2
- Posprzątaj ten syf, który narobiłaś – powiedział kolejny mężczyzna, wchodząc do pomieszczenia w którym byłam.
Spojrzałam na niego zmęczonymi i piekącymi od płaczu oczami. Chłopak tak jak i poprzednia dwójka, był młody. Niski, brunet o śmiejących się oczach. Miałam nadzieję, że chociaż ten będzie trochę milszy. Na takiego wyglądał. Ale przecież to bandyci.
Zastanawiałam się, ilu ich jeszcze tu jest.
Chłopak podszedł do mnie wyciągając wiaderko z wodą w moją stronę, a następnie podał mi gąbkę którą trzymał w drugiej ręce. Zwlekając się powoli z łóżka wzięłam od niego rzeczy i schodząc na podłogę, zaczęłam sprzątać swoje wymiociny. Ponownie mnie pociągnęło i ponownie zwymiotowałam w to samo miejsce, co kilka godzin wcześniej.
- Chora jesteś, czy co? – spytał zdziwiony tym co w tej chwili zobaczył.
Kiwnęłam tylko głową na boki nie mówiąc nic. Chłopak westchnął ciężko, po czym zostawił mnie samą. Z twarzą mokrą od nowo wypływających łez, ścierałam wymiociny. Robiłam to bardzo dokładnie, chcąc żeby smród jaki się teraz unosił w powietrzu jak najszybciej zniknął.
Kiedy już skończyłam, usiadłam na łóżku rozglądając się dookoła. Pokój w którym mnie przetrzymywali był pusty. Jedynym meblem jaki się tu znajdował było właśnie łóżko na którym siedziałam. W pokoju były również drzwi, prowadzące do ubikacji. Nie musiałam podchodzić i zaglądać co się za nimi chowa, ponieważ były otwarte. Można było zobaczyć stojący na środku sedes, a na ścianie zamontowaną małą umywalkę do mycia rąk czy zębów. Na nic innego chyba nie miałam co liczyć.
Widząc okno, którego wcześniej nie zauważyłam, wstałam na równe nogi i podeszłam bliżej, mając nadzieję że cokolwiek przez nie zobaczę. Może w jakiś cudowny sposób, uda mi się rozpoznać miejsce w którym się znajduje. Niestety, za szybą nie było widać nic oprócz rozciągającej się plaży. Mimo że w dalszym ciągu widok za szybą nic mi nie powiedział, to jednego byłam pewna... Wywieźli mnie gdzieś daleko.
- Przyniosłem Ci jedzenie – powiedział głos za mną.
Odwróciłam się w jego stronę i zauważyłam tego samego chłopaka który był tu przed chwilą. Uśmiechnął się do mnie podchodząc bliżej, po czym postawił tacę, na podłodze obok łóżka. Na nowo wróciłam wzrokiem za szybę, nie mówiąc nic. Mimo tego, że nie był taki jak poprzednia dwójka, że był znacznie milszy, to nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
- Jedz. Nie możesz chodzić głodna – powiedział zachęcająco
- Wolę umrzeć, niż jeść to co mi podajecie – powiedziałam cicho, ale chłopak to usłyszał.
Złapał mocno moje ramię, po czym odwracając mnie do siebie przodem, powiedział z grymasem na twarzy
- Albo to zjesz, albo Cię nakarmię – jego ton głosu, nie był jednak tak ostry jak mi się wydawało że będzie.
W dalszym ciągu był miły i grzeczny. Spojrzałam na niego, na co chłopak posłał mi delikatny uśmiech. Nie mówiąc nic, ominęłam go, podeszłam do tacy i unosząc ją w górę, rzuciłam jedzeniem przez całą szerokość pokoju.
- Trudno – wzruszył ramionami, po czym podszedł do drzwi wyjściowych.
Uśmiechnęłam się w duchu wiedząc że odpuścił dalsze próby namówienia mnie do jedzenia
- Zjesz z podłogi – powiedział, a ja prawie otworzyłam buzię ze zdziwienia. – To ma być wszystko zjedzone do zera, a potem tu ładnie posprzątasz. – wskazał palcem, na rozrzucone po całym pokoju jedzenie – Szef nie lubi bałaganu – dodał i wyszedł.
Krzyknęłam głośno ze złości, która zbierała się we mnie od momentu pierwszego otworzenia oczu w tym pomieszczeniu. Opadłam bezsilnie na kolana zalewając się łzami. W zasadzie od tych dwóch dni które już tu spędziłam, nie robiłam nic innego od płakania. Non stop z moich oczu wypływały łzy. Zastanawiałam się nawet jak to jest możliwe że w dalszym ciągu pojawiają się kolejne. Nie zrobiłam tego co powiedział chłopak. Nawet nie myślałam o tym żeby choć palcem tknąć bałagan który narobiłam. Sami niech sobie sprzątają. Mi nie zależy. I tak pewnie mnie zabiją, więc nie boję się ich.
Nie, nie prawda. Tak naprawdę to trzęsę portkami z strachu.
*
Było już późno w nocy, kiedy usłyszałam krzyki za drzwiami.
- Jak mu za chwilę nie zamkniesz mordy, to go kurwa zabiję! – wydarł się jakiś głos.
Był podobny do głosu pierwszego mężczyzny, który do mnie przyszedł. Do wysokiego blondyna.
Podeszłam do drzwi, żeby usłyszeć dokładnie to o co się kłócą.
- No zabij, już! Na co czekasz? – prowokował mężczyzna którego głos chyba też już znałam
- Zamknijcie się kurwa! – wykrzyczał mężczyzna który mnie uderzył.
Momentalnie, jak na pstrykniecie palcami, zapanowała cisza. Miałam wrażenie, że to on jest tym szefem o którym już dwa razy słyszałam. Pozostali mężczyźni wyraźnie się go słuchali.
- Zachowujecie się jak rozpieszczone bachory – skwitował.
Nadal panowała idealna cisza. Mogłam usłyszeć nawet ich przyspieszone oddechy. Nacisnęłam delikatnie na klamkę, mając nadzieje że ustąpi. I tak właśnie się stało, uchyliłam lekko drzwi spoglądając przez małą szparę na kłócących się, w pomieszczeniu przypominającym salon, mężczyzn. Nie mam pojęcia o co się kłócili, spałam kiedy to się zaczęło więc słyszałam jedynie końcówkę tej ostrej wymiany zdań. Żałowałam strasznie że mój sen w tamtej chwili był tak twardy. Mogłam przecież usłyszeć coś, co by mi w jakiś sposób mogło pomóc. Mogłam dowiedzieć się czegoś więcej.
- YoungBae – zwrócił się 'szef' do bruneta który był dla mnie miły jak do tej pory – Ty czekasz na Choia w samochodzie i bez gadania – powiedział, na co chłopak posłusznie kiwnął głową.
- Choi – mówił teraz do blondyna – Idziesz tam, robisz co masz robić i wracasz tu, cały i zdrowy – powiedział, wystawiając palec wskazujący w jego stronę.
Chłopak również pokiwał głową i nie mówiąc już nic, wziął swoją kurtkę i ruszył w kierunku drzwi wejściowych. Brunet zrobił to samo
- Nie spierdolcie tego – powiedział 'szef', zatrzymując ich w połowie drogi.
Chłopcy kiwnęli głowami, po czym ponownie ruszyli do wyjścia. Zamknęłam drzwi i na palcach podeszłam do łóżka. Ułożyłam się na nim wygodnie i zamykając oczy, starałam się jak najszybciej zasnąć.
Nie było mi to jednak dane...
- Wstawaj! – krzyknął mężczyzna wchodzący z impetem do mojego pokoju.
Podniosłam się szybko na łóżku, wpatrując się z przerażeniem we wściekłego chłopaka
- Mów co wiesz – warknął.
W dalszym ciągu nie wiedziałam co on chce ode mnie usłyszeć. Nie rozumiałam dlaczego nie chce ustąpić, przecież do cholery ja nic nie wiem
- Już mówiłam – powiedziałam cicho, spuszczając wzrok na swoje kolana – Ja nie mam pojęcia o co Ci chodzi – dodałam, na co chłopak westchnął ciężko.
- Nie pierdol – wysyczał przez zęby.
Zacisnęłam dłonie na kolanach, wbijając w nie mocno paznokcie.
- Przysięgam – powiedziałam płaczliwie.
Chłopak pokręcił się w miejscu, przykładając dłonie do głowy, po czym pociągnął mocno za końcówki swoich włosów. Był cholernie zdenerwowany i wyraźnie nad czymś się zastanawiał.
- Rozbieraj się – powiedział nagle, spoglądając na mnie wzrokiem którego nie potrafiłam odgadnąć.
- Słucham? – wydukałam
- Rozbieraj się kurwa! – wykrzyczał, na co podskoczyłam przerażona. – Nie chcesz po dobroci, to może w ten sposób zmuszę Cię do gadania – dodał.
Zalałam się łzami, kręcąc na boki głową z niedowierzania. Nie miałam pojęcia co on chce zrobić. Miałam jedynie nadzieję, że mnie nie zgwałci. Umarłabym. Jeszcze nigdy tego nie robiłam i nie chciałam żeby ktoś taki jak on, odebrał moje dziewictwo
- Nie proszę, nie – powiedziałam zanosząc się łzami.
Chłopak doskoczył do mnie, powalając mnie w sekundzie na łóżko. Leżał nade mną, przygniatając mnie swoim ciałem.
- Za chwilę będziesz żałować tego, że nie chcesz odpowiedzieć na moje pytanie – wyszeptał do mojego ucha, na co pokręciłam się nerwowo. – Rozbieraj się – powtórzył.
- Ja naprawdę nic nie wiem – łkałam, kręcąc panicznie głową na boki – Błagam, nie rób mi krzywdy – powiedziałam cicho, na co się spiął.
Uniósł twarz i spojrzał głęboko w moje oczy. Leżałam nieruchoma, bojąc się poruszyć choć w najmniejszym stopniu. Spoglądnęłam w jego oczy błagalnym wzrokiem. Chłopak pod wpływem mojego spojrzenia, się speszył. Cała pewność siebie nagle uleciała. Pomyślałam że może to jest moja szansa, miałam nadzieję, że odpuści. Że da mi święty spokój. Choć potwornie się go bałam, nie przerwałam spojrzenia. Nadal wgapiałam się w niego oczami pełnymi łez.
- Kurwa! – krzyknął, po czym uderzył pięścią w materac tuż obok mojej głowy.
Zamknęłam mimowolnie oczy. Poczułam jak chłopak schodzi ze mnie, stawiając jedną stopę na podłogę, by po chwili dołączyć drugą i stanąć na równych nogach tuż przy moim łóżku. Przyglądał mi się przez chwilę, po czym odwracając się na pięcie, opuścił pomieszczenie. Westchnęłam z ulgą wiedząc że odpuścił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro