#2 : 15
Siedzieliśmy obok siebie na tylnych siedzeniach, nie mówiąc nic. Samochód prowadził jeden z jego ochroniarzy, ponieważ JiYong wypił tego dnia alkohol. Siedziałam przyglądając się chłopakowi i dopiero teraz zauważyłam, że na jego twarzy widnieje spory zarost. Był to dla mnie dziwny widok, biorąc pod uwagę to, że JiYong preferował raczej gładką twarz. Chyba nigdy wcześniej nie widziałam go z brodą. Odwróciłam wzrok zawstydzona, kiedy chłopak spojrzał na mnie przyglądając się uważnie. Czułam się z tym wszystkim jakoś tak dziwnie. Przecież nie powinnam się przed nim wstydzić, to mój mąż, który doskonale zna każdy zakamarek mojej duszy, każdy milimetr mojego ciała, moje wady i zalety...
Zna mnie jak nikt inny, a mimo wszystko, nie potrafiłam ukryć rumieńca wchodzącego na moje policzki.
- Przepraszam za to wszystko – powiedziałam do chłopaka, kiedy staliśmy już pod drzwiami naszego domu
- Niepotrzebnie zrobiłam zamieszanie – dodałam.
Chłopak uśmiechnął się niepewnie, kiwając głową na boki
- Dobrze zrobiłaś, że do mnie zadzwoniłaś. – powiedział
- Przecież nie mogłaś wiedzieć, że to zwykły paparazzi. – dodał.
Kiwnęłam tylko głową, nie komentując jego słów. Przyglądaliśmy się sobie przez chwilę i chyba żadne z nas, nie wiedziało co jeszcze powinno powiedzieć. Czy w ogóle powinno coś mówić. Można było wyczuć napięcie jakie w tej chwili panowało między nami. Oboje zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy dopiero co się poznali. Jakby te trzy lata małżeństwa w ogóle nie istniały. Byliśmy jak nastolatkowie, którzy są cholernie w sobie zakochani, a jednak boją się powiedzieć tej drugiej osobie o swoich uczuciach. Staliśmy na wprost siebie, wymieniając się niepewnymi, zawstydzonymi spojrzeniami.
Przecież to mój mąż, do cholery...
Postanowiłam przerwać ciszę.
- Może napijesz się herbaty? – spytałam niepewnie.
JiYong który jeszcze przed chwilą wzrok miał skierowany ku ziemi, spojrzał na mnie z błyskiem w oku, uśmiechając się szeroko i kiwając ochoczo głową. Odwróciłam się do chłopaka plecami i otwierając drzwi, zaprosiłam go do środka.
Nie zdążyliśmy dojść do kuchni...
Od razu po przekroczeniu progu, wpadliśmy sobie w ramiona, całując się namiętnie. Wiedziałam, że może nie powinnam tego robić, ale w tej chwili potrzebowałam go. Jak każdy człowiek potrzebuje powietrza, tak ja potrzebowałam jego i wszystkiego co z nim związane. Jego spojrzenie, dotyk rąk, ust...
JiYong odsunął się ode mnie na chwilę, po czym łapiąc moją dłoń, spojrzał na mnie swoimi pięknymi, złocisto brązowymi oczami, chcąc się chyba upewnić, czy naprawdę chcę tego samego co on.
Chciałam, chciałam i to bardzo...
Przyssałam się ponownie do jego ust, zaplatając ręce na jego barkach. Chłopak złapał moje pośladki, po czym unosząc mnie do góry, oplótł moje nogi wokół swoich bioder i poprowadził nas do naszej sypialni. Na miejscu położył delikatnie nasze ciała na łóżku, trzymając mnie w swoich ramionach tak, jakby bał się że zaraz zniknę, że ucieknę. Tyle, że ja wcale nie chciałam uciekać. Chciałam żeby mnie całował, dotykał, chciałam żeby przy mnie był i żeby było dokładnie tak jak jeszcze kilka tygodni temu. Potrzebowałam tego...
Potrzebowałam tej stabilizacji i pewności, że jest przy mnie i że będzie przy mnie już zawsze, tak jak to obiecał na ślubnym kobiercu.
- Przepraszam za to, co zrobiłem – powiedział do mojego ucha, całując miejsce tuż pod nim
- Przepraszam za to, że Cię skrzywdziłem – pocałował mój policzek
- Jesteś wszystkim, co mam – pocałował mój nos
- Jesteś dla mnie najważniejsza - zawisł tuż nad moją twarzą, wpatrując się w moje oczy
- Kocham Cię Lin – wpił się w moje usta, całując namiętnie.
Wiedziałam że mówi prawdę, wiedziałam że żałuje tego co zrobił. Wiedziałam, że to był pierwszy i ostatni raz, że już nigdy tego nie powtórzy. Znałam go i cholernie mocno mu ufałam. Mimo, że to moje zaufanie do niego zostało przez chwilę naruszone, wiedziałam że mnie kocha i że tamten wyskok nie miał dla niego żadnego znaczenia.
To nie był zwykły seks, to była miłość w czystej postaci. Tęsknota, pasja, namiętność, pożądanie. Kochaliśmy się tak, jak gdyby to był nasz pierwszy i ostatni raz. Bez pośpiechu. Delikatnie i z czułością. Błądziliśmy palcami po swoich rozgrzanych ciałach, obsypywaliśmy się namiętnymi pocałunkami. Czułam się tak jak za pierwszym razem, kiedy niepewni jeszcze swoich ruchów, poznawaliśmy każdy zakamarek naszych ciał.
Złączeni w jedno, oddawaliśmy się tej chwili uniesienia...
Opadliśmy zmęczeni, wtulając się w swoje rozgrzane ciała. Leżałam opierając brodę na torsie chłopaka, wpatrując się w jego idealną twarz. JiYong spoglądał w moje oczy, odgarniając niesforny kosmyk włosów z mojego czoła.
W momencie kiedy przejeżdżałam opuszkami palców po jego ciepłym ciele, przypomniałam sobie że na zewnątrz na JiYonga czekają jego ochroniarze.
- JiYong, czy Twoi ochroniarze nadal na Ciebie czekają? – spytałam, na co chłopak pokręcił się nerwowo
- Ymm, tak, chyba tak – odpowiedział.
- Idź im powiedz, żeby wracali do domu – powiedziałam, na co chłopak kiwną głową w zrozumieniu
- A potem tu wróć- dodałam, podnosząc się na łokciach, po czym złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie, wstał z łóżka i zakładając spodnie, wyszedł z pomieszczenia. Przyłożyłam głowę do poduszki, przymykając powieki. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą się stało.
Czy żałowałam?
Nie, zdecydowanie nie.
Czy byłam szczęśliwa?
Jak najbardziej...
Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.
P.S Jeszcze trzy rozdziały i epilog. Podoba się? :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro