Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czerwcowe dni

  Rozmowy czerwcowych kwiatów słychać było na samotnych łąkach, a szczupaki już dawno rozbiły lód na rzekach swoimi ogonami. Słońce niemiłosiernie gnębiło mieszkańców miast i pomniejszych wiosek, a wieczorami mogli odnaleźć ukojenie. Letnie dni i noce były i są uwielbiane przez wiele istot, ludzkich i mitycznych, choć w te drugie oczywiście mało kto wierzy.

Elfy jako strażnicy lasów w tę gorącą porę roku mają zawsze mnóstwo pracy. Nadzorują kwitnące rośliny, opiekują się zwierzętami i obserwują ludzi, którzy coraz chętniej wybierają się na rowerowe przejażdżki. No i muszą pilnować również swoich przyjaciół, a mianowicie wróżek. One wręcz uwielbiały płatać figle ludziom, z radością patrząc na ich zdziwione, nieraz również przerażone miny.

Nikolai był jedną z nich. Roztrzepany, energiczny i zapominalski. Wpadał na najlepsze pomysły i dzielił się ze wszystkimi swą kreatywnością. Był lubiany przez wszystkich, choć niektórym naprawdę działał na nerwy. Nikogo nie słuchał, strach było mu powierzyć jakiekolwiek zadanie.

Pewnego dnia młodzieniec zainteresował się tajemniczym nieznajomym. Blada skóra wyróżniała się spośród innych znanych mu ludzi, a fiołkowe oczy niemalże hipnotyzowały drobnego mieszkańca lasu nie większego od wróbla. Brunet w starej, czarnej szacie z kapturem prawie codziennie odwiedzał głąb boru, zrywając zioła i inne kwiaty. Na drugim końcu gaju stała drobna, drewniana chatka, do której – pomimo ciekawości – skrzydlata istota obawiała się wkraść. Za każdym razem odprowadzał obcego na skraj lasu, gdzie zaczynały się polany. Długowłosy jeszcze nigdy nie był aż tak zaintrygowany żadną postacią. A tej miał zamiar zrobić naprawdę wiele złośliwych żartów.

Pierwsze, co mu przyszło do głowy to wilcze jagody. Człowiek za każdym razem je omijał i ledwo rzucał na nie okiem. „Dlaczego on omija te cudne owoce! – zastanawiał się. – Są smaczne, zdrowe i pożywne". Zadecydował, że co jakiś czas będzie podrzucać do koszyka bruneta te właśnie jagody i będzie mieszał je z czarnymi porzeczkami. Łatwo jest je odróżnić, ale był ciekaw reakcji człowieka. Może zobaczyłby zdziwienie na jego twarzy? Złotooki wręcz ubóstwiał mimikę twarzy innych. Szok i niedowierzanie po doświadczeniu jego żartów wypełniały go niesamowitą satysfakcją i dumą.

Dwudziestego drugiego czerwca Nikolai postanowił wskoczyć do kosza pełnego ziół i tym samym dostać się do chaty obcego. Ukrył się na samym dnie pod pokrzywami i liśćmi babki lancetowatej. Podekscytowanie kompletnie opanowało jego ciało, a setki myśli przebiegało mu przez głowę. Jak wygląda wnętrze domku? Ile nowych rzeczy tam zobaczy? Czy nieznany mu człowiek może być wiedźmą, a nie istotą ludzką? Zobaczy na stolikach słoiki ze zwierzęcymi gałkami ocznymi i wszystkie rodzaje ziół?

Maleńkie serce zaczęło bić mu jak oszalałe, gdy usłyszał skrzypnięcie drzwi i poczuł zapachy polnych kwiatów. Wystawił głowę spomiędzy zielska i zatrzepotał szybko skrzydełkami. Stoły i biurka zapełnione były świeczkami, kryształami i flakonikami z osobliwymi zawartościami. Pod sufitem tuż obok okna wisiał czosnek i suszone mięso, a przy drzwiach wejściowych bujała się na boki doniczka z paprocią.

Mężczyzna o bladej skórze zdjąwszy kaptur, sięgnął po czarną gumkę i związał nią włosy w kucyk. Westchnął ciężko i zaczął krzątać się przy jednym ze starych stolików.

– Ivan, gdzie moja książka dotycząca eliksirów? – zapytał, podchodząc do drobnego, srebrnowłosego stworzenia, budząc go.

– Fyodor-sama, Fyodor-sama! Nie sądziłem, że wróci mistrz tak szybko! Proszę mi wybaczyć, już pędzę jej szukać, jestem pewny, że jeszcze przed drzemką gdzieś ją widziałem.

Skrzat zaczął biegać po całym pomieszczeniu, potykając się o własne włosy, które zaplątywały mu się wokół nóg. Wspiął się na dębowe biurko i przeszedł niebezpiecznie blisko wiklinowego kosza, w którym ukrywał się złotooki. Gdy ten chciał już odetchnąć z ulgą, kompan Fyodora zaczął pociągać nosem i wbił wzrok w ukrycie ciekawskiego mieszkańca lasu.

– Mistrzu, przyniosłeś ze sobą do domu wróżkę? – Wskazał palcem na rzecz obok niego, na co brunet zmarszczył brwi i zbliżył się do swojego współlokatora.

Wyciągnął rękę w stronę świeżo zebranych ziół, dostrzegając charakterystyczną, delikatną poświatę; aurę, która otaczała każdą żywą istotę. Po wielu latach nauczył się je odróżniać w zależności od gatunku stworzenia.

Kościstymi palcami złapał delikatnie intruza za migoczące skrzydło. Spanikowany i przerażony figlarz poczuł gorąco na całym ciele. Oddech gwałtownie mu przyśpieszył i zaczął się wyrywać, pogarszając swoją sytuację. Jeśli jego skrzydło zostanie uszkodzone, nie będzie mógł wrócić do domu, a nawet jeśliby mu się udało, zostałby odtrącony od reszty. Bo po co komu wróżka, która nie może latać przez całe swoje życie? Po co komu niepełnosprawna osoba, która wymaga opieki i nie jest w stanie ze wszystkim sobie poradzić?

Nikolai desperacko zaczął błagać o litość. Piskliwym głosem zaczął krzyczeć, żeby go puścił. Drobnymi rączkami szczypał palce gospodarza.

– Błagam, proszę, zrobię wszystko tylko nie łam mi skrzydła. Nie zdajesz sobie sprawy, co mnie może spotkać, jeżeli wróciłbym w tym stanie do domu. Tak, to ja zabierałem ci zioła z kosza, to ja dorzucałem tam wilcze jagody, ale błagam puść mnie. – Niekontrolowane drgawki opętały jego małe ciało i już miał wrażenie, jak ból rozprzestrzenia się po jego nerwach.

– Zrobisz wszystko? – dopytał, biorąc słoik leżący niedaleko i wrzucając do niego szkodnika. – Wiesz, jaka noc jest jutro?

– Noc Świętojańska, święto związane z letnim przesileniem.

– A znasz legendę o kwiecie paproci? – W tej chwili Nikolai już zrozumiał, o co chodzi. – Zakwita tylko w tę jedną noc i jeszcze nikomu nie udało się go zerwać. Co może dać ta roślina? Bogactwo? Miłość? Niewidzialność? Chcę, żebyś w jutrzejszą noc zerwał dla mnie ten mityczny kwiat i przyniósł go tutaj.

Długowłosy nie wiedział, co czynić. Zadaniem elfów, wróżek i innych leśnych istot było chronienie tego kwiatu za wszelką cenę i niedopuszczenie do niego nikogo. W tę noc ludzie udawali się do lasów, bawiąc się w poszukiwanie owego kwiecia, mając nadzieję na znalezienie go, nie mając pojęcia o konsekwencjach.

– Mogę w ogóle wiedzieć, kim jesteś? – zmienił temat.

– Nazywam się Fyodor Dostoyevsky, jestem wampirem. A ten skrzat to Ivan, mój wierny pomocnik.

– Świetnie, ja jestem Nikolai, jestem elfem. Wracając do kwestii kwiatu paproci, nie zgadzam się.

– Co za szkoda... – odrzekł zawiedziony i odkręcił słoik, chcąc znów chwycić obolałe skrzydło.

Leśny komik prędko cofnął tamte słowa, przylegając do ścianki słoika i skłamał, mówiąc, że zmienił zdanie i ukradnie następnego dnia magiczne kwiecie. Miał czas na to, by coś wymyślić. „Porozmawiam z resztą! – myślał sobie. – Oni coś na to poradzą!". Lecz po chwili zdał sobie sprawę, że tym sposobem tylko postawi swoją całą rodzinę w niebezpieczeństwie. Ten wampir może ich wszystkich skrzywdzić.

Nikolai uśmiechał się codziennie, a jednak w jeden z tych czerwcowych wieczorów uśmiech został zastąpiony smutkiem i zadumą.

Wrócił przygnębiony na kwietną łąkę w środku lasu, do której nie miał wstępu żaden człowiek. Miejsce to okalał czar, dzięki któremu śmiertelnicy nie byli w stanie dostrzec tego obszaru. Złotooki nie był jednak pewny czy magia mogła zadziałać na wampira zakochanego w alchemii.

– Dlaczego wróciłeś tak późno? – zapytał jego przyjaciel od razu po powrocie do domu.

– Robiłem żarty pewnemu człowiekowi i straciłem rachubę czasu. Jego reakcje były takie zabawne! – odpowiedział sztucznie rozweselony.

Przyjaciel najwidoczniej mu uwierzył, bo po chwili poklepał go dumnie po ramieniu i poszedł w swoją stronę, najprawdopodobniej do swojego hamaku, na którym zawsze spędzał wolny czas. Sam wróżek zdołał przełknąć ledwie dwie jeżyny i od razu zasnął zaraz po położeniu się. Wróżki nigdy nie miały problemów ze snem. Ani żadnych innych problemów.

***

Dwudziestego trzeciego czerwca mieszkańcy pobliskich wiosek szykowali się i niecierpliwie czekali na zbliżający się wieczór. Młode panny nie mogły doczekać się puszczania wianków na wodzie, mając nadzieję, że ich ukochany wyłowi go. Jedynej rzeczy, jakiej się obawiały, to utonięcia wiązanki. Gdy dziewczęta plotły wieńce, inni zbierali materiały potrzebne do utworzenia i podpalenia ognisk, nad którymi pary będą skakać i wokół których tańczyć, by chronić się przed złymi czarami.

Największą atrakcją dla najmłodszych od lat były poszukiwania kwiatu paproci w głębiach lasów, do których nikt zazwyczaj się nie wybierał. Opuszczali bezpieczne tereny swoich domostw i łudząc się, przeszukiwali każdy najmniejszy krzaczek i paproć. Nie wiadomo nawet, jak to kwiecie wygląda! Przecież nikomu do tej pory nie udało się odnaleźć magicznej rośliny, a legendy wciąż się rozwijają, nęcąco opowiadając o bogactwie, sławie, mądrości, jak i nadnaturalnych mocach.

Nikolai wiedział, że wykradnięcie kwiatu będzie trudne. Może zostać przyłapany przez innych. Może zostać przez innych uwięziony a w najgorszym wypadku wygnany z gaju. Wolał jednak to, niżeli możliwość, że Fyodor mógłby znaleźć jego rodzinę i wybić, jak najsłabsze insekty.

Pięć minut przed zakończeniem dnia wyruszył w dobrze znane sobie miejsce. Nie w głąb lasu lub na moczary, o których mówią opowiastki starszyzny i wędrownych. Perunowy kwiat kwitnie w miejscach, do których dzieci obawiają się zbliżyć. Dzikie lisy nie przepadały za większością ludzi, a kilkulatki były wyjątkowo irytujące. Przy jednej z zamieszkałych lisich nor, kwiat postanowił rozkwitnąć przez tę króciutką chwilę. Maleńki, czerwonawy pąk otoczony złocistą poświatą chroniony był przez magię. Żaden śmiertelnik nie mógłby nawet dojrzeć rośliny, ale elfy i tak czyhały uzbrojone, stojąc w okręgu plecami do paproci.

Siwowłosy wróżek już kilka godzin wcześniej przekupił lisa i kruka, by pomogli mu w zerwaniu kwiatu. Gdy Nikolai cierpliwie będzie czekać w norze wraz z rudzielcem, ptak w odpowiedniej chwili zapikuje w stronę wartowników, rozpraszając ich uwagę. Skrzydlaty złodziej następnie wyskoczy ze schronienia na grzbiecie ogoniastego, zabierając roślinę i biegnąc w stronę chaty wampira.

Tuż po północy wszyscy zebrani ujrzeli najpiękniejszy kwiat, jaki dany został ziemi. Wróżka mogła ukryć się pod nim jak pod parasolem, chroniąc się od ciężkich łez nieba. Czarującym blaskiem rozświetla łagodnie okolicę, a strażnicy legendy z trudem powstrzymują się od wpatrywania się w migocące płatki. Wydawać się mogło, że kwiecie nuci tajemniczą melodię niczym syrena, zwabiając do siebie słabszych, którzy nawet nie próbowali się opierać jej cudnej pieśni. Jednoznacznie nie dało się określić koloru tej żywej powieści. W jednej chwili mieniła się anielskimi odcieniami czerwieni, by po niecałej sekundzie zmienić je na barwę najczystszego oceanu.

Nikolai wstrzymał oddech, zastanawiając się w lisiej norze, jak pachnie ten mityczny kwiat. Zupełnie wypadło mu z głowy, że musi z bólem serca wyrwać go wraz z korzeniami i zanieść przebrzydłej wiedźmie (nie umiał inaczej określić wampira). Rude zwierzę szturchnęło zachwyconego chłopaka, tym samym przypominając mu o wszystkim.

Wziął głęboki wdech i łapiąc mocno płomienne futro na karku leśnego chytrusa, obserwował, jak czarnoskrzydły zaczyna krakać, zwracając na siebie uwagę. Długowłosy pociągnął lekko za sierść przyjaciela i wyskoczywszy z lisiego legowiska, pochwycił prędko ciemnozieloną łodygę i starał się ignorować dźwięki pogoni za nim. Spojrzał w tył, gdy odgłosy ucichły i posłał im najsmutniejsze spojrzenie, jakie kiedykolwiek pojawiło się na jego twarzy.

– Pamiętaj, że nie masz tu już czego szukać! – wykrzyknął jeden z elfów.

– Zdradziłeś cały las, stając się wrogiem nas wszystkich – rzekł dumnie drugi. – Wróć tu, a zabijemy cię.

Nie powstrzymywał łez, gdy opuszczał swój wieloletni dom. Przycisnął jak najmocniej kwiat paproci do swojej piersi i szlochał, żałując wszystkiego, czego zrobił. Nie mógł nawet wytłumaczyć się swojej rodzinie. Cóż miał powiedzieć? Że wszedł w konszachty z demonicznym wampirem i żeby ich wszystkich chronić, zgodził się wykraść dla niego perunowe kwiecie? Śmiechu warte! Zostałby następnie ukarany za znajomość z tą istotą. Teraz został wygnany i po podarowaniu krwiopijcy rośliny, Nikolai będzie bezużyteczny. Zacznie błąkać się po całym świecie, umierając z każdą sekundą, dopóki nie osiągnie wieku ponad tysiąca lat i nie zniknie zapomniany przez wszystkich, których spotkał.

– Przynajmniej jesteście bezpieczni, ten upiór was nie skrzywdzi – powiedział przez słone łzy, znowuż czując znany mu dopiero od niedawna ucisk serca.

Z osowiałym, żałosnym uśmiechem słuchał ludowych melodii i chichotów mieszkańców. Wesoło tańczyli wokół ognisk i skakali przez nie, a reszta nieobecnych prawdopodobnie kąpała się w jeziorach.

Po dotarciu przed dom Fyodora, złotooki pożegnał się z lisem i podleciał na parapet, wchodząc do środka przez uchylone okno.

Jedynym oświetleniem było kilka wypalających się już świeczek. Ivan spał otulony swoimi długimi włosami niczym kocem, a Dostoyevsky leżał z zamkniętymi oczami z głową i rękami na biurku, spokojnie oddychając, jakby był zwykłym człowiekiem, trzymającym się z dala od ludzi. Kruczoczarne włosy częściowo zakrywały jego lico, sprawiając, że dla leśnego figlarza jego wygląd był choć odrobinę znośniejszy.

Położył zerwany kwiat na księdze tuż przy Fyodorze i rozejrzał się po całym pokoju.

– Gdybym nie wiedział, że jesteś wampirem, pomyślałbym, iż śpisz naprawdę twardym snem.

– Naprawdę przyniosłeś mi ten kwiat... – powiedział, otwierając oczy i ignorując wcześniejsze słowa.

– Musiałem to zrobić, inaczej skrzywdziłbyś moją rodzinę, prawda? – odparł smutno, nie mając ochoty na kontynuowanie rozmowy.

Wampir zamrugał oczami i przetarł je dłonią, skonsternowanie spoglądając na maleńkiego wróżka.

– Kiedy powiedziałem, że skrzywdzę twoją rodzinę, gdy nie zerwiesz dla mnie tego kwiecia? Powiedziałeś, że zrobisz wszystko, jeśli nie pozbawię cię skrzydeł, a ja to wykorzystałem. Nie napomknąłem również ani słowem o konsekwencjach. Mogłeś uciec do lasu i nigdy nie wracać. Całą resztę po prostu sobie dopowiedziałeś. – Mężczyzna zachichotał z rozczuleniem i pokręcił głową. – Myślałem, że to ludzie nadmiernie myślą i to oni są najbardziej interesującymi istotami, a tu proszę, znalazła się mała, delikatna leśna wróżeczka, która dosłownie wszystko przebiła.

Nikolai zaniemówił, próbując wszystko przekalkulować. Cofnął się myślami do rozmowy wczorajszego dnia i miał ochotę zaśmiać się pusto ze swojej głupoty. Wampir o ametystowych oczach miał rację. Nie zagroził mu skrzywdzeniem kogokolwiek. Bez wysiłku lekko zmanipulował tą naiwną istotą i zyskał to, czego chciał.

– Zostałem wygnany i znienawidzony przez wszystkich, których kochałem, a teraz mówisz mi to? Czy tobie kiedyś kocioł spadł na łeb? Nie mam gdzie się podziać, a ty wiedząc to, po prostu bez żadnych wyrzutów mnie wykorzystałeś! – wykrzyknął wściekły.

– Nie mów, że nie masz gdzie się podziać, skoro od teraz możesz podróżować ze mną i z Ivanem.

To zdanie dobiło złotookiego jeszcze bardziej, niżby przypuszczał. Co Fyodor miał zaplanowane od początku, a co było tylko kwestią przypadku?

– Słuchaj blady krwiopijco, nie będziesz za mnie decydował, zrozumiano? Tę noc prześpię w tym miejscu, a jutro pomyślę jak cię zabić – warknął.

Cichy, perlisty śmiech wypełnił pomieszczenie. Dostoyevsky poczekał, aż wróżek wygodnie ułoży się obok wyrwanego kwiatu, opatulając się świecącymi łagodnie skrzydełkami i zgasił wszystkie wypalające się już świeczki.

Wampir począł zastanawiać się, do czego wykorzysta perunowe kwiecie. Prawdę mówiąc, sam nie do końca wiedział, czego chciał. Nieśmiertelność męczyła go i bez skrępowania przypominała o swoim istnieniu. „Wszystkie śmiertelne istoty, którym kiedykolwiek zaufałeś, w końcu cię zostawią! Już nawet nie pamiętasz imion większości z nich, czyż nie mam racji? Łapiesz się ich i egzystujesz z nimi nawet setki lat, a i tak w końcu zostajesz bez nikogo. Wampiry nie powinny cierpieć z samotności, a ty jednak wiążesz się z innymi w obawie przed jej odrażającymi szponami! Czy gdy twoi kolejni przyjaciele będą na łożach pustki, będziesz chwytał się wszystkiego, co możliwe, by utrzymać ich przy życiu? Zmęczonych, niemogących nawet poruszyć którymkolwiek mięśniem? Zrobiłbyś to, bo nie umiesz uwierzyć w ten szkaradny cykl życia".

Takie właśnie nieludzkie refleksje dopadały naszego wykończonego od dawna upiora, gdy poznawał kolejne intrygujące stworzenie, z którym chciał żyć.

***

Nikolaia zbudziły ciągłe dźwięki kroków i trzask szkła jednego z eliksirów. Automatycznie przycisnął do siebie nocny kwiat, który wciąż wesoło migotał. Czy to już koniec jego spokojnego wysypiania się i wstawania, kiedy sam chciał?

– Skoro już się obudziłeś, pomóż nam się pakować. – To pierwsze słowa, które złotooki usłyszał dwudziestego czwartego czerwca.

– Gdybym był większy, uderzyłbym cię w twarz. A na tobie nawet czarów użyć nie mogę – fuknął oburzony.

– Da się coś zrobić, jeśli chodzi o tę wielkość – odpowiedział Fyodor i stanął przy stole z flakonikami. Po chwilowym czytaniu etykietek złapał prędko ten z zieloną cieczą i wrócił do właściciela srebrnych skrzydeł, przypominających te motyle. Odkorkował buteleczkę i nie czekając na słowa gościa, wlał mu do ust kilka kropel. Następnie złapał go za drobną rękę i postawił na skrzypiącej podłodze, wcześniej odkładając roślinkę na jedną z ksiąg.

Początkowo jasnowłosy niczego nie poczuł, lecz po kilku sekundach jego wzrost zaczął się zwiększać, dopóki nie zatrzymał się na ponad stu osiemdziesięciu centymetrach, przewyższając samego wampira. Krzyknąwszy, zwrócił na siebie uwagę skrzata, który zadarł wysoko głowę, by móc spojrzeć na osobę, która jeszcze przed sekundą była mniejsza od niego.

– Naprawdę chcesz, żebym cię uderzył – warknął. – Kto pozwolił ci coś we mnie wlewać?

– Wybacz, po prostu od jakiegoś czasu jestem ciekawy, jak wyglądałbyś w sukience.

Wampir pstryknął palcami i dopiero wybuch śmiechu Ivana uświadomił wygnańcowi, że jego ubiór nieco się zmienił.

Nie miał już na sobie wygodnych, leśnych skór, a różową suknię z bufiastymi rękawami sięgającą do kostek. Wyglądał w niej jak niejedna dama z bogatego dworu. Od razu zapragnął ją z siebie zerwać, ale przez czar Dostoyevsky'ego było to niemożliwe. Udomowiony skrzat zaczął turlać się po podłodze i śmiać się jeszcze głośniej, irytując upokorzonego młodzieńca.

– Ivan, weź kosz i pójdź pozbierać trochę grzybów – rzekł brunet, od razu uspokajając wieloletniego przyjaciela.

– Srogo się mylisz, jeśli sądzisz, że jesteś zabawny. Może jeszcze wbij mi się w szyję tymi swoimi kłami i wyssij ze mnie krew – syknął sarkastycznie. – Umrę z nadzieją, że się zatrułeś.

– Właśnie taki miałem plan, powiększając cię. A sukienka to śliczny dodatek do całej tej sceny.

Fiołkowooki zaczął podchodzić do zdębiałego młodzieńca, powoli wysuwając wampirze kły i pokazując mu szkarłat swoich tęczówek.

– Cz-czeka...! – zaczął spanikowany.

Na nic zdały się zlęknione protesty, gdyż i tak poczuł na swojej szyi zimne dłonie, odgarniające jego długie włosy. A gdy wampir zatopił ostre kły, od razu odechciało mu się sprzeciwiać. Sądził, że poczuje tylko i wyłącznie ból, a ku jego zdziwieniu odczuł dyskomfort tylko na początku, później istniała jedynie przyjemność. Pociemniało mu przed oczami, ale jakimś cudem wciąż trzymał się na wątłych nogach, zapewne przytrzymywany przez krwiopijcę.

Słodki smak wróżkowej krwi osiadł na języku i wargach Fyodora. Wkrótce po oderwaniu się od niego zaklęcie i magiczny napój przestał działać, więc leśny figlarz powrócił do swojej poprzedniej – zdecydowanie bardziej przez niego lubianej – postaci.

Nikolai zaczął bujać się na boki, gdy chciał wrócić na stary stolik, gdzie leżał kwiat paproci. Czuł obowiązek czuwania nad tą rośliną, żeby nikt inny nie mógł go tknąć. Po kilku krokach upadł twarzą na podłogę.

– Rany, dlaczego muszę opiekować się wróżką? – zapytał pod nosem, biorąc do ręki wspomniane stworzenie i wkładając je do kieszeni płaszcza znajdującej się na lewej piersi.

– Po pierwsze – jestem elfem. A po drugie, panie wielki męczenniku – sam się na to pisałeś – wybełkotał.

– Elfy nie mają skrzydeł. Mogę pokazać ci to w co najmniej pięciu encyklopediach.

– I na tym kończy się wampirza tolerancja... – wydukał.

Wróżek przez pół godziny dochodził do siebie i w tym czasie także Ivan wrócił z grzybobrania, na które wysłał go jego mistrz, byleby wyrzucić go z domu. Dość szybko uwinęli się z pakowaniem wszystkich potrzebnych rzeczy. Ustalili, że wygnaniec zajmie się pilnowaniem kwiatu w bezpiecznej kieszeni starego odzienia (co spotkało się z niemałym oburzeniem), Fyodor będzie niósł dwie torby na ramię, a skrzat całą resztę. Wszystkie fiolki, książki, talizmany i inne zbiory wampira. W południe byli już prawie w pełni gotowi do podróży.

– Na pewno tego chcesz? – zapytał Fyodor z nutą współczucia. – Tak czy inaczej, to był twój dom.

Nikolai pokręcił z uśmiechem głową i utkwił wzrok w tęczówkach nowego kompana.

– I tak mnie nienawidzą. Nie chcę żyć samotnie, wiesz? Wróżki z samotności mogą umrzeć, widziałem taki przypadek na własne oczy. On również był wyrzutkiem niekochanym przez nikogo. Nie chcę podzielić Jego losu.

– Jak miał na imię? – zapytał zaciekawiony Ivan.

– Sigma – odpowiedział jakby z utęsknieniem.

Żaden nie miał zamiaru już drążyć tematu i po prostu ruszyli przed siebie, kierując się ku nieznanemu. Mieli przed sobą wspólne setki lub tysiące lat, Fyodor Dostoyevsky zadba o to, by trzymali się razem jak najdłużej i nic ich nie rozłączyło. Nawet największe kłótnie czy wieczny sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro