Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Tony rozglądał się dookoła, bacznie obserwując, czy nie jest przez kogoś śledzony, lub czy nie ma w okolicy jakiegoś strażnika, lub dwóch. Ręce trzęsły mu się z podekscytowania, lub też z powodu długiej przerwy od picia alkoholu. Nie oszukujmy się, Tony Stark stał się alkoholikiem przez jego ukochaną whisky.

W każdym razie, kiedy stanął przed tajemniczymi drzwiami, poczuł dreszcze przechodzące mu po plecach. Obejrzał się jeszcze raz i nacisnął ostrożnie miedzianą klamkę, uważając aby ta nie zaskrzypiała, lecz nic takiego się nie stało, więc pewnie nacisnął ją do końca i otworzył ciężkie, mahoniowe drzwi, które, ku jego zdziwieniu, nie zaskrzypiały ani razu.

Zaskoczyło to miliardera, bo te wydawały się mu na naprawdę ciężkie, w dodatku mężczyzna obawiał się, że zaskrzypią lub wydadzą inny, niepożądany w tym momencie dźwięk. Na szczęście nic takiego się nie stało. Brunet spokojnie uchylił drzwi i wślizgnął się przez powstałą szparę do środka.

Jak się okazało, za wrotami krył się długi, ciemny korytarz zrobiony z cegieł, oświetlony tylko porozmieszczanymi w dość dużych odległościach pochodniami. Stark ostatni raz obejrzał się za siebie i zamykając z powrotem wrota, poszedł wgłąb tunelu. Starał się wykonywać jak najcichsze kroki, ale doskonale wiedział, że mistrzem kamuflażu nie był, co więcej, zawsze lubił huczne wejścia. Dlatego teraz żałował, że kiedy S.H.I.E.L.D. robiła szkolenia, on wyjeżdżał, lub po prostu je opuszczał, a kiedy już jakimś cudem komuś udało się go na nie zaciągnąć, on zazwyczaj przeszkadzał zagadując swoich kolegów, albo zadawał pytania nieistotne, niedotyczące tematu lub niewygodne dla prowadzących. Tak. To było to, co Tony Stark lubił najbardziej. Doprowadzanie ludzi do szału za pomocą jednego słowa. Był w tym mistrzem.

Tak więc geniusz zdając sobie sprawę z tego, że jego próby podkradania się na nic się nie zdadzą, postanowił zaryzykować i powtarzając maksymę "co ma być, to będzie", ruszył pewnie przed siebie. Odgłos jego kroków wypełniał teraz całą otaczającą go przestrzeń, a miliarder zastanawiając się, co może tutaj napotkać układał w głowie wszystkie możliwe scenariusze i wyjścia, które gdyby co, będzie mógł zastosować w razie problemów. Spokojnie doszedł do pierwszego zakrętu i tam jego oczom ukazał się widok tak niepożądany, jak pusta butelka jego ulubionego trunku. Mianowicie stał teraz przed kolejną dwójką żołnierzy Asgardu. Ci o dziwo nie zdawali się zaskoczeni z tego, że go widzą.

- Przepustka - rzucił jeden z mężczyzn, a Tony musiał się wyjątkowo postarać, aby nie zdradzić swojego zdenerwowania i zdziwienia spowodowanych zaistniałą sytuacją.

- O ja... Jeszcze wam muszę ją pokazywać? Już ją schowałem. Nie wystarczy, że pokazałem ja tym przed drzwiami? Przecież gdybym tego nie zrobił, nie rozmawialibyśmy teraz - odpowiedział znudzonym głosem Midgardczyk. Chodź tak naprawdę miał nadzieję, że i tym razem gwardziści dadzą mu spokój. Inaczej zapewne czekałyby go niemałe kłopoty.

- Jak cię zwą? - dodał drugi wojownik

- A co to, przesłuchanie? - odpowiedział szybko brunet, na co twarze mężczyzn w zbrojach wyraźnie spoważniały, a jeden z nich nawet wycelował w kierunku wynalazcy swój miecz, którego wcześniej dobył.

- Nie jesteś Asgardczykiem - stwierdził wyższy gwardzista kładąc dłoń na rękojeści swojej broni.

- Nie, jestem Nowojorczykiem i nazywam się Tony Stark, jeżeli już musicie to wiedzieć. Zostałem tutaj wezwany przez Odyna, mam mu produkować broń. Pewnie o mnie słyszeliście - odpowiedział pewnym głosem brunet, po czym uśmiechnął się zwycięsko, widząc zakłopotane twarze żołnierzy. Oboje od razu wyraźnie się rozluźnili, a miecze wróciły na swoje dawne miejsca przestając grozić miliarderowi.

- Tak, słyszeliśmy. Możesz przejść - oznajmił jeden z wojowników przesuwając się w bok, tym samym dając wynalazcy przejść dalej. Ten, ze swoim standardowym uśmieszkiem na ustach przeszedł kilka kroków, po czym przypominając sobie o czymś, zatrzymał się i odwrócił z powrotem do Asgardczyków.

- A. Spotkam jeszcze kogoś, komu będę musiał się tłumaczyć? Nie? To super - odpowiedział sam sobie znów odwracając się tyłem do strażników i ponownie poszedł przed siebie gwiżdżąc przy tym pod nosem jakąś melodię. Cała sprawa zaciekawiła go jeszcze bardziej.

Co może być aż tak ważnego, że trzeba mieć przepustkę, aby się tam dostać?

Co może być aż tak cennego, że tylu gwardzistów tu stoi?

Jedyną racjonalną odpowiedzą, jaka przychodziła młodemu Starkowi w tej chwili do głowy to skarbiec królewski.

Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy po zejściu z wysokich, złotych schodów, ujrzał cele, mnóstwo pustych cel, poza jedną. Podszedł bliżej jednej z pustych klatek i obejrzał jej zabezpieczenia.

- Zadziwiające. Mają tak dobre zabezpieczenia, a proszą mnie o pomoc - prychnął pod nosem Tony, mając nadzieję, że tajemnicza postać go nie usłyszy i zaczął próbować rozgryźć mechanikę panelu otwierającego klatkę.

- Są zbyt głupi żeby na to wpaść - Tony uniósł oczy w górę, zastanawiając się nad swoją głupotą, że wypowiedział poprzednie zdanie, gdyż teraz, jak sądził, będzie musiał przeprowadzić długą, a może i nie, rozmowę z jedynym, zapewne nudnym, więźniem.

Odwrócił się w stronę swojego towarzysza i otworzył szeroko oczy, a szczęką prawie sięgnął ziemi, na jego widok.

Czarne włosy, opadały dostojnie na chude ramiona, okryte zieloną koszulą, zielone oczy wertowały stronę książki, którą mężczyzna o bladej skórze, trzymał w delikatnych, bladych dłoniach z niezwykłą gracją. Więzień siedział oparty o ścianę celi, przy barierze ochronnej, a długie nogi, odziane w czarne spodnie były wyciągnięte i skrzyżowane w kostkach.

- Proszę, proszę, Jelonek we własnej osobie. Gdzie twoje różki Rogasiu? Odpadły w przepierce? - Szatyn próbował uśmiechnąć się żeby ukryć niemałe zdziwienie i zagryzł policzek od środka, czując, jak ten po chwili, za mocno przygryziony z lekkiego poddenerwowania, krwawi.

- Próbujesz być śmieszny, Anthony? - Tonego przeszedł dreszcz, na barwę głosu, z jaką Trickster wymówił jego imię. Jego głos był wyniosły i ostry, a zarazem łagodny i spokojny, jakby ćwiczył go przez całe życie, aby mówić, jak na arystokratę przystało.

- Ja nie muszę próbować, Lokes.

-Lokes?

- Twoje nowe przezwisko. Nie podoba ci się?

Loki siedział w celi od wielu lat. I tak naprawdę co dzień spodziewał się ciągłych patroli straży i ich dogryzek względem niego. Asgardcy strażnicy potrafili być okrutni względem więźnia, ale tylko pod warunkiem, jeśli ten siedział zamknięty na kilkanaście spustów, za niezniszczalną szybą, na którą miały nie działać nawet jedne z najpotężniejszych czarów. Ale nigdy nie spodziewałby się, że jedna z najbardziej znienawidzonych przez niego osób, odwiedzi go pewnego dnia i tak po prostu zacznie z nim rozmawiać. Co więcej, tym bardziej nie spodziewał się, że ta sama osoba wymyśli mu na poczekaniu jakieś przezwisko. Mało trafne w dodatku.

- Nie, nie podoba mi się.

- To było pytanie retoryczne, Lokes.

- Ty...

- Nie, czekaj, ja to powiem. Tylko jak to szło? Ach, tak! Już wiem! - Tony odchrząknął, zrobił poważną minę i przybrał niską barwę głosu Lokiego, podczas gdy ten, na wpół oburzony, na wpół zaciekawiony obserwował miliardera. - "Ty nędzna kreaturo! Jestem bogiem i nie będę się godzić na takie zachowanie! Należy mi się cześć!" Czy jakoś tak - zacytował brunet wspominając konfrontację Lokiego z Hulkiem, którą mógł obejrzeć na nagraniach z monitoringu w A.T.

Tony tak naprawdę nie spodziewał się nigdy więcej zobaczyć czarnowłosego maga z Asgardu, tym bardziej spokojnie siedzącego i czytającego książkę w zamkniętej w celi. Jednak nie to zdziwiło geniusza najbardziej, ale fakt, że to Loki sam, pierwszy, bez żadnego przymusu i dogryzania, przynajmniej nie dla Starka, zaczął rozmowę. I na początku wynalazca chciał odejść od Trickstera jak najdalej, jednak potem przypomniał sobie, że ten siedzi za barierą ochronną i nic mu nie zrobi. A przecież Tony nie mógł odpuścić takiej szansy bezkarnego żartowania z byłego księcia.

- Ja tak nie mówię.

Loki spokojnie oznajmił swoje racje, chodź wewnątrz wcale taki spokojny nie był. Przecież doskonale pamiętał swoje słowa i wiedział, że brunet popełnił błąd. Ale czy nie błędem było również to, że się w ogóle odezwał? W końcu Laufeyson mógł mu zrobić poważną krzywdę jednym ruchem ręki. A raczej mógłby, gdyby nie to, że aktualnie siedział w celi. I przez najbliższy czas nie miało to ulec zmianie. Jednak w tej chwili to nie miało za dużego znaczenia. Teraz maga znacznie bardziej interesował fakt, jakim sposobem nowojorczyk w ogóle dostał się do Asgardu i dalej, do pilnie strzeżonych części więziennych. Może mu się uda tym samym sposobem stąd wydostać?

- A tak w ogóle Anthony, nie powinno cię tutaj być - rzucił mag skrywając swoje zaciekawienie za lekko karcącym i rozkazującym tonem.

- Bo ty tam się znasz.

- Nie masz przepustki.

Loki oczywiście nie wiedział, czy to prawda, to były tylko jego przypuszczenia, bezwiednie potwierdzone przez zdziwienie wypisane na twarzy miliardera.

- Skąd to wiesz?

- Masz mnie za idiotę, Stark?

- A chcesz znać odpowiedź?

I tak oto Tony Stark wprowadził w osłupienie boga.

- Gdyby nie to, że siedzę za barierą ochronną, nie byłbyś taki odważny.

- Och, Lokes, ty mnie chyba nie znasz. Oczywiście, że bym był. A czy bałem się ciebie, kiedy gadaliśmy sobie w mojej wieży?

Loki doskonale wiedział, że wśród wszelakich istot, które o nim słyszały, zawsze wzbudzał strach, ale fakt, że ten śmiertelnik był świadom zagrożenia, jakie dla niego stanowił owy nordycki bóg, a mimo wszystko nie czuł strachu, a przynajmniej go nie okazywał, było niespodziewane. Laufeyson przyzwyczaił się do tego, że jednym spojrzeniem był w stanie doprowadzić każdego do parteru, co nie raz z resztą czynił i szczerze mówiąc, bardzo mu się to podobało. Dlatego tak intrygował go Tony Stark, ten, który przez Lokiego mało co nie zginął, a teraz rozmawiał z nim, jak z dobrym znajomym, co więcej, otwarcie się z nim droczył. To była nowość, jaką czarnowłosy mag spotykał tylko w towarzystwie tego śmiertelnika. I Loki stwierdził, że mógłby się tak droczyć z brunetem przez jeszcze długi czas.

__________________________________________________________________

Tak, ten rozdział szedł nam wyjątkowo mozolnie. Przepraszamy, to się więcej nie powtórzy. Chyba. :)

~ Ari

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro