Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1


- Dzień dobry, witam Państwa bardzo serdecznie, na pokładzie samolotu linii lotniczych SkyFly. Nazywam się Wong Minji i dotrzymam Państwu towarzystwa podczas lotu. Wszystkie wyjścia awaryjne, są zaznaczone właściwymi znakami <exit>. Samolot posiada osiem wyjść awaryjnych. Dwa przez drzwi w przedniej części samolotu. Cztery wyjścia awaryjne przez drzwi w części środkowej oraz dwa w ostatniej części samolotu. Podświetlana ścieżka w podłodze, pozwoli państwu odnaleźć drogę do wyjścia. Jeżeli ciśnienie w samolocie spadnie, maski tlenowe spadną z paneli. Instrukcja pokładu SkyFly znajduje się przed państwa fotelami. Państwa komfort jest dla nas bardzo ważny. Życzymy miłej podróży

Wypowiadałam te słowa automatycznie. Po kilkusetnym już locie, znałam je na pamięć. Z początku musiałam zerkać na kartkę, a teraz w nocy o północy, wybudzona z głębokiego snu, potrafię wyrecytować dokładnie, zdanie w zdanie. 

W SkyFly pracowałam już drugi rok. Firma należała do młodego mężczyzny o dźwięcznym imieniu JiYong, mimo iż wielokrotnie bywałam w głównym budynku SkyFly, nigdy go nie widziałam. Nie wiedziałam jak wygląda, rzadko kiedy bywał w biurze. W zasadzie to nawet nikt o nim nie mówił, nikt o nim nic nie wiedział. Taki człowiek zagadka. 

Szef nie interesował się takimi pracownikami jak ja. Byłam zwykłą stewardessą, jedną z wielu, więc dla niego nie istniałam. No ale nie ma się co dziwić, moim zadaniem była obsługa pasażerów podczas lotu, a nie latanie za szefem i chęć poznania go. 

Nasze samoloty kursowały w zasadzie po całym świecie, od Azji przez Afrykę, Europę, obie Ameryki, po Australię. Jedynie Grenlandia i Antarktyda była poza naszym zasięgiem. 

Kochałam tą pracę. Dzięki niej poznałam wielu wspaniałych ludzi, zobaczyłam wiele ciekawych miejsc, poznałam przeróżne kultury, przeżyłam niezapomniane chwile. 

Ta praca była całym moim życiem i nie zamieniłabym jej na żadną inną.

- Minji, sprawdź czy biznes klasa czegoś nie potrzebuje – powiedziała Lisa, kiedy samolot wyrównał wysokość. 

Lisa była Amerykanką, meksykańskiego pochodzenia. Bardzo się lubiłyśmy. W zasadzie mogę powiedzieć, że jest moją przyjaciółką. W prawdzie nigdy otwarcie sobie tego nie powiedziałyśmy, ale wiedziałam że zawsze mogę na nią liczyć w każdej sytuacji. Dziewczyna była miła i zabawna. Czasami dawała mi w kość, za bardzo wczuwając się w rolę kierowniczki stewardess i stewardów, którą była. Rządziła nami, miała nad nami władzę, mogła zwolnić któreś z nas, za najmniejszą głupotę, za najmniejszy błąd. Nigdy jednak tego nie zrobiła. Dziewczyna miała dobre serce i nawet jeśli ktoś kompletnie nawalił, zawsze starała się zrozumieć tą osobę i dawała jej drugą szansę.

Podniosłam się niechętnie ze swojego miejsca i skierowałam się do przedziału klasy biznesowej. Zazwyczaj było to miejsce podróży biznesmenów z różnych krajów, jak i różnego pokroju 'gwiazd'. Aktorów, piosenkarzy, ogólnie sławnych ludzi. 

Raz miałam przyjemność obsługiwać taką postać jak Madonna. 

Tak, tego typu ludzie podróżowali naszymi liniami...

- Życzy sobie Pan czegoś do picia? – spytałam starszego mężczyzny, czytającego gazetę. 

Pan pokręcił głową na boki, dziękując za zainteresowanie. Przeszłam po przedziale pytając wszystkich czy czegoś nie potrzebują.

- Czy miałby Pan na coś ochotę? – tym razem skierowałam pytanie do młodego, przystojnego mężczyzny. 

Patrzyłam wprost w jego oczy, zatapiając się w ich idealny, głęboki brąz. Mężczyzna uśmiechnął się figlarnie, po czym powiedział

- Na Ciebie kotku.

Wmurowało mnie w podłogę, ale nie mogłam dać po sobie poznać, że wypowiedziane przez mężczyznę słowa w jakikolwiek sposób zrobiły na mnie wrażenie. 

Zrobiły i to cholernie duże. Nie dość, że przystojny, to jeszcze ten głos. Męski, niski po prostu raj dla uszu.

- Obawiam się, że tego nie mogę Panu dać, ale może mogę zaproponować coś do picia? – powiedziałam, uśmiechając się lekko. 

Mężczyzna spuścił głowę, śmiejąc się, po czym poprosił o czerwone wino. Dygając lekko, odwróciłam się na pięcie, a następnie zniknęłam w pomieszczeniu dla personelu. 

Wyjęłam z szafki specjalny kieliszek i nalałam do niego najlepszego czerwonego wina jakie mogliśmy zaoferować. Pan Kwon nie oszczędzał i trunki jakie mieliśmy w zaopatrzeniu zawsze były cholernie drogie i z najwyższej półki. Ułożyłam kieliszek na tacy, po czym wycierając ją dokładnie, tak by nie pozostały na niej żadne plamy, podniosłam ją i ruszyłam w stronę mężczyzny. Siedział naprzeciwko, uważnie spoglądając w ekran swojego laptopa. 

Podeszłam bliżej i w momencie kiedy już miałam poinformować o przyniesionym winie, mężczyzna spojrzał na mnie tymi cholernie boskimi oczami, wpatrując się intensywnie w moją twarz. Speszyłam się, chciałam uniknąć tego spojrzenia odwracając głowę w bok, ale niestety, nie zdążyłam tego zrobić... 

Moje nogi poplątały się o siebie i na skutek potknięcia się, wylałam całą zawartość kieliszka wprost na białą koszulę mężczyzny.

- Cholera jasna – powiedział podniesionym głosem, zrywając się z miejsca na równe nogi.

- O mój Boże – wydukałam, zasłaniając dłońmi usta 

- Przepraszam Pana, najmocniej Pana przepraszam – mówiłam, mając nadzieję że moje przeprosiny jakoś załagodzą sprawę.

- Nic się nie stało Panno... Wong – powiedział, czytając moje nazwisko z plakietki przyczepionej do marynarki którą miałam na sobie. 

- Proszę się nie przejmować, powinienem mieć tu drugą koszulę – powiedział, posyłając mi pocieszający uśmiech, po czym sięgnął do górnej półki bagażowej. 

Wyciągnął z niej nowiuśką, jeszcze nie odpakowaną koszulę 

- Mogłaby Pani to dla mnie rozprasować – poprosił grzecznie, na co ja ochoczo pokiwałam głową. 

Praktycznie w biegu pokonałam dzielącą mnie od pomieszczenia dla personelu odległość, po czym wyciągając żelazko na parę, przeprasowałam koszule. Ponownie ruszyłam w kierunku mężczyzny, a kiedy byłam już blisko, podałam mu, jeszcze raz przepraszając za sytuację która miała miejsce przed chwilą. Mężczyzna po raz kolejny zapewnił, że to nic takiego i powiedział żebym się nie martwiła. 

Oblana koszula poszła do kosza, a ja wróciłam na swoje miejsce, mając jedynie nadzieję, że sytuacja spowodowana moją niezdarnością, nie dojdzie do uszu Pana Kwona. 


P.S No i tak o to mamy pierwszy rozdział :) Jak się podoba? Zapraszam do czytania, komentowania i głosowania. Jutro pojawi się kolejny. Mam nadzieję, że będzie się podobać i wytrwacie do samego końca :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro