Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Przyniosłam świecę sojową pachnącą cynamonowymi ciasteczkami. Miałam nadzieję, że Norman nie wywali mnie za drzwi czując ten zapach. Może nie poznałam tego człowieka za dobrze, ale podświadomie czułam, że nie przepada on za takimi bzdurnymi wymysłami ludzkości. Weszłam z powrotem do jego domu, czując się bardzo dziwnie, jakbym śniła. Zerknęłam ukradkiem do koszyczka na szafce i zauważyłam, że nieśmiertelnika już nie było, ale wyjęłam z niego Bengay i jakąś inną maść rozgrzewającą. Miałam nadzieję, że moje zabiegi przyniosą sąsiadowi ulgę. Właściwie to sama nie do końca wiedziałam, dlaczego mi tak zależało na tym, aby mu pomóc i żeby był zadowolony. Kiedy wróciłam do Harta, zastałam go w czarnych dresowych spodniach i czarnej koszulce. Ori leżał u jego stóp z wielce zadowoloną z siebie miną. Chyba właśnie o to mu chodziło. W końcu ktoś zajmie się jego panem.

— Pomyślałam, że skoro nie masz takiego łóżka do masażu to dobra będzie podłoga... — odezwałam się.

Norman Hart też tak pomyślał, bo na podłodze już leżał materac. Starając się ukryć drżenie dłoni zapaliłam świecę i poprosiłam mężczyznę żeby położył się na wznak. Zrobił to, mimo że minę miał sceptyczną i cały emanował niechęcią. Pod jego kolana wsunęłam poduszkę w kształcie wałka i usiadłam w pozycji klęczącej tuż obok pacjenta.

— Normalnie zaczęłabym od całego wywiadu. Jak to się stało, skąd te blizny, ile było operacji, jak często boli... Ale chyba dzisiaj nie czas na to — westchnęłam z żalem. Lubiłam wykonywać pracę od dechy do dechy, a nie tak po łebkach.

— Racja. Zrób minimum tego, co możesz — mruknął znudzonym głosem.

— W porządku. Postaram się więc tylko maksymalnie rozluźnić tkanki, powięź, ewentualne zrosty, bolące mięśnie i te sąsiadujące z nimi...

— Wspaniale — przerwał mi niecierpliwie. — A ta śmierdząca świeczka to po co?

Roześmiałam się głośno, teatralnie wachlując ręką nad świecą. Bił z niej zapach cynamonu i wanilii. Jak można uważać, że to śmierdzi?

— Ciepło w odpowiedniej temperaturze dobrze działa na receptory odpowiadające za rozluźnienie mięśni — wyjaśniłam. — Nie może być za zimno i zbyt gorąco. Najlepiej doprowadzić do tego, żeby bolące miejsca były trochę cieplejsze od standardowej temperatury ciała. Po to jest ta świeca.

— Uroczo. Możemy zaczynać? Miejmy to już z głowy — rzucił ponaglająco.

Pokręciłam głową nad tym raptusem. Nie lubiłam takiego poganiania i braku cierpliwości ze strony klientów. Często skarżyli się, że nie czują poprawy po jednej wizycie i chcą zwrotu pieniędzy. A odczuwalne efekty można uzyskać zazwyczaj dopiero po kilku sesjach.

— Niecierpliwisz się. Spinasz niepotrzebnie. Cały jesteś spięty i zestresowany. Spróbuj się wylu...

— Przez takie gadanie jeszcze bardziej się napinam — sarknął. — Poza tym nie stresuję się, tylko...

— Tylko krępujesz. Dobrze... Już... Uspokój się — powiedziałam z łagodnym uśmiechem i chwyciłam go za przedramię. Miałam ciepłe i miękkie dłonie, na co klienci często z zadowoleniem zwracali uwagę. — Odetchnij kilka razy, postaraj się odpuścić, zostawić gdzieś w tyle wszystko, co cię martwi...

Norman Hart prychnął i rzucił mi sceptyczne spojrzenie. Puściłam jego rękę, żeby dać mu chwilę na spokojne oswojenie się z moją obecnością. Z kieszeni wyjęłam grubą, nakrapianą frotkę do włosów (jedyną jaką spakowałam) i zawiązałam kucyk z tyłu głowy, żeby kosmyki mi nie przeszkadzały.

— Zacznę od rąk — powiedziałam i chwyciłam jego prawą dłoń w obie swoje.

Jego ciało wysyłało sygnał, że nie czuje się komfortowo. Ręce miał chłodne, ale po rozpalonych policzkach można było stwierdzić, że trawi go gorączka. Przesunęłam palcami po mięśniach kłębu kciuka.

— Dłonie mam całe i w porządku — burknął.

— Tak... Ale cały jesteś spięty, a dłonie to najbardziej społeczna część ludzkiego ciała. Ludzie bez problemu podają sobie ręce na powitanie, nawet jeśli są dla sobie z początku obcy... A zatem...

Przesunęłam całą dłonią wzdłuż jego, oswajając go z dotykiem. Mnie samej serce zaczęło bić nadzwyczajnie szybko ale starałam się ukryć swoje stan i zachować spokój. Hart chyba nieświadomie zaciskał zęby i nie odzywał się.

— Norman...

— Co?

— Odpuść. Nie jestem twoim wrogiem.

— Wiem. Ale z tymi dłońmi to jakaś kompletna bzdura. W zależności od kontekstu dotykanie ręki może być... — spróbował cofnąć rękę ale ją przytrzymałam.

— Krępujące? Owszem, ale lepsze to niż gdybym od razu zaczęła cię masować w bardziej newralgicznych miejscach, nie uważasz?

— Wątpię, żeby cokolwiek mogło zmniejszyć uczucie dyskomfortu, ale jak sobie chcesz... Niech ci będzie.

Przyjrzałam się twarzy mężczyzny uważnie i zauważyłam, że jest zamknięty i odcięty. Tak jakby odczuwał jakąś silną emocję, która go blokowała przed rozluźnieniem się. Przyszło mi na myśl, co może być tego źródłem.

— To nie jest żaden wstyd, że masz taki problem z tymi bliznami. To nie jest twoja wina. To nie jest twoja słabość — powiedziałam cicho, nie przestając rozmasowywać mięśni szorstkiej i szerokiej, męskiej dłoni.

Nie patrzył na mnie ale widziałam, że moje słowa go poruszyły bo jego grdyka drgnęła, a usta zacisnęły się. U tego pacjenta większym problemem był stan psychiki, niż ciała ale nie zamierzałam mu tego mówić. Miarowo gładziłam i rozciągałam mięśnie dłoni sama się przy tym relaksując bo bardzo to lubiłam. Na pierwszej wizycie zawsze poświęcałam dużo czasu, żeby zapoznać się z ciałem, nad którym mam pracować. Chciałam wyczuć jego podatność lub opór, skalę problemu, ocenić możliwe sposoby rozwiązania. Teraz nie było na to czasu. Przeszłam do drugiej dłoni, mimo iż czułam ze strony Harta ciągły opór i niechęć do współpracy. Po dłoniach skupiłam się krótko na rozmasowaniu przedramion. Te sfery ciała nie były jeszcze tak osobiste, dzięki czemu Hart nieco bardziej mógł się ze mną oswoić, mimo że cały czas nie patrzył mi w oczy. Chyba traktował to wszystko jako ujmę na swoim honorze. Czasem sapnął niecierpliwie i wtedy miałam ochotę pacnąć go czymś w głowę. Postanowiłam rozluźnić jeszcze jego barki, tak żeby zdjąć najbardziej blokujące szyję i głowę spięcie. Mięśnie na karku miał twarde niczym kamienie. Uklękłam tuż za nim i włożyłam ręce pod jego łopatki.

— Unieś się na chwilę, dobrze?

Zrobił o co prosiłam, dzięki czemu mogłam wsunąć ręce niżej pleców. Chyba nigdy nie masowałam kogoś o tak potężnych gabarytach.

— Luźno... Puść barki — mruknęłam w skupieniu, a on na chwilę rozluźnił mięśnie, jednak po kilkunastu sekundach znów je spiął.

— Norman... Nie ma żadnego zagrożenia. Żaden wróg nie czai się za rogiem. Możesz spokojnie się wyluzować — szepnęłam tuż nad jego głową, jednoczenie rozciągając mu mięśnie na środku pleców.

Nic nie odpowiedział tylko westchnął ciężko i zacisnął zęby.
Cóż... Czasem trzeba zaakceptować pewne niedogodności i brak współpracy. W takich sytuacjach, a miałam ich raczej niewiele, próbowałam robić swoje mimo wszystko. Zawsze następowała jakaś korzyć. O wiele mniejsza niż gdyby pacjent współpracował, ale zawsze jakaś. Pomęczyłam się jeszcze dobrych kilka minut z mięśniami barków ale Norman wydawał się coraz bardziej tym zirytowany. W obawie że zaraz przerwie całą sesję dałam sobie spokój z tą sferą i postanowiłam przejść do miejsc bezpośredniego bólu.

— Zdejmiesz koszulkę? Zobaczymy ten brzuch...

Dlaczego mój głos był tak nienaturalnie wysoki? Przecież robiłam to już setki razy. Już na studiach uodporniłam się na odczuwanie zbytnich emocji przy pracy. Norman uniósł się, zdjął przez głowę koszulkę i odrzucił ją na sofę. Czułam bijące od niego ciepło i świeży zapach mydła. Znałam reakcje swojego ciała i wiedziałam, że ten masaż przynajmniej u mnie wywołał spory wyrzut oksytocyny. Rzadko czułam się tak zrelaksowana, jak podczas tego konkretnego masażu. Przetarłam dłońmi twarz żeby nieco się ocucić i wstałam na chwilę.

— Połóż się tak, jak ci wygodnie. Możesz mieć poduszkę pod głową.

Podałam mu poduszkę z sofy i skupiłam wzrok na pooranym bliznami brzuchu. Szramy ciągnęły się od żeber do pachwiny i najpewniej też dalej, na całe udo. Ponownie usiadłam na podłodze.

— Oberwałeś głównie z prawej strony, tak? — upewniłam się, patrząc na twarz Harta.

— Tak. Odłamki wbiły mi się w brzuch i udo. Dostałem też dwie kulki. Jedną pod żebrami.

— Tutaj? — pokazałam bliznę o bardziej regularnym kształcie.

— Tak. I w udo. 

— Cudem przeżyłeś — zauważyłam, patrząc ze współczuciem na wszystkie wypukłości na skórze.

— Może to był cud. Może szczęście. A może pech...

— Nie mów tak. To szczęście. Ocalone życie to zawsze szczęście.

— Nie zawsze — zaprzeczył lodowatym tonem. — Ale zostawmy to.

Pokiwałam głową i nabrałam nieco roztopionego wosku na palce, rozgrzewając dłoń i natłuszczając ją. Kiedy przyłożyłam rękę do brzucha mężczyzny w miejscu tuż pod żebrami, spiął się i nabrał gwałtowny oddech ale nic nie powiedział. Kontynuuowałam więc masaż, przeciągając palce wzdłuż mięśni. Nie reagowały tak, jakbym tego chciała. Spinały się jeszcze bardziej, chociaż powinny reagować na ciepło i rozciąganie rozluźnieniem. Sapnęłam pod nosem mimowolnie, tłumiąc irytację.

— Nie jestem chyba wymarzonym pacjentem, co? — mruknął Hart, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.

— Pacjent to pacjent. Nie ma wymarzonych i takich z piekła rodem.

— Są. Ja jestem przykładem tych drugich.

— Wcale nie. Poddajesz się moim zabiegom, mimo iż jest to dla ciebie nieprzyjemna tortura.

— Tortura tak. Ale nie nieprzyjemna — wychrypiał.

Zamarlam na chwilę, a nasze spojrzenia się zetknęły. Rumieńce zalały mi policzki i uszy, ale po kilku sekundach kontynuowałam przesuwanie dłoni po pasach mięśni bocznych brzucha. Serce biło mi jak oszalałe.

— Te blizny to coś więcej, niż tylko ślady po ranach — wykrztusiłam. — To twoja historia. Wspomnienia, które wciąż nie dają ci spokoju... — powiedziałam cicho, przesuwając opuszkami palców po nieregularnych brzegach ciemnobeżowych blizn. — Boli cię to? — spytałam, naciskając mocniej w okolicy grubszego zrostu, który tkwił nieruchomo na mięśniu.

— Trochę — syknął.

— Trochę w twoim języku to bardzo. A tutaj? — wzmożyłam ucisk w miejscu z prawej strony pępka. Hart również się spiął i wstrzymał oddech.

— Spróbuję ci to trochę rozmasować z użyciem maści przeciwbólowej. Weź też jakieś leki, od razu reż pomogą na gorączkę. I najlepiej żebyś spał po tym masażu do oporu. Da się zrobić?

— Nie wiem. Codziennie wstaję o piątej.

— To jak wstaniesz, idź spać dalej. Mięśnie muszą się zregenerować.

— Nie usnę.

— To jeśli znów będzie bolało, przyjdę i postaram się coś zdziałać. Na przykład przywiążę cię do łóżka — zażartowałam, starając się rozluźnić atmosferę przed tym, co miało zaraz się wydarzyć.

Teraz nadszedł najgorszy moment, kiedy musiałam poprosić mężczyznę o zdjęcie spodni. Powtarzałam sobie, że to przecież moja praca. Mam przynieść ulgę pacjentowi. To wszystko.

— Norman... — zaczęłam niezobowiązującym głosem, zakręcając maść. — Pokażesz mi to udo?

— Wolałbym nie.

— Wiem. Ale ja podejrzewam, że to ono najbardziej cię boli. Kiedy przyszłam tu z Orim, masowałeś sobie głównie udo. Daj mi się tym zająć. Widziałam w życiu mnóstwo różnych ciał, blizn... Nie zrobi to na mnie wrażenia. Nie musisz czuć się skrępowany.

Norman prychnął, jakby powątpiewał w moje słowa ale ostatecznie zsunął dresy i został w samych bokserkach. Moje spojrzenie natychmiast padło na ogromne, ciemnoczerwone wgłębienie idące wzdłuż mięśnia czworogłowego uda. Wyglądało to tak paskudnie, że aż syknęłam ze współczuciem.

— Miało nic na tobie nie robić wrażenia...

— Cofam to... Ale spokojnie. Zaraz to sobie opracujemy. Muszę podotykać i sprawdzić, na ile to jest ruchome, a na ile zrośnięte z mięśniami.

Nabrałam jeszcze ciepłego wosku i roztarłam go w dłoniach, po czym przyłożyłam je do pooranej bliznami skóry. Noga drgnęła, a Hart uniósł rękę jakby chciał mnie powstrzymać.

— Spokojnie, będę delikatna — szepnęłam uspokajająco.

Hart znieruchomiał i odwrócił głowę, a ja robiłam swoje. Najpierw zbadałam strukturę blizn i ich głębokość, a później zaczęłam rozmasowywać mięśnie naokoło. Zatraciłam się w tym i niemal zapomniałam, kogo masuję. Po prostu wykonywałam pracę.

— Starczy... — głos Normana wyrwał mnie z transu.

— Jeszcze nie. Czuję, że mięśnie nadal są spięte — sapnęłam.

— Wystarczy...

— Norman, proszę cię. Daj mi dosłownie kilka minut — nie dawałam za wygraną.

— Nie dam rady — chwycił mnie nagle za ręce i odsunął od nogi.

— Ale dlaczego? Tak bardzo cię boli? Mogę zmniejszyć intensywność dotyku.

— To nic nie da. Nie chodzi o ból... — syknął.

— Nie rozumiem... — bąknęłam.  — O co w takim razie chodzi? Masz dosyć tej sytuacji? Przerasta cię to?

— Można tak to ująć...

— Proszę cię, pozwól mi dokończyć. Inaczej ból powróci — upierałam się jak w amoku. 

— Millie... Zakończmy to — warknął ostrzej.

Pierwszy raz wypowiedział moje imię i spojrzałam na niego z większą uwagą, przez co zaczęło do mnie docierać dlaczego tak bardzo się wzbraniał przed dalszym masażem. Cofnęłam rękę.

— Spokojnie... Nic co ludzkie nie jest mi obce. To naturalna reakcja — rzuciłam, siląc się na zwyczajny ton.

— To jest...

— Krępujące. Wiem. Nic nie szkodzi — machnęłam ręką. — Nie jesteśmy zwierzętami. Umiemy powściągać swoje popędy i nad nimi panować. Twoja reakcja jest po prostu naturalną reakcją ciała na dotyk. To nic zdrożnego.

— Ty nic nie rozumiesz — warknął, podnosząc się do pozycji siedzącej.

— Robisz z tego większy problem, niż jest naprawdę.

— Skąd masz pewność, że jesteś bezpieczna? Dlaczego mi ufasz? Jesteśmy na odludziu. Mógłbym pomimo bólu unieruchomić cię w dwie sekundy. Nie boisz się?

— Nie — pokręciłam głową i spojrzałam mu hardo w oczy.

— To popełniasz błąd — wychrypiał, chwytając mocno moją rękę i przyciągając mnie do swojej twarzy. Oczy płonęły mu gorączką, ale dłonie miał lodowate. — Nie masz żadnych podstaw, by mi ufać. Jesteś naiwna, jak dziecko. Nie widziałaś tymi swoimi ufnymi oczkami, do czego mogą być zdolni ludzie.

— Nie trzeba szukać wszędzie zagrożeń. Nie wszyscy ludzie są źli — odparłam, wyrywając rękę.

— Ale wielu jest. A ty ryzykujesz, przychodząc tu do mnie sama i narażając się na wykorzystanie — prychnął ze złością.

— Nie zrobiłbyś tego — bąknęłam.

— Skąd wiesz? Nie znasz mnie. Nic o mnie nie wiesz. 

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Ten facet wszędzie szukał podstępu. Wszędzie widział wroga, za każdym rogiem dostrzegał pułapkę. Ja taka nie byłam. Ufałam ludziom, wierzyłam w ich dobrą wolę.

— Dlaczego tu przyjechałaś? Sama, bez rodziny, bez przyjaciół. Przed czym uciekasz? A może przed kim? — zapytał nagle.

Zacisnęłam ręce i odsunęłam się, odwracając wzrok. Nie chciałam mówić teraz o Evanie. Nie chciałam wspominać tego człowieka w miejscu, w którym powinnam o nim zapomnieć raz na zawsze.

— Nie wiem... To był spontaniczny pomysł — skłamałam.

Hart prychnął wymuszonym śmiechem i chwycił dresy, po czym szybko się ubrał. Czułam się dziwnie. Mógł się zdenerwować tym, że masaż w pewnym momencie stał się dla niego nie do wytrzymania, że był za bardzo pobudzający. Ale wściekł się na mnie bez powodu. Dostałam za nic. Posprzątałam świecę, wytarłam rozlany wosk, podniosłam poduszki, po czym ruszyłam za Hartem, który stanął w kuchni przy oknie i popijał tabletki przeciwbólowe.

— Wiesz, że przesadziłeś? — zapytałam, podchodząc bliżej.

— Ani trochę.

— Norman... — zaczęłam, ale uniósł rękę uciszając mnie.

— Ile ci płacę?

— Daj spokój. Uratowałeś mi życie. Pomogłeś z drewnem. Pozwól mi się odwdzięczyć przynajmniej w ten sposób.

— Inaczej się umawialiśmy — sarknął.

— Wiem, ale nalegam. Nie bądź taki zasadniczy. Ludzie czasem robią dla innych miłe rzeczy ot tak, bezinteresownie.

Hart wypił wodę ze szklanki i odstawił ją z hukiem na blat. Podeszłam do kranu i włożyłam ręce pod ciepłą wodę, żeby zmyć wosk. Rozkoszowałam się ciepłem wody zdecydowanie za długo ale nie mogłam się powstrzymać.

— Lepiej już idź — usłyszałam za plecami.

— U siebie mam tylko letnią wodę, daj mi chwilę zaznać luksusu.

— Nie masz ciepłej wody? — zapytał ze złością, tak jakby to była moja wina.

— Jest tylko letnia. Nie wiem czemu nie nagrzewa się bardziej — Wzruszyłam ramionami.

Hart zaklął pod nosem i westchnął. Postanowiłam nie przeciągać struny, skoro tak się niecierpliwił.

— Dobra, już idę. Nie złość się już na mnie bo zaraz wybuchniesz — rzuciłam przez ramię i osuszyłam ręce.

— Nie złoszczę się na ciebie... No, może trochę. Ale bardziej na siebie — powiedział, opierając ręce na blacie z obu moich stron, tak że zamknął mi drogę wyjścia.

Odwróciłam się. Jego gorący oddech owiał mi twarz. W ciemnych oczach o barwie gorzkiej czekolady dostrzegłam jakiś ból i wściekłość. Dlaczego teraz wróciło do mnie wspomnienie sprzed lat, kiedy takim samym wzrokiem patrzył na mnie pokiereszowany, kulawy pies ze schroniska? Nie dawał się pogłaskać ani dotknąć. Na wszystkich warczał, ale patrzył z zazdrością kiedy okazywało się czułość innym psom. Właścicielka schroniska powiedziała mi wtedy, że ten biedak zaznał w życiu wielkiego zła i przestał ufać ludziom. Gryzł każdego, kto chciał go dotknąć. Przyjeżdżaliśmy razem z Dannym do tego psa po szkole cały rok, przywożąc mu smakołyki. W końcu zaufał mi na tyle, że dał się pogłaskać. Potem go zaadoptowaliśmy i żył w naszym domu wiele lat.

— Gdzie jest twoja rodzina? Przyjaciele? Dlaczego wylądowałaś tu sama na święta? — zapytał cicho.

Serce zaczęło mi bić jakby chciało się wyrwać z piersi. Norman Hart był zdecydowanie za blisko. Odchyliłam się do tyłu, chrząkając znacząco.

— Tak się złożyło — bąknęłam wymijająco. — A ty? Dlaczego nie jesteś z rodziną? Dlaczego mieszkasz tu tylko z psem?

Norman Hart zniżył się jeszcze bardziej, tak że niemal stykaliśmy się czołami. Przełknęłam ciężko ślinę i wstrzymałam oddech.

— Bo nie mam rodziny. I nigdy nie miałem. Tak samo jak serca — odpowiedział cicho.

— Każdy je ma. Zobacz — przyłożyłam rękę do jego piersi — bije ci. A więc je masz.

Mężczyzna odepchnął moją dłoń, chwycił mnie boleśnie za ramię i pociągnął, kierując się do wyjścia.

— A ty masz za miękkie serce. I lepiej już idź — syknął, otwierając mi drzwi.

Chłodne powietrze wtargnęło do środka i temperatura spadła w jednej chwili.

— Trzymaj się ode mnie z daleka, dla własnego dobra. Wyjedź stąd jak najszybciej. I nigdy tu nie wracaj — warknął.

Pochylilam się, ubierając pospiesznie swoje buty. Uszy paliły mnie jakby zamieniły się w dwie świece.

— Mówiłem ci, żebyś kupiła nowe, zamiast tych dwóch gąbek. Jeśli musiałabyś przed kimś uciekać, te dwa bezkształtne gałgany zatrzymałyby cię w miejscu po kilku metrach. Czysta głupota — usłyszałam nad głową zirytowany głos.

To jedno zdanie przelało czarę goryczy. Wstałam gwałtownie, czując że wściekłość zaczyna we mnie kipieć.

— Nie będziesz mi mówił, co mam robić. Nikt nie będzie mi rozkazywał, mówił co powinnam, co mogę, a czego nie... Nikt, rozumiesz? — krzyknęłam i dźgnęłam go palcem w pierś. — Jeśli zechcę, to tu zostanę na zawsze! I jeśli zechcę, to kupie sobie nowe buty. Takie same jak te! Nikt, a zwłaszcza taki dzikus jak ty nie będzie mi rozkazywał! Siedź sobie w tej swojej twierdzy, nikogo nie wpuszczaj i sam sobie cierp. Proszę bardzo! Wolna wola!

Hart sapnął przez nos i rąbnął mocno pięścią w ścianę. Zamknęłam na chwilę oczy, bojąc się uderzenia.

— Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo niebezpieczny jestem! Nie masz pojęcia, co ci grozi jeśli się do mnie zbliżysz! — krzyknął, a w jego oczach dostrzegłam coś strasznego.

Wypadłam z jego domu na mroźny wiatr, wściekła i prawdę mówiąc trochę przestraszona. W tym człowieku kryło się coś mrocznego. Coś, z czym nie miałam najmniejszej ochoty się zapoznać. Norman Hart w jednym miał rację. Lepiej jeśli będę trzymała się od niego jak najdalej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro