✞lnɟǝs!on ✞
Kolejny dzień nie zaczął się dla niego równie dobrze. Jego materac wydawał się być za twardy, bolał go kark, a głowa pulsowała. Nie miałby nic przeciwko nagłemu powrotowi do domu, gdzie czekał już na niego idealny materac, mięciutki, delikatny, dopasowana poduszka i pachnąca pierzyna pod którą mógłby ukryć wszystko, włącznie z bezwładnymi nogami, które teraz starał się zsunąć z łóżka, aby przesiąść się na swój wózek
I wszystko byłoby pięknie, gdyby jedna noga nagle nie zaważyła nad całym jego ciężarem, a on boleśnie runął na podłogę, następnie obijając sobie nieco policzek i kościste ramię. Niemal od razu zleciały się w pokoju pielęgniarki i opiekunki piszcząc z strachem.
- Panie Min! Panie Min! Wszystko dobrze? Żyje Pan? – Delikatnie jedna z kobiet dotknęła jego ramienia, kiedy on po prostu starał się podnieść. – Boże! Pobiegnijcie po doktora Choi'a! Nie ruszajcie go! Możliwe, że uszkodził kręgosłup – usłyszał nad swoim uchem, jednocześnie zaciskając oczy. Czy właśnie w tej chwili jego mały świat się załamał?
^
W tym samym czasie w innej części budynku niski chłopak obudził się możliwe, że pół godziny temu, może godzinę lub dwie. Nie wiedział zegarka, nie miał szans, aby go dostrzec. Po omacku ręką dotknął ściany, następnie zsuwając ją niżej. Otaczała go niemalże grobowa ciemność. Słyszał wszystkie dźwięki jakby głośniej, mocniej, ale mimo wszystko zdawały się one jeszcze nie docierać do jego otumanionego stanu. Po chwili znalazł swoją laskę oraz specjalny uchwyt z którego pomocą wstał. Uważnie ją rozwinął, badając jeszcze opuszkami palców tekstury dwukolorowego przedmiotu
Jego coraz bardziej wrażliwe opuszki z łatwością odczytały gdzie laska jest bardziej szorstka, a gdzie przyjemna dla dłoni. Westchnął cicho następnie robiąc z nią dwa kroki. Jak to dziwnie brzmiało, jednak... To była jego nowa codzienność. Życie splatało mu niewątpliwie figla. Z dnia na dzień obudził się i z przerażeniem odkrył... Odkrył, że nie widzi. Nic. Nie widzi swojej kotki. Nie widzi ekranu. Nie widzi siebie. Nie widzi otoczenia. Oślepnął. Całkowicie i nie odwracalnie. I cholera, może jeśli wcześniej nie zbagatelizowałby objawów, teraz miałby jakąkolwiek szansę na odzyskanie tak ważnego zmysłu? Możliwe. Ale nie zrobił tego, jego nerw wzrokowy zniknął całkowicie.
Przypadkowo uderzył w coś potykając się przy tym lekko. Znowu podniósł się dłonią wyczuwając, że owym przedmiotem była szafa. Czyli nie daleko musiały być drzwi. Jedynym problemem była tylko możliwość, że były to drzwi na korytarz. A on przecież nie chciał wyjść z pokoju, chciał jedynie skorzystać kulturalnie z łazienki. Możliwe, że przemyć twarz. Był ciekawy jak teraz wygląda. Czy nowy kolor włosów dobrany przez jego fryzjerkę na pewno tak dobrze wygląda u niego. Może znowu wyskoczyła mu jakaś malutka ranka obok kącika ust. Czy jego oczy dalej mają tak intensywny kolor. Może powinien intensywniej szorować zęby? Może źle ubrał koszulkę o czym powiadomi go dopiero rozbawiony opiekun? Nie wiedział tego, a szkoda
Chociaż... jeszcze bardziej było mu szkoda, że nigdy więcej nie zobaczy tej zaśmiganej, czarnowłosej głowy, której uśmiech był większy, niż cała Ziemia. I piękniejszy. Zdecydowanie.
Westchnął jedynie cicho następnie dotykając klamki. Kiedy dotknął włącznika, a na nim było napisane coś brailem, zdezorientował się całkowicie. Nie umiał go jeszcze, prawie wcale, dlatego wcale się nie domyślał co tu mogło być napisane. Powoli wrócił do jednego pewnego przedmiotu, którym było łóżko następnie wyciągając spod poduszki mały pilocik. Nacisnął duży przycisk, który powiadamiał pielęgniarza albo opiekuna, że potrzebuje pomocy. Usiadł niczym małe dziecko na materacu oczekując spokojnie. Nie śpieszyło się mu, no może troszeczkę z powodu potrzeby opróżnienia pęcherza ale to mogło poczekać jeszcze trochę
-Co się stało Chimmy? – z lekką zadyszką po kilku minutach wpadł do pokoju jego opiekun. Najwyraźniej biegł z swojego pokoju aby dotrzeć na zgłoszenie pierwszy i jak widać albo słychać, udało mu się.
- Nie mogę trafić do łazienki – powiedział cicho speszony. – Przepraszam, pewnie jeszcze spałeś – dodał słysząc ciche ziewnięcie. – Naprawdę mi przykro, że biegłeś Hyung
- Ale to nic – wysoki brunet machnął ręką w powietrzu. – To moja praca Chimmy. Chodź, zaprowadzę Cię do tej łazienki – szybkim krokiem podszedł do niego, następnie delikatnie łapiąc w talii aby niższy mógł lekko się na nim oprzeć. – Liczyłeś kroki? Czy wziąłeś laskę? Ah no tak, trzymasz laskę więc na pewno ją wziąłeś – zaśmiał się ciepło, odbierając przedmiot od niego. – Spokojnie, nie dam Ci upaść – zapewnił go i zaprowadził do jasnego pomieszczenia.
Chłopak zapewnie żałował, że jej nie zobaczy. Szczególnie gdy poprzedniego wieczora Taehyung tak ładnie i dokładnie opisywał mu jak wygląda. Błękitne płytki były miłe w dotyku jego malutkich dłoni, chociaż wolałby zobaczyć czy naprawdę są aż tak błękitne czy jego opiekun po prostu podkolorował swoją opowieść.
- Potrzebujesz abym został z tobą? – spytał jakby to było nic takiego. Chociaż może w jego pracy to było nic takiego, aczkolwiek „Chimmy" zbytnio wstydził się aby tak o prostu jego opiekun z nim został, gdy on będzie załatwiał swoje potrzeby. I tak już robił dla niego wystarczająco dużo. Nie dość, że przyjechał tu z nim, co było naprawdę rzadkością w tym miejscu (zwykle przybysze dostawali opiekuna stąd, gdyż ich „prywatni" woleli mieć pod nieobecność podopiecznych wolne), to jeszcze sam płacił za swój nocleg mimo nalegania młodszego aby to on pokrył wydatki. W końcu jego pobyt był tutaj niemalże darmowy, poprzez program do którego się zakwalifikował.
- Nie Hyung. Dziękuję – pokiwał lekko głową uśmiechając się przy tym. – Możesz mnie na razie zostawić, poradzę sobie.
-No dobrze, w razie czego krzycz – znowu się uśmiechnął ze swoim lekko kwadratowym uśmiechem i zamknął Jimina w łazience. Stanął niedaleko będąc „w pogotowiu".
**
- Panie Min – lekarz spoglądał na nieodzywającego się mężczyznę. Był w jego gabinecie już prawie 20 minut i cały czas wpatrywał się w swoje nogi, czasami w dłonie, ignorując cały otaczający go świat. Czuł jak jego umysł wariuje, przez głowę przelatywały mu miliony myśli oraz słów, ale te pochodzące od lekarza umywały się w potoku szalejącym w jego głowie. –Panie Min, proszę posłuchać mnie chociaż przez chwilę – wysoki blondyn położył dłoń na jego ramieniu. – Pańska sytuacja może wydawać się dramatyczną aczkolwiek... Sądzę, że nie powinien być Pan taki załamany. Jest Pan tu aby wypocząć, nabrać siły, popracować nieco nad zmęczonymi dłońmi. Nie może Pan widzieć wszystkiego w tak czarnych barwach.
- Ale one takie są – wywrócił oczami, odzywając się pierwszy raz odkąd był w białym gabinecie. – Wszystko jest czarne, przede mną nie ma żadnej przyszłości, a ja jestem w czarnej dupie. Może chciałby Pan coś dodać? – uniósł brew, następnie znowu spuszczając wzrok. Odezwał się znowu, gdy ubrany w kitel mężczyzna nie odpowiadał. – No właśnie. Czy to wszystko? Nie mam ochoty siedzieć tu dłużej.
- Tak, to wszystko – pokiwał głową z westchnięciem – Poproszę, aby nasz terapeuta do Pana zajrzał, przed obiadem. Proszę być nieco bardziej pozytywnej myśli – uchylił drzwi, wypuszczając Yoongiego.
Nie dane było mu jednak za bardzo się oddalić, poczuł lekkie szarpnięcie, a później ujrzał roześmianą króliczą mordę. Chyba zaczął nienawidzić króliki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro