Rozum i Serce
Chodzili niezwykle dziwnymi ulicami: jeden z domów był kom-pletną ruiną, podczas gdy kamie-nica obok wyglądała bardziej niż nienagannie. Ona wspierała się na jego ramieniu, szlochając.
- I co? Kolejny! Kolejny mnie wystawił! Czy kiedykolwiek znajdę tego jedynego? Tego oddanego? - żaliła się płaczliwym tonem.
- Serce, myśl trochę o przyszłości! Jeśli wiesz, że prawie każda twoja "miłość zawsze i wszędzie" kończy się rozstaniem, to dlaczego kolejna nie miałaby się tak skończy? - powiedział. Spojrzał na Serce: miała ognistorude włosy, które obecnie były w postaci ruiny eleganckiego koka. Niektóre kosmyki przykleiły się do policzków mokrych od łez. Nosiła jasnoróżowy sweterek,
z którego uciekło kilka guzików, zakrywającą kolana burgundową sukienkę w kwiaty, obecnie rozprutą tu i ówdzie, czerwone balerinki starte na czubkach oraz parę białych, staroświeckich rękawiczek - jedyna część stroju, która pozostała schludna i niezniszczona.
- Rozum, ja nie jestem taka jak ty! Ja czuję, nie myślę! Staram się wyciągnąć wnioski, ale jakoś tak... kiedy spotykam jakiegoś... no wiesz... to wychodzi tak... po prostu! I już!
Jego niebieskoszare oczy skierowały na nią taki wzrok, jakim patrzy nauczyciel na ucznia, który - mimo wielu tłumaczeń - dalej nie rozumie zadania. Chwycił ją za ramiona i obrócił tak, aby Serce stała przodem do niego.
- Jeśli nadal będziesz tak postępować, to doprowadzimy umysł to paskudnego stanu. Wtedy obaj będziemy bardzo źle funkcjonować. Musisz brać moje zdanie pod uwagę.
Był jej kompletnym przeciwieństwem: wiecznie elegancko ułożone, brązowe włosy, czysty garnitur, opanowany, spokojny. A jednak jakoś udawało im się nie pozabijać nawzajem.
- Ale to ja jestem silniejsza! To mnie umysł słucha częściej od ciebie! Ja będę decydować, co zrobię! - tupnęła nogą. Zupełnie jak dziecko.
- Twoje działanie jest niszczące. Kiedy widzisz, że otwieram usta, od razu mi je przysłaniasz dłońmi i postępujesz jak chcesz. Dlatego umysł częściej słucha ciebie. A głos rozsądku warto wziąć pod uwagę. Może zaczniesz dopuszczać mnie do głosu? Hm?
Spojrzała na niego zmęczonymi, zielonymi oczami. Zmierzyła go od stóp do głów. Dawno nie wyglądała tak rozważnie i mądrze. Westchnęła ciężko.
- Zgoda.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro