Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV - cienkie ściany

Jurij ocknął się w stanie agonalnym. Najgorszy moment życia. Jęknął chrypliwie, czując silny ból głowy. Podniósł powoli jedną powiekę, a potem drugą. W pokoju było ciemno przez zasunięte rolety. Zaraz, stop. 

On nie miał rolet w pokoju.

Kurwa, gdzie ja jestem?, przemknęło mu przez obolałą głowę. Powoli podniósł się na łokciu i rozejrzał po pomieszczeniu. Leżał na szerokim łóżku w rogu niedużego, typowo męskiego pokoju. Jakieś szare ściany, niemal gołe, do tego ciemne meble, nic ciekawego. I przydatnego do obrony przed porywaczem. No bo, halo, to było porwanie. Jurij obudził się w obcym domu, a nic poprzedniego wieczora nie pił!

Drzwi niedaleko nagle się otworzyły.

— Śpiąca Królewna się obudziła? — usłyszał. 

— A co, Zła Wróżka przyszła sprawdzić? — odparował, widząc aż nazbyt znajomą postać.

Otabek Altin prychnął obrażony. Pokazał Jurijowi szklankę z wodą i blister z tabletkami. Przeciwbólowymi, jak rozpoznał chłopak. 

— Chciałem ci to dać, bo z pewnością wali cię w środku głowy, ale nie, to nie.

— Daj — rozkazał chłopak. — Spadłem ze schodów przez ciebie. Jesteś mi to winny.

— Winny? — Otabek prychnął. — Wpadłeś na mnie i zleciałeś ze schodów z własnej winy. A ja, okazując miłosierdzie, przenocowałem cię u siebie, bo nie miałeś kluczy, a nikt u ciebie nie otwierał. Było ryzyko, że masz wstrząs mózgu i zrzygasz się jak kot na moją pościel, a tu...

— Dobra, dobra! — Zaskoczony Jurij pierwszy raz słyszał taki słowotok wychodzący z sąsiada. — Nie mów tyle.

— Bo co? Bo się w język ugryzę?

— Ja cię ugryzę — burknął impulsywnie Jurij. A po sekundzie tego pożałował. 

— Woah, chłopaku. — Otabek aż gwizdnął. Uśmiechnął się złośliwie. — Jakie propozycje. Jak mogę odmówić?

Położył szklankę i tabletki na stoliku, po czym zaczął nachylać się nad Jurijem. Przymknął powieki, żeby nastolatek nie zobaczył złośliwego błysku w jego oku. Cóż, chyba nie zdążył. Dostał pięścią w sekundę.

— Cholera! — krzyknął. Nie umknął mu drwiący uśmieszek Jurija.

— Nie napalaj się, dziwaku. — Nastolatek wstał i zatoczył się pod wpływem ostrego bólu głowy. Z cichym jękiem sięgnął po wodę i tabletki. Zażył jedną, po czym odetchnął.

Kiedy spojrzał w dół, przeżył podwójny szok. Był w dużej koszulce i bokserkach. Na szczęście swoich.

— PIERDOLONY ZBOCZENIEC! — ryknął. Otabek prychnął. — Dlaczego jestem w połowie nagi?

— Bo nie chciałem, żebyś spał w ubraniach!

— Jasne, kurwa, pewnie sobie poużywałeś!

— Dzięki, dzieciaku, ale nekrofilia mnie nie interesuje!

— Chuj ci w dupę!

— Chyba tobie!

— CICHO TAM, ŚCIANY SĄ CIENKIE! — rozległo się za ścianą. Obaj umilkli.

Jurij pierwszy przerwał kilkuminutową ciszę.

— Gdzie moje ubrania?

Otabek bez słowa pokazał ręką. Spodnie, koszulka i bluza Jurija były starannie złożone w kostkę na krześle. Chłopak podszedł i naciągnął na siebie najpierw dżinsy, a potem ściągnął tę część odzieży, która należała do Otabka. Ten zboczeniec już widział go bez ubrania, więc nie miał po co się wstydzić. Ubrał swoje rzeczy i odwrócił się. Altina nie było w pokoju.

Wyszedł z sypialni i skierował się tam, skąd dobiegały go jakieś dziwne hałasy. Kiedy dotarł do, jak się okazało, małej i przytulnej kuchni, zastał tam gospodarza, który wściekle trzaskał szafkami, szukając czegoś.

  — Pieprzony cukier — mamrotał pod nosem.

— Tu jest. — Jurij pokazał palcem na blat, na którym stała cukierniczka. Otabek zamarł z dłonią na drzwiczkach. Po chwili kiwnął głową.

— A, no tak — rzucił bezbarwnie. — Plecak masz na krześle. I słyszałem jakiś stuk w nim, sprawdziłem, czy to nie jest coś cennego. — Altin wyciągnął z lodówki pudełko z potrawką. — Proszę.

O rany. Pomyślał o czymś takim. Jurij zabrał pudełko i schował je do plecaka. Między chłopakiem a Otabkiem zapanowała niezręczna cisza. Po kilku minutach chłopak odetchnął głęboko.

— No więc... ciesz się z tych słów, bo rzadko je mówię. Ja... dziękuję.

Otabek uśmiechnął się blado.

— Proszę.

— Ale i tak rozgniotę ciebie i Matrioszkę — obiecał nastolatek.

— W porządku... 

— Jurij.

— Otabek.

Ścisnęli sobie ręce. Czyjaś kość dziwnie przeskoczyła. Bo nie był to pokojowy uścisk.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro