[SATOSUGU] Kilka sekund sam na sam...
Znalezienie dobrego szefa bywa wyzwaniem, ale nie w tej firmie... W niej wszystko było na swoim miejscu i każdy wiedział, co ma robić, ale nikt nie odczuwał presji czasu ani wyścigu szczurów. Tutaj ceniono sobie wygodę pracownika, aby ten był bardziej wydajny...
A zarządzał nią stary Gojo, którego nie obchodziło, czy jego pracownicy przychodzą ubrani tak czy inaczej, ile czasu poświęcają na pracę faktyczną, ogólnie nie interesowały go takie szczegóły... On patrzył na efekty, a te robiły naprawdę wrażenie, przez co mężczyzna rzadko kiedy się denerwował, a już na pewno nie na pracowników. Co prawda wydawał się surowy i wymagający, ale w gruncie rzeczy po prostu mu bardzo zależało...
Od samego rana biuro było już zapełnione ludźmi gotowymi do pracy, a każdy wiedział co ma robić i gdzie jest jego miejsce. Za to pan Gojo nad wszystkim czuwał w swoim gabinecie, gdzie obok siebie miał swoją prawą rękę. Młody pracownik o doskonałej prezencji, mniej więcej w wieku syna szefa, tylko czekał na polecenia, gotowy w każdej chwili na każde zadanie. A miał wiele możliwości, wszak mógł równie dobrze podawać kawę jak i pojechać po coś służbowym samochodem. Już pomijając jego doskonałe warunki urodowe, z czego śmiało korzystał w pracy, zwłaszcza, gdy trzeba było przedstawić klientom nowe produkty... To zawsze Geto zajmował się tego typu rzeczami, pomijając bycie na każde zawołanie szefa. I można by szczerze przyznać, że brunet był nie do zastąpienia, bo jego oddanie i rzetelność nie równały się z wysiłkiem innych, choć to też on dostawał najbardziej odpowiedzialne zadania, zaraz po pracodawcy... Jedynie jego sposób bycia czasem potrafił irytować, a może bardziej onieśmielał, wszak młody mężczyzna roztaczał wokół siebie dziwną, enigmatyczną, a zarazem intrygującą aurę o zapachu pieprzu z wanilią. Już sam jego nietypowy wzrok, czarujący sposób patrzenia, a przede wszystkim to, że poruszał się z majestatyczną gracją, przez którą nie dało się na niego nie patrzeć i go nie podziwiać... Ale pracownikiem był dobrym i niczego nie zaniedbywał, dlatego szef już nie wnikał w to... Zresztą teraz miał ważniejsze rzeczy na głowie, bowiem lada moment w biurze miał pojawić się jego syn, który właśnie wrócił z podróży...
Nagle w szklanych drzwiach pojawiła się smukła sylwetka jasnowłosego chłopaka, który bez pukania pewnie wszedł do gabinetu i ciężkim krokiem podszedł do wielkiego biurka, a wtedy westchnął i burknął z niechęcią:
- Jak ja nie cierpię tych śmierdzących taksówek...
- Satoru... - zaczął mężczyzna ciepłym tonem głosu - Mogłeś dać znać, kiedy lądujesz... Ktoś by po ciebie przyjechał na lotnisko...
- Ta... - przewrócił oczami - Dasz mi te klucze?
- Jasne - zaśmiał się, wyciągając z kieszeni brzęczący komplet - Od razu wracasz do domu?
- No tak... Jestem strasznie zmęczony...
- Geto cię odwiezie.
W tym momencie brunet siedzący nieco dalej drgnął, słysząc swoje nazwisko, bo to znaczyło, że właśnie zostało mu przydzielone kolejne zadanie. Tylko, że on cały czas obserwował wszystko kątem oka w trakcie pisania czegoś na laptopie, więc doskonale wiedział, kogo ma gdzieś zabierać, przez co aż nieznacznie uniósł kąciki ust w górę i dalej patrzył w ekran, jakby tylko czekał na znak od szefa... Z kolei jasnowłosy chłopak otworzył szerzej oczy, a jednocześnie zmarszczył brwi, przy czym stwierdził oschle:
- Nie trzeba. Zamówię sobie kolejną taksówkę.
- Nie ma mowy. Taksówki, sam mówiłeś, są średniej jakości i źle się w nich czujesz... Z Geto wrócisz w dobrych warunkach.
- Nie chcę z nim jechać... - burknął, patrząc w bok.
- Dlaczego? - spytał zaskoczony - To mój najlepszy pracownik. Nie musisz się obawiać jego kompetencji.
- To nie o to chodzi... - westchnął.
- Nie, synu. Jedziesz z nim - tu spojrzał na bruneta, a ten pokornie pokiwał głową - i nie dyskutuj.
Satoru skrzywił się w irytacji, nie mogąc już odpowiedzieć na słowa ojca. Nie był małym dzieckiem, ale ten wciąż go tak traktował, choć także spełniał wszystkie jego kaprysy... Ale teraz przesadzał, każąc jechać właśnie z Suguru. Wszyscy, ale nie on.
Tymczasem śniadoskóry szybko wszystko pozamykał na laptopie, poukładał na biurku i zabrał potrzebne sobie rzeczy, po czym odszedł od swojego stanowiska, a przechodząc obok wyższego od siebie chłopaka rzekł aksamitnym, delikatnym tonem:
- Czekam na dole - tu zaakcentował - Satoru.
Po czym wdzięcznie wyszedł z gabinetu, patrząc pewnie przed siebie i nie spoglądając na boki. Z kolei wzburzony Gojo obejrzał się brunetem, nie mogąc zaakceptować faktu, że za chwilę z tym samym cwanym lisem będzie siedział w samochodzie, a tam może zdarzyć się dosłownie wszystko...
Mimo wszystko bladoskóry westchnął ciężko, zabierając klucze od ojca, po czym zacisnął pięść i wyszedł w naburmuszeniu od niego.
Pięć minut później zjechał na sam dół, do holu, w którym zostawił wszystkie swoje rzeczy, lecz ku jego zdziwieniu, ich tam już nie było. Wtedy wkurzył się jeszcze bardziej, bo najprawdopodobniej Suguru wszystko bezczelnie zabrał... Zatem młody dziedzic nie miał żadnego wyboru i nie zastanawiając się już więcej, ze wzgardą ruszył na podziemny parking, gdzie wszystkie samochody wyglądały niemal tak samo... A jednak jeden wyróżniał się marką oraz maską w odcieniu matowej czerni, a zresztą przy nim stał jakże uroczy brunet, rozglądający się dookoła, gdy wykonywał połączenie, prawdopodobnie służbowe. Nachmurzony Satoru ciężkim krokiem przeszedł przed cały pas ciągnący się od wejścia aż do właściwego auta, a wtedy otworzył sobie tylne drzwi, po czym wszedł i trzasnął nimi zuchwale. Tym dał o sobie znać kierowcy, który natychmiast skierował wzrok na chłopaka, a wtedy rzekł do telefonu:
- Dobra, muszę kończyć... Odezwę się jeszcze.
Gdy tylko zakończył połączenie, rzucił telefon na miejsce obok siebie, tym samym wszedł do środka na miejscu kierowcy. I w przeciwieństwie do swojego pasażera, on zamknął za sobą zdecydowanie, ale nie przesadnie mocno. Satoru kątem oka zauważył przez lusterko, że brunet jak zawsze ma ten swój sztucznie naturalny wyraz twarzy, a szczególnie ledwie zauważalny, obrzydliwie wyniosły uśmiech. To tak bardzo działało mu na nerwy, że aż czuł na swoim ciele iskry całej mieszanki różnych emocji... Aż marszczył brwi, patrząc w swoje odbicie w szybie, przy czym krzyżował ręce na torsie.
- Jak minął ci lot? - nagle usłyszał głos Geto, jakże ciepły i przytulny.
- Zajebiście - burknął oschle - Możesz już jechać?
- Śpieszy ci się gdzieś? - spytał z uprzejmym uśmiechem.
- Tak, do domu. Jestem zmęczony.
- Moja obecność powinna cię odprężać... Ale dlaczego usiadłeś z tyłu? - przybrał z lekka zaskoczony wyraz twarzy.
- Nie zgrywaj idioty, Suguru. Dobrze wiesz dlaczego...
- Nie mam pojęcia, Satoru - zaśmiał się subtelnie.
- Za każdym razem, gdy tylko na chwilę zostajemy sami, dobierasz się do mnie albo robisz wszystko, żebym tylko skończył z tobą w łóżku...
- Nigdy nie narzekałeś... - wzruszył ramionami - Coś się zmieniło?
- Po prostu... - syknął ze zrezygnowaniem, przygryzając wargę - Nie mam ochoty... Brzydzę się takimi szmatami jak ty...
- Mocne słowa... - pokręcił głową, uśmiechając się, jakby niezmiennie - Tylko tym dla ciebie jestem?
- Oj tak... - westchnął ze zmęczenia, przy okazji odchylając głowę do tyłu - To jest zdecydowanie to, co o tobie myślę. Możesz już jechać?
- Jak sobie życzysz, Satoru...
- Przestań tak mnie nazywać. Dla ciebie jestem Gojo.
- Gojo to mój szef - przyznał z uśmiechem, odpalając silnik - Ty jesteś zaledwie małym, rozpieszczonym chłopcem, do tego niezdecydowanym.
- Chuja tam się znasz.
Geto pozostawił to już bez odpowiedzi, choć kąciki ust miał tak samo wysoko jak prawie zawsze i z takim humorem też pojechał...
Podczas drogi Satoru nie odezwał się ani słowem, a do tego wciąż szukał obiektu swojej uwagi dookoła, byle nie spoglądać na lusterko, z którego miał niemal doskonały widok na nienaganną, prawie idealnie czystą od wszelkiego zła, twarz Suguru. Ten nawet podczas jazdy wyglądał delikatnie, a zarazem czarująco, choć był naprawdę skupiony na własnym zadaniu i nic nie mogło go zdekoncentrować, a już szczególnie nie syn pana Gojo. Zresztą chłopak nawet nie próbował, on wręcz unikał jakiegokolwiek kontaktu ze swoim kierowcą. Nie to, że był na niego jakoś szczególnie cięty, on po prostu nie chciał znów przerabiać wciąż powtarzającej się sytuacji, w której on i Geto grali główne role. Szczególnie to brunet, bo to on zawsze wszystko zaczynał, a wcześniej sukcesywnie łapał wyższego we własną pajęczą sieć. Ten orientował się, kiedy było już za późno i nie miał żadnej drogi ucieczki, zwłaszcza przed własnym, naturalnym popędem, co śniadoskóry bezczelnie wykorzystywał...
Minęło trochę czasu, a Geto już podjeżdżał pod wielką, białą willę, na widok której Satoru rozpromieniał, bo w końcu był blisko własnego domu. Tak bardzo już chciał w nim być, umyć się i pójść spać, bo ostatnie godziny nie miały dla niego litości... Gdy kierowca tylko stanął, Gojo natychmiast odpiął pas, po czym otworzył drzwi i zdecydowanie wyszedł z pojazdu. Z o wiele większą radością ruszył w kierunku pozłacanej bramy, gdy nagle zorientował się, że nieco dalej od niego idzie ostatnia osoba, którą chciałby zapraszać do siebie. Dochodząc do wejścia, rzekł nieprzyjaźnie:
- A ty dokąd?
- Muszę się napić - stwierdził Suguru spokojnie, dołączając do chłopaka.
- Nie masz butelki wody w samochodzie?
- Jakoś nie...
- Możesz sobie coś kupić - burknął, przekręcając kluczyk w zamku drzwi od bramy.
- Nigdzie w pobliżu nie ma sklepów - posłał mu onieśmielająco niewinny uśmiech.
- Nie chcę cię wpuszczać... - westchnął, idąc z chłopakiem obok siebie prosto pod drzwi wejściowe - Obydwaj dobrze wiemy, że to zawsze się kończy tak samo...
- Nie bój się, dziecino - delikatnie ułożył dłoń na jego ramieniu, a ten aż drgnął, marszcząc brwi - Nie mam dzisiaj czasu. Szczerze mówiąc to zabieranie cię do domu wcale nie jest mi na rękę.
- Po co się zgodziłeś w takim razie? - warknął, posyłając brunetowi pogardliwe spojrzenie.
- Myślisz, że miałem wybór, Satoru? - zaśmiał się - Twój ojciec coś powie, tak ma być.
- Ty nie jesteś taki, Suguru...
- A może jestem...
- Kogo próbujesz oszukać? - prychnął, otwierając drzwi - Mnie?
- Fakt, w twoich oczach jestem pewnie zepsuty, okropny i nieposłuszny - posłał mu zadziorny uśmiech, wyprzedzając go, a tym samym pierwszy wszedł do środka.
Gojo przybrał na twarz jeden z grymasów, odprowadzając niższego spojrzeniem zanim ten zniknął gdzieś w głębi domu. Lecz nie chcąc przedłużać, sam przeszedł przez próg, biorąc głęboki oddech... Nareszcie tu wrócił. Co prawda jeszcze miał na głowie Suguru, ale ten sam mówił, że nie ma czasu, a więc była to kwestia kilku minut i ten sobie w końcu pójdzie... Jasnowłosy stwierdził, że takie cierpienie jest w stanie jeszcze znieść, jeśli potem nadejdzie słodki odpoczynek...
Ale szybko zmienił nastawienie, gdy zadowolony z siebie Geto zaczął w najlepsze krążyć po salonie ze szklanką, jakby spacerował po galerii sztuki, wszak tam nie brakowało drogocennych obrazów czy rzeźb... Gojo przez jakiś czas próbował to ignorować, a nawet chciał wziąć prysznic po długiej podróży. Ale będąc w swoim pokoju zdążył tylko zdjąć górę dzisiejszego stroju, a zaraz rzucił je na łóżko, nie wytrzymując. Świadomość, że brunet wciąż kręcił mu się gdzieś po domu, doładowała go i doprowadzała do szału...
Zdecydowanie zszedł na dół, po czym jeszcze szybciej podszedł do bruneta, a wtedy rzekł zirytowany:
- Miało cię nie być...
- Kto tak powiedział? - spytał, jakby nic.
- Mówiłeś, że nie masz czasu... - wycedził przez zęby, marszcząc brwi.
- Jeszcze piję - uniósł szklankę do góry.
- Już nie pijesz - wtedy on zręcznie wyrwał mu naczynie z ręki.
- Ej... - zaśmiał się, kierując wzrok na niego - Tam nadal jest woda, wiesz?
- Nie ma - bez namysłu przechylił szklankę, a z niej wylał się napój.
- Mam pić z podłogi? - posłał mu tak aroganckie spojrzenie w połączeniu z zadziornym uśmiechem, że ten poczuł kolejny przypływ złości.
- Dla takiego psa jak ty picie z mojej podłogi to zaszczyt - odpowiedział mu twardo.
- Czy przypadkiem twoim ulubionym zwierzęciem nie jest pies? - bez żadnego zahamowania zrobił śmiały krok w stronę wyższego, posyłając wzrok prosto w jego jasne oczy.
- Kot - rzekł z wyrzutem i nagle spojrzał w bok, jakby chciał uniknąć kontaktu z brunetem, przez którego nieświadomie szedł do tyłu.
- Co za różnica... - westchnął, przewracając oczami i już bardziej wyszeptał - Możesz mnie nazywać jak chcesz - nagle Gojo wylądował plecami na ścianie, a wtedy brunet zmysłowo zbliżył się do jego szyi i dodał gorąco na wydechu - Satoru...
- Przestań, Suguru... - spiął wszystkie mięśnie, kiedy oddech mu przyśpieszył, a on zmarszczył bezbronnie twarz - Nie możemy...
- Przecież nic nie robimy... - uśmiechnął się pod nosem, ocierając wargami o wrażliwą, cieplejszą skórę wyższego.
- Wiedziałem, że jak cię tu wpuszczę to znowu będziesz to robił... - syknął z grymasem.
- Ciii... - spojrzał mu głęboko w oczy, przykładając palec do ust, choć zaraz zsunął go na dół, aby własnymi ustami przylgnąć do warg jasnowłosego.
Gojo nie protestował, wszak dotyk bruneta znał doskonale, a wręcz miał do niego słabość, przez którą nienawidził siebie w duchu, przynajmniej w tej kwestii. A tymczasem zaciskał pięść oraz powieki, ulegle podążając za zachłannym językiem bruneta, który jeszcze z gracją przesuwał palce gdzieś pod żuchwą wyższego. Przy tym specjalnie na niego napierał coraz bardziej, a zagubiony Satoru wiedział, co się dzieje, a jednak znów nie mógł nic zrobić, wszak jego pobudzone ciało tego chciało... On jedynie złapał niższego za włosy, a wtedy ten zwinnie zsunął się językiem na jego szyję, którą znów zaczął namiętnie smakować, od czego onieśmielony Gojo przygryzał wargę i odrobinę przechylał głowę, mrużąc powieki... Był tak bardzo zaczarowany, gdy nagle wydał z rozchylonych warg niespodziewany, twardy jęk, spinając bardziej mięśnie, po których przeszły go gorące dreszcze, kiedy Geto mocno zassał się na jego szyi. Zdezorientowany, a zarazem omamiony Satoru aż ścisnął mocniej dłoń we włosach bruneta, za to drugą złapał go po omacku, żeby szybko zjechać ręką na jego biodro, za które pociągnął go bliżej do siebie. Z każdą chwilą drżał coraz mocniej, pod wpływem czego także zaczął nieznacznie poruszać jeszcze cieplejszym ciałem, które Suguru dodatkowo drażnił rękoma... A szczególnie, gdy zbliżał jedną z nich do wrażliwego punktu każdego mężczyzny. Wtedy Satoru poczuł jak mu tętno zaczyna skakać z ekscytacji, a sam wręcz nie mógł się doczekać tego magicznego momentu... Ale właśnie wtedy dotarło do niego to wszystko. To, że znowu dał się tak złapać, a tym razem pracownik jego ojca nie zrobił nawet połowy tego, co potrafił...
Nagle Gojo odepchnął od siebie bruneta, dysząc ciężko i spoglądając na niego ze złością, kiedy ten nawet teraz miał na twarzy swój obrzydliwy uśmiech. Ze wstrętną arogancją spoglądał wyższemu w oczy, nie mając w oczach nawet kropli wstydu, choć robił rzeczy średnio eleganckie...
- Wynoś się! - wrzasnął Satoru, łapiąc chłopaka za koszulę i pociągnął go prosto do drzwi wejściowych - Jesteś pieprzonym kłamcą!
- Nie kłamałem... - uznał, unosząc kąciki ust niewinnie.
- Nie masz czasu, ale to nie przeszkadzało ci, żeby znowu mnie uwodzić!
- Mam na ciebie ochotę, nic na to nie poradzę... - przyznał, jakby nic się nie stało - To jest silniejsze ode mnie...
- Och, jaki ty biedny... - rzekł z ironią w głosie i zmarszczył brwi, wyrzucając go za drzwi - Idź się kurwić gdzieś indziej.
- Tu mam najlepsze warunki do tego - posłał mu beztroski uśmiech - Gdzie ja znajdę takiego sponsora jak ty, Satoru?
- Nie dostaniesz ode mnie ani złotówki, dziwko!
- Ale od twojego starego już tak... I to nawet całkiem dużo...
- Zaraz możesz zostać bez pracy! Nie zapominaj, z kim rozmawiasz, śmieciu!
- Już się tak nie denerwuj, złość piękności szkodzi... - zaczął kręcić głową z pobłażliwym śmiechem - Jesteś naprawdę słodki, Satoru...
- A ty gorzki w chuj, żegnaj! - po czym agresywnie trzasnął mu drzwiami przed nosem.
Brunet nawet nieznacznie uniósł powieki, ale zaraz ułożył usta w ten sam uśmiech, który nie opuszczał go nigdy. Następnie bez pośpiechu, lekkim krokiem przespacerował się do swojego samochodu, a nim szybko pojechał z powrotem do firmy.
***
Późnym wieczorem, gdy wszyscy dawno powychodzili, w biurze jeszcze została prawa ręka szefa, czyli Geto, a także ochroniarz na dole przy wejściu. Za to brunet właśnie układał wszystkie papiery, które w ciągu dnia latały w jedną i drugą stronę, a także wykonywał inne prace na komputerze... Zresztą dzisiaj nie było na nic czasu, każdy gubił się w swoich zadaniach, a Suguru jako jedyny ledwo to jakoś ogarniał, za to teraz musiał siedzieć po godzinach i dopełniać ostatnie formalności...
Nagle przez otwarte drzwi od gabinetu wszedł Gojo, ale ten młodszy i z miną raczej mało zadowoloną. Gdy Geto go tylko zauważył, posłał mu ciepły uśmiech i zawołał z zainteresowaniem:
- Satoru... Co tu robisz o tej porze? A może...
- Nie - warknął naburmuszony - Nie przyszedłem do ciebie - pewnie przeszedł dalej i zaczął się rozglądać - Coś zgubiłem, coś ważnego... Dopiero zauważyłem, że tego nie mam... A gdy jechałem z lotniska, jeszcze miałem... Więc to musiało mi wypaść tu...
- Ciekawe o co chodzi... - rzekł do siebie.
- Nie interesuj się - odpowiedział mu z naburmuszeniem małego dziecka, a w tym czasie ściągnął z siebie dżinsową kurtkę i rzucił pod okno na sofę.
- Może coś znalazłem... - spojrzał niewinnie gdzieś w górę, kiedy z kieszeni wyjął złoty pierścionek i zaświecił nim w palcach tuż przed oczami wyższego.
- Oddawaj! - wykonał śmiały ruch w jego stronę, aby odebrać mu biżuterię, ale brunet nagle schował ozdobę w ciasno ściśniętej dłoni.
- Nie tak szybko, Satoru... - rzekł spokojnie, posyłając mu swój uśmiech - Po co ci obrączka? Damska?
- To nie moja, debilu! - burknął przez zaciśnięte zęby - Muszę ją komuś jutro oddać!
- Swojej przyszłej narzeczonej, hm? - spytał złośliwie, unosząc kąciki ust ostro.
- Suguru, przecież wiesz, że jestem gejem i nie mam nikogo! No oddaj!
- Kto wie... - westchnął teatralnie - Może to dlatego nagle stałeś się taki adotykalski... - nie przedłużając, otworzył dłoń, z której wyższy natychmiast zabrał pierścionek.
- A może po prostu to ty jesteś niewyżyty i tylko szukasz okazji, żeby ktoś cię wyruchał? Muszę to być akurat ja? Jesteś atrakcyjny, w pięć minut kogoś zaciągniesz do łóżka...
- Kto powiedział, że zależy mi na samym ruchaniu, Satoru?
- Tobie? - obejrzał go od góry do dołu i uznał - Jesteś chodzącą definicją seksualności.
- Już nie szmatą? - zdumiony, uśmiechnął się.
- Szmatą, swoją drogą.
Gojo machnął ręką na bruneta, po czym zdecydowanie przeszedł się kawałek i usiadł na niewielkiej sofie pod wielkim oknem, gdzie luźno rozłożył nogi. Zaraz wyciągnął z kieszeni granatowe, aksamitne pudełko, w które zaczął ostrożnie wkładać pierścionek. W tym czasie Suguru wrócił do swoich spraw, kręcąc głową pobłażliwie. A to dlatego, że ten rozpieszczony chłopak tak go rozczulał... Ten nosił się bogato z głową wysoko uniesioną, jakby był znacznie ważniejszy od reszty ludzi, a już na pewno były mu obce problemy przeciętnych ludzi... On narzekał na jakieś głupoty, a jedynym realnym kłopotem mogły być studia, chociaż wbrew pozorom nie szło mu najgorzej, wręcz przeciwnie, choć kierunek nie należał do najlżejszych... A mimo wszystko zachowywał się jak głupi dzieciak z zamożnej rodziny, co z jednej strony bawiło ciężko pracującego Geto, a z drugiej nawet go trochę intrygowało... Był naprawdę ciekawy, co z takim chłopakiem kiedyś się stanie i czy ten poradzi sobie w życiu, czy stanie się w pełni niezależny... Ale Suguru w głębi duszy wiedział, że to nie jedyne, co go interesowało w niebieskookim, choć może Satoru był zbyt głupi, aby się z nim tym dzielić...
Brunet w ciszy wszystko układał, gdy nagle zauważył na biurku szefa teczkę z niesamowicie ważnymi dokumentami, aż otworzył szerzej oczy... Ale dla pewności złapał ją i otworzył, a wtedy zalała go fala stresu i lęku przed możliwym niepowodzeniem projektu, a był to jeden z tych ważniejszych... Niewiele myśląc spojrzał na syna szefa, a ten aktualnie z kimś rozmawiał przez telefon, prawdopodobnie o sprawie pierścionka, więc Geto przewrócił oczami i postanowił poczekać... Na szczęście chłopak szybko skończył gadać, co śniadoskóry wyłapał...
- Satoru - zaczął, podchodząc do sofy.
- Czego chcesz? - warknął, marszcząc brwi.
- Coś długo tu siedzisz... - zaśmiał się, zajmując miejsce obok, na co drugi automatycznie odsunął się, powodując jeszcze większe rozbawienie bruneta. Mimo to, podał jasnowłosemu teczkę - Musisz to dać swojemu tatusiowi, bo inaczej będzie zły.
- Co mnie to... - prychnął - Sam mu daj.
- No co ty, Satoru... - przyznał cicho z wymownym uśmiechem - Za stary dla mnie jest.
- Jesteś ohydny! - skrzywił się z obrzydzenia - Mój stary i ty... Przestań!
- Jesteś zazdrosny, cukiereczku? - zaczął tym swoim mdlącym głosem, prowokując jeszcze bardziej.
- A w życiu... Obrzydzasz mnie każdym fragmentem swojego ciała. A zwłaszcza jak się uśmiechasz...
- Wolałbyś, żebym był smutny?
- Wolałbym, żebyś nie był w ogóle.
- Wiesz... - zaśmiał się - Gdyby nie ja, możliwe, że tego wszystkiego byś już nie miał... Twój tatuś miał kryzys w firmie i dopiero ja to wszystko naprawiłem... Mógłbyś być mi wdzięczny chociaż trochę.
- Dla mnie jesteś tylko zwykłą szmatą, która mnie wykorzystała...
- Wykorzystałem cię? Kiedy?
- Zawsze to robisz. Dobierasz się do mnie, dopóki nie będę robić tego samego tobie...
- Pierwszy zacząłeś...
- Nie wiedziałem, że podrywanie cię będzie tak obciążające - burknął - Chciałem cię tylko zaliczyć. Raz. Czego nie rozumiesz?
- Raz? Ktoś tu nie umie liczyć... - przyznał z tą swoją miną.
- Wiesz co miałem na myśli, Suguru...
- Gdybyś ty wiedział, co ja mam na myśli... - westchnął, uśmiechając się ze złudną beztroską, a przy tym nieznacznie odchylił głowę - Wtedy byłoby to o wiele łatwiejsze...
Dwójka przez chwilę nie kontynuowała rozmowy. Geto w ciszy odpoczywał, a przy tym delektował się przyjemnym, błogim uczuciem przechodzącym przez jego całe, nieaktywne ciało. W ciągu dnia chyba prawie w ogóle nie siedział, nie wspominając już nawet o zjedzeniu czegoś porządnego... Ale teraz był już tak zmęczony, że nie myślał nawet o głodzie, miał ochotę tylko zasnąć, choćby na tej sofie, choćby z Gojo obok siebie... Lecz nagle poczuł, że wyższy chłopak pociągnął go za krawat i zmusił do kontaktu wzrokowego. Wtedy zirytowany Satoru spytał z oburzeniem:
- Sugurujesz, że jestem głupi?
- Głupi... - posłał mu wyjątkowo zadziorny uśmiech, myląc tym chłopaka - Oj tak, jesteś bardzo głupi... Tak bardzo rozkosznie głupi...
- Że co? - skrzywił się ze zdziwienia.
Wtedy brunet wykorzystał zdezorientowanie jasnowłosego i sam zdecydowanie chwycił go za ciepły policzek, a tym samym mocno wpił się w jego rozchylone wargi. Działał szybko, a więc pocałunek też był zachłanny i szaleńczy, niemal agresywny, bo Gojo zorientował się natychmiast i od razu zaczął się wyrywać, do tego bełkotał coś... Ale Suguru nie odpuszczał i uparcie walczył z siłami drugiego, mając nadzieję, że ten zaraz osłabnie i tym samym ulegnie, a, żeby efekt pogłębić, niemal wskoczył mu na kolana. Satoru drgnął, a jego ręka automatycznie spoczęła na napiętym udzie śniadoskórego, za to drugą nerwowo przejechał wzdłuż jego atrakcyjnego ciała, aby w końcu zatrzymać się na śniadym karku. Złapał go mocno i z lekkim oporem oderwał od pocałunku, wydobywając z siebie ciężki oddech. Ale brunet wcale nie chciał przestać i za sekundę, momentalnie przyssał się wargami do szyi rozjuszonego chłopaka, a przy tym przybrał pozę, która znacznie ułatwiała mu ocieranie się o kroczę jasnowłosego, na co ten zacisnął dłonie mocniej i warknął pod nosem, spinając ciało. Był doskonale świadomy tego, co w tej chwili planuje Geto, a wręcz czuł to swoim rozgrzanym, podnieconym ciałem, które jeszcze nie zapomniało o sytuacji sprzed kilku godzin... Wtedy jednak było ciut niewinniej, a teraz Suguru nie dbał o precyzję, był raczej dziki niczym wygłodniała bestia... Satoru nawet doznawał szybszego oddechu niższego na swojej skórze, a przy tym nie mógł nie zauważyć jak ciało tego wyraźnie ulega mimowolnej, gorącej atmosferze między nimi, w efekcie czego drżało jeszcze nieśmiało... Choć trudno o stwierdzenie, że Geto cokolwiek robił z nieśmiałością... On skromnością nie grzeszył, a grzeszył, owszem, bardzo chętnie, nie trzeba było go nawet namawiać... W jego ruchach krzyczała perwersyjna pewność, której ani trochę się nie wstydził i z wyjątkową rozkoszą częstował nią właśnie Gojo...
- Suguru... - zastękał twardo Satoru, ulegając urokowi bruneta w postaci lekkiego grymasu na twarzy oraz niezgrabnego ruchu ciałem. Jeszcze zaciskał palce, błądząc nimi po całym kochanku zatraconym w swej boskiej zmysłowości - Ty cholerna szmato...
- Chcesz mnie, przyznaj to... - wyszeptał prosto w jego skórę, drażniąc go wargami, którymi wciąż się ocierał.
- Nie możesz się powstrzymać nawet w gabinecie mojego ojca? - uporczywie walczył z coraz intensywniejszym pragnieniem.
- Nie podnieca cię to, że możemy to robić właśnie tu?
- Kurwa... - warknął pod nosem.
Przez bladoskórego nagle przeszły znaczące dreszcze, od których aż przygryzł wargę, a w niego uderzył gorący strumień pobudzenia, aż zrzucił z siebie bruneta. Ale tylko po to, aby wstać i agresywnie pociągnąć go, a wręcz rzucić na najbliższe biurko. Brunet zdążył się o nie oprzeć przodem, głęboko przeżywając falę ekscytacji wraz z fizycznym zachwytem i uzasadnionym podnieceniem. Zaledwie ułożył obydwie ręce na szlifowanej powierzchni, gdy poczuł, że do jego pleców ciężko przylega niespokojny tors Satoru, a przy tym ten mocno napierał na jego biodro dłonią, bo druga towarzyszyła gdzieś ręce śniadoskórego, przez co Geto wyprężył się nieznacznie i niespecjalnie...
Pobudzony Gojo zdecydowanie zbliżył pulsujące wargi do ucha bruneta, w które dyszał gorąco, niekiedy, niby niechcący zahaczając o niego, a to powodowało nagłe drgawki w Suguru. Ten wręcz zaciskał usta i ciepłe powieki, doznając coraz to kolejnych impulsów zalewających go coraz częściej...
- Ty mała pijawko... - zaczął Satoru na wydechu, ocierając się o niższego, przez co ten zaczął odwzajemniać - Nie możesz mnie ciągle tak uwodzić...
- Nie mogę? - zaskoczony spytał z zadowoleniem wypisanym na jego uśmiechniętej twarzy - Dlaczego nie? Zobacz jak ci się podoba... Satoru, jesteś głupim, rozpieszczonym chłopcem - odpowiedział, zacinając się pod wpływem silnych emocji ogarniających jego podniecone ciało - Ale pieprzysz się... - przygryzł wargę i westchnął z zadowoleniem - Och, wyjątkowo dobrze...
- Jeszcze dzisiaj byłeś mu bezwzględnie posłuszny - ułożył usta w parszywy uśmiech, zręcznie dobierając się do paska chłopaka, a przy tym powoli zsunął się wargami na jego szyję, powodując w nim przyjemniejsze napięcie - a teraz zmuszasz jego syna, by robił cię na jego właśnym biurku... Jesteś wyjątkowo niegrzeczny, Suguru...
- Marzysz o tym, Satoru, żeby się ze mną kochać właśnie tu... Mylę się?
- Jakie "kochać"? - prychnął w zuchwałym śmiechu, kiedy spodnie bruneta opadły w dół, a wyższy umieścił dłoń na jego kroczu zakrytym zaledwie cienkim materiałem ciemnej bielizny, przez co śniadoskóry spiął mięśnie w onieśmieleniu, a mimo to uśmiechnął się jeszcze bezczelniej, czerpiąc pełną satysfakcję z dotyku chłopaka - Nigdy w życiu się z tobą nie kochałem i nigdy nie będę tego robił. My, co najwyżej, uprawiamy zimny seks, jeśli chcesz to tak ładnie ująć. Bez emocji i uczuć...
- Jesteś tego taki pewny, co? - zaśmiał się mimo własnego stanu, opuszczając nieco powieki pod wpływem podniecenia - Mógłbyś się zdziwić, Satoru...
- Przestań grać ze mną w gierki, Suguru - warknął, łapiąc go mocniej, przez co ten aż jęknął słabo, odrobinę odchylając głowę, na czym drugi skorzystał i sprytnie wjechał dłonią po brunecie, aby zaraz wsunąć mu w usta dwa palce - Czasem mówisz rzeczy, których nie rozumiem... Wkurza mnie to.
Suguru z oczywistych względów nie mógł już dać żadnej odpowiedzi, bo aktualnie jego język siłował się z natrętnymi palcami, które za nich nie chciały go zostawić w spokoju... Gojo bez przerwy go zaczepiał, jakby czerpał z tego chorą satysfakcję, a do tego drugą ręką dręczył go, ocierając palcami o wybrzuszenie w jego bokserkach... A jednak niespodziewanie zaczął kierować dłoń wyżej, a wtedy powoli, choć zdecydowanie rozpinał mu koszulę, a im wyżej był, tym bardziej nerwowy miał ruch... Przy okazji rozwiązał kochankowi krawat, który zawisł po dwóch stronach rozpiętej już koszuli...
Nagle Gojo wysunął mokre palce z ust kochanka, a następnie skierował je prosto na tors bruneta, konkretniej na jeden z jego sutków. Gdy ten tylko zetknął się z wilgotnymi opuszkami palców wyższego, Geto ponownie przeżył falę gorącej, choć drżącej rozkoszy, odruchowo napinając mięśnie, za to z siebie wydusił najbanalniejszy jęk, a dłonie zacisnął w pięści. Wręcz wykrzywił twarz z gracją, gdy jego rozpalone ciało z taką uległością reagowało na pospolite, okrężne ruchy Satoru, za to gdzie... On nie dość, że pieścił go w tym jednym wrażliwym miejscu, to jeszcze z coraz większym zaangażowaniem zaglądał mu w bokserki, które niedługo zsunął z jego bioder...
Ale to niesamowicie nakręcało Gojo, przez co sam już dyszał z wyraźną frustracją przepływającą przez cały jego organizm, co Suguru szybko wyłapał... Z ciekawością uniósł drżącą rękę i zwinnie przesunął ją za siebie, aby za moment wyczuć nią ogromne wybrzuszenie w spodniach Satoru. Niewiele myśląc zaczął mu się dobierać do rozporka, a w tym czasie odwrócił się do niego przodem, wymieniając z nim spojrzenie. Mimo, że brunet sam płonął z pożądania, co miał wypisane na twarzy poprzez gorące wypieki, a do tego wymownie przymrużone powieki, nie wspominając o ciężkim oddechu, to dalej posyłał wyższemu swój pełen wyższości wzrok, a w gratisie uśmiech o takim samym charakterze, które razem zwykle działały jasnowłosemu na nerwy, ale teraz... Teraz doprowadzało go to do seksualnego szaleństwa, on tonął w tym widoku, zatracał się... Aż zmarszczył brwi i przygryzł wargę, przesuwając oczy prosto na cudownie rozchylone wargi bruneta, a po chwili chwycił go mocno za żuchwę i przyciągnął do namiętnego pocałunku. W tym czasie przesunął ciężko dłońmi po chłopaku, a zatrzymał się dopiero na jego pośladkach, za które je złapał, a tym samym podniósł i umieścił dokładnie na biurku własnego ojca...
Ciut zaskoczony Suguru szybko jednak przyjął niestabilne, pełne pragnienia tempo bladoskórego, nie burząc mu planów w żaden sposób. Choć sam też nie zrezygnował i podążał za dziko poruszającym się językiem Satoru, to w tym czasie błądził ręką gdzieś w jego spodniach... Drugą wsunął mu pod koszulkę, czując jak bladoskóry drży i spina mięśnie od dotyku, jakby to go jeszcze bardziej popychało do coraz mniejszej kontroli...
A po dłuższej wymianie śliny Gojo w końcu wyrwał się językowi bruneta, który ostatecznie zdobył przewagę nad wyższym, po czym przylgnął do szyi śniadoskórego, w którą zaczął mocno dyszeć, ale zdarzyło mu się również zastękać przez to, że Geto stale go nakręcał ręką... Satoru aż przymykał oczy, poruszając ciałem i głową automatycznie tak jak prowadziła go przyjemność gdzieś niżej jego podbrzusza... Wypełniała go taka błogość złączona z cielesną głębią rozkoszy, o jakiej mógł tylko pomarzyć z kimś innym, ale nie z Suguru... A to dlatego, że ten tę sztukę opanował do perfekcji. Zaczynając od sposobu bycia aż po kontakt fizyczny, ale zanim dochodziło do samej ekscytującej cielesności, najpierw rozbudzał czyjeś zmysły, choć on najczęściej chciał rozbudzać tylko zmysły Satoru...
- Lubię czuć, że mi ulegasz... - wyszeptał zadowolony z siebie brunet, układając usta w niewielki uśmiech - Jesteś wtedy tak niewinny i bezbronny niczym mały chłopiec... Podnieca mnie to...
- Zamknij pysk... - warknął drżącym głosem, resztkami sił przykładając nerwową dłoń do dłoni śniadoskórego - Litości, Suguru... Zaraz oszaleję...
Wtedy rozbawiony, a zarazem zainteresowany przyjemnością młody mężczyzna zabrał rękę od słabego, przynajmniej w tym momencie, kochanka, przyglądając mu się śmiało i bezwstydnie... Bez słów pociągnął dół jego koszulki, którą zaczął mu zdecydowanie zdejmować, a gdy to się stało, przyciągnął go do siebie i dodatkowo objął jego biodra własnymi nogami.
Suguru z parszywym uśmiechem kontynuował swoje pieszczoty po rozgrzanej i wrażliwej skórze jasnowłosego, przesuwając dłońmi po jego spiętych plecach, o których myśli rozpalały jego wnętrzne jeszcze bardziej niż zwykle... Wręcz przygryzał wargę w przerwach między kolejnymi muśnięciami, czując intensywne dreszcze pod wpływem kontaktu ze skórą wyższego, do którego ciągnęło go niemiłosiernie... Z każdym kolejnym etapem ich gry wstępnej pragnął chłopaka coraz mocniej, a duma nie pozwalała mu wyrazić tego bezpośrednio, choćby chciał... Za to mógł to okazać swoją pasją, z jaką zadowalał bladoskórego, który drżał dziko i ciągnął bruneta za włosy, jakby chciał nim jakoś kierować, choć w duchu wiedział doskonale, że to nie on tu ma ostatnie słowo...
- Satoru... - wystękał Suguru, zwinnie wędrując ustami przez szyję chłopaka aż do jego ust. Stykając się z jego wargami, westchnął na nie gorąco i dodał z lekkością, a wręcz zadziwiającą słabością, o jaką przed chwilą posądzał wyższego - Napalasz mnie tak mocno, że nawet moje serce jest podniecone...
- Co? - mimo przejęcia skrzywił się ze zdziwieniem - Znowu te twoje dziwnej treści teksty... Suguru, jestem tylko facetem, nie domyślam się. Powinieneś to rozumieć...
- Ach, Satoru... - westchnął, na sekundę spoglądając w bok ze zrezygnowaniem - Gdyby to było takie proste...
Gojo kompletnie nie rozumiał chłopaka przed sobą. Ten co jakiś czas zaczynał mówić zagadkowo, po czym wycofywał się, jakby niezrozumiany... Ale teraz Satoru zauważył coś jeszcze... Spoglądając w rozmyty wzrok bruneta, w jego ciemnych tęczówkach dostrzegł pewien błysk, który wyjątkowo mógł odczytać... Wydawało mu się, że Geto głęboko w sobie ukrywa własną potrzebę oddania się... Tylko czemu lub komu i po co, bo na pewno nie zamierzał się poniżać przed synem swojego szefa... Przecież on musiał wykonywać rozkazy pana Gojo, nie było opcji, że ktoś tak pewny siebie pozwoli jeszcze komuś sobą "pomiatać"...
Satoru trochę się zapomniał we własnych przemyśleniach względem łasnych oczu swojego partnera seksualnego, przez co w dziecinnie prosty sposób pozwolił Suguru zacząć pocałunek, który teraz smakował zaskakująco delikatnie i czule... Jeszcze poczuł na swoich barkach jak ten go obejmuje obydwoma ramionami, a w tym czasie zgiętymi nogami już gorączkowo zahaczał o materiał na biodrach wyższego, chcąc go jak najszybciej ściągnąć...
Gojo ułatwił mu, bo sam chwycił sprawnie spodnie i połączył je razem z bokserkami, po czym zdecydowanie zsunął z siebie aż do kolan. Gdy Geto tylko to poczuł, przerwał pocałunek, aby spragnionymi wargami zachłannie przejść znów na szyję chłopaka. Zaczął dyszeć ciężko:
- W szufladzie mam żel...
- Po co ci takie rzeczy w pracy, Suguru? - nagle bladoskóry spytał prowokująco - Czy naprawdę nie jestem jedynym, który cię dotyka?
- Czujesz zazdrość, Satoru? - przybrał lekki, choć zaciekawiony uśmiech, mówiąc na wydechu, gdy uniósł oczy prosto na twarz chłopaka.
- Jaką tam zazdrość... - prychnął, posyłając mu uśmiech pełen bezczelnej złośliwości - Po prostu... Chyba nie sądzisz, że wejdę w coś używanego?
- Niby jesteś gejem, ale zachowujesz się jak typowy chłop - pokręcił głową dobrodusznie, nic nie robiąc sobie z żartów - Każdy szuka żony-dziewicy, ale sam wzdycha do bardziej doświadczonej laski... - posłał mu niewinny, wręcz ciepły uśmiech - Jakbyś nie wiedział, jestem wiecznie zajęty. Nie mam czasu na zabawy w romans.
- Więc jak nazwałbyś naszą relację?
Na to pytanie brunet aż zadrżał, unosząc powieki trochę wyżej, ale po chwili nerwowo spojrzał w bok, prawdopodobnie speszony... Skrzywił się ze zmartwieniem, czując, że to pytanie jest cholernie ryzykowne, a odpowiedź na nie może go pogrążyć jeszcze bardziej... Ale Gojo, zauważając to, sam zmarszczył brwi i rzekł niezadowolony:
- Teraz masz zamiar się obrażać?
- Co? - zaskoczony, od razu spojrzał na niego - Nie...
- Odwracasz wzrok... - westchnął - Aż taki brzydki jestem, Suguru, że nie możesz na mnie patrzeć?
- Boże... - zaśmiał się zdumiony - Ty naprawdę jesteś tak głupi...
- Nie jestem głupi. Przestań mi to wmawiać...
- Jesteś zajebiście głupi - przesunął dłonie na policzki chłopaka i wtedy rzekł cicho - A mnie to cholernie podnieca...
Zaraz po tym przyciągnął go do mocnego pocałunku, w którym jak zwykle bez problemu przejmował kontrolę, zabierając jasnowłosemu silną wolę... Bo Gojo rzadko kiedy wygrywał z Geto, który miał swoją tajną broń, a konkretniej urok osobisty. On niczym bogini decydował o losie swojej ofiary, a przy okazji czerpał z tego tyle, ile tylko zapragnął... Ale on chciał całego Gojo Satoru. Tego niezdecydowanego, rozpuszczonego chłopaka, który opierał mu się za każdym razem, a i tak pozwalał brunetowi przekraczać granicę, jakby miał jakiś wybór... Jednak młody dziedzic traktował to jak egocentryczne zachcianki Geto, w których nie było żadnej głębszej treści, a zwyczajna pogoń za przyziemną, męską potrzebą wyżycia się...
Nagle to Gojo oderwał się od kochanka, po czym szybko podbiegł, na ile blokada na kolanach mu pozwalała, do drugiego biurka i zaczął szukać, a wtedy Suguru obserwował chłopaka z rękoma opartymi z tyłu i ze śmiałym uśmiechem. Brunet trochę igrał z własnym czasem, bowiem na biurku szefa ułożył wszystko idealnie, ale nie miał tam zbyt wiele miejsce, więc zrzucenie wszystkich rzeczy było możliwe... Ale on się teraz tym kompletnie nie przejmował, bo jego myśli pochłaniały sylwetkę Satoru, a brunet zjadał go wzrokiem...
Jasnowłosy szybko znalazł to, czego szukał, chociaż wcale nie wiedział, w którym miejscu powinien sprawdzić, po prostu szczęście mu sprzyjało. A zaraz po tym wrócił do kochanka i posłał mu wymowny wzrok, wylewając już ciecz na swoje palce, co ani trochę nie robiło wrażenia na brunecie. Nie to, że go to nudziło, po prostu już dawno przestał przejmować się chwilą, w której znajdzie się w nim ciało obce, jakby nigdy w życiu tego nie robił... A robił już tyle razy, że przyzwyczaił się i traktował to już jak zupełnie zwyczajną czynność... Ale Satoru jakoś to irytowało, bo czuł się olany i znieważony, a przecież to on miał prowadzić, po prostu jego duma teraz cierpiała... Dlatego też nagle zawisł nad wpół leżącym Suguru i spojrzał mu głęboko w oczy, jakby dawał znać, a następnie dotknął wargami jego szyi, tym samym zaczął zbliżać palce w kierunku wejścia bruneta, na co ten wręcz przybrał swój zuchwały wyraz twarzy... On wręcz wyprężył się pewniej, chcąc chłopakowi lepszy dostęp do siebie, nie mówiąc o szerszym rozchyleniu nóg... I gdy Gojo już zalewał szyję śniadoskórego wyszukanymi pocałunkami, w tym czasie jego palce zwinnie i bez potrzebnego przedłużania zaczęły się wsuwać w Suguru, który zaledwie spiął mięśnie, po których przeszły go ciarki, a przy tym wydał z siebie krótki odgłos bliższy głębokiego, choć cichego westchnienia niż jęku... Złapał Satoru za łopatkę, z gracją odchylając nieznacznie głowę oraz opuszczając nisko powieki, i z zadowolonym uśmiechem oddał się pewnym, ale nieinwazyjnym ruchom wyższego w sobie.
- Nareszcie jesteś w odpowiednim miejscu, Satoru... - wyszeptał brunet na wydechu.
- Ty jesteś moim odpowiednim miejscem, tak? - prychnął cynicznie, mimo to kontynuując.
- Najodpowiedniejszym... Powinieneś zarezerwować te doskonałe palce wyłącznie dla mnie...
- Aż tak ci się podobają? - złośliwie zaczął wsuwać się głębiej i intensywniej.
- Tak... - przygryzł wargę z nieznacznym grymasem na twarzy - Są idealne.
- Uważaj, bo to od nich dojdziesz...
- Nie przeszkadza mi to, dopóki to ty sprawiasz, że dochodzę...
- Co? - znów skrzywił się ze zdziwienia.
- Satoru... - pomimo stanu onieśmielenia poprzez nowe źródło podniecenia, pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem - To tak potwornie rozkoszne, że jesteś tak głupi...
- Mówiłem ci... - warknął - Jestem po prostu facetem...
- Więc powinieneś wiedzieć, co czuje drugi facet, prawda? - spytał kąśliwie.
- Ty nie jesteś zwykłym facetem, Suguru... - naburmuszony spojrzał w bok i dodał - Ty jesteś wyjątkowy... - i znów zmienił rytm na intensywniejszy, ale już spokojniejszy.
- Wyjątkowy... - powtórzył sam do siebie, jakby zainspirowany, jakby chciał zachować to słowo. Zaraz jednak ułożył usta w zadziorny uśmiech i spytał - Co takiego jest we mnie wyjątkowego, Satoru?
- Wszystko, Suguru. Twój wygląd, sposób chodzenia i patrzenia... Twoje maniery, ton głosu, uroda...
- Uroda? - zaśmiał się - Jesteś zwykłym facetem... Zwracasz uwagę na takie szczegóły?
- Właśnie dlatego zwracam. Pośród tylu takich samych twarzy jesteś ty... Twarz jedna na million... - to rzekł z jakimś onieśmieleniem, a tym samym skończył i wysunął palce z bruneta.
- Cóż... Jestem wyjątkowo ładny czy wyjątkowo brzydki?
- Hm... - spojrzał na niego z zastanowieniem - Gdybym chciał być teraz wredny, powiedziałbym, że wyjątkowo brzydki... Ale chcę być z tobą szczery i mam ochotę się z tobą ruchać, więc... Chyba wyjątkowo ładny...
- To miłe, Satoru - posłał mu ciepły uśmiech.
- Nie chciałem być miły. Gdybym chciał być miły, powiedziałbym ci coś lepszego. A ja jestem po prostu szczery...
- Wystarczy mi to, że jesteś szczery... - rzekł cicho, po czym nieco przysunął go do siebie za plecy, aby mieć usta blisko jego ucha, a wtedy wyszeptał - Jeśli twoja szczerość powoduje, że moje serce tak szybko bije, to chyba bym nie przeżył, gdybyś był dla mnie miły...
- Suguru...
- Wreszcie zrozumiałeś?
- Nie... Wciąż nie mam pojęcia o co ci chodzi i to mnie wkurza - zmarszczył brwi.
- Ech... - uśmiechnął się - Nic takiego... Wejdź we mnie, Satoru... Mam ochotę cię poczuć...
Na te słowa Gojo poczuł na całym ciele przyjemny dreszcz ekscytacji wraz z obfitym źródłem gorąca, aż drgnął. W końcu ktoś wyrażał chęć poddania mu się i choćby na chwilę uzależniał swoje zadowolenie właśnie od zdolności jasnowłosego. A szczególnie, że robił to sam Suguru... Suguru był wyjątkowy, a przede wszystkim to on zawsze atakował i dominował... On nie czekał grzecznie, on sam sobie brał to, czego chciał... Ale dzisiaj, ten blask, który Satoru wcześniej ujrzał w jego ślicznych tęczówkach... To właśnie dla niego oczy Geto lśniły. Ta myśl wywołała w bladoskórym tak bardzo nieoczekiwany wstyd, że aż przybrał na twarz dziecięcy grymas, a do tego zacisnął pięści, spoglądając w innym kierunku...
Nie miał jednak wiele czasu na własny, wewnętrzny konflikt, wszak nagle poczuł, że brunet łapie go również w karku drugą ręką, za to rozgrzanymi udami otarł się o boki wyższego, a w takim układzie przyciągnął go do mocnego pocałunku, któremu ten zwyczajnie uległ... Ten sygnał Satoru o dziwo odczytał i zrozumiał doskonale, dlatego odruchowo przesunął jedną dłoń na biodro śniadoskórego, skąd zwinnie przewędrował po jego zewnętrznym udzie aż do kolana, które uniósł, a wtedy wbił się w kochanka... Suguru drgnął i zastękał prosto w usta bladoskórego, a przy tym przesunął dłoń bardziej w jego włosy, przyciągając chłopaka jeszcze bliżej siebie...
Kontynuując gorący pocałunek francuski, Satoru wykonywał już nie specjalne ruchy, w które Suguru nie wnikał, a jedynie pozwalał dawać sobie pewną przyjemność, z której korzystał także sam zainteresowany... Jednak ten spokojny rytm szybko nudził, a co za tym idzie, obydwaj tracili zainteresowanie przez słabnący efekt, ale nim nastąpił całkowity spadek, jasnowłosy już zmienił taktykę na trochę bardziej zaawansowaną... Teraz poruszał się nieco szybciej, wciąż jednak stawiając na dokładność, a w międzyczasie obydwaj przerwali pocałunek, zmęczeni nim... Drżący brunet naturalnie rozchylał wargi, którymi raz po raz łapał z trudem oddech, a przy tym mimowolnie unosił podbródek, gdy jego dłonie mocno zaciskały się na skórze jego aktualnego partnera. Gojo również dyszał ciężko prosto w obojczyk rozpalonego kochanka, czasem go przygryzając, co potęgowało doznania bruneta, a przez to ten za każdym razem wyprężał bardziej ciało i zginał palce u stóp skrytych w butach... A gdy jasnowłosy dosięgał, również schodził nieco w dół ustami, aby swoimi wysiłkami obejmować też tors bruneta, pieszcząc prawie cały jego obszar. Najczęściej zahaczał językiem o sutki śniadoskórego, po czym poprawiał wargami, czemu ten się poddawał, wydając z siebie odgłosy rozkoszy o różnym wydźwięku. Raz był ciszej, raz głośniej, a czasem wyrzucał kilka jęków jeden po drugim... Z każdą chwilą zatracał się w przyjemności coraz bardziej, a napięte ciało coraz szybciej mu opadało na biurko, tym samym był coraz dalej od jasnowłosego...
Nagle Satoru złapał mocno bruneta w plecach i pociągnął go w górę tak, aby ten ciasno przylegał do jego wilgotnego ciała, a przy tym niemal przycisnął nogę kochanka do swojego boku, kiedy ten zaledwie przełożył ręce na silne ramiona bladoskórego i prawie że wbił się w nie...
Wtedy Gojo przygryzł wargę, gwałtownie wchodząc w serię drastycznie mocnych pchnięć, aż sam się skrzywił, wystękując coś twardo... Brunet był jeszcze głośniejszy, a jego mimika zmieniała się z sekundy na sekundę... Z euforii przechodził w stan rozanielenia, potem krzywił się z wysiłku, ale najczęściej jednak unosił ostro kąciki ust, doznając największej rozkoszy, jaką dzisiaj czuł...
Geto czuł już napływający słodki kres jego wytrzymałości, w którym się zatracał, drżąc i krzywiąc się dziko, gdy nagle Satoru zatrzymał ruch, opadając ciężko na śniadoskórego. Dysząc, ledwo wysapał:
- Suguru... Ja już nie mogę... Nie mam siły, dzisiaj ledwo spałem...
- Nie martw się, Satoru... - szepnął czule prosto do ucha chłopaka, uśmiechając się ciepło - Wszystkim się zajmę.
Wtedy Gojo podniósł ciało resztkami sił, po czym wyszedł z bruneta, a sam oparł się obok... Miał zamiar dać sobie na chwilę, aby się uspokoić, gdy nagle niższy zszedł z biurka, a następnie delikatnie pociągnął bladoskórego za sobą. Mimo zaskoczenia, ten posłusznie poszedł za ciemnowłosym, ale jeszcze bardziej zadziwiał go spokój i sposób, w jaki trzymał ten go... Był niewiarygodnie... Czuły.
Za chwilę zmęczony Satoru opadł na sofę, na której miał ochotę się rozłożyć i zasnąć, a ciepły stan podniecenia dodatkowo go zachęcał, nawet już mrużył powieki słabo... Ale napalony Suguru miał zupełnie inny plan, a przynajmniej nie chciał pozwolić drugiemu odpocząć, dopóki nie dokończą...
Brunet zdecydowanie zbliżył się do osłabionego chłopaka, którego ciężka głowa ciężko opadała na oparcie z twarzą skierowaną gdzieś w bok... Jasnowłosy z każdą chwilą coraz bardziej odlatywał ze znużeniem, gdy nagle drgnął, odchylając głowę do tyłu, a z jego ust wyszedł krótki stęk... Odruchowo złapał Geto w biodrach, który już w najlepsze się zabawiał ciałem wyższego... Skakał po nim w dzikich konwulsjach, doznając odrodzenia wcześniejszych odczuć, przez co tonął w rozkosznych mękach... Jeszcze niedbale łapał Gojo gdzie tylko mógł, a przy tym wszystkim zadziorny uśmiech nie schodził mu z twarzy... Ale to Satoru dopiero odchodził od zmysłów, dusząc się własnym oddechem i odgłosami, kiedy wypychał ciało do przodu...
Gdy brunetowi przeszła mania, masakrycznie zwolnił i teraz poruszał się nie tyle wolno, co dokładnie, dając się poczuć Gojo wystarczająco dogłębnie, na co ten mocno zmrużył ledwie uniesione powieki i zmarszczył brwi, a przy tym wbił paznokcie w skórę śniadoskórego.
- Suguru, ty potworze... Czemu to zrobiłeś? - zastękał z wyrzutem.
- Robię coś źle? - spytał zmysłowym tonem prosto w szyję chłopaka, którą teraz namiętnie dopieszczał.
- Spowalniasz to... - warknął - Pieprzymy się w miejscu ze szklanymi ścianami, dosłownie wszystko widać, a nie jesteśmy tu sami...
- Nie panikuj, piesku... - zaśmiał się z rozkoszą w głosie - Nikt tu nie wejdzie...
- On wszystko słyszy...
- I co z tego? To tylko pracownik.
- Wie, że jesteśmy tu tylko my...
- Wstydzisz się, skarbie?
- Nie wszyscy muszą wiedzieć, że jesteśmy gejami...
- To tylko ochroniarz. Nie ośmieli się plotkować na temat syna szefa... Odpręż się, Satoru. Ty nie musisz nic robić, po prostu daj mi robić swoje...
- Suguru... Jestem blisko...
Brunet uśmiechnął się i kontynuował swoją pracę, czując, że wyższy faktycznie już powoli odchodzi w swoją własną różową krainę spełnienia najwyższego, bo tracił kontakt z rzeczywistością... Zresztą Geto także się już zapominał, a nim się obejrzał, doprowadził do wybuchu dwóch źródeł rozkoszy, dając się ugryźć w ramię i pozwalając na wbicie sobie paznokci w biodra...
Jakieś piętnaście minut później dwójka już kończyła się ubierać. Zaspany Satoru siedział na fotelu ojca, opierając głowę na łokciach i próbując jakkolwiek rozumować, bo tuż po osiągnięciu szczytu zasnął... Obudził się, a raczej Suguru obudził go dopiero, gdy ten już miał na sobie wszystkie ubrania, a w koszu wylądowało wiele chusteczek. Za to brunet zdążył założyć spodnie, a koszulą zajął się, gdy Gojo był już przytomny.
- Suguru... - wymamrotał jasnowłosy.
- Hm?
- Wyczyściłeś wszystko dokładnie?
- Na ile mogłem... - westchnął - Po prostu zostawię serwisowi informację, że sofa jest do wyprania. - Spojrzał na chłopaka i spytał ciepło - Idziemy?
- Co? Gdzie? - posłał mu zdezorientowany wzrok.
- Do domu, a gdzie? - zaśmiał się.
- Suguru, ja już naprawdę nie żyję...
- Nie chcę cię więcej męczyć. Po prostu myślę, że u mnie będzie ci lepiej niż u ciebie.
- Będziemy spać w jednym łóżku? - spytał podejrzliwie - Jeśli tak, to mogę zapomnieć o przespanej nocy...
- Mogę spać w salonie, jeśli będziesz się czuć bezpieczniej.
- Zawsze możesz się zakraść...
- Naprawdę uważasz, że jedyne, o czym myślę to seks i dobieranie się do ciebie? - westchnął.
- Zawsze to robisz... Nie ufam ci.
- Więc czas najwyższy pokazać ci, że jesteś dla mnie czymś więcej niż obiektem seksualnym.
- Czym?
- Człowiekiem...
- Więc kim?
- Wkrótce się dowiesz. No chodź już...
Chwilę to trwało, ale w końcu Satoru dał się namówić. Posłusznie zszedł z brunetem na dół, choć gdy dostrzegł ochroniarza, natychmiast spuścił wzrok w dół pełen wstydu. Zupełnie odwrotnie od Suguru, bo ten ze swoim życzliwym uśmiechem pożegnał się z mężczyzną, a nawet patrzył mu w oczy, jakby trójka wcale nie została właśnie strażnikami pewnej tajemnicy... Natomiast w samochodzie Gojo zasnął zaraz po ruszeniu i przypadkowo, jego głowa opadła prosto na ramię Geto, co tego trochę rozpraszało, ogólnie przeszkadzało mu... Jednak zdecydował się nic z tym nie robić, nie chcąc budzić chłopaka, bo ten naprawdę musiał być padnięty. Reszta drogi minęła im raczej bezpiecznie bez żadnych zakłóceń...
***
Suguru właśnie wyszedł z łazienki, a na sobie miał szarą koszulkę i jakieś spodnie od piżamy, nic specjalnego. Zwykle chodził spać nago, ale nie chciał peszyć swojego gościa, a w dodatku dawać mu większych powodów do obaw... W końcu Gojo wciąż mu nie ufał... Kilka razy uprzedzał, że brunet ma mu nie zaglądać do łazienki, po czym też nie raz zerkał, czy na pewno się zamknął... Jeszcze chciał się wywinąć tym, że nie ma ciuchów na zmianę, ale tutaj okazało się, że chłopak zostawił swoją walizkę w samochodzie, przez co wszystkie potrzebne rzeczy przywieźli teraz ze sobą.
Także śniadoskóry spokojnym krokiem ruszył w kierunku salonu, gdy dostrzegł, że drzwi od sypialni są otwarte. Długo się wahał, ale ostatecznie ciekawość zwyciężyła i dyskretnie zajrzał do środka, a wtedy dostrzegł śpiącego Satoru. Ten leżał jak zabity, tak zmęczony musiał być... Suguru na ten widok aż uśmiechnął się, czując wypełniające go ciepło w środku... Szczerze mógł tak stać godzinami, ale nagle zorientował się, że naprawdę długo stoi... Speszony, czym prędzej uciekł stamtąd prosto do salonu. Tam już nie myślał o niczym szczególnym... Po prostu rozłożył sobie narożnik, który pościelił i również położył się, szybko zasypiając.
***
Dochodziła trzecia w nocy, gdy brunet obudził się, ledwo mrużąc oczy, choć zaraz zamknął je z powrotem. Z tym, że na swoich plecach wyczuwał ciepło drugiego ciała, a z jakiegoś powodu nie miał nawet wątpliwości, czyje ciało to jest... Zaciekawiony, wymamrotał sennie z mimowolnym uśmiechem:
- Śpisz, Satoru?
- Y-ym... - zaprzeczył dziecinnie, wtulając się jeszcze bardziej w plecy chłopaka.
- Co się stało? Miałeś koszmar? Zobaczyłeś ducha? Czy coś innego?
- Nie mogę zasnąć... - westchnął - Było mi źle i samotnie, dlatego przyszedłem do ciebie.
- No proszę... - zaśmiał się, po czym odwrócił ciało przodem do chłopaka, który mimo to dalej się wtulał, ale teraz w tors drugiego - A to niby ja miałem się dobierać do ciebie...
- Zamknij się... - burknął.
- Co tak niegrzecznie, dziecinko? - z rozbawieniem, odruchowo wsunął dłoń we włosy młodego dziedzica.
- Zabieraj te łapę z mojej głowy.
- Nie.
- Co? - zdziwiony, uniósł głowę, aby spojrzeć na młodego mężczyznę - Co to znaczy?
- Dokładnie to, co usłyszałeś, słodziaku - ułożył usta w niewinny uśmiech - Pierwszy zacząłeś. Jeśli ty się do mnie przytulasz w najlepsze, ja mogę dotykać twoich włosów, które swoją drogą, są bardzo miłe w dotyku...
- Oczywiście, że są. W końcu to moje włosy.
- Wszystko masz miłe w dotyku...
- Nie zaczynaj, Suguru... - warknął - Nie możesz mnie dotykać bez mojej zgody.
- Boisz się? - nagle przybrał poważny ton głosu, ale zaraz zmienił go na ten swój - Nie mam zamiaru cię dotykać bez twojej zgody, Satoru. To nie to miałem na myśli.
- To powiedz mi wreszcie, co? Cały dzień każesz mi się zastanawiać...
- Zależy, jak bardzo ci na tym zależy - posłał mu pewny, choć wcale nie arogancki uśmiech.
- Czemu miałoby mi zależeć? - prychnął.
- Nie jestem ci obojętny...
- Skąd to przypuszczenie?
- Zacznijmy od tego, że uważasz mnie za wyjątkowego...
- To jeszcze nic nie znaczy. Nie ty jedyny masz dobre geny.
- Zgoda... Ale, czy każdemu chłopakowi wchodzisz do łóżka i go przytulasz, chociaż - tu pokreślił, nawiązując - nie wyrażał zgody?
- No wiesz co... - burknął - Jak miałeś wyrazić zgodę, jeśli spałeś? Nie chciałem ci przeszkadzać... Pewnie sam byłeś zmęczony, miałeś ciężki dzień...
- Trzeci argument: martwisz się o mnie...
- Ludzki odruch.
- Chcesz wiedzieć czy nie?
- Jestem trochę ciekawy, dobra?
- Niech będzie... - zaśmiał się - Więc... To wszystko, co mówiłem, to były wyznania miłosne.
- Co? - otworzył szerzej oczy - Wyznania miłos... Co?
- Wyznania miłosne, Satoru.
- Chcesz mi coś powiedzieć, Suguru?
- Chciałem tyle razy... - spojrzał w bok ze speszeniem, szukając słów - Brakowało mi odwagi, poza tym byłem zbyt dumny... Myślałem, że sam zrozumiesz, jeśli wplotę coś między nasze rozmowy... Ale nie zrozumiałeś... Gdy się do ciebie dobierałem, wcale nie chodziło mi o seks. Po prostu potrzebowałem bliskości z tobą, ale udawanie, że to popęd seksualny było łatwiejsze... Nie planowałem nawet, że mi ulegniesz, tylko się droczyłem pod pretekstem, że chcę cię zaciągnąć do łóżka...
- Kiedy zrozumiałeś, że coś do mnie czujesz?
- Po naszym drugim spotkaniu... Najpierw mnie po prostu interesowałeś, no i... Polubiłem cię. Naprawdę myślałem, że chcesz się tylko ze mną zabawić i uznałem, że nic mi nie szkodzi, jak ci na to pozwolę. Ale jakoś wylądowaliśmy w łóżku drugi raz, bo było ci mało... Wtedy, gdy wyszedłeś z mojego mieszkania, zdałem sobie sprawę, że to mi jest za mało... Ale nie twojego ciała, tylko ciebie, twojej obecności... Najpierw traktowałeś mnie jak zdobycz, którą chcesz za wszelką cenę, ale gdy zauważyłem w tobie jakieś przebłyski wrażliwości, spodobałeś mi się bardziej... Po jakimś czasie zorientowałem się, że ja naprawdę o tobie intensywnie myślę. Ciekawiłeś mnie, a z czasem nawet zastanawiałem się, jak się czujesz, czy wszystko u ciebie dobrze...
- Więc chcesz mi powiedzieć, że przez te dwa lata spałem z tobą, bo tobie było ciężko się przyznać, że ci się podobam?
- Właściwie to tak...
- Pozwoliłeś mi myśleć, że mnie wykorzystujesz za ładną buzię...
- Masz ładną buzię.
- Wyzywałem cię...
- A, to... - spojrzał gdzieś z uśmiechem, zastanawiając się - To mnie naprawdę podnieca... Gdyby wyzywał mnie ktoś inny, nie byłoby tak przyjemnie... Ale robiłeś to ty, więc nawet cieszyłem się, że w ogóle mnie zauważasz.
- Ciebie nie da się nie zauważyć... No umówmy się, Suguru, nie da się...
- Nie jestem tak pewny siebie jak ci się wydaje.
- Żartujesz? - otworzył szerzej oczy - Cały czas uwodzisz syna swojego szefa... Ale myślę, że mógłbyś mieć każdego.
- Nie chcę każdego, Satoru... - spojrzał w bok speszony.
- To... Przepraszam, Suguru, że nie zauważyłem wcześniej... To musiało być ciężkie tak długo być blisko, a tak daleko mnie...
- Jakoś bardzo nie cierpiałem... - wzruszył ramionami - Dwa lata zaliczałem chłopaka, który mi się podoba... Tak czy siak byłeś blisko. Nie chcę, żebyś się zmieniał dlatego, że coś do ciebie czuję... Chociaż nie będę ukrywał, nie odmówiłbym, gdybyś zaprosił mnie na randkę.
- A jeśli nie chcę cię zaprosić na randkę, obrazisz się na mnie?
- Nie... - posłał mu wyrozumiały uśmiech.
- To... - zaczął niepewnie, ale dokończył już poważnie - Pójdziesz ze mną na randkę?
- Oczywiście, Satoru...
- Dobra, ale może tak trochę później, bo teraz jest noc i w ogóle spać mi się chce...
- Jasne, głupku... - zaśmiał się - Wrócisz do siebie czy masz zamiar spać wtulony we mnie?
- Oczywiście, że zostanę tutaj. Tam jest zimno i pusto... A ty jesteś lepszy od poduszek.
- Co to znaczy?
- Wolę leżeć na tobie... Dobranoc.
Po czym szybko się ułożył i zamknął oczy, udając, że śpi. Suguru z uśmiechem pokręcił głową, ale także postanowił wrócić do wcześniejszej czynności.
Ten rozdział ma prawie 9k słów, help me xDDDDDDDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro