Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#2 : 12


Trzy tygodnie później, perspektywa JiYonga.

Właśnie mija trzeci tydzień odkąd jestem w tym pieprzonym hotelu, trzeci tydzień odkąd powiedziałem Lin o swojej zdradzie, trzeci tydzień odkąd rozwaliłem swoje małżeństwo.

 Leżałem na łóżku, popijając whisky. Ostatnimi czasy to było moje ulubione zajęcie. Alkohol powodował, że choć na chwilę przestawałem o tym wszystkim myśleć. W związku z tym, że praktycznie nie trzeźwiałem, musiałem odwołać wszystkie swoje koncerty. Wszystkie spotkania, wywiady, konferencje, zepchnąłem na drugi plan. W tym momencie to wszystko się dla mnie nie liczyło. Ciągle myślałem o tym, jak przez swoją własną głupotę skopałem sprawę. A przecież obiecywałem... Obiecywałem jej miłość, wierność, uczciwość małżeńską. Przecież miałem jej nie opuścić aż do śmierci, a tym czasem przez to co zrobiłem, dziewczyna sama wykopała mnie z domu. 

Co do dwóch obietnic, to się wywiązałem. 

Miłość - kocham Lin, całym swoim sercem, 

Uczciwość małżeńska – byłem uczciwy, powiedziałem jej o zdradzie. 

Jedynie w przypadku wierności, nie było tak jak planowałem...

Nie mogłem uwierzyć w to, jak łatwo i szybko można stracić to, co jest dla nas w życiu najcenniejsze. Dosłownie przez kilka, może kilkanaście minut z tą kobietą, spieprzyłem swoje małżeństwo. Dziewczyna, którą kocham najbardziej na świecie, wyrzuciła mnie z domu i nie chce mnie teraz znać. 

Dzień w dzień wydzwaniam do niej, ale ona nie odbiera ode mnie telefonów. Kilka razy byłem w naszym domu, mając nadzieję że będzie chciała ze mną porozmawiać, ale ona a każdym razem mnie wyrzucała. Nie chciała mnie słuchać, nie chciała mnie widzieć. 

Kobieta z którą miałem spędzić resztę swojego życia, która była dla mnie najważniejsza, odepchnęła mnie... Z mojej winy...

Nie wiedziałem co mam ze sobą robić...


Perspektywa Lin

W dalszym ciągu nie mogę uwierzyć w to, co się stało. 

Jak on mógł?

Minęły już trzy tygodnie, od momentu w którym powiedział mi o swojej zdradzie, a ja nadal się po tym nie pozbierałam. W zasadzie to nawet nie wiedziałam, czy kiedykolwiek uda mi się z tego podnieść. 

Praktycznie przez cały ten czas nie wychodziłam z domu. Całymi dniami leżałam w łóżku, nie będąc w stanie się z niego podnieść. Płakałam w poduszkę, mając nadzieję, że ból w końcu zniknie. Zaszyłam się w czterech kątach, myśląc o tym, jak nasze idealne życie, w ciągu kilku minut legło w gruzach. 

Nie wiem, czy kiedykolwiek uda nam się to na nowo złożyć do kupy... 

W dalszym ciągu kocham JiYonga najbardziej na świecie, ale nie wiem czy zdołam wybaczyć mu to, co zrobił. To tak cholernie bolało... 

Nie, nie byłam na niego obojętna. Codziennie zastanawiałam się, co robi i jak się czuje. To w dalszym ciągu był mój mąż, więc chyba normalne było to, że mimo wszystko, że pomimo tego co mi zrobił, martwiłam się o niego.

JiYong wydzwaniał do mnie każdego dnia, ale ja nie byłam gotowa na rozmowę z nim. Kilka razy przyszedł do domu, prosząc o wysłuchanie i wybaczenie, ale ja nie byłam w stanie tego zrobić. Byłam tak cholernie zraniona...

***

Siedziałam w salonie na kanapie z głową pełną myśli, kiedy do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka mojego telefonu. Niechętnie podniosłam się z miejsca, spoglądając na urządzenie, które pod wpływem wibracji, kręciło się na szklanym stoliku. Z początku myślałam że to JiYong dzwoni, że znowu chce ze mną porozmawiać, przeprosić, ale kiedy na ekranie zobaczyłam uśmiechniętą twarz YooBi, dziwnie okalające mnie uczucie zniknęło. 

Złapałam telefon w dłoń, przesunęłam palcem po ekranie, odbierając połączenie i przykładając urządzenie do ucha.

- Hej Lin – przywitała się radośnie dziewczyna. 

- Dzisiaj idziemy do baru na drinka i bez żadnego gadania. Będę u Ciebie po ósmej. – mówiła.

- Nie YooBi, ja nigdzie nie idę, nie mam ochoty – westchnęłam ciężko, przewracając oczami. 

Dziewczyna nie dawała za wygraną, skubana potrafiła nawet rozpłakać się do słuchawki, byleby tylko uzyskać upragniony efekt. Naprawdę nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Nie byłam gotowa stawić czoła światu. Jednak moje słowa nic dla dziewczyny nie znaczyły, uparła się i tyle. 

Nie miałam wyjścia, musiałam się w końcu zgodzić...

- No i to mi się podoba – skwitowała dziewczyna, kiedy w końcu jej uległam. 

Zaśmiałam się pod nosem, słysząc jak piszczy z radości po drugiej stronie telefonu. Dogadałyśmy szczegóły, po czym zakończyłyśmy rozmowę. 

W sumie, jakby się tak nad tym zastanowić, to może to wyjście jest mi potrzebne? 

Może wreszcie przestanę myśleć o tym wszystkim i po prostu zacznę na nowo żyć? 

Może poznam kogoś, kto mógłby pomóc mi zapomnieć o JiYongu? 

Nie, nie... 

To wykluczone. 

Nikt, nigdy nie mógłby mi go zastąpić... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro