13
Ubrana cała na czarno, stałam w kaplicy, słuchając przemówienia wygłaszanego przez księdza.
Byłyśmy katoliczkami, więc normalne było to, że pogrzeb odbędzie się w Kościele katolickim. Ku mojemu zdziwieniu, na ceremonii pojawiło się wiele osób. Jednych znałam trochę bardziej, innych kojarzyłam jedynie z widzenia, a jeszcze innych nie znałam wcale. Nie spodziewałam się tego, że moja babcia miała tylu znajomych. W zasadzie kiedy rozwieszałam po mieście klepsydry, nie spodziewałam się że ktokolwiek w ogóle się zjawi. Sądziłam, że oprócz mnie pojawi się kilku najbliższych sąsiadów. A tymczasem, kaplica wypełniona była po brzegi. Ucieszyłam się na myśl o tym, jaką wspaniałą osobą była moja babcia, skoro tak wielu ludzi przyszło ją pożegnać.
Wychodząc z kaplicy i idąc za panami którzy uważnie nieśli urnę z prochami mojej babci na cmentarz, zobaczyłam stojące w drzwiach, dwie dobrze znane mi postacie. Stali tam, ze spuszczonymi głowami, ubrani na czarno. Nie zastanawiałam się jednak dłużej nad tym, dlaczego w zasadzie tu przyszli, starając skupić się na dalszych obrzędach.
Cmentarz był tuż obok kaplicy, więc przejście do wyznaczonego miejsca nie zajęło wiele czasu. Po włożeniu urny do przygotowanej wcześniej przegrody, ksiądz zaczął odprawiać tradycyjne modlitwy pożegnalne. Zalana łzami, słuchałam uważnie wypowiadanych przez niego słów.
Było mi tak cholernie źle w tym momencie, czułam się taka samotna, wiedząc że już nikt mi na tym świecie nie został.
- Bóg sam wybrał czas... - zakończył ceremonię ksiądz, wyrywając mnie tymi słowami z chwilowego zamyślenia.
Podszedł do mnie składając kondolencje i kładąc dłoń na moim ramieniu, zapewnił że babcia jest teraz w lepszym świecie. Przyjęłam jeszcze kilka ciepłych słów od pozostałych uczestników i rozglądając się wkoło, próbowałam znaleźć chłopaków.
Byli tam, stali pod drzewem obserwując podchodzących do mnie ludzi. Po ostatnich uściskach dłoni, pożegnałam się z babcią i podeszłam do czekających na mnie chłopaków.
- Lin – zwrócił się do mnie YoungBae i otwierając swoje ramiona, przytulił mnie do swojego ciała – Przykro mi – powiedział.
- Dziękuję, że przyszliście – powiedziałam odsuwając się od chłopaka, spoglądając raz po raz na obie twarze.
– Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy – dodałam cicho.
JiYong położył dłoń na moim ramieniu, pocierając ją delikatnie, dodając w ten sposób otuchy. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, ponownie podziękowałam za przybycie, a następnie pożegnaliśmy się i poszliśmy w swoją stronę.
Dzień mijał za dniem.
Wzięłam tydzień wolnego, żeby poukładać swoje rozwalone niedawno życie. JiYong nie miał nic przeciwko na tak długą przerwę, zapewnił mnie że nic się nie dzieje i że jak tylko dojdę do siebie, to żebym wróciła. Byłam mu wdzięczna za to. O Taeyanga się nie martwiłam, ponieważ jak tylko dowiedział się co się stało, zapewnił że nie muszę obawiać się o próby, że po powrocie nauczy mnie wszystkich kroków które w tym momencie przerabiają i że poświęci mi na to tyle czasu ile będę tylko potrzebowała.
Drugiego dnia od pogrzebu babci, odwiedził mnie niezapowiedziany JiYong, przynosząc ze sobą trzy wielkie, kartonowe pudła wypchane po brzegi jedzeniem i środkami czystości. Zdziwiła mnie jego wizyta. Szczerze powiedziawszy, to początkowo trochę się wkurzyłam o to, że to wszystko przyniósł, nie chciałam jego litości, dałabym sobie radę sama, ale po chwili stwierdziłam, że to miłe że chłopak chciał mi w ten sposób jakoś pomóc. Oznajmił mi również, że wziął ze stolika ponaglenie do zapłaty i przelał ze swojego konta pieniądze na konto banku, któremu byłam dłużna za niepłacenie czynszu. Tym również mnie wkurzył, ale JiYong nie chciał nawet słuchać tego co do niego mówiłam. W tym wypadku nie pozostało mi nic innego, jak podziękować i zapewnić że oddam wszystkie pieniądze co do grosza. Zarówno za spłatę długu, jak i za jedzenie w które mnie wyposażył.
Dzięki pomocy ze strony chłopaka, pieniądze które do tej pory zebrałam, przeznaczyłam na opłacenie rachunków za prąd, dzięki czemu ponownie mogłam ujrzeć światło, które w niedługim czasie rozświetliło się po pomieszczeniach mojego domu. Wreszcie, powoli zaczynałam wychodzić na prostą.
Kupiłam sobie 'nowy' telefon i parę nowych ciuchów. Te stare były już kompletnie znoszone i w zasadzie nie nadawały się do niczego innego jak na szmaty do podłogi. W zasadzie całymi dniami siedziałam w domu, starałam się doprowadzić mieszkanie do porządku, ponieważ ostatnimi czasy bardzo je zaniedbałam.
Myślałam o tym jak teraz będzie wyglądało moje samotne życie, z kim będę rozmawiać wieczorami lub zaraz po przebudzeniu.
Musiałam oswoić się z myślą, że teraz żyje sama dla siebie...
P.S Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Wiem, że na razie nie za wiele się dzieje, ale już wkrótce trochę się rozkręci :) Zapraszam na kolejny rozdział już jutro.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro