Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9


Perspektywa JiYonga 

- Gdzie Ty kurwa jesteś? – pytałem, szukając tego starego idioty.

 Wyszedłem jedynie się wysikać, a ten kutas już musiał gdzieś poleźć. Chwiejnym krokiem, przemieszczałem cały dom.

-Wyjdź stąd! – usłyszałem głos Sohyun i w sekundę otrzeźwiałem. 

Ten kutas do niej poszedł. Biegiem ruszyłem w stronę pokoju dziewczyny. Otworzyłem drzwi, wpadając do pomieszczenia z impetem. Zobaczyłem tego starego idiotę, z chujem przyciśniętym do jej twarzy. Dziewczyna płakała, widziałem jak ze wszystkich sił stara się nie otwierać buzi

- Kurwa, zostaw ją! – wydarłem się do tego skurwysyna, na co momentalnie odskoczył od dziewczyny, unosząc ręce w górze. 

Wyciągnąłem pistolet i nie myśląc wiele, posłałem mu kulkę prosto w jego pusty łeb. Czerwona ciecz, rozbryzgała się po białych ścianach, a ciało grubasa, bezwładnie opadło na ziemię. Spojrzałem na przerażoną dziewczynę, w dalszym ciągu, siedziała na swoim łóżku. Jej oczy wielkością przypominały monety, a usta drżały niekontrolowanie. Oddech miała nie równy i wręcz przysiągłbym, że w tej chwili mogłem usłyszeć jej dudniące serce.  Schowałem pistolet, po czym zrobiłem krok w jej kierunku. Dziewczyna momentalnie wybiegła z pokoju jak oszalała, mijając mnie.

Kurwa!

Poszedłem za nią, zostawiając martwego faceta w jej pokoju. Nie wiedziałem gdzie poszła. Miałem jedynie nadzieję, że zamknąłem drzwi wyjściowe na klucz. Gdyby teraz uciekła z domu, znalazł bym ją pewnie dopiero nad ranem. Przeszukałem każde pomieszczenie, nie mając pojęcia gdzie mogła się ukryć. 

Szedłem wzdłuż korytarza, gdy nagle usłyszałem głośny płacz. Wiedziałem, że nie potrafiła opanować teraz emocji. Pewnie pierwszy raz zobaczyła na oczy trupa. Otworzyłem powoli drzwi od łazienki w której się schowała. Nie chciałem jej wystraszyć i tak już pewnie umiera z przerażenia. Świecąc w pomieszczeniu światło, rozglądnąłem się dookoła, ale nigdzie nie zauważyłem dziewczyny. Dopiero ciche szczękanie zębami zdradziło mi gdzie w tej chwili się znajduje. Wszedłem do środka zamykając za sobą drzwi i zerkając w lewo zobaczyłem skuloną Sohyun. Wcześniej nie mogłem jej zobaczyć, zasłaniało mi skrzydło drzwi. Kucnąłem przy dziewczynie, powoli wyciągając rękę w jej kierunku. Kiedy delikatnie dotknąłem jej drżącego ciała, dziewczyna głośno krzyknęła

- Ciii... - powiedziałem, starając się ją uspokoić – Nie bój się, to ja – mówiłem do niej. 

- Zostaw mnie – wydukała cicho. 

Nie posłuchałem jednak. Może nie miała ochoty na moje pocieszenia, ale jednego byłem pewien... Nie mogłem zostawić ją samej w takim stanie. Przybliżyłem się do niej, kładąc obie dłonie na jej wątłych ramionach. Pociągnąłem ją w swoją stronę, pozwalając wtulić się dziewczynie w moje ciało. Nieśmiało położyła dłonie na moim torsie, łapiąc kurczowo kawałek materiału mojej koszulki w palce. Płakała, cały czas głośno płakała. Nie potrafiłem jej w żaden sposób uspokoić. Przytuliłem ją mocno, pocierając delikatnie jej plecy. Myślałem, że może to coś zmieni. Ale nie... Dziewczyna była kompletnie rozbita na drobne kawałki. Zastanawiałem się czy to przez tego idiotę, czy przez to że go zabiłem.

- Zabierz mnie stąd, proszę – powiedziała cicho. 

Zrobiłem to, o co poprosiła. Złapałem jej ciało w swoje ramiona, po czym wyniosłem ją z pomieszczenia. Przeszedłem przez salon, zabierając po drodze koc, a następnie otwierając jedną ręką drzwi wejściowe, wyprowadziłem nas na zewnątrz. Dziewczyna kurczowo trzymała się mojego ciała, jakby nie chciała żebym jej puszczał. 

Nigdy

Poszedłem na plażę, postawiłem dziewczynę na piasku, po czym rozłożyłem koc.

- Usiądź – poleciłem. 

Dziewczyna nie patrzyła na mnie, zrobiła tylko to co jej powiedziałem. Kiedy zajęła już swoje miejsce, usiadłem obok niej, zakładając ramię na jej barki, przytulając ją do siebie. Wtuliła się w moje ciało bez żadnego sprzeciwu. Nie mówiliśmy nic. Po prostu siedzieliśmy, wpatrując się w dal. Co jakiś czas dziewczyna ocierała swoją twarz z nowo wypływających z oczu łez. Po jakichś trzech godzinach, już nawet nie płakała. Siedziała obok mnie, bez żadnych emocji. Zupełnie tak, jakby była tu jedynie ciałem.

- W porządku? – spytałem niepewnie, mając nadzieję, że choć trochę jest lepiej. 

Dziewczyna pokiwała na boki głową, pociągając nosem. Oderwała się ode mnie, po czym spojrzała prosto w moje oczy, błagalnym wzrokiem

- Zabij mnie – wyszeptała, ledwo słyszalnie. 

Na te słowa, poczułem jak żołądek podchodzi mi do gardła.

- Nie – odpowiedziałem krótko. 

Z oczu dziewczyny ponownie zaczęły wylewać się łzy. Nie wiem dlaczego, ale na ten widok pękało mi serce. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. Do tej pory myślałem, że nie mam serca. Że to miejsce w którym powinno się ono znajdować, zapełnia twardy zimny kamień. Jednak widząc ją taką, wiedząc przez co przechodzi, nie mogłem być obojętny na jej cierpienie. Była niewinną osobą. Dziewczyną której zniszczyli życie, którą pozbawili przyszłości, szczęścia. 

Niestety... Ja jej to zapewniłem. Zniszczyłem jej życie, pozbawiłem przyszłości, zabrałem jej szczęście. To była moja wina.

- Błagam Cię, zabij mnie. Ja nie chcę tak żyć – błagała w dalszym ciągu. 

Westchnąłem ciężko, wypuszczając powoli powietrze z ust

- Nie, nie mogę tego zrobić – powiedziałem.

- Dlaczego? – spytała, płacząc. 

Spojrzałem na dziewczynę, po czym dotknąłem delikatnie jej policzka, nie mówiąc nic. Dziewczyna w końcu odpuściła.

*

Siedzieliśmy wtuleni w siebie, oglądając wschód słońca. Między nami panowała idealna cisza, która w żaden sposób i w żadnym momencie nijak nie była niekomfortową. Od czasu, do czasu szum morza i fale obijające się o brzeg, dawały o sobie znać. Ten dźwięk był kojący zarówno dla mnie jak i pewnie dla dziewczyny.  

Kiedy stwierdziłem, że to już czas, wyjąłem telefon z kieszeni spodni, po czym wykręcając numer zadzwoniłem do YoungBae

- Wracaj tu szybko i sprzątnij to gówno, które leży w pokoju Sohyun – powiedziałem. 

Chłopak o nic nie pytał, dobrze wiedział kto miał mnie odwiedzić i jak to się skończy. W zasadzie to nie tak miało wyglądać, ale moim powodem zaproszenia tego idioty, była chęć skrócenia jego parszywego życia. Chciałem jednak wykonać to nieco inaczej, ale parszywy drań sam wybrał sobie sposób na śmierć.

Dziewczyna spała, kiedy Bae poinformował mnie że zrobił już to, o co go poprosiłem. Wkładając jedną rękę pod kolana dziewczyny, a drugą pod plecy, podniosłem jej ciało z koca, po czym wolnym krokiem ruszyłem w stronę domu. Dziewczyna pokręciła się lekko, zaplatając następnie ręce wokół mojej szyi. Zaniosłem ją do mojego pokoju. Nie chciałem żeby obudziła się w miejscu z którego w panice uciekła jeszcze kilka godzin wcześniej. Położyłem ją na łóżku, po czym odwracając się na pięcie ruszyłem w kierunku drzwi

- Nie zostawiaj mnie, proszę – powiedziała cicho, zatrzymując mnie w pół kroku. 

Odwróciłem się spoglądając na jej twarz. Dziewczyna wpatrywała się we mnie czerwonymi od łez oczami 

- Nie chce być sama. Zostań ze mną – poprosiła. 

Nie byłem pewny tego, czy dobrze robię, ale zrobiłem w końcu to o co poprosiła. Podszedłem do łóżka i układając się obok niej, przytuliłem dziewczynę mocno do siebie.

- Nie zostawiaj mnie – znów poprosiła

- Nigdzie się nie wybieram, będę tu cały czas – zapewniłem cicho do jej ucha.

To nie tak powinno wyglądać, nie powinienem tu z nią leżeć. W ten sposób pokazuję jej że cokolwiek mnie obchodzi. W prawdzie tak było, obchodziła mnie, ale nie mogłem dać po sobie tego poznać, jeśli chciałem żeby się mnie słuchała. Jeden mój fałszywy krok i może być po mnie. Musiałem być czujny. Z drugiej jednak strony, zależało mi na tym by czuła się bezpiecznie, by nie musiała ciągle płakać. Nie chciałem widzieć jej łez. W momencie w którym dowiedziałem się, że jest niewinna, że nie ma nic wspólnego z dziewczyną którą mieliśmy porwać, poczułem się jak pieprzony potwór. Do tej pory wszystko zawsze szło zgodnie z planem. Niszczyliśmy ludzi, którzy na to w jakiś sposób zasłużyli, ale teraz... Teraz zniszczyliśmy życie, które było czyste, które niczemu nie było winne, które po prostu znalazło się w tym cholernym miejscu o złej godzinie. 

Zależało mi na tym, by zaczęła w końcu jakoś normalnie żyć. O ile to w ogóle było możliwe...

Odzywały się we mnie wyrzuty sumienia. Chciałem jej jakoś zrekompensować tą cholerną pomyłkę.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro