Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#2 : 4

Ach, chyba mam dobre serce :) Wrzucam dzisiaj drugi. Jutro oczywiście zapraszam na kolejny. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Enjoy :)


Perspektywa JiYonga

- Kurwa – powiedziałem do siebie, siedząc na kanapie w salonie, kiedy Lin ruszyła biegiem po schodach do łazienki. 

Ciągle to samo... 

Staraliśmy się o dziecko już od trzech lat. Zaraz po ślubie podjęliśmy decyzję, że to jest dobry czas. Niestety, ten czas wydłuża się z dnia na dzień, miesiąca na miesiąc i z roku na rok. Tak bardzo pragnąłem mieć z nią dziecko. Tylko tego mi brakowało do bycia spełnionym. Cudowną żonę już miałem, jeszcze córka... albo syn. Nie ważne, byleby było i byleby było zdrowe. Wiem, że te ciągłe nasze starania, źle wpływają na Lin. Mimo tego, że ona się przede mną nie przyzna, wiem że cholernie bardzo boli ją fakt, że w dalszym ciągu nie może zostać matką. Nie mogę patrzeć na jej zawiedzioną i smutną minę, za każdym razem kiedy nie wychodzi. Nie raz słyszałem, jak w nocy wypłakuje się w poduszkę. Chciałem ją wtedy przytulić, pocieszyć, ale wiedziałem że woli zostać z tym smutkiem sama. Nie wiem czemu, ale nie chciała się ze mną nim dzielić. 

Może myślała że mnie zawodzi? Może myśli że mam jej za złe to, że jeszcze nie zostałem ojcem? 

Nie wiem, ale wiem na pewno że to nie prawda. Jeśli myśli w ten sposób to się grubo myli...

Postanowiłem sprawdzić co się dzieje z moją żoną, kiedy przez długi czas nadal była w łazience. Wszedłem do góry po schodach i od razu ruszyłem w kierunku pomieszczenia, do którego się udała. Podszedłem pod drzwi i już miałem zapukać, kiedy usłyszałem cichy szloch. Moje serce pękło na milion kawałków, słysząc jak cierpi. 

Nie myśląc wiele, nacisnąłem na klamkę, popychając drzwi. Niestety nie ustąpiły. 

Zdziwiło mnie to, że się zamknęła, nigdy wcześniej tego nie robiła.

- Lin – powiedziałem, pukając delikatnie. 

Dziewczyna nie odpowiedziała, słyszałem jedynie jak nadal płacze. 

- Lin, kochanie otwórz – mówiłem, ale ona w dalszym ciągu milczała jak zaklęta. 

Westchnąłem ciężko, ponownie przykładając pięść do drewnianej powłoki 

- Lin - powiedziałem już nieco głośniej. 

Usłyszałem kroki bosych stóp odbijających się od kafelków, zmierzających w moją stronę, a następnie, przekręcenie zamka w drzwiach. Nacisnęła na klamkę, po czym pojawiła się tuż przede mną z zapłakaną twarzą, owinięta dookoła ręcznikiem. Zaplotłem ramiona wokół jej talii, przyciągając ją mocniej do siebie. Dziewczyna wypuściła z ust głośny płacz, położyłem dłoń na czubku jej głowy, delikatnie przejeżdżając nią w dół, gładząc jej włosy.

- Nie płacz, proszę Cię – wyszeptałem do jej ucha. 

Dziewczyna nie posłuchała moich słów, rozpłakała się jeszcze bardziej i jeszcze głośniej, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.

- Jestem beznadziejna – wydukała po chwili. 

Odciągnąłem ją od siebie, żeby móc ująć jej twarz w swoje dłonie. Przechyliłem jej głowę w taki sposób, żeby mogła spokojnie spojrzeć mi w oczy. Dziewczyna usilnie próbowała utrzymać spuszczony wzrok.

- Spójrz na mnie – powiedziałem cicho, ale ona tylko pokiwała głową.

- Lin, spójrz na mnie – powtórzyłem. 

Dalej nic. Nie patrzyła. 

Wkurzyłem się. Miałem tego dość... 

- Spójrz na mnie do cholery! – wykrzyczałem. 

Na mój podniesiony głos, dziewczyna aż podskoczyła.

- Przepraszam – powiedziała cichutko, na co mój żołądek przewrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, a serce waliło jak oszalałe. 

Nie taki efekt chciałem uzyskać... 

Westchnąłem ciężko, po czym delikatnie przejechałem kciukami po policzkach dziewczyny, próbując zetrzeć spływające łzy

- Nie masz za co mnie przepraszać – powiedziałem, muskając delikatnie jej usta 

- Nie teraz to innym razem – dodałem. 

Dziewczyna przeniosła w końcu swój wzrok na mnie.

- Za każdym razem to mówisz – wysyczała wkurzona.

 Zmarszczyłem brwi, przyglądając jej się nie pewnie 

- Mam już dość tego, że nigdy nie wychodzi – mówiła, chciałem jej przerwać, ale ona wyraźnie miała ochotę mówić dalej 

- I nie wmawiaj mi znowu, że będzie dobrze, bo nie będzie. Ile razy już próbowaliśmy, co? Ile? Nigdy nie wychodzi! – dodała wściekła. 

Patrzyłem na nią, wiedząc że jest już tym wszystkim cholernie zmęczona. Nie mówiąc nic, wtuliłem dziewczynę w swój tors.

- Zostaw mnie! – wydarła się, odpychając mnie od siebie i uderzając pięściami o moją klatkę piersiową. 

- Daj mi spokój! – krzyczała, w dalszym ciągu próbując wyrwać się z moich objęć, ale ja byłem nieugięty. 

Trzymałem ją mocno, nie pozwalając jej się wyswobodzić. Wiedziałem że w tym momencie nie panuje nad sobą i nie myśli trzeźwo. Ponownie położyłem dłonie na jej plecach, przytulając ją do siebie. 

- Ja chcę być matką. Czemu nie mogę nią być? – spytała płaczliwie.

Perspektywa Lin

Leżałam na łóżku wtulona w ciepłe ciało JiYonga. Łzy nadal spływały strumieniami po moich policzkach. Nie potrafiłam tego zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Co robimy nie tak? Co robimy źle? Tak bardzo chciałam być matką, ale z jakiegoś pieprzonego powodu, nie mogłam nią być. Odkąd wzięliśmy ślub, JiYong zawsze powtarzał, że dziecko będzie jego kompletnym spełnieniem, że oczywiście jest bardzo szczęśliwy mając mnie za żonę, ale do pełni szczęścia brakuje mu malucha u boku. Zawsze chciał mieć córkę, mówił że chciałby żeby wyglądała dokładnie tak jak ja, ale żeby miała jego charakter, że będzie pilnował jej jak oka w głowie i że nie pozwoli chłopcom zbliżać się do niej. Śmiałam się z tego z jakim przejęciem mówił o tym.

- Pojedziemy jutro do lekarza, dobrze? – powiedział JiYong, głaskając delikatnie moje włosy.

- Nie chcę – wymruczałam, przyciskając twarz do jego torsu. 

Chłopak przekręcił się lekko, po czym chwycił moją brodę w swoje palce i uniósł ją tak, żebym mogła na niego spojrzeć

- Musimy jechać, musimy zrobić sobie badania. – powiedział, całując mój nos

- Boję się, JiYong – wyjąkałam cicho, na nowo zalewając się łzami.

 Chłopak zacieśnił swój uścisk.

- Kochanie, musimy. Wiem, że się boisz, ja też się boję, ale to jedyne wyjście. Musimy wiedzieć czy wszystko z nami w porządku i dlaczego wciąż nie możemy zostać rodzicami – tłumaczył. 

Nie chciałam tam iść, bałam się. Miałam wrażenie, że dowiem się czegoś, co mi się bardzo nie spodoba. Nie wiem czemu, ale w środku głęboko, miałam wrażenie że to ja jestem temu wszystkiemu winna, że mój organizm nie pracuje jak należy i że to właśnie dlatego do tej pory nie mogłam zajść w ciąże. Nie chciałam usłyszeć od lekarza potwierdzających moje przypuszczenia słów. Bałam się tego jak cholera. 

Bałam się że JiYong przestanie mnie kochać i że w końcu mnie zostawi... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro