#2 : 5
Rano obudziłam się z bólem głowy i spuchniętymi od płaczu oczami. Nie spałam całą noc, no może zasnęłam jedynie na godzinę, czy dwie. Cały czas myślałam o wizycie u lekarza. Nie chciałam tam iść, ale wiedziałam że JiYong nie odpuści. To było dla niego ważne, też chciał wiedzieć co jest powodem naszych nieudolnych prób.
- Dzień dobry Pani Kwon – powiedziała gosposia, witając mnie w kuchni.
Posłałam kobiecie lekki, wymuszony uśmiech, po czym ukłoniłam się jej w pas.
- Pani Kwon, śniadanie takie jak zawsze, czy życzy Pani sobie coś innego? – spytała kobieta.
- Nie dziękuję, niczego nie chcę. Nie jestem głodna – powiedziałam, kiwając głową na boki
- Kochanie musisz coś zjeść, nie wyjdziesz z domu z pustym żołądkiem – powiedział JiYong, wchodząc do kuchni.
Nie wiedziałam że już się obudził. Chłopak zawsze lubił długo pospać, więc nie miałam zamiaru go budzić, robiłam to jedynie wtedy, kiedy wiedziałam że musi gdzieś wcześnie wyjść. Dziś miał wolne od wszystkich zajęć.
- Nie jestem głodna – uparłam się na swoim
- Dzwoniłeś do CL? Przeprosiłeś za to że nie przyszliśmy? - spytałam chcąc jak najszybciej zmienić temat, na który naprawdę nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać
- Jeszcze nie, później to zrobię - powiedział, podchodząc do mnie.
Chłopak stanął naprzeciwko mnie przyglądając się mojej twarzy, otworzył swoje ramiona i podchodząc jeszcze bliżej, przytulił mnie mocno do siebie
- Kocham Cię, pamiętaj o tym – powiedział, cmokając mój policzek
- Wiem, ja też Cię kocham JiYong – odpowiedziałam, tuląc twarz w zagłębieniu jego szyi.
Siedzieliśmy w białym, sterylnym korytarzu, czekając na swoją kolej. JiYong trzymał moją dłoń, ściskając ją delikatnie, oparłam głowę na jego ramieniu, przymykając powieki i modląc się w duchu, żeby wszystko było dobrze.
- Państwo Kwon – powiedziała młoda pielęgniarka
- Zapraszam – oderwaliśmy się ze swoich siedzeń i ruszyliśmy do pomieszczenia, w którym miały zostać zrobione nam wszystkie potrzebne badania.
Weszłam do środka z żołądkiem pod samym gardłem, pielęgniarka opuściła pokój, zostawiając nas sam na sam z lekarzem
- Proszę usiąść – powiedział starszy mężczyzna.
Posłusznie wykonaliśmy polecenie, zajmując miejsca naprzeciwko doktora. Mężczyzna zrobił nam 'wywiad'. Musieliśmy opowiedzieć wszystko. Czy się zabezpieczamy, czy często współżyjemy, kiedy to robimy, jak się odżywiamy, jaki tryb życia prowadzimy...
Pytał o wszystko... Na większość pytań odpowiadał JiYong, ja byłam za bardzo zestresowana, więc odzywałam się tylko wtedy, kiedy pytanie typowo dotyczyło mnie.
- Zrobimy Państwu szereg badań, które pozwolą nam przyjrzeć się bliżej problemowi. Proszę się od razu nie załamywać, proszę być dobrej myśli – mówił lekarz.
Spojrzałam na JiYonga oczami wielkimi ze strachu. Miałam złe przeczucia...
Wracaliśmy do domu w kompletnej ciszy. Nie miałam siły, ani ochoty mówić nic. Patrzyłam tylko, na wykrzywioną w bólu twarz JiYonga, wiedziałam jak bardzo załamał się tą informacją. Było mi tak cholernie źle. Po kilkunastu minutach jazdy, wjechaliśmy na podjazd naszego domu. Nie czekając długo, bez słowa ruszyłam do drzwi.
- Pani Kwon, czy obiad...
- Nie teraz – rzuciłam, przerywając gosposi w połowie zdania.
Wbiegłam po schodach na górę i przechodząc przez sypialnię, rzuciłam się na łóżko, zalewając się łzami. Właściwie od dwóch dni nie robiłam nic, oprócz płakania. To tak cholernie bolało. Usłyszałam jak JiYong wchodzi do pokoju, przekręciłam się na drugi bok, tak żeby chłopak nie mógł zobaczyć mojej mokrej od łez twarzy. Wtuliłam się w poduszkę, mając ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć i już więcej nie musieć tak cholernie bardzo cierpieć. Materac obok mnie ugiął się pod ciężarem JiYonga, chłopak przyciągnął moje plecy do swojego torsu, opuszkami palców odsłaniając włosy z mojej twarzy. Nie mówił nic, po prostu mnie przytulał. Poczułam jak na mój policzek kapnęła mokra kropla, która tym razem nie należała do mnie. Przekręciłam się ostrożnie tak, żeby móc spojrzeć na ukochanego.
Leżał tuż obok, wpatrując się we mnie czerwonymi od łez oczami.
- Tak bardzo Cie przepraszam – powiedziałam cicho, przytulając się do niego.
- To nie Twoja wina Lin – powiedział, łamiącym się głosem.
Moja...
To była moja wina. To ja nie mogłam dać mu dziecka. Po zrobieniu wszystkich pieprzonych badań, lekarz ze smutkiem na twarzy poinformował mnie o tym, że jestem bezpłodna. Poczułam jak cały mój idealny świat wali mi się w sekundę na głowę.
Zawiodłam.
Zawiodłam nie tylko siebie, ale przede wszystkim JiYonga. On tak bardzo chciał zostać ojcem, a przeze mnie i przez moje głupie ciało nigdy nie będzie mógł poczuć tego, jak to jest nim być. Nigdy nie weźmie swojego dziecka na ręce, nigdy nie powie że go kocha, jego syn czy córka nigdy nie nazwie go tatusiem. Przeze mnie nigdy nie doświadczy tego wspaniałego uczucia, nie będzie spełniony, nie będzie szczęśliwy. Nasza rodzina się nie powiększy, będziemy tylko my...
Ja i on...
P.S Kochani, mam pytanie. Jak wyświetla Wam się rozdział #2 : 2 ( chodzi mi o nazwę rozdziału )? Mi wyświetla się 'Część bez tytułu 40' i właściwie nie wiem dlaczego, skoro numerowałam wszystkie rozdziały i wydaje mi się że temu też nadłam nazwę :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro