Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11


Kolejne kilka dni, minęło całkiem spokojnie. Właściwie przez prawie cały ten czas, przenosiliśmy meble z pokoju JiYonga, do pokoju w którym wcześniej mieszkałam. Chłopak powiedział, że bez problemu zamieni się ze mną pokojami, żebym nie musiała rozpamiętywać tego, co się stało kilka dni wcześniej. JiYong kupił mi meble. Nic specjalnego, zwykłe białe biurko, kilka półek, szafę na ubrania i niską komodę. Łóżko zostawił mi swoje. Byłam z tego zadowolona, gdyż było cholernie wygodne i naprawdę uwielbiałam w nim spać. Przemalowaliśmy ściany na kolor który ja wybrałam, dołożyliśmy parę dodatków i pokój wyglądał ładnie. No może nie był idealny, ale teraz nie czułam się jak w celi. Miałam swoje małe gniazdko, które w dalszym ciągu pachniało JiYongiem. Lubiłam ten zapach, był ładny i powodował, że czułam się choć w małym stopniu bezpiecznie. 

Chociaż nie byłam na to przygotowana, musiałam przyzwyczaić się do mojego nowego życia. Całymi dniami nie robiłam nic specjalnego. Chłopców zazwyczaj nie było w domu, zostawałam z samym JiYongiem, a kiedy i on musiał wyjść, któryś z chłopaków nie szedł na 'kasowanie' i dotrzymywał mi towarzystwa. Cieszyłam się, że JiYong nigdy nie pozwolił Choiowi ze mną zostawać. Jego zdaniem chłopak był najlepszy w swojej robocie, więc był mu potrzebny. Czytałam książki o gangsterach, gdyż w większości właśnie takie mogłam znaleźć w tym domu, oglądałam telewizję, eksperymentowałam w kuchni. Nie robiłam nic specjalnego, ale przynajmniej mi się nie nudziło. Spędzałam też czas na wspominaniu starego życia. Mamy, znajomych, tego co zazwyczaj robiłam. Szkołę, zajęcia plastyczne, święta, wszystko co było z nim związane. Jednak przez te wszystkie wspomnienia, humor mnie opuszczał. Byłam smutna, przygnębiona, nie chciało mi się nic. Kuliłam się na swoim łóżku, zalewając łzami na te wszystkie wspomnienia, ale po kilku minutach rozpaczy, stwierdzałam że to bez sensu, że nigdy już do tego nie wrócę. Nie było więc sensu tego rozpamiętywać. Otrzepywałam się z tych przytłaczających myśli i szłam porozmawiać, lub zwyczajnie pomilczeć w towarzystwie jednego z chłopaków. 

*

Siedziałam na swoim łóżku, rysując w szkicowniku, gdy nagle do mojego pokoju wpadł wkurzony JiYong.

- Wstawaj! – wydarł się do mnie, na co podskoczyłam z przerażenia. 

Zrobiłam to, co rozkazał chłopak i stanęłam z boku łóżka, obserwując co robi. Chłopak podniósł materac, wyraźnie czegoś szukając. Kiedy tego nie znalazł, rzucił niedbale materac, z powrotem na swoje miejsce. Podszedł do mojej nowej szafy i otwierając ją, zaczął po kolei wyrzucać z niej moje ciuchy. Nie było ich wiele, ale mimo wszystko spora kupka, spoczywała teraz w nieładzie na podłodze.

- Co Ty robisz? – spytałam cicho, bojąc się chłopaka. 

Był naprawdę wściekły, jego twarz płonęła czerwonością, a oczy ściemniały do głębokiej czerni. Zastanawiałam się, jak to jest możliwe że temu chłopakowi w tak krótkim czasie potrafi się zmienić nastrój jak za pstryknięciem palcami. Przecież jeszcze jakąś godzinę temu był uśmiechnięty i radosny, a teraz szpera w moich rzeczach kompletnie wkurwiony. 

- Gdzie ona jest?! – krzyknął, odwracając się w moją stronę i wpatrując się we mnie uważnie. Zmarszczyłam twarz, nie mając zielonego pojęcia o co mu chodzi.

- Pytam raz jeszcze, gdzie ona jest?!- krzyknął jeszcze głośniej

- Ale co? -spytałam, wpatrując się w chłopaka ze zdziwieniem. 

Podszedł do mnie i łapiąc za moje ramię wytargał mnie mocno.

- Kurwa nie igraj ze mną, bo pożałujesz – syknął, zaciskając palce na moim ramieniu jeszcze mocniej. Sprawiał mi przy tym okropny ból. Mimowolnie pisnęłam, próbując się wyrwać, ale to nic nie dało. Był silniejszy.

- To boli – powiedziałam cicho, spoglądając na chłopaka oczami pełnymi łez. 

Nic sobie jednak z tego nie robił.

- Moja broń, do cholery! Gdzie ona jest? – powiedział, a ja wykrzywiłam twarz w grymasie

- Ja nie mam Twojej broni – powiedziałam, kręcąc głową na boki, modląc się w duchu o to żeby mi uwierzył i w końcu puścił.

- Nie pierdol! – wydarł mi się w twarz, na co mimowolnie zamknęłam oczy – Wiem, że ją masz. Szukałem wszędzie, gdzie ją schowałaś? – dodał, znów mnie szarpiąc.

- Ale ja jej nie... - nie dokończyłam. 

Poczułam jak mój policzek płonie, od mocnego uderzenia. Przyłożyłam dłoń do policzka, odsuwając się od chłopaka, wypuszczając z ust cichy szloch

- Nie mam jej, nie ja ją wzięłam! – krzyknęłam płacząc. 

Chłopak stanął w bezruchu, przyglądnął mi się z przerażeniem w oczach, kiwając głową na boki. Zacisnął ręce po bokach, po czym odwracając się na pięcie, wyszedł z mojego pokoju. Usiadłam na łóżku chowając bolącą twarz w dłonie. Nie wiedziałam co się dzieje. 

Przecież do cholery ja nic nie brałam. Nie mam żadnej jego broni, nawet nie wiem gdzie ją trzyma. 

Wytarłam mokre od łez policzki, wstałam z miejsca, po czym wyszłam z pokoju, chcąc znaleźć chłopaka. Siedział w salonie na kanapie, gapiąc się bezmyślnie w jakiś punkt na ścianie. Podeszłam do niego i stając naprzeciwko, odezwałam się

- Ja naprawdę jej nie wzięłam – tłumaczyłam się . chłopak spojrzał na mnie wściekle, nie mówiąc nic – To nie ja. Dlaczego mi nie wierzysz? – spytałam płaczliwie. 

Zastanawiałam się dlaczego zawsze o wszystko oskarża mnie. 

Po jaką cholerę niby była mi potrzebna jego broń. Przecież znając życie i moje umiejętności, to postrzeliłabym się nią tylko.

- Bo kurwa nigdy nie mówisz prawdy! – krzyknął, wstając z kanapy, podchodząc bliżej mnie. Złapał moje włosy, po czym pociągnął je mocno tak, że aż zawyłam z bólu

- Jeśli mi jej za chwilę suko nie oddasz, to pożałujesz. – warknął do mojego ucha – Zrozumiałaś? – spytał, na co mimowolnie, kiwnęłam głową.

- Co tu się dzieje? – spytał wchodzący do domu Choi. 

JiYong puścił moje włosy, przenosząc wkurzony wzrok na kolegę

- Ta mała suka, wzięła moją broń – powiedział. 

Choi spojrzał na chłopaka, marszcząc twarz w zdziwieniu. Patrzyłam teraz na tą dwójkę wymieniającą się spojrzeniami.

- Ymm nie wzięła jej – powiedział, na co JiYong otworzył szeroko oczy ze zdziwienia – Ja ją wziąłem. Przecież kilka dni temu kazałeś mi ją oddać do czyszczenia i zreperować. Zapomniałeś już? – oznajmił, a ja zamarłam. 

JiYong przeniósł zdziwiony wzrok z kolegi na mnie. Posłałam mu spojrzenie pełne wyrzutów, po czym zalewając się łzami, odwróciłam się na pięcie i wyszłam do swojego pokoju. Trzaskając drzwiami, podeszłam na łóżko i rzucając się na nie, schowałam twarz w poduszkę. Wyłam jak małe dziecko. Cierpiałam. Cholernie cierpiałam przez tego idiotę. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Traktował mnie jak gówno, poniewierał mną, bił mnie, a przecież ja mu nic nie zrobiłam. Nie chciałam się tu znaleźć, to wszystko przez niego i jego popieprzonych kolegów. To przez nich tu jestem i przez nich teraz muszę tak cierpieć, za coś czego nawet nie zrobiłam. 

Po kilkunastu długich minutach załamania, usiadłam na łóżku, opierając plecy o zagłówek, po czym podkuliłam kolana pod brodę, chowając głowę w szczelinę jaka się między nimi wytworzyła. Siedziałam tak bujając się do przodu i do tyłu. To mnie w jakiś sposób uspokajało.

- Sohyun – zwrócił się do mnie chłopak, przechodząc przez próg mojego pokoju. 

Na jego widok, cofnęłam się na tyle ile jeszcze byłam w stanie. Bałam się go. Nie wiedziałam co jeszcze chce mi zrobić. Nie patrzyłam na niego, nie mogłam. Tak cholernie się go bałam. Poczułam jak materac ugina się pod ciężarem chłopaka, a jego ręka dotyka delikatnie mojej łydki. Pokręciłam się mocno, zrzucając dłoń JiYonga ze swojej nogi

- Ja... Ja, przepraszam – powiedział cicho. 

Podniosłam głowę, spoglądając na chłopaka oczami pełnymi łez. Siedział naprzeciwko, wpatrując się we mnie. Miał dziwny wyraz twarzy. Dokładnie tak, jakby gryzły go od środka wyrzuty sumienia. Ale to przecież było nie możliwe... 

On nie ma sumienia.

- Słyszysz? - spytał, znów się nie odezwałam. Po prostu na niego patrzyłam – Przepraszam – powtórzył się. 

Nadal byłam cicho. Nawet jeśli chciałabym mu coś powiedzieć, to nie mogłam. Żadne słowo nie przeszłoby teraz przez moje gardło. Chłopak widząc to jak go lekceważę, zaczął się na nowo spinać. Jego twarz z zawstydzonej i zatroskanej, zaczęła zmieniać się znów na zdenerwowaną

- Mówię do Ciebie – powiedział, podnosząc swój głos. 

Nie krzyczał jednak, ale wyraźnie było słychać irytację moim zachowaniem. Spuściłam wzrok na swoje stopy, w dalszym ciągu nie mówiąc nic.

- Rozumiem, że teraz nie będziesz się do mnie odzywać? – spytał. 

Spojrzałam ponownie na niego, po czym pokiwałam głową, dając znak że będzie dokładnie tak jak przed chwilą powiedział

- Dobrze – westchnął ciężko, wstając z łóżka – Od teraz nie powiesz ani słowa. A jeśli to zrobisz, to pożałujesz tego – dodał grożąc. 

Spojrzałam na niego przerażona, ale nadal siedziałam jak zaklęta. Chłopak przeklął pod nosem i nie mówiąc już nic wyszedł z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami. 

Znów zalałam się łzami...

----------------------------------------------------------------------------------------

Hej, hej :) Jak tam? Jak Wam się podoba rozdział? Zapraszam jutro na kolejny :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro