Rozdział 10
Patrzyłam na Harta w oczekiwaniu na to, co miał mi za chwilę wyznać. Ori położył swój łeb na moich kolanach, tak jakby chciał mnie uspokoić.
— Nie chciałem dopuścić do takiej sytuacji, ale skoro już tak się stało, to musisz wiedzieć, że mieszkanie ze mną pod jednym dachem jest śmiertelnie niebezpieczne — oznajmił Hart cichym głosem.
— Bo?
— Bo nie panuję nad sobą, kiedy śpię. Mogę zrobić różne rzeczy. Może mi się coś wydawać. Mogę zaatakować. Bronić się. Widzieć rzeczy, które nie istnieją. Rozmawiać z ludźmi, którzy już dawno nie żyją — wymieniał ponuro, nie patrząc na mnie tylko gdzieś w nieokreślony punkt przed sobą.
— Czyli jednym słowem lunatykujesz — wyjaśniłam racjonalnie.
— Nie. To nie jest zwykle lunatykowanie — zaprzeczył gwałtownie Hart i spojrzał prosto na mnie. — Nie rozumiesz! Ja mam zwidy. Wraca do mnie coś, co wydarzyło się w moim życiu kilka lat temu. Od dziecka miałem problemy ze snem, wychowywałem się w sierocińcu, ale wtedy to nie było nic wielkiego. Tylko jakieś sporadyczne przebudzenia, coś do siebie mówiłem, czasem chodziłem. Koledzy z bidula i potem w wojsku robili sobie czasem z tego żarty, ale jakoś z tym żyłem. Jednak pięć lat temu to przybrało inną formę... Groźną nie tylko dla mnie ale przede wszystkim dla otoczenia — zakończył poważnym głosem.
— Po tym epizodzie w Syrii? — dopytalam, chociaż odpowiedź była oczywista.
— Tak. Po powrocie do kraju przechodziłem rehabilitację, terapię... Ale to nic nie dało. Cały czas to robiłem. Przeżywałem tamte chwile każdej nocy, każdej nocy do nich wracałem. Aż pewnego razu zaatakowałem kogoś... — urwał i przełknął ślinę.
— Kogo?
Hart westchnął i przetarł dłońmi twarz.
— Moją byłą dziewczynę — powiedział po krótkiej chwili. — Całe szczęście nic jej się nie stało, ale po tym wydarzeniu rzuciła mnie. Dobrze zrobiła. Nie dziwię się jej, zresztą sam bym podjął tę decyzję, gdyby ona tego nie zrobiła. Nie mógłbym ryzykować. Muszę żyć sam.
— Dlatego się tu wprowadziłeś...
— Tak. Radzę sobie jakoś. Wydaje mi się, że czasem nawet przesypiam całe noce, ale nie mogę powiedzieć na pewno, nie nagrywałem się — prychnął. —Tak czy inaczej Ori mi pomaga. Spójrz... — gwizdnął na psa, który podniósł natychmiast łeb. — Ori! Czas do spania.
Pies poderwał się i pobiegł korytarzykiem, na końcu którego stanął i zaczął warować przy drzwiach jakiegoś pokoju. Hart podążył za nim, a ja ruszyłam tuż za mężczyzną. Zerknęłam do środka pomieszczenia. Normalne łóżko pośrodku normalnego pokoju w zwykłym, surowym wystroju. Jednak na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić, że brakuje okna, a w pomieszczeniu nie ma zbyt wielu przedmiotów poza łóżkiem i szafką nocną.
— Pokażę ci — mruknął Norman i wszedł do sypialni, a jego pies zamknął za nim drzwi i pyskiem zasunął skobel i blokadę na dole. Następnie ułożył się pod drzwiami i zamknął jedno oko, drugim czujnie obserwując otoczenie.
W milczeniu patrzyłam na ten dziwny spektakl i jedyne co czułam, to współczucie.
— Ori, koniec snu — powiedział Norman zza drzwi, a pies posłusznie otworzył skobel i blokadę, machając ogonem na widok swojego pana.
— I to wszystko? — zapytałam trochę uspokojona, że nie chodziło o nic gorszego. Po prostu Norman musiał zamykać się na noc. Nic wielkiego.
— Nie do końca — westchnął mężczyzna i zbliżył się do mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że w ręku miał kajdanki.
— Chodź za mną — rzucił, a ja w konsternacji podreptałam za mężczyzną.
Doszliśmy do małego pomieszczenia, w którym znajdował się średniej wielkości sejf.
— To szafa pancerna — wyjaśnił Hart widząc moją minę.
Kluczykiem otworzył zamek i uchylił drzwiczki. W środku znajdował się cały arsenał broni palnej, od broni krótkiej do długiej i pudełka z amunicją. Nie skomentowałam tego, ale na usta cisnęły mi się zgryźliwe słowa.
— Chowam teraz swój pistolet — pokazał mi Glocka — i zamykam szafę — przekręcił klucz.
W następnej chwili włożył mi kluczyk do ręki mówiąc:
— Schowaj go tak, żebym nie wiedział, gdzie jest. Zazwyczaj robi to Ori i później go proszę, a on mi to przynosi. Mimo wszystko lepiej, żebyś ty miała nad tym pieczę skoro już tu jesteś.
— W porządku... Mogę to zrobić — mruknęłam.
— I ostatnia rzecz — podniósł kajdanki, a ja automatycznie schowałam ręce do kieszeni i odsunęłam się. Hart westchnął i przewrócił oczami.
— Daj spokój, to nie dla ciebie. Ty skujesz mnie, a nie ja ciebie — prychnął, kręcąc głową nad moją naiwnością.
— Co? Oszalałeś? Po jaką cholerę? — bąknęłam, wciąż oszołomiona tym pomysłem rodem z mrocznych romansów królujących na rynku wydawniczym.
Nie miałam najmniejszej ochoty kogokolwiek ubezwłasnowolnić.
— To dla bezpieczeństwa. Masz tu kluczyk i kajdanki. Najlepiej przykuj mnie do łóżka.
— Nie ma mowy. A jakby coś się stało,nie mógłbyś uciec. Nie zrobię tego! — zaprotestowałam, zakładając ręce na piersi.
Hart westchnął i pochylił się, a jego twarz nabrała bardziej łagodnego wyrazu.
— Proszę cię, zrób to. Skoro nie chcesz do łóżka to skujesz mi tylko z tyłu ręce. No już, skuj mnie — powtórzył Hart naglącym tonem.
Odwrócił się i przełożył ręce do tyłu. Chciało mi się śmiać i kląć jednocześnie.
— Nie zrobię tego. To przesada.
— Wolisz spędzić noc w jakimś motelu? Proszę bardzo.
Odetchnęłam kilka razy i przekalkulowałam wszystko w głowie. Chyba lepiej posłuchać i spędzić noc tutaj, niż nie wiadomo gdzie wśród totalnie obcych ludzi...
— Dobra... Niech ci będzie. Ale...
— Żadnego ale. Po prostu to zrób — warknął już mocno poirytowany.
Przełożyłam więc metalowe obręcze wokół jego nadgarstków i zacisnęłam. Teraz Norman Hart był skuty niczym więzień.
— Pójdę teraz spać, Ori mnie zamknie, a ty ukryj kluczyk i śpij w salonie. I pod żadnym pozorem nie wchodź do mojej sypialni — rozkazał. — Czy to jasne? — zapytał tonem nieznoszącym sprzeciwu, pochylając się nade mną w ciemnym korytarzu. Dziwne ale miałam wrażenie, że nawet z rękami związanymi z tyłu ciała pokonałby mnie z dziecinną łatwością. W końcu służył w Delta Force.
— Jasne. Wszystko jaśniutkie — potwierdziłam piskliwym głosem, opierając się o ścianę i zadzierając głowę żeby patrzeć mu w oczy.
Hart przenikał mnie czujnym spojrzeniem, całkiem innym niż do tej pory. Teraz wyglądał bardziej na zmartwionego niż groźnego.
— Cokolwiek usłyszysz, zignoruj to. Nie waż się zbliżać do sypialni. Najlepiej nie słuchaj, włącz sobie telefon, rób wszystko żeby odciągnąć swoją uwagę od tego, co będzie się działo w sypialni. Obiecaj — warknął niskim głosem, od którego przeszły ciarki na całym ciele.
— Ale jeśli...
— Nie ma ale. Obiecaj, że będziesz się trzymać z dala od sypialni. Ja nie żartuję, Millie. Jeśli coś bym ci zrobił...
— Nie zrobisz, daj spokój — przerwałam mu.
— Gdybym zrobił ci krzywdę, nie wybaczyłbym sobie. Nigdy. Więc obiecaj mi, że nie zbliżysz się do sypialni. Millie! — szepnął ostro.
— Dobrze. Obiecuję — bąknęłam.
Hart rzucił mi ostatnie spojrzenie i zostawił mnie. Poszedł do sypialni. Ori na komendę mężczyzny zamknął go w pokoju i położył się posłusznie na dywaniku. Był przy tym taki słodki że aż musiałam podejść i go wygłaskać. Tego słodziaka, pysiaka kochanego... Zbliżyłam się i został mi metr do przejścia, kiedy pies zawarczał groźnie.
— Aha... Czyli nie wolno mi tutaj się szwendać, tak?
Pies szczeknął, jakby potwierdzał moje słowa. Wycofałam się, a Ori znów położył łeb na przednich łapach.
— Dobra... Niech wam będzie, dzikusy.
Poszłam do salonu i przygotowałam sobie sofę do spania. Korzystając z gościnności Harta poszłam też do łazienki i nalałam do wanny gorącej wody. Użyłam kosmetyków Normana, o niezbyt wymyślnych zapachach ale dobre i to. Cieszyłam się z gorącej kąpieli jak małe dziecko. Umyłam zęby nową szczoteczką znalezioną w szafce z zapasowymi rzeczami i wskoczyłam w dresy pożyczone od Harta. Dziwne te święta, ale nie najgorsze. Właściwie to lepsze takie niż żadne, bo przecież mogło mnie tu nie być, gdyby nie bohaterstwo sąsiada. Jego historia i nocna przypadłość zmartwiły mnie, ale nie czułam strachu. Bardziej myślałam nad tym, w jaki sposób można by mu pomóc. Postanowiłam poszukać jakichś specjalistów, którzy zajmują się problemami traum i zaburzeniami snu.
W domu było cicho. Pozwiedzałam jeszcze kuchnię, zrobiłam sobie ciepły sok na dobry sen i położyłam się na sofie, okrywając grubym kocem który pachniał Normanem. Wdychałam woń otoczenia, zawsze inną i charakterystyczną dla każdego mieszkania. Gdyby ktoś podsunął mi zapach mojego domu, od razu bym odgadła.
W końcu zapadłam w sen, który nie trwał chyba zbyt długo. A może mi się tak tylko wydawało, bo kiedy się ocknęłam, na zegarze ściennym właśnie wybiła trzecia w nocy. A więc kilka godzin jednak pospałam. Nagle znieruchomiałam i zastyglam, słysząc jakiś hałas.
Odrzuciłam koc i ruszyłam korytarzykiem prowadzącym do sypialni. Ori siedział wyprostowany i czuwał, podczas gdy jego pan coś krzyczał. Wsłuchalam się w jego słowa.
— Lloyd, uciekaj! Nie wracaj tu! Zostaw mnie, ja sobie poradzę...
Ori zaszczekał i pisnął żałośnie.
Hart znowu zaczął coś wołać.
— Lloyd, bierz Martineza i schowajcie się za tamtym budynkiem z czerwonej cegły! Zaraz do was dołączę!
— Cicho piesku...
Ori zaczął rozpaczliwie drapać dół drzwi.
— Nie... Odsuńcie się! Zostawcie mnie! Nie mam już amunicji! Został mi jeden magazynek. Biegnijcie, będę was osłaniał! Już!
Stałam w ciemnym korytarzu, nie wiedząc co robić. Przecież Hart zabronił mi tam wchodzić.
— Norman! — krzyknęłam. — To ja, Millie! Wszystko w porządku?
— To pułapka! Jesteśmy otoczeni! Spróbuję wyważyć tamte drzwi.
— Norman, nie! — krzyknęłam ale to nic nie dało.
Bum. W drzwi coś mocno uderzyło, aż podskoczyłam. Tak jakby Norman rozpędził się i uderzył barkiem o drzwi.
— Nie... Nie rób tego. Norman! Jesteś bezpieczny! To tylko ja, Millie!
Norman znów walnął w drzwi i jęknął zduszonym głosem. Pewnie od tych uderzeń bolały go blizny.
— Dostałem! Lloyd, zostaw mnie... Spierdalajcie z Martinezem stąd. Już! To jest rozkaz! Zostawcie mnie!
Usłyszałam mocny stuk w ścianę i jakieś szuranie po podłodze. Nieświadomie zagryzłam wargi. Co miałam zrobić? Ori ujadał jak szalony, piszcząc i skamląc przy szparze drzwi. Hart jęknął głucho, jakby coś go zabolało. Potem znowu i znowu z sypialni dobiegały jakieś dźwięki. Musiał bardzo cierpieć.
— Lloyd, nie... Lloyd... Nie możesz umrzeć! Popatrz na mnie... Nie zostawię cię... Martinez, opaska uciskowa. Martinez!
Ori ujadał i piszczał na przemian, tarasując sobą drzwi.
— Nie... Piesku odsuń się. Trzeba mu pomóc.
Ori rzucił się na mnie i zaczął odciągać za rękaw bluzy. Słuchał rozkazów pana i nie chciał dopuścić mnie do drzwi.
— Ori, puść. Pomogę mu, rozumiesz? Ori! Koniec spania!
Pies nagle znieruchomiał i usiadł posłusznie. Wciąż skamlał cichutko, a za drzwiami sypialni rozgrywał się jakiś koszmar. Norman Hart rzucał się po pokoju, krzyczał, mówił coś do kogoś, dyszał i stękał, jakby próbował się wyswobodzić z kajdanków.
— Norman!
Zabębniłam pięścią w drzwi i nasłuchiwałam. W sypialni zrobiło się cicho. Krzyknęłam jeszcze raz i drżącymi rękami przesunęłam skobel i blokadę, a następnie chwyciłam klamkę. W sypialni było ciemno choć oko wykol. Wstrzymałam oddech, przekraczając próg, kiedy nagle z prawej strony w cieniu coś się poruszyło.
— To tylko ja! — krzyknęłam, ale Hart przygwoździł mnie gwałtownie do ściany. Jakimś cudem ręce miał z przodu. Próbowałam się uwolnić, ale mężczyzna w amoku zarzucił mi ręce na szyję i zaczął dusić łańcuchem od kajdanek. Krztusiłam się i dławiłam, próbując nabrać powietrze.
— Norman... To ja... Millie — wydyszałam z trudem, ale on nie puszczał. Zaciskał łańcuch coraz mocniej, oddychając spokojnie i miarowo, niczym maszyna do zabijania. Moje gardło ściskało się boleśnie, a płuca wołały o tlen. Przed oczami zaczynałam widzieć jasne rozbłyski.
Ostatkiem sił i woli kopnęłam mężczyznę w kontuzjowaną nogę, przez co ugiął się lekko, dzięki czemu mogłam uchylić się przed jego rękami. Próbowałam wykorzystać okazję i uciec przez drzwi ale Norman złapał mnie wpół i oboje z łoskotem runęliśmy na łóżko.
— Norman! Zostaw! To ja! Millie! Ocknij się! — wydyszałam z trudem, wyrywając się z silnych objęć.
Hart wyszkolonym ruchem zablokował mi ręce oraz nogi i trzymał tak w bezruchu. Czułam na plecach, jak jego klatka piersiowa unosi się do góry.
— Mam jednego! Martinez! Gdzie jesteś! Odbiór!
— Nie jestem wrogiem! Norman, jesteś w Idaho! W Sun Valley. Nie w żadnej Syrii! Obudź się! — mówiłam płaczliwie.
Mężczyzna jakby mnie nie słyszał. Trzymał mnie mocno i czekał na coś. Tylko on wiedział, na co. Było mi niewygodnie i nie mogłam się ruszyć. Leżeliśmy tak długie minuty, aż w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że Hart oddycha bardziej miarowo i głęboko. Zasnął.
Odetchnęłam najciszej jak tylko umiałam i leżałam nieruchomo, bojąc się nawet mrugnąć czy przełknąć ślinę. Postanowiłam czekać, aż Hart sam się obudzi i zorientuje, co się stało. Kiedyś wspomniał, że codziennie budzi się o piątej więc zostało niecałe dwie godziny do tego upragnionego momentu.
Przez cały czas mięśnie miał napięte. Czułam jego twarde ramiona okalające moje barki i talię. Moje łydki przygwożdżone były do materaca. Bałam się, że jeśli się poruszę choćby o cal, Hart znowu wpadnie w ten swój senny szał. Leżałam więc jak sparaliżowana, starając się nie zasnąć. Oczy kleiły mi się co jakiś czas, chciało mi się kaszleć, a jednocześnie czułam się dziwnie pobudzona z powodu bliskości męskiego ciała. Paranoja. Powinnam umierać ze strachu, a nie odczuwać podniecenie. Chyba naprawdę miałam nierówno pod sufitem. Odważyłam się cicho zakaszleć kilka razy bo gardło miałam wyschnięte na wiór, ale Hart się nie obudził tylko przyciągnął mnie i objął mocniej.
Nagle usłyszałam cichy brzęk łańcucha przy kajdankach i poczułam jego ręce wędrujące wzdłuż moich ud i talii. Chyba nadal spał i robił to wszystko przez sen. Serce biło mi ze strachu i dziwnej ekscytacji. Drgnęłam, kiedy Norman przesunął ustami w miejscu za moim uchem i poczułam, jak zasysa lekko skórę i całuje. Westchnęłam mimowolnie i odwróciłam głowę, a jego wargi odnalazły moje. Nie miałam pojęcia, czy zdawał sobie sprawę z tego, co robi. Chyba nie, bo z pewnością by się wściekł, gdyby dotarło do niego, że znajduję się w jego łóżku. Całował mnie tak niespiesznie, delikatnie i czule że musiałam zdusić w sobie jęki. W końcu przestał i ułożył się wygodnie tuż za mną, cały czas przytrzymując mnie rękami.
Słyszałam bicie swojego serca i czułam smak Normana na podrażnionych pocałunkami wargach. Co tu się właśnie wydarzyło... Byłam pobudzona i wyczerpana jednocześnie. Kręciło mi się w głowie od emocji. Pomimo tego, że moje ciało było całe rozedrgane, po jakimś czasie zapadłam w płytki sen.
W pewnym momencie, kiedy balansowałam między snem a jawą i przez drzwi zaczęło wpadać światło księżyca, poczułam, jak mężczyzna się porusza i rozluźnia uścisk. Spięłam się, gotowa do natychmiastowej ucieczki ale mężczyzna spojrzał na mnie i zaklął najpaskudniej, jak tylko mógł.
— Co ja ci mówiłem? — warknął, odsuwając się ode mnie na drugi koniec łóżka. — Kurwa! Co ty tu do jasnej cholery robisz?! — wydarł się, patrząc na mnie z przerażeniem i wściekłością w oczach.
— Ja tylko... Chciałam ci pomóc. Krzyczałeś, uderzałeś w drzwi. Martwiłam się, że coś sobie zrobisz — zaczęłam się tłumaczyć, a do oczu nabiegły mi łzy.
Norman warknął ze złości i zapalił lampkę nocną. Wyglądał okropnie. Oczy miał podkrążone i przekrwione, włosy lekko wilgotne od potu i mocno utykał na jedną nogę.
— Norman...
Podniósł rękę żeby mnie uciszyć i usadzić w miejscu. Okrążył łóżko i z trudem uklęknął przede mną. Widziałam że drży jakby było mu zimno i na pewno ignorował mocny ból nogi.
— Pokaż... Co ci zrobiłem? — szepnął przez ściśnięte gardło.
— To nic...
— Co zrobiłem?! — powtórzył ostro.
— Dusiłeś. Kajdankami.
— Boże... Pokaż...
Hart wychylił się i przyjrzał mojej szyi. Dotknął palcami skóry i wtedy poczułam ból i ucisk w gardle. Syknęłam i odepchnęłan automatycznie jego rękę.
— To ma być nic? Kurwa... Omal cię nie zadusiłem! — warknął zbolałym głosem. — Mogłem cię zabić! Mogłem skręcić ci kark! Mogłem cię zabić na sto innych sposobów a ty mówisz, że to nic?
— Nie byłeś sobą... Nie wiedziałeś co robisz.
— Jakie to, kurwa, ma znaczenie? Wiedziałem, że to błąd. Nie powinienem był pozwalać ci tutaj spać. Masz za miękkie serce! Mogłem to przewidzieć! Po coś tu przyszła? Czy nie mówiłem, że masz to ignorować?
— Słyszałam jak krzyczałeś i chciałam ci pomóc — bąknęłam usprawiedliwiającym tonem.
— Słońce, przecież ci mówiłem że pod żadnym pozorem nie możesz tu przychodzić. Miałaś nie zbliżać się do sypialni. Miałaś ignorować wszelkie dźwięki. Mówiłem ci, że jestem śmiertelnie niebezpieczny....
Hart ciągnął swoją tyradę ale w mojej głowie echem odbijało się tylko jedno słowo. Czy mi się wydawało, czy on nazwał mnie słońcem? Patrzyłam na Harta, który cały czas coś do mnie mówił ale wcale nie rozumiałam jego słów.
— Millie... Tak bardzo cię przepraszam. Zresztą jak można przeprosić za to, że próbowało się zabić. To jest niewybaczalne. To chore. Jestem potworem.
— Nie wiedziałeś, co robisz... To tak jakbyś nie był ty — odezwałam się, przełamując przedchwilowy szok.
— Nie ja? To czyje ręce cię dusiły?
— Nie byłeś sobą, Norman. Naprawdę nie mam ci za złe tego, że...
— Że próbowałem cię udusić? Ty słyszysz sama siebie? Powinnaś zgłosić to na policję! Powinnaś uciekać stąd jak najszybciej. Dlaczego wciąż tu siedzisz!?
Mężczyzna usiadł na łóżku obok mnie i pochylił się, ukrywając twarz w dłoniach.
— Bo wiem, że nie zrobiłeś tego naumyślnie. Norman...
Kucnęłam naprzeciwko niego i sięgnęłam do jego dłoni, żeby odkryć jego twarz i spojrzeć mu w oczy. Był załamany. Tak bardzo było mi go żal. Nasz pies ze schroniska również jeden raz mnie ugryzł, kiedy niechcący go przestraszyłam. Wówczas mój tata chciał go oddać, ale nie pozwoliłam na to. Dałam psu drugą szansę i nigdy jej nie zmarnował. Człowiek tym bardziej zasługiwał na wybaczenie.
— Norman... Wiem, że nie możesz sobie wybaczyć, ale ja ci wybaczam — szepnęłam, ściskając jego lodowate dłonie.
— Mogłem cię zabić.
— Ale nie zabiłeś. To była moja wina. Ostrzegałeś mnie, a ja tu weszłam.
— Nie pozwolę ci zostać tu na kolejną noc... Nie możesz. Znajdę ci jakiś hotel w mieście.
— Nie zostawię cię. Uszkodziłeś sobie jeszcze bardziej tę nogę. Widzę, jak cierpisz... Chcę ci pomóc.
— Oszalałaś! — syknął. — Nie rozumiesz, że to niebezpieczne? Wyjedź stąd jak najszybciej i nigdy nie wracaj. Tak będzie dla ciebie najlepiej.
— Nie mogę. Nie zostawię cię, Norman. Pomogę ci, nawet jeśli będziesz się wzbraniał.
— Gdyby mnie nie bolało całe ciało, to bym cię stąd własnoręcznie wyniósł.
— Ale nie zrobisz tego. Za to zrobisz coś innego. Pozwolisz mi na masaż tej nogi i całą terapię tych blizn. Nie możesz brać tylu leków. One mogą wpływać pogarszający na twój stan psychiczny. Metody naturalne będą skuteczniejsze, długotrwałe i bezpieczniejsze dla umysłu — mówiłam, uciszając go cały czas uniesioną ręką.
— Millie, powinnaś mnie zostawić. Powinnaś uciekać.
— Nie zrobię tego. Nie wejdę już do twojej sypialni w trakcie gdy masz te wizje, obiecuję. Ale gdybyś pozwolił mi na zastosowanie metody relaksacji przed snem, wówczas mógłbyś przespać całą noc bez takich problemów.
— To zbyt niebezpieczne — zaprotestował.
— Twój mózg jest w ciągłej gotowości. Nie możesz się zrelaksować. Musisz odpuścić, a wtedy wizje nie będą wracać. Zaufaj mi.
— To się nie uda. Próbowaliśmy już z różnymi specjalistami różnych metod. Wszystkie skończyły się fiaskiem.
— Może mi się uda. Daj mi spróbować.
Hart wstał i otworzył szerzej drzwi. Dołączyłam do niego, stając tuż przy nim.
— Chodźmy do salonu. Powinnaś jeszcze się przespać. Lekarz mówił, że potrzeba ci odpoczynku a jednyne, czego zaznałaś w moim domu to ogromnego stresu i walki o życie. Co ja sobie myślałem? — westchnął i cały się spiął.
Ujęłam jego twarz w swoje dłonie. Znieruchomiał, marszcząc brwi jakby nie dowierzał, że to się dzieje naprawdę.
— Norman... Potrzebujesz pomocy. Zaakceptuj to i pozwól mi spróbować ci pomóc. Pozwól mi...
— Nie mogę — odparł, kręcąc głową.
— Możesz. Tylko mnie do siebie dopuść. Obiecuję, że będę ostrożna.
— Nie posłuchałaś wyraźnego polecenia. Jak mam ci teraz zaufać? Jesteś zbyt dobra, zbyt współczująca. Nie mogę zaufać, że zrobisz co trzeba, a nie co podpowie ci twoje miękkie serduszko. Jesteś zbyt...
Nie pozwoliłam mu dokończyć. Położyłam palec na jego ustach, a on zamilkł. Trwaliśmy w jakimś dziwnym zawieszeniu, którego wcale nie miałam ochoty przerywać. Patrzyłam mu w oczy i miałam wrażenie, że rozumiemy się bez słów.
— Będziemy tego żałować...
— Nie. Daj te ręce — powiedziałam cicho.
Uniósł skute kajdankami ręce, a ja wyciągnęłam kluczyk z kieszeni i przekręciłam w metalowym zamku, uwalniając go. Syknęłam widząc, że nadgarstki miał starte prawie do krwi. Norman zaśmiał się słabo i pokręcił głową.
— Jesteś niemożliwa, wiesz? I chyba oszalałaś.
— Być może oszalałam — odparłam z nikłym uśmiechem, wspominając nocny pocałunek, którego Hart nie pamiętał. Uciekłam wzrokiem i wyszłam na korytarz, ale Norman przytrzymał mnie za rękę.
— Millie... Zrobiłem ci coś jeszcze?
— Co niby? — rzuciłam przez ramię.
— Nie wiem. Zrobiłem ci jeszcze jakąś krzywdę? Powiedz... Coś jeszcze złego ci zrobiłem?
— Nie — odparłam zgodnie z prawdą i ruszyłam do salonu, gdzie czekał już na nas przeszczęśliwy Ori.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro