaste urodziny... Anakin, nie wiem, wymyśl coś. Ja po prostu nie chcę jutro stawać przed Radą wyglądając jak zombie. Po prostu powiedz, co mam zrobić, byś poszedł spać, i chodźmy wreszcie się położyć jak normalni ludzie.
Skywalker wytrzeszczył oczy. O kurde! Czegoś takiego to się w ogóle nie spodziewał. Obi-Wan musiał nieźle podpaść któremuś z członków Rady, skoro tak bardzo zależało mu, by wyglądać jutro na „w miarę" wyspanego. Nigdy przedtem nie posuwał się aż tak daleko, by zagonić Padawana do łóżka. Ciekawe, kogo rozgniewał? Chociaż nie, chyba lepiej o to nie pytać...
Anakin podrapał się śrubokrętem po uchu, dokładnie analizując propozycję Mistrza. No, no, taka okazja... grzechem byłoby nie skorzystać! Tylko o co mógłby poprosić? Tydzień bez medytacji, pilotowanie statku, lody „U George'a" – każda z tych opcji brzmiała kusząco. Rzecz w tym, że Anakin był w stanie wynegocjować podobne rzeczy w dowolny dzień, jeśli wystarczająco długo skomlał Obi-Wanowi do ucha. Nie, nie, trzeba wymyśleć coś lepszego.
Na przykład Kenobi mógłby zobowiązać się do przymknięcia oka na wszystkie rzeczy, które jego Padawan odwali w przeciągu najbliższego miesiąca. Ach, trzydziestodniowa amnestia wydawała się wspaniałym pomysłem! Tylko szkoda, że na ten konkretny układ Obi-Wan raczej nie pójdzie. Podobnie jak nie zgodzi się oddać protegowanemu żadnej z rzeczy, na które Skywalker od lat miał chrapkę.
Kozaki od Qui-Gona... ach, te piękne kozaki! Nie przemakały nawet w miejscach, gdzie wody było po kolana. Albo tamten szaliczek, który Kenobi dostał kiedyś od zaprzyjaźnionego plemienia Ewoków. Miał taki zarąbisty niebieski kolor i tak fajnie grzał w szyję. Puchate skarpetki z Kashyyyk. No i wreszcie słynne bokserki, które Obi-Wan odziedziczył po Qui-Gonie, który ponoć odziedziczył je po Dooku, który ponoć... eee... jak to szło? A, że niby Dooku zdobył te gacie w jakiś tajemniczych okolicznościach, ale nikt nie wiedział, w jakich.
Nie, na otrzymanie od Kenobiego którejkolwiek ze wspomnianych rzeczy to Anakin raczej nie mógł liczyć (i tak nielegalnie je pożyczał, więc nie robiło mu to wielkiej różnicy). Zaczął się zastanawiać, czym jeszcze mógłby zostać przekupiony.
Wycieczka na jakąś planetę? Nie, ta opcja raczej odpadała, bo wszystkie miejsca, na których mu zależało, były objęte Zakazem przez duże „Z". Odwiedzenie Shmi Skywalker na Tatooine albo szybka herbatka u Padme na Naboo to były prośby, których Anakin nawet nie miał odwagi wypowiedzieć. Odmowa za bardzo bolała.
No cóż, zawsze mógł zażądać bardziej przyziemnych rzeczy – obiadu w jakimś wypasionym miejscu albo wyprawy do parku rozrywki – ale to ponownie sprowadzało go do tego, co ustalił już na samym początku: przy wystarczająco intensywnym „szczenięcym spojrzeniu", namówi Obi-Wana na którąkolwiek z tych rzeczy w dowolnie wybrany dzień. A poza tym...
Anakin dyskretnie zerknął na zaspanego Mistrza, a potem skierował wzrok na popsuty ekspres. Prawda była taka, że nie chciał iść spać. I Kenobiemu też nie chciał pozwolić pójść do łóżka. Skoro Obi-Wan do tej pory nie zasnął, to najprawdopodobniej będzie po prostu leżał i się zamartwiał. Skywalker nie chciał pozwolić mu się zamartwiać. Uch, gdyby tylko mógł poprosić o coś, co mogłoby przysłużyć się im obu – właśnie dziś, właśnie teraz. Coś, co mogliby zrobić wspólnie, żeby chociaż na chwilę zapomnieć o rocznicy śmierci Qui-Gona... żeby nie musieli myśleć o cudownym człowieku, którego obaj stracili. Czy istniało coś takiego.
Nastolatek gwałtownie wciągnął powietrze. Chyba właśnie wpadł na pomysł.
- Tak, jest coś, czym możesz mnie przekupić – wyszczerzył do Mistrza zęby.
- O? A jednak?
Obi-Wan, który do tej pory po prostu stał ze skrzyżowanymi rękami i cierpliwie czekał na odpowiedź Padawana, przybrał taką minę, jakby szykował się na najgorsze.
- No więc słucham. Ale od razu zaznaczam, że wywaliłem tamtego pornola i nie zamierzam załatwiać ci następnych!
Anakin powstrzymał chęć przewrócenia oczami i zamiast tego porozumiewawczo mrugnął.
- Pójdę spać, jeśli opowiesz mi bajkę na dobranoc!
W pierwszym odruchu Kenobi po prostu zamarł. Miał minę pod tytułem: „czy ja dobrze słyszałem?"
- Że co mam ci opowiedzieć? – wykrztusił.
- Noo... bajkę! – zniecierpliwionym tonem rzucił Anakin. – Mama nigdy ci nie opowia... Dobra, wybacz. To było głupie!
Nastolatek posłał Mistrzowi skruszone spojrzenie. No naprawdę... gdy chodziło o tego typu wtopy przebijał dzisiaj sam siebie! Jak mógł zapytać o coś tak nieczułego? Czy aż tak trudno zapamiętać, że zwykli Jedi, tacy jak jego mentor, dorastali w Świątyni i bez rodziców?
Na szczęście Obi-Wan nie wyglądał na jakoś specjalnie przejętego.
- Cóż, rzeczywiście nie słyszałem zbyt wielu bajek na dobranoc – przyznał, przeczesując włosy na karku. – Kiedyś Qui... ech... Kiedyś mój Mistrz opowiadał przy ognisku Bajkę o Trzech Porgach, ale był wtedy strasznie pijany, więc było to dość... hm... interesujące doświadczenie. A tak na poważnie, to nie jestem pewien, czy nadaję się na gawędziarza.
- Och, daj spokój! – żachnął się Anakin. – Jak będziesz miał problem z Weną, poratuję cię! Mama opowiadała mi mnóstwo bajek, więc mam z tym spore doświadczenie. Pomogę ci się rozkręcić! Mistrzu no weeź... - Nastolatek poczęstował Kenobiego wyćwiczonym spojrzeniem wykopanego z gniazda pisklaka. – Położysz się obok mnie na łóżku, a jak skończysz opowiadać bajkę, to wrócisz sobie spokojnie do siebie i pójdziesz spać.
Rudy mężczyzna wciąż miał minę, jakby dopatrywał się w propozycji protegowanego jakiejś pułapki, ale ostatecznie wydał pokonane westchnienie i skinął głową. Podekscytowany na maksa Anakin niedbale rzucił narzędzia na stół („Nawet po sobie nie posprzątał..." – Obi-Wan wymamrotał pod nosem) i w podskokach pobiegł go sypialni. Wyciągnął się na łóżku i z uśmiechem poklepał miejsce obok siebie. Po chwili pomyślał sobie, że przydałaby się druga poduszka, więc wyciągnął dłoń i użył Mocy, by przywołać zapasową.
Miękki przedmiot pomknął przez pokój i uderzył prosto w twarz Kenobiego, który akurat układał się na łóżku, ostrożnie wkomponowując swoje długie ciało obok znacznie szczuplejszego ciała Padawana.
- Do ciężkiej cholery, Anakin! – fuknął, zdzielając ucznia poduszką w łeb. – Mówiłem ci, żebyś tego nie robił!
- Raju, ale ty się wydelikacony zrobiłeś – Nastolatek przewrócił oczami. – Dostałeś poduszką. Wielkie rzeczy! Mnie też nią walnąłeś i co? Widzisz, żebym się mazał?
- Przecież masz nogi, tak? – Obi-Wan wciąż był wyraźnie nabzdyczony. – Co to za problem wstać i pójść po poduszkę?
- Jakoś nigdy nie wiedziałem, byś podstawiał sobie stołek, gdy chcesz wziąć dżem z najwyższej półki – Nastolatek nie pozostawał dłużny. – Zawsze używasz Mocy. Bycie kurduplem nie jest żadnym usprawie... AŁA! Ej, przestań, przestań!
Kenobi zaczął tłuc Padawana poduszką.
- Ty weź się zdecyduj – Anakin mruknął, wyciągając dłonie, by osłonić się przed uderzeniami. – ALBO opowiadasz bajkę i idziesz spać, ALBO wypowiadasz mi Wojnę Poduszkową! Mnie tam bez różnicy, ale chyba pamiętasz, jak skończyła się nasza ostatnia bitwa?
Obi-Wan, biorący już kolejny zamach, zatrzymał się w pół-gestu. Jego policzki pokryły się warstwą różu.
Wojna Poduszkowa Skywalker vs. Kenobi zaczęła się dość niewinnie, ale zadziwiająco szybko przeistoczyła się w Drugą Ogólnoświątynną Wojnę Poduszkową (Pierwsza miała ponoć miejsce za czasów młodości Qui-Gona).
Wszystko wydarzyło się w pewien ciepły poranek, gdy Obi-Wan wbił do sypialni Padawana, by go obudzić. Anakin cisnął w niego poduszką, bełkocząc, że poprzedniego dnia stoczył z Mistrzem Plo Koonem dwadzieścia pojedynków w Symulatorze Lotów, wszystkie przegrał, wrócił do mieszkania bardzo późno, nie ma zamiaru wstawać, woli spędzić niedzielny poranek pod kołdrą i użalać się nad sobą.
Kenobi mógł zrobić tylko jedno – oddał.
Rozpoczął się zażarty pojedynek, który wkrótce został przeniesiony z sypialni Skywalkera do salonu. Po jakiś dziesięciu minutach, do mieszkania wszedł Mistrz Mundi (pukał, ale tak mocno się tłukli, że go nie usłyszeli) i zapytał, czy może pożyczyć sól. Dostał poduszką prosto w wysokie czoło. Mógł na to odpowiedzieć tylko w jeden sposób – oddał.
Drzwi były cały czas otwarte, więc hałas zwabił do kwatery Quinlana Vosa, który zjawił się zdyszany, wykrzykując oburzone pytania, „co za kolesie tłuką się poduszkami, że słychać na całą Świątynię i dlaczego bawią się BEZ NIEGO". Tym oto sposobem Wojna została przeniesiona na korytarz.
Aayla Secura oczywiście szukała Mistrza i też została we wszystko wciągnięta. Kit Fisto oczywiście szukał Aayli, więc on RÓWNIEŻ został wciągnięty w ten bigos. Plo Koon, Even Piell i Jocasta Nu dołączyli jakiś czas później, choć nikt nie mógł sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach.
Aż wreszcie zjawił się wnerwiony, wybudzony ze snu Windu i podjął próbę przerwania zabawy. Tyle że nie za bardzo miał jak, bo, po pierwsze, nie potrafił wskazać głównego winowajcy (w tłumie byli zarówno Vos jak i Anakin), a po drugie, mimo dość imponujących strun głosowych, za wszystkie diabły nie był w stanie przekrzyczeć rozwydrzonej zgrai. Kiedy zignorowano jego siódmy wrzask, ostatecznie machnął ręką i chciał sobie pójść, jednak popełnił poważny błąd, bo odepchnął pędzącą w swoim kierunku poduszkę prosto w twarz Billaby. Depa nie miała wyjścia – musiała oddać!
Wojna Poduszkowa potrzebowała zaledwie godziny, by rozprzestrzenić się na całą Świątynię, a zakończyła się dopiero wtedy, gdy Yoda własnoręcznie znokautował połowę uczestników i ogłosił samego siebie Wielkim Zwycięzcą. Wszyscy byli zbyt wykończeni, by zaprotestować. Większość osób to miała w sumie gorsze obrażenia niż po przeciętnej misji! Jocasta Nu wzdychała, że „nie bawiła się tak dobrze od czasu Piżamowej Imprezy u Dooku", a Obi-Wan przez trzy następne tygodnie chodził zielony ze strachu, modląc się, by Windu nigdy się nie dowiedział, że cała ta absurdalna zabawa zaczęła się od niego i Anakina.
Teraz chyba sobie o tym przypomniał, bo głośno przełknął ślinę i pozornie wyluzowanym tonem zadeklarował:
- Bajka. Jednak wolę opowiedzieć ci bajkę!
Wsunął sobie poduszkę pod głowę, wygodniej ułożył się na łóżku, wziął głęboki oddech i zaczął:
- Dawno, dawno temu, w odległej Galaktyce...
Ciąg dalszy już wkrótce ;)
One Shot okazał się dłuższy, niż myślałam, więc postanowiłam podzielić go na dwie części. Mam nadzieję, że się nie obrazicie.
Kolejna część powinna pojawić się dość szybko (może nawet jutro?), ale wolę na razie nie podawać żadnej daty, bo wszystko będzie zależeć od poziomu mojego zmęczenia.
Yup! Jutro czeka mnie mnóstwo roboty. Będę legitymować ludzi, którzy będą wybierać Najważniejszą Osobę w Państwie. Czeka mnie ponad dziesięć godzin pracy (jeśli nie więcej!) A mówię wam o tym, ponieważ muszę dzisiaj wcześniej położyć się spać i nie będę mogła odpowiedzieć na wasze komentarze od razu. Zostawię to sobie na jutro - gdy oczy będą mi się same zamykać i będę potrzebowała jakoś się pobudzić.
Mam nadzieję, że dzisiejszy kawałek przypadł wam do gustu ;)
Za korektę jak zawsze dziekuję Akaitori07
Trzymajcie się cieplutko i niech Moc będzie z wami!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro