Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32


Perspektywa Sohyun

Leżałam na łóżku, czując rozrywający mnie od środka ból. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Moja matka nie żyje. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. To tak cholernie bolało. Błam tak cholernie zraniona. Nie rozumiem czemu JiYong mnie okłamał, dlaczego nie powiedział prawdy. Pewnie się bał. Bał się że go znienawidzę, że go zostawię. Myślał tylko o sobie. Pieprzony egoista. Może nawet wcale u niej nie był, może powiedział to tylko dlatego, żebym się poczuła na chwilę dobrze... No właśnie na chwilę, bo teraz wcale dobrze się nie czuję...

Miał w dupie to, ile ta kobieta dla mnie znaczyła. Nie obchodziło go to, że moja mama odebrała sobie życie przez niego. Przecież to oni wmówili jej że nie żyję. To oni mnie porwali i zniszczyli moje życie, jak i życie mojej matki. To oni do tego doprowadzili. Oni ją zabili. Bandyci! Nienawidzę ich. Nienawidzę JiYonga. 

Kurwa!

Nie myśląc wiele, wstałam szybko z łóżka i poszłam do pokoju Seungriego. Wiedziałam że chłopak jako jedyny miał dostęp do Internetu. Postanowiłam skorzystać z okazji. Miałam już wszystko gdzieś. Zniszczyli mnie, zrobili z mojego życia piekło, więc jeśli to co chcę w tej chwili zrobić się nie uda, to w najgorszym wypadku mnie zabiją. Będzie to najlepsze wyjście dla mnie. Nie mam już po co żyć. Wcześniej żyłam dla mamy, ale ona nie żyje. Żyłam dla JiYonga, ale on mnie okłamał. Nienawidzę go z całego serca i zrobię wszystko żeby to on teraz cierpiał. Już wcześniej chciałam to zrobić. Chciałam skończyć z tym na zawsze, ale zakochałam się. Nie wyobrażałam sobie sekundy bez niego u swojego boku, ale teraz... Teraz nie chcę go nawet znać. Nie mam ochoty na niego patrzeć. Brzydzę się nim

Włączyłam komputer, odczekałam aż ikonki pojawią się na pulpicie, a następnie wchodząc na skype, połączyłam się z policją. Chwilę musiałam odczekać aż ktokolwiek zorientuje się, że dzwonie właśnie przez tą aplikację

- Komenda policji w Seulu – przywitał się ze mną mężczyzna. Ustawiłam kamerkę tak, żeby mógł widzieć moją twarz

- Proszę mi pomóc – powiedziałam drżącym głosem - Zostałam porwana – dodałam. 

Usłyszałam jakiś szum po drugiej stronie, a po chwili pojawił się przede mną obraz młodego policjanta. Mężczyzna wgapiał się we mnie, upewniając się czy przypadkiem nie robię sobie jaj. Rozwyłam się do komputera, błagając o pomoc

- Proszę się uspokoić Panno... - zawiesił zdanie, nie wiedząc z kim ma do czynienia

- Yang... Yang Sohyun – przedstawiłam się

- Gdzie Pani się znajduje Panno Yang – spytał notując coś na kartce

- Dokładnie to nie wiem – powiedziałam szczerze – Jestem w domu na jakiejś wyspie... Przetrzymują mnie od około trzech lub czterech miesięcy, nie jestem pewna – mówiłam. Opowiedziałam mężczyźnie, wszystko co od początku tu się wydarzyło. Nie wiem czemu pominęłam sytuacje z dwoma zabójstwami i jednym którego dokonałam ja. Opowiedziałam jedynie o tym, jak zostałam porwana i jak mnie traktowali.

- Proszę się zachowywać normalnie, żeby nie wzbudzić żadnych podejrzeń wśród porywaczy – mówił

- Nie ma ich teraz w domu – wyjaśniłam – Wrócą dopiero po północy – dodałam na co mężczyzna pokiwał głową. Zapewnił mnie że nie mam się już o co martwić, że niedługo zostanę uwolniona. Powiedział że zrobią wszystko, żeby zamknąć moich porywaczy w więzieniu. Uwierzyłam mu... Jednak wcale nie odczułam ulgi, wręcz przeciwnie... Targało mną coś, czego do końca nie byłam w stanie zidentyfikować. Podziękowałam za pomoc, wyłączyłam komputer i wróciłam do swojego pokoju. Czekałam na ich powrót, drżąc ze strachu i przygryzając paznokcie. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Tak bardzo się bałam.

Po około godzinie siedzenia w ciemnościach, usłyszałam otwieranie się drzwi wejściowych, a następie trzask. Spojrzałam na zegarek, była dopiero dwudziesta trzecia piętnaście.

- Sohyun? – usłyszałam głos JiYonga. 

Kurwa, kurwa, kurwa... Tylko nie to... Tylko nie on... Jak mnie zobaczy w takim stanie, to będzie wiedział że coś jest nie tak, a jak się dowie co zrobiłam to zabije mnie tuż przed tym jak policja ma mnie od niego uwolnić. Usłyszałam kroki, zbliżające się do moich drzwi. Podsunęłam się na łóżku jak najbliżej ściany, a jak najdalej chłopaka który za chwilę tu pewnie wpadnie.

- Jesteś? – spytał świecąc światło, na co mimowolnie, przesłoniłam oczy.

- Wołałem Cię – powiedział – Sohyun... co się dzieje? – oderwałam dłoń od twarzy, otwierając powoli oczy i spoglądnęłam nieśmiało, na wykrzywioną, zdezorientowaną twarz chłopaka.

- Boże... - powiedział chłopak, podchodząc bliżej

- Nie zbliżaj się – wyjąkałam, pociągając nosem. 

Chłopak zatrzymał się w miejscu, przyglądając się mi uważnie. Sięgnęłam pod poduszkę i drżącymi rękoma, wyciągnęłam broń którą zabrałam z pokoju Seungriego.

- Co Ty kurwa najlepszego robisz? - spytał nie wiedząc jaki mam zamiar. 

Uniosłam broń i wycelowałam ją idealnie w twarz chłopaka. Podniosłam się z łóżka stając jak najdalej niego, w dalszym ciągu trzymając go na muszce

- Sohyun, co Ty odpierdalasz?! – krzyknął, na co mimowolnie podskoczyłam z przerażenia.

- Okłamałeś mnie – powiedziałam cicho, w dalszym ciągu do niego mierząc

- O czym Ty mówisz? – spytał nieco łagodniej, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Po moich policzkach na nowo zaczęły płynąć łzy. To tak cholernie bolało. Kocham go, ale nie potrafię inaczej. Już za późno

- O mojej matce! Okłamałeś mnie, powiedziałeś że u niej wszystko dobrze, a ona nie żyje – wykrzyczałam rozżalona. Chłopak westchnął ciężko, przykładając dłonie do twarzy, po czym zrobił krok w moim kierunku, ale zatrzymałam go strzelając w sufit

- Sohyun, kurwa!

- Nie zbliżaj się do mnie albo Cię zabiję – mówiłam przez łzy. 

Chłopak mnie posłuchał, nie poruszył się.

- Kochanie, wszystko Ci wyjaśnię, tylko błagam oddaj mi ten cholerny pistolet – powiedział łagodnie, łamiącym się głosem. Jego załamanie, pogorszyło tylko mój stan. Zapłakałam głośno z bólu jaki odczuwałam w sercu, ale nadal nie odpuszczałam. Celowałam prosto w jego serce

- Nienawidzę Cię JiYong – powiedziałam wściekle. 

Na wypowiedziane przeze mnie zdanie, chłopak zacisnął usta, a z jego oczu powoli zaczęły spływać łzy.

- Błagam Cię - powiedział, wyciągając do mnie dłoń

- Nienawidzę Cię - powtórzyłam, kręcąc głową na boki. Chłopak upadł przede mną na kolana, jakby moje słowa wyrządzały mu okropny ból. Nie mogłam patrzeć na to jak cierpi. Bo cierpiał, widziałam to w jego oczach, ale nie mogłam pozwolić by znów mną zmanipulował.

- Nie mów tego – powiedział prawie niesłyszalnie.

- Zabije Cię kurwa! – krzyknęłam. 

Nie panowałam nad sobą. To wszystko było takie popieprzone. Mówiłam mu że go nienawidzę, a w rzeczywistości cholernie mocno go kochałam. I to bolało najbardziej.

- To zrób to! – krzyknął, patrząc na mnie – No dalej, pociągnij za ten jebany spust... Bez Ciebie moje życie i tak nie ma najmniejszego sensu – zapłakał. 

Znów mną zmanipulował. Zresztą, przecież od początku to robił

Rzuciłam pistolet w kąt i podchodząc do chłopaka, klęknęłam przed nim i zakładając ramiona na jego barki, przytuliłam go mocno. Płakaliśmy oboje. Oboje byliśmy cholernie bardzo zranieni. Zniszczeni. Nasze życie straciło już sens. Moje przez niego, a jego przeze mnie. Obejmowaliśmy się, kołysząc się na boki. Chciałam trwać w tym uścisku wiecznie, chciałam żeby mnie przytulał, żeby mnie nigdy nie puścił i żeby już nigdy mnie nie okłamał. Chciałam żeby był przy mnie, żeby mnie chronił.

- Nie ruszać się, Policja! – usłyszeliśmy krzyk za sobą. 

Nie ruszyliśmy się. Płakaliśmy nadal, wtuleni w siebie.

- Przepraszam – szepnęłam do jego ucha. 

Poczułam jak czyjeś ręce odciągają mnie od chłopaka. Spojrzałam w jego zawiedzione, smutne oczy i zapłakałam głośno, wiedząc że widzimy się ostatni raz. To był nasz koniec.

- Już dobrze – powiedział do mnie jeden z uzbrojonych mężczyzn – Już Ci nic nie grozi, jesteś bezpieczna – zapewnił, ale ja wcale się tak nie czułam. Nie byłam bezpieczna. Bezpieczna mogłam być tylko przy JiYongu, ale oni mnie wyrwali z jego ramion.

- Na ziemię! – krzyknął policjant do JiYonga. Chłopak klęczał bezsilnie, wpatrując się nieprzerwanie w moje oczy. Nie reagował kompletnie na to, co się dzieje wkoło

- Na ziemię kurwa! – krzyknął ponownie mężczyzna, kopiąc butem chłopaka, po czym zakuł go w kajdanki. 

Nie mogłam na to patrzeć. Chłopak którego kochałam najbardziej na świecie, został pokonany na moich oczach. Zniszczyłam go. Wiedziałam jednak, że bardziej boli go to, że powiedziałam że go nienawidzę, niż to że go wydałam. Odwróciłam wzrok od jego nieobecnych oczu i wtuliłam twarz w klatkę piersiową mężczyzny, stojącego obok mnie.

- Ciii, już dobrze – powiedział, głaskając mnie po plecach.

- Już jesteś wolna – dodał. 

Nie, nie byłam wolna. Dopiero teraz stałam się więźniem. Więźniem swoich myśli, swoich uczuć. Więźniem JiYonga, którego wykrzywioną w bólu twarz będę miała już na zawsze przed swoimi oczami


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro