Porady - Od czego i jak zacząć
Jest pewne banalne stwierdzenie, które ma w sobie wiele prawdy - nowy rok to nowy początek. Nie tylko kalendarzowy; z jakiegoś powodu ludzie uparli się właśnie wtedy podejmować decyzje określające ich motywacje na kolejne dwanaście miesięcy. "Schudnę", "poprawię oceny z matmy", "napiszę bestseller". Niestety, nie jestem osobą mogącą udzielać porad na temat zdrowego trybu życia, talentu pedagogicznego również mi poskąpiono, toteż o matematyce nie porozmawiamy, ale z racji swojej - i zapewne nie tylko swojej, skoro jesteśmy wszyscy na Wattpadzie - pasji wiem co nieco o procesie tworzenia historii. Oczywiście, nie twierdzę, że równo z wybiciem północy ktokolwiek odstawi swoje Piccolo, żeby usiąść do komputera i rozpocząć pisanie dzieła życia, ale wielu początkujących autorów, których znam, zaczynało tworzyć opowiadanie właśnie pod wpływem noworocznych postanowień.
Utarło się mówić, że początki są najtrudniejsze. Tak, to zdecydowanie prawda. Niektórzy potrafią wymyślić pięć różnych wersji pierwszego rozdziału, trzy razy zmienić zdanie, czy powstanie prolog, czy jednak go nie będzie; słowem - każdy pisarz ma w sobie coś z rozchwianego emocjonalnie romantyka zaczynającego dzieło od środka. Wielu z nas, również na wzór tegoż wieszcza, swoich historii nie kończy, my jednak staramy się wierzyć, że dobrniemy do ostatniej kropki naszych opowiadań. W każdym razie rozpoczynanie to zdecydowanie najcięższa część procesu twórczego. Można ją jednak znacznie uprościć, czego wielu zdaje się kompletnie nie pojmować.
Przeglądając opowiadania nie tylko na Wattpadzie, ale w internecie w ogóle - a często również książki pewnych autorów i jest to moment, w którym zaczynam dramatycznie szlochać w sposób niekontrolowany - często mogę dostrzec chaos. Ba! Sam autor często przyznaje, że nie wie, co będzie dalej lub z czystego lenistwa pyta czytelników, czego by chcieli, pozwalając, aby inni wymyślali za niego historię, na którą ponoć miał pomysł. Zazwyczaj wynika to z bardzo podstawowego problemu: pisania pod wpływem chwili.
Oczywiście, nikt nie potrafi zapanować nad natchnieniem, a muzy to bardzo zazdrosne kobiety, aczkolwiek to, że wpadliście na pomysł i usiedliście do Worda bądź innego edytora tekstu, aby przelać swą wizję na papier, nie oznacza automatycznie przymusu publikacji. Plik nie tylko nie ulegnie samozniszczeniu, jeśli natychmiast nie wrzucicie go na Wattpada, ale może wręcz zyskać, kiedy poleży dzień-dwa, nim ponownie do niego zajrzycie i ocenicie świeżym okiem. Jeśli nadal niczego byście nie zmienili - moje gratulacje. Rzadko się jednak zdarza, aby tekst bez żadnych poprawek trafił w pierwotnej formie do publikacji.
No dobrze, sypnęłam paroma mądrościami, które można znaleźć w prawie każdym poradniku, ale jak się to ma do braku pomysłu i chaosu? Otóż pomiędzy pomysłem a treścią istnieje jeszcze jeden, całkiem spory krok, uparcie ignorowany przez wielu autorów.
Planowanie.
W tym momencie co najmniej kilka osób zrobiło dziwne miny do monitorów. Tak, doskonale znam reakcje na sugestię, że należałoby uporządkować swój pomysł. "Ale mi to niepotrzebne", "mam wszystko w głowie" i tym podobne. Osoby, które mi tak mówiły, zwykle po jakimś czasie z powodów bliżej nieznanych próbowały tej tajemnej sztuki, jaka według przeciętnego amatora bliska jest nekromancji. Pragnę w tym momencie oświadczyć, że nikt nie zginął, wszyscy mają się dobrze, a co więcej - ich historie również!
Po co tworzyć plan? Cóż, oto kilka najistotniejszych powodów, dla których ja to robię:
- znam swoich bohaterów. Tych pierwszoplanowych, drugoplanowych, a nawet epizodycznych. Nikt mi się nie rozpłynie we mgle, nikt też nie wyskoczy jak Filip z Konopii, potrafię określić ich zadania;
- pamiętam wydarzenia, które miały nastąpić dalej. Co więcej, widzę ciąg przyczynowo-skutkowy i mogę określić, jak zmiana któregoś pomysłu wpłynie na to, co zaplanowałam dalej;
- widząc plan oraz bohaterów jestem w stanie określić, co należy dopracować, a co jest wręcz zbędne i moje opowiadanie obejdzie się bez tego.
Niechęć do planów wynika zwykle z dwóch, zupełnie różnych kwestii. Pierwszą jest zwyczajne lenistwo - jeśli to ono cię powstrzymuje, najlepiej w ogóle nie pisz, bo prawdopodobnie robisz to dla popularności, a pisać bez serca to jak jeść pizzę bez sera. Nawet brzmi podobnie, prawda? Drugą natomiast stanowi obawa przed sztywnymi ramami, których trzeba się będzie trzymać. W tym wypadku zatrzymajmy się na chwilę.
Plan nie jest czymś, z czego ktokolwiek zamierza was rozliczać. Pisząc opowiadanie, to wy jesteście swoim szefem. Możecie swój plan modyfikować, zmieniać; możecie go nawet usunąć i napisać całkowicie od nowa. To plan ma być podporządkowany wam, nie na odwrót. Stanowi swego rodzaju pomoc w procesie twórczym, a nie ma za zadanie sprawiać, żebyście czuli się do czegoś zobowiązani.
Nie powinniście go też kojarzyć z typowym planem wydarzeń, jaki odbębniają uczniowie podczas przerabiania lektur. Takiego sama nie potrafiłabym ułożyć, zawsze sprawiało mi problemy wypunktowanie wszystkiego, co jest ważne według nauczycielki.
Od czego więc zacząć? Cóż, na początek zapiszcie sobie na samej górze swój pomysł na fabułę. Może być chaotyczny, wpiszcie tam wszystko, co przychodzi wam do głowy, kiedy myślicie o pomysłach, które chcielibyście zawrzeć. Gotowe? Świetnie. Macie punkt wyjścia. Tu też powstaje pewne rozwarstwienie pomiędzy pomysłami osadzonymi w świecie realnym oraz tymi czerpiącymi z różnych odmian fantastyki/science fiction, ale o tym zaraz.
MIEJSCE:
Najpierw należy określić, gdzie dzieje się akcja. Jeśli w miejscu jak najbardziej prawdziwym, po prostu je sobie wybierzcie, zapiszcie parę linków i poczytajcie o nim w wolnej chwili - pisanie o czymś, o czym się nie ma pojęcia to również zwykłe lenistwo. Zadziwiająco wiele bohaterek wattpadowych opowieści mieszka w Londynie/Nowym Jorku/Sydney/Los Angeles, ale, prawdę powiedziawszy, nawet nie da się domyślić, w którym z tych miast konkretnie. Dlaczego? Bo nie mają w sobie niczego poza szkołą bohaterki, jej domem, domem Tego Jedynego oraz może jedną knajpą/klubem. I Starbucksem oczywiście. Koniecznie w galerii handlowej.
Tymczasem tym, co - według moich obserwacji - odróżnia mieszkańców dużych miast od małych jest to, że oni w swoich coś naprawdę kochają. Jasne, mogą narzekać na wiele rzeczy, ale zawsze znajdą jakieś miejsce, coś charakterystycznego dla danego miejsca, co jest dla nich ważne. Jakiś czas temu skończyłam wreszcie "Świąteczną księgę wyzwań Dasha i Lily" autorstwa Rachel Cohn i Davida Levithana, której akcja rozgrywała się właśnie w uwielbianym przez miliony autorek Nowym Jorku. Wiecie co? Tam rzeczywiście można było poczuć atmosferę tego miasta, znajdowały się odwołania do różnych miejsc oraz atrakcji, z jakich NY słynie. Oczywiście, większość z nas nie zobaczy nigdy NY, LA czy innego wielkiego miasta, do którego wysyła bohaterkę, na oczy, ale żyjemy w XXI wieku, czyż nie? Oprócz milionów przewodników mamy możliwość przespacerowania się wirtualnie po wielu miejscach na całym świecie. Jeśli więc wasze mieszkające w Sydney czy innym Londynie bohaterki ograniczają się do kursów dom-szkoła-od święta centrum handlowe, równie dobrze możecie je umieścić w Wygwizdowie Górnym. Albo i nie. Nawet Wygwizdowo Górne różni się czymś od Pcimia Dolnego, ma jakąś lokalną atrakcję, choćby stuletniego pijaczka, który widział przejeżdżającego prezydenta i chętnie o tym wszystkim opowiada. W każdym razie - nadajcie swojemu miejscu akcji coś indywidualnego, podkreślcie, gdzie nas zabieracie czymś więcej, niż banalnym zdaniem w stylu "kocham Nowy Jork". Zwiążcie swoich bohaterów z tym miejscem, ukażcie czytelnikom, dlaczego jest dla nich takie ważne. Lub wręcz przeciwnie - wypunktujcie sobie, czemu bohaterowie go nie cierpią.
Podobnie sprawa ma się z miejscami fikcyjnymi, które zostały już wymyślone. Wklejcie sobie odnośniki do stron z ważnymi informacjami, zanotujcie to, co przyda się wam szczególnie. Jeśli jakiejś informacji nie ma - gdzie położony jest Durmstrang, czy w Beacon Hills jest salon z używanymi samochodami, jak często do Mystic Falls kursują autobusy - dopowiedzcie to sobie, oczywiście nie przesadzając.
Sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, kiedy miejsce akcji stanowi wytwór naszej wyobraźni, aczkolwiek nie jest to wbrew pozorom takie wyzwanie, jak niektórzy sądzą. W literaturze młodzieżowej, na Wattpadzie również, roi się wręcz od tajemniczych akademii, do których trafia uzdolniona młodzież w okolicach szesnastego roku życia. To trochę przechodzony motyw, aczkolwiek jeśli chcecie taką wykreować - wysilcie się! Nikt nie może zabronić wam wzorowania na Hogwarcie lub Instytucie Nocnych Łowców, ale nie przepisujcie tego słowo w słowo! Jak wygląda budynek? Jaki jest jego układ? Jakie przedmioty są w programie? Jakie zasady obowiązują uczniów? Gdzie mieści się szkoła? Tworzenie czegoś własnego to przede wszystkim odpowiadanie na wiele pytań. Nie znaczy to, że musisz od razu wiedzieć wszystko, na początku możesz dysponować jedynie zarysem - ale musi się on potem rozwinąć! Bohaterowie nie egzystują w nicości, w nicości... cóż, nic się nie dzieje, więc żadna akcja nie będzie mieć tam miejsca, a nam nie o to chodzi, prawda?
Im większy świat, tym więcej pytań należy sobie zadać, by trzymał się on kupy. Nikt nie każe wam znać każdego krzaka i porostu występującego we florze i faunie waszej autorskiej krainy, ale powinniście umieć określić, gdzie leży, powiedzieć coś o jej kulturze czy walucie. Nie każdy z nas jest Tolkienem czy innym twórcą ogromnych, skomplikowanych światów, aczkolwiek istnieją pewne podstawy, które należy znać, aby potem w treści opowieści nie zaprzeczać samemu sobie. Dla ułatwienia można wzorować do pewnego stopnia nowe światy na realiach historycznych - robią to znani pisarze, więc czemu nie wziąć z nich przykładu i nie czerpać do pewnego stopnia z przeszłości? Na pewno będzie wam łatwiej niż brać wszystko z głowy, a przy tym prościej uniknąć stworzenia typowego świata fantasy, odrysowanego idealnie od szablonu. Bez minimalnego choćby researchu nie ma co mówić o napisaniu czegoś porządnego, a skoro dotarliście aż do tego zdania, to wnioskuję, że jednak zależy wam na rozwinięciu swoich umiejętności.
Niezależnie od tego, czy kreujecie cały nowy świat, miasto czy szkołę dla wyjątkowych - jeśli macie problem z wyobrażeniem sobie rozmieszczenia czegoś, po prostu to narysujcie. Nie potrzeba tu talentu plastycznego, nie potrzeba nawet kartki, bo możecie to zrobić w Paincie. Nie musicie tego nikomu udostępniać, to pomoc dydaktyczna dla was, podobnie jak cały tworzony plan.
RASY:
Ta kategoria dotyczy oczywiście tylko światów wymyślonych. Autorzy fanfiction mają ułatwione zadanie - niezależnie od tego, czy ich bohater jest kolejnym wilkołakiem w Beacon Hills, czy też jego babcia była wilą, a on uczy się w Hogwarcie, w internecie istnieje od groma stron, na których zebrano całą wiedzę dotyczącą występujących w danym uniwersum stworzeń. Oczywiście, są ambitni autorzy, wprowadzający do cudzych światów nowe rasy (choć na polskim Wattpadzie przychodzi mi tu do głowy jedynie znane fanom Teen Wolfa "Silver Eyes" od @_PrincessLeia_ i @zimnynosek), ale należy to do rzadkości.
Jeśli jednak postanowiliście zaszaleć i dodać nowy gatunek do uniwersum, w którym osadziliście swoje opowiadanie lub tworzycie autorską historię, wasze zadanie jest nieco trudniejsze. Jasne, można na przykład spisać wszystkie cechy wampirów z TVD i podarować je tym wykreowanym na własne potrzeby, ale gdzie w tym piękno bycia autorem? Pomijając już kwestię plagiatu i odtwórczości takiego rozwiązania - po pierwsze, nie daje to takiej radości, jak własne pomysły, a po drugie, to wasza wizja, tak? Oczywiście, że pewne rzeczy zgadzać się będą zawsze, jak na przykład to, że słabą stroną wilkołaków jest pełnia, a wiedźmy czarują, ale tworząc to na własne potrzeby, możecie usunąć cechy według was niepotrzebne lub niedorzeczne, dodać własne słabości lub wręcz przeciwnie - nowe moce! Tylko uważajcie, aby z tym nie przesadzić. Nie chcecie przecież skończyć z będącymi policzkiem dla biologii diamentowymi pacynkami pijącymi krew łosiów i nie-wilkołakami o genetycznych skłonnościach do pedofilii.
Ponownie: nie musicie wiedzieć dosłownie wszystkiego, ale jako autor powinniście mieć o wymyślonych przez siebie gatunkach co najmniej tyle informacji, ile mają postacie. Przykładowo: główna bohaterka mieszka z matką i ciotką, wszystkie trzy są czarownicami. Główna bohaterka została wychowana w tej świadomości, uczono ją magii, oswajano z kulturą, dziedzictwem. Postawmy się teraz na jej miejscu i zadajmy sobie pytanie: ile powinniśmy wiedzieć w takiej sytuacji? Najprostszą metodą tworzenia zazwyczaj jest odpowiadanie na pytania. Dlatego też moim zdaniem nieocenione jest posiadanie kogoś, z kim można porozmawiać o swojej twórczości - często wtedy jesteśmy zmuszeni udzielać odpowiedzi, rozbudowując przy tym nasz świat. Spojrzenie kogoś z zewnątrz i jego ciekawość bywają niezwykle pomocne.
Oczywiście, macie prawo czegoś nie wiedzieć lub o czymś nie pomyśleć, jesteśmy wszyscy jedynie ludźmi. Jednak skoro nadal chce się wam brnąć przez ten poradnik, najwidoczniej macie w sobie jakieś zaparcie, by dopracować to, co wymyślacie, jestem więc przekonana, że znajdziecie go również na tyle, aby wymyślić coś spójnego. Folklor waszego świata nie ma obowiązku obfitować w szczegóły, najlepiej z listą legend odnośnie powstania każdego gatunku. Jego zadaniem jest przede wszystkim zachowywać spójność. Jeśli przykładowo wasze elfy nie potrafią płakać, cennym artefaktem nie mogą być elfie łzy, o ile kupiec po prostu nie naciąga niewinnych na coś równie wiarygodnego, co średniowieczne relikwie.
BOHATEROWIE:
Prawdopodobnie najbardziej problematyczny element kreacji świata. W tym numerze nie zajmiemy się tym, od czego zależy, czy postać została stworzona dobrze, czy też poszerzyła grono Mary Sue. Tym razem chciałabym się raczej pochylić na bardzo często pomijanym, a istotnym szczegółem: czy bohater jest istotny?
Na początek zróbcie sobie listę postaci. Zacznijcie od waszej głównej heroiny lub herosa. Na wattpadzie są autentyczne przypadki opowiadań, w których po trzydziestu rozdziałach autor przyznaje, że zapomniał nazwiska swojego głównego bohatera i nie chce mu się szukać, więc wymyśla nowe! To nie tylko skrajny przykład lenistwa czy braku serca do pisania, ale też zero szacunku wobec czytelnika. Ponieważ chcemy tego uniknąć, spiszcie sobie kluczowe informacje: imię, nazwisko, ewentualne drugie imię oraz przydomki, opcjonalnie inne podstawowe, ważne informacje - choćby data urodzenia. Opiszmy tę postać krótko, nawet samymi przymiotnikami, aby mieć pewność, jaka jest i nie przypisywać jej potem czynów, których ktoś z jej charakterem by nie dokonał. W tym momencie nie musicie, ba!, nie powinniście dokonywać pełnej psychoanalizy bohatera - na początku historii nie jest on przecież gotowy. Wtedy przecież byłoby nudno! W końcu jedną z kluczowych cech każdej opowieści jest rozwinięcie tych, którzy w niej występują.
Przydałoby się również opisać jakoś wygląd waszego bohatera. Jeśli znacie sławną osobę spełniającą wasze wyobrażenia, nie ma nic złego w zapisaniu w notatce, do własnego użytku np. "wygląda jak Crystal Reed", jednak nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, PRZENIGDY nie twórzcie postaci tylko po to, aby mieć kogoś z takim, nie innym znanym wyglądem. Dlaczego? Wyjaśnienie znajdziecie w poniższym akapicie.
Dobrze, mamy na papierze naszą główną bohaterkę, bohatera lub nawet bohaterów - w końcu nikt nam nie zabrania wprowadzać więcej niż jedną osobę w centrum zdarzeń. Teraz zastanówcie się, na kogo jeszcze macie pomysł. Przyjaciel z dzieciństwa? Rywal? Ktoś inny? Twórzcie śmiało! Obowiązuje tylko jedna kluczowa zasada: należy zadać sobie pytanie "czy on/ona odegra jakąś rolę?". Jeśli postać powstaje tylko po to, aby być w tle, wyglądać jak wasza ulubiona aktorka lub wypowiedzieć jedną kwestię, nie jest to pełnoprawny bohater, a element tła, ktoś w stylu NPC w grach. Oczywiście, nikt nie zabrania nam tworzyć postaci epizodycznych, wręcz przeciwnie! Nadają one naszym historiom realizmu, jednak nie można przesadzać z ich ilością. Opowiadanie to niestety nie Simsy i czytelnicy mogą się pogubić, jeśli wprowadzisz zbyt wielu bohaterów, zwłaszcza nieistotnych.
O ile poprzednie podpunkty są elastyczne, o tyle przybliżyć samemu sobie postaci autor powinien zawsze. Nawet pisząc opowiadanie w stylu grupowego czatu bądź sms-ów. Ba! Wtedy znajomość swoich bohaterów jest szczególnie ważna - gdy brakuje opisów czy akcji, a historia skupia się na kilku osobach i relacjach pomiędzy nimi, należy znać ich tym lepiej, nadać indywidualne charaktery. Jak pisałam wcześniej: nie chcemy postaci ukształtowanych od A do Z już od pierwszej strony, ale też nie są to noworodki czy Simy bez żadnych przeżyć, wspomnień, nabytych nawyków, pasji. Jeśli nie macie pomysłu na jakiegoś bohatera, jego rozwój czy charakter, często jest to znak, że jest wam on zwyczajnie niepotrzebny.
TREŚĆ:
To ten moment. Wiecie już wszystko, co powinniście o swoim świecie - lub przynajmniej tyle, aby móc zacząć, a resztę informacji dopracować potem. Macie zarys historii, mniej lub bardziej szczegółowy. Co dalej?
Cóż, czas zaplanować to, o czym chcecie pisać. Nie istnieje uniwersalna metoda. Zróbcie to tak, aby wasze notatki były dla was zrozumiałe. Jeśli wam to pomoże, weźcie sobie nawet kartkę i od każdego ważnego wydarzenia narysujcie strzałki prowadzące do jego skutków. Istotne są tak naprawdę tylko dwie rzeczy: aby plan był czytelny dla was i abyście widzieli ciąg przyczynowo-skutkowy.
Teraz następuje moment, w którym należy zadać sobie podobne pytanie, co przy postaciach: czy potrzebujecie dosłownie wszystkiego, co zawarliście? Może widzicie jakiś wątek wprowadzający zamęt, właściwie do niczego nie prowadzący? Albo wręcz przeciwnie - gdzieś tam czai się ciekawy pomysł, który urwaliście na rzecz innego? Oczywiście, nikt nie mówi, że wszystko, co piszemy - zwłaszcza na Wattpadzie - musi być ambitne, jednak powinno zachowywać spójność. Urywane wątki czy wprowadzane znikąd dramatyczne zwroty akcji, które do niczego nie prowadzą, zwykle stanowią właśnie efekt braku planu. Widząc przed sobą mniej lub bardziej telegraficzny skrót fabuły, potrafimy z większą łatwością stwierdzić, co wygląda po prostu głupio albo jest nam tak potrzebne, jak kotu stolnica.
Niektórzy wolą swoje plany dzielić na sceny. Jak wcześniej wspomniałam, nie istnieje jedna doskonała metoda planowania, aczkolwiek ta konkretna ma pewien zasadniczy plus. Wyżej mowa o zbędnych wątkach, ale prawdziwym przekleństwem wielu opowiadań, a nawet wydanych utworów literackich - lub pseudo-literackich, acz doświadczonym autorom również się to zdarza - są zbędne sceny, znane również jako "zapychacze". Oczywiście, nie ma nic złego w kilku krótkich elementach czysto komicznych - o ile nie jest to humor na poziomie, który bawi tylko naprawdę niewymagających odbiorców - lub romantycznych, ale jeśli takie sytuacje stanowią większość waszej historii, macie problem.
Jak więc rozpoznać, czy scena jest potrzebna? Oto złota zasada, przekazana mi pod wdzięczną nazwą "zasady trzech":
Scena jest potrzebna, gdy:
- rozwija postać lub relacje pomiędzy nimi (np. poznajemy hobby jednego z bohaterów, postaci dowiadują się o sobie czegoś pozornie nieistotnego, ale pogłębiającego ich więź etc);
- rozbudowuje świat przedstawiony (tak zwana ekspozycja, tj. kiedy bohaterowie poprzez zobaczenie czegoś lub wyjaśnienie od osoby trzeciej dowiadują się czegoś nowego. Może to być na przykład scena, w której nasza wspomniana wyżej nastoletnia czarownica tłumaczy swojemu chłopakowi, na czym polega rzucanie zaklęć);
- popycha akcję do przodu (mowa tu o wszelkiego rodzaju zwrotach akcji, tak samo, jak o wszystkich działaniach, które przybliżą naszych bohaterów do wyznaczonego im przez autora celu);
Jeśli scena nie pełni żadnej z powyższych ról - nie jest wam potrzebna. Oczywiście, wyżej stwierdziłam, że możecie ją zachować, jednak zapychaczy powinno w tekście znaleźć się stosunkowo niewiele. Mają one stanowić chwilę wytchnienia, zarówno dla bohaterów i autora, jak i odbiorcy. Nie mogą zdominować opowiadania.
POCZĄTEK:
Nie musi przed wami leżeć kompletny, dopracowany w najdrobniejszych szczegółach plan, aby zacząć tworzyć historię właściwą. Piszcie, jak wam wygodnie - mając konkretny zarys na kilka rozdziałów do przodu, podczas gdy resztę wciąż doskonalicie; przeskakując pomiędzy planem i tekstem co rozdział - decyzja należy do was.
Istnieje jednak pytanie: jak do jasnej ciasnej zacząć tę historię? Czy musi mieć prolog? Czy uda się wam zaintrygować czytelników?
Wiele poradników dla pisarzy twierdzi, że pierwsze zdanie decyduje o całym zainteresowaniu książką. Nie zgodzę się z tym, acz nie ukrywajmy - pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Czytając "mam na imię Hope, mam 16 lat i właśnie zaczynam liceum w nowym mieście" już wiemy, że opowiadanie do wybitnych należeć nie będzie. Ba! Wielu natychmiast je zamknie. Nie kombinujcie na siłę, nie twórzcie też zdań, które nie będą miały żadnego związku z kolejnymi, stanowiąc zwykły, prostacki "bait". Moją osobistą mistrzynią jest Krystyna Nepomucka - pisarka potrafiąca każdą ze swoich powieści rozpocząć wręcz ikonicznie. Nie wierzycie? Pozwólcie, że przytoczę mój ulubiony cytat z tych otwierających książki pani Nepomuckiej:
"Pożar w burdelu to cicha msza żałobna w porównaniu z tym, co się tu dzieje!" - może nie jest to cytat, który zawarty zostanie przy ustępach ze Słowackiego lub Mickiewicza, ale sami przyznacie, że po czymś takim przynajmniej byście przekartkowali tę książkę. Bądźcie podobnie kreatywni - niezależnie od tego, czy wasz narrator mówi w osobie pierwszej, czy jednak w trzeciej. Nikt nie chce oberwać po twarzy szesnastoma latami Hope czy tym, że Sky się obudziła. Oczywiście, można zacząć od przebudzenia bohaterki - ale po co? Żeby jako jedna z tysiąca na Wattpadzie zjadła naleśniki, założyła markowe ciuszki i pobiegła spóźniona do szkoły?
Pomyślcie, jaki początek zaintrygowałby was, a potem idźcie w tym kierunku. Są pewne schematy, które w odświeżonej formie można powielać, ale "wstała, zjadła śniadanie i pobiegła do szkoły" do nich nie należy. To nikogo nie obchodzi.
Tu pragnę też zaznaczyć, że zaskakująco wiele osób na Wattpadzie i nie tylko nie rozumie, jaką rolę ma pełnić prolog. To nie powtórzenie opisu opowiadania. To nie moment na to, aby bohaterka się przedstawiła. To swego rodzaju okazja na to, aby czytelnika zaintrygować. Do tego trzeba jednak wiedzieć, jak prolog wyglądać powinien według przyjętych norm:
- scena z przeszłości, często bez udziału głównego bohatera, ale mająca wpływ na jego dalsze losy. Może dziać się w zamierzchłej przeszłości, może też dosłownie kilka godzin przed akcją. Ważne, aby wpływała jakoś na to, co rozegra się w opowieści;
- scena bądź rozmyślania z przyszłości, tu bohater pojawia się częściej, zwykle jako narrator. Może to trzymać w napięciu, ale niestety - osobiście tego nie polecam, wręcz odradzam. Trudno poprowadzić taką scenę bez zbędnych spoilerów, nie sięgając przy tym po zbędny patos, w dodatku jakiekolwiek napięcie w większości przypadków pójdzie się kochać, kiedy czytelnik przypomni sobie, że w sadze "Zmierzch" zastosowano to wystarczająco wiele razy, by Bella Swan zginęła pięciokrotnie, a przestało działać już w tomie drugim;
- scena bądź rozmyślania już po zakończeniu opowiadanej historii - zabieg podobny do powyższego, aczkolwiek lepszy. Nie musicie tu zdradzać wszystkiego, najlepiej wybiegnijcie daleko w przyszłość. Należy to jednak napisać umiejętnie, żeby uniknąć spoilerów w stylu "główna bohaterka, którą pod koniec czeka wielka bitwa, przeżyje, bo w prologu siedzi ze swoimi dziećmi";
- bardzo ewentualnie można tu przedstawić czytelnikom jakąś przepowiednię, jeśli jednak nie posiadacie krztyny talentu poetyckiego i wyczucia, które pozwoli wam nie stworzyć czegoś śmiesznego zamiast epickiego... po prostu to sobie darujcie.
Jeśli nie macie pomysłu na żadne z powyższych - zwyczajnie odpuśćcie sobie prolog. Mnóstwo wydanych powieści radzi sobie bez niego, dlaczego na Wattpadzie niektórzy muszą uznawać go za wymóg? Lepiej pokazać czytelnikom porządnie napisany rozdział pierwszy niż prolog długości paragonu ze sklepu spożywczego, często zresztą mający mniej treści od rzeczonego kwitku.
Cóż, skoro tyle już wiemy, czy pozostają jeszcze jakieś pytania na temat początku? Z pewnością! W końcu każdego z nas interesuje co innego. Choćby to, od czego zacząć akcję.
Szczerze? Najlepiej nie od przeprowadzki. Wrzucanie bohatera bądź bohaterki do nowego środowiska już w pierwszym rozdziale to zwykle efekt lenistwa - nowe miasto, nowa szkoła, a często oba naraz oznaczają czystą kartkę. Żadnych uciążliwych relacji z przeszłości, o których trzeba pamiętać, żadnych wspomnień z danym miejscem - bohaterki wattpadowych historii generalnie często nie posiadają wspomnień poza dramatyczną traumą - żadnych ulubionych miejsc... Stop! Nie bądźmy leniwi! Ma iść do nowej szkoły? Niech idzie, na zdrowie! Ale czy wy, zaczynając choćby liceum, straciliście nagle wszystkich znajomych i nawet o nich nie pamiętaliście? Oczywiście, można napisać, że wasza postać nie miała wcześniej żadnych znajomych... Ale dlaczego? Była niesympatyczna? Była szarą myszką, jak większość takich bohaterek? W takim razie, zastanów się, czy potrafisz oddać zachowanie kogoś, kto nie nawiązał przez kilkanaście lat żadnych bliższych więzi. A przede wszystkim - czy chcesz z lenistwa powielić kolejny schemat, którego na Wattpadzie więcej niż przecinków w wielu z takich opowiadań.
Jeśli więc bohaterka musi iść do nowej szkoły, bo inaczej wasz świat się zawali - dlaczego nie zostawicie jej w rodzinnym mieście? Dlaczego ma nie znać swojej przyjaciółki od dawna? Jeśli koniecznie bohaterka musi zaczynać życie w nowym mieście - dlaczego nie utrzymywać kontaktów z przyjaciółmi? Dzwonić do nich, wysyłać smsy, cały czas pokazywać na snapie, jak wygląda jej nowy dom i szkoła? Jeśli często się przeprowadzała - nie szukała przyjaciół w internecie, czując doskwierającą samotność? Może już kiedyś tu mieszkała, a teraz wraca i nie potrafi się odnaleźć wśród zmian, jakie nastąpiły przez te lata?
Zacznijcie, od czego chcecie, ale nie pozwól, aby lenistwo zapędziło was w kozi róg, zmuszając do użycia schematów. Wszyscy znamy historie o nowych w szkole, nowych w mieście, nowych w kraju wręcz. To nic złego, zaczynać od tego historię - ale już wciskanie każdej bohaterki do pudełka z pozbawionymi jakichkolwiek znajomych szarymi myszkami/wrednymi zołzami, których życie odmieni nowa szkoła, jest czymś jak najbardziej złym. W pisaniu piękna jest kreatywność, więc nie odbierajcie sobie okazji do jej wykorzystywania.
PODSUMOWANIE:
Jeśli ktoś dotarł aż do tego zdania, jestem nieco pod wrażeniem. Kazano mi być wyczerpującą, toteż napisałam na temat początku historii wszystko, co wiem. To tylko rady, nikt nie każe wam z nich skorzystać, ale bądźcie ze sobą szczerzy - ile razy zapomnieliście o świetnym dialogu, scenie albo całej historii, którą chcieliście napisać? Ile razy utknęliście w martwym punkcie? Ile razy łapaliście się na tym, że nie pamiętacie, co potrafił jaki bohater?
Z mojego doświadczenia wynika, że ludzi zwykle zniechęca planowanie, bo kojarzą to ze sztywnymi ramami, w których trzeba się mieścić. Osobiście uważam plany raczej za podręczne notatki, ściągę, pomoc. Dzięki nim nie popełniam błędów, moja opowieść jest spójna, a jeśli coś zmienię, od razu zauważę, jak wpłynie to na resztę zamiarów, jakie miałam.
Oczywiście, plan historii fantasy różni się od romansu, podobnie jak i planowanie zwykłego, "klasycznego" opowiadania to nie to samo, co planowanie takiego złożonego głównie z wiadomości, opartego przede wszystkim na emocjach. Nie zmienia to jednak faktu, że pomóc sobie zawsze warto, jeśli naprawdę zależy nam na pisaniu, a nie robimy to dla głaskania nam ego ilością gwiazdek i komentarzy.
Mam więc tylko nadzieję, że komukolwiek ten poradnik pomoże, choćby poprzez zwrócenie sobie uwagi w stylu "ej, może warto robić notatki?". Każdy ma inny sposób pracy, jednak próba zapanowania nad artystycznym chaosem nikomu nie zaszkodziła.
W następnym numerze, celebrując luty jako miesiąc zakochanych, porozmawiamy o romansie oraz innych relacjach między bohaterami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro