11
Kochani, dzisiaj wrzucam dwa rozdziały ze względu na to, że jutro zwyczajnie nie będę miała czasu. Dziękuję za wszystkie odsłony, gwiazdki i komentarze, jesteście cudowni :) Pozdrawiam i miłego czytania.
Chłopak poszedł dalej, a ja za nim. Usiedliśmy obok siebie, opierając plecy o komin. Chłodny wiatr przeszedł przez moje ciało, co spowodowało gęsią skórkę. JiYong widząc to, jak zamarzam podał mi koc, nawet nie zauważyłam jak wziął go ze sobą z domu. Przykryłam się nim szczelnie z jednej strony, a drugą stronę uchyliłam tak, żeby chłopak również mógł się nią przykryć. Przybliżyliśmy się do siebie, przytulając się bokami swoich ciał.
Patrzyłam na panoramę miasta, która rozciągała się przed moimi oczami. Ten widok był niesamowity, jeszcze nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego. To niby nic takiego, bo przecież widać było jedynie światła miasta, ale jednak zapierało dech w piersi.
- Przychodzę tu zawsze wtedy, kiedy mam jakiś problem z którym nie mogę sobie poradzić – wyjaśnił chłopak, patrząc w dal.
- Ładnie tu – skomentowałam cicho.
Chłopak odwrócił twarz w moją stronę, przyglądając mi się, po czym posłał mi delikatny uśmiech. JiYong był inny niż zawsze, był wyrozumiały, spokojny i cierpliwy. Nie byłam dzisiaj dobrym towarzystwem do spędzania czasu, ale jemu zdawało się to nie przeszkadzać. Siedział tu ze mną, nie mówiąc nic, nie czepiając się o nic, po prostu był i dodawał mi otuchy swoją obecnością. Tyle mi wystarczyło, nie musiał mówić nic, wystarczyło że był w tym czasie przy mnie. Że nie byłam z tym wszystkim sama.
-JiYong – zwróciłam się do chłopaka – Mogę sobie zrobić przerwę? – spytałam, chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, nie wiedząc o co mi chodzi
- Ymm, jaką przerwę? – spytał.
- Od prób, muszę przygotować pogrzeb – wyjaśniłam cicho.
- Tak, jasne. Weź tyle dni wolnego ile tylko będziesz potrzebować – powiedział, patrząc prosto w moje oczy.
– Może mogę Ci jakoś pomóc? - spytał po chwili
- Już mi pomogłeś, siedząc tu ze mną – powiedziałam, uśmiechając się lekko.
Chłopak odwzajemnił uśmiech, ale pokiwał głową na boki dając znać, że nie o to do końca mu chodziło.
- Bardziej miałem na myśli pomoc materialną – wyjaśnił.
Spojrzałam na chłopaka, rozszerzając oczy ze zdziwienia.
Dlaczego niby miałby pomagać mi w ten sposób?
- Nie, nie. Takiej pomocy nie chcę – powiedziałam kręcąc głową.
Chłopak zarzucił swoje ramie na moje barki, co kompletnie mnie zaskoczyło, przysuwając mnie do swojego boku.
- Wiem, że ledwo wiążesz koniec z końcem, chcę Ci pomóc. Wyprawienie pogrzebu trochę kosztuje, a na jakieś konkretne pieniądze z YG będziesz musiała jeszcze trochę poczekać – powiedział.
Wkurzył mnie tym trochę. Wiem, że nie stać mnie nawet na zrobienie sobie porządnego posiłku, ale to jest moja sprawa. Rozumiem to, że chce mi pomóc, ale nie w taki sposób. Nie mogę wziąć od niego pieniędzy, na które tak ciężko pracował przez całe życie.
- Poradzę sobie – powiedziałam, wstając z miejsca.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i po chwili stał już obok mnie.
– Odwieziesz mnie do domu? – spytałam.
JiYong pokiwał tylko głową i nie mówiąc nic, ruszył w stronę drzwi.
Przez całą drogę do mojego domu, nie mówiliśmy nic, co było cholernie niezręczne. JiYong wyglądał jak zranione dziecko. Nie chciałam go urazić odrzucając jego propozycję, ale on chyba poczuł się tym dotknięty.
Perspektywa JiYonga
Był już wczesny poranek, jechaliśmy właśnie do domu Lin. Dziewczyna siedziała obok mnie, na miejscu pasażera, wyglądając przez szybę samochodu. Twarz nadal miała bladą, a oczy czerwone i spuchnięte od płaczu. Nie rozumiem tego, dlaczego nie chciała przyjąć mojej pomocy, przecież dokładnie wiedziałem w jakiej sytuacji się teraz znajduje. Z drugiej strony, podziwiałem ją za to, jak silna i samodzielna stara się być. Kiedy mi coś nie wychodzi, kiedy nie mogę sobie z czymś dać rady, wycofuje się. Wkurzam się i zwalam całą winę na ten popieprzony świat. A ta dziewczyna pomimo tego, co w życiu przeszła, ile wycierpiała, nadal stąpa po ziemi i prze dumnie do przodu z podniesioną głową.
- Jesteśmy – powiedziała dziewczyna, wyrywając mnie z zamyślenia.
Rozejrzałem się dookoła, powoli zatrzymując samochód i ujrzałem mały, szary dom z rozbitą szybą.
- Tu mieszkasz? – spytałem wskazując palcem na zrujnowany budynek.
Dziewczyna nieśmiało przytaknęła głową.
– Co to? - spytałem nieudolnie, wskazując na szybę, a właściwie na dziurę jaka po niej została.
- Ymm, dzieciaki często kopią piłkę na ulicy i pewnego dnia mi ją wybili – powiedziała zawstydzona – Miałam się tym zająć, ale jakoś zabrakło czasu – dodała.
Pokiwałem głową nie mówiąc nic, widząc jak ten temat ją krępuje.
Wysiedliśmy oboje z auta podchodząc do drzwi wejściowych. Podejrzewam, że gdybym je mocniej pchnął, od razu by się rozleciały. Dziewczyna zaprosiła mnie do środka, proponując herbatę. Przyjąłem zaproszenie.
- Niestety, na śniadanie nie masz co liczyć, bo lodówka jest pusta – powiedziała wzdychając cicho, kiedy byliśmy w środku.
- W takim razie, musisz wyświadczyć mi przysługę – powiedziałem, ale chyba nie zrozumiała o co mi chodzi
– Jestem cholernie głodny – mówiłem spoglądając na dziewczynę, która czekała na dalsze wyjaśnienia
– Ja dotrzymałem Ci towarzystwa przez całą noc, to Ty dotrzymasz mi towarzystwa przy śniadaniu. Zbierz się szybko i jedziemy coś zjeść – powiedziałem, posyłając jej uśmiech.
Dziewczyna przez chwilę chyba przetwarzała to co do niej powiedziałem, ale już po kilku sekundach kiwnęła lekko głową, zgadzając się na moją propozycję.
Usiadłem na starej wersalce, czekając aż dziewczyna się ogarnie. Na stoliku, przede mną ujrzałem białą kopertę z przybitą czerwoną pieczątką. Nie zastanawiając się długo, podniosłem ją i zaglądając do środka, wyciągnąłem zapisaną kartkę. Moim oczom, ukazało się ponaglenie do zapłaty. Przeczytałem pismo skierowane zapewne do babci Lin, po czym zginając kopertę w pół, schowałem ją do kieszeni swojej kurtki.
Dlaczego to zrobiłem? Bo chciałem jej pomóc, a wiedziałem że ona dobrowolnie się na to nie zgodzi...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro