10
!!!Uwaga!!! Zanim przeczytacie ten rozdział sprawdźcie, czy poprzedni został zaktualizowany na nowszą wersję. Jeśli nie zaczyna się informacją o jego edycji, to wyrzućcie proszę tę książkę z biblioteki i dodajcie ją jeszcze raz. Dziękuję. Teraz enjoy!!!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Starając się wrócić do rzeczywistości, Tony siedział wszędzie, byleby nie wracać na miejsce "zbrodni". Siedzenie w pracowni, w której kłócił się i obraził boga kłamstw, było dla niego niemałym wyzwaniem i, mimo że lubił wyzwania, to jednak temu sprostać nie potrafił.
Teraz, siedząc w kuchni i próbując zrozumieć na nowo działanie ekspresu do kawy, powtarzał sobie w myślach słowa, które wypowiedział i te, które prawdopodobnie zraniły jego przeciwnika.
Nie to, że Stark czuł się źle i winny. Po prostu nakazywało mu to wewnętrzne człowieczeństwo, nawet jeśli miało być ono skierowane do boga, musiało objawić się akurat teraz, gdy zrobił coś złego. Nie żeby Tony był aniołem i robił same dobre rzeczy. Przecież skrzywdził wielu ludzi, później zamykając się w sobie i walcząc z wewnętrznymi demonami, a wszystkim wokół pokazywał, że jest silny i nic go nie obchodzi.
Po kilkuminutowym ślęczeniu nad ekspresem skapitulował i postanowił napić się whisky. Przecież napije się tylko trochę. To nie będzie ucieczka, a picie whisky to jego codzienny rytuał.
Nie ważne ile razy to powtarzał. Nikt w to nie wierzył, nawet on sam. Wszyscy wiele razy proponowali mu odwyk, terapię dla anonimowych alkoholików tłumacząc, że każdy czasem się gubi, a alkohol nie jest najlepszym sposobem na rozwiązywanie problemów, nawet, jeżeli żadnego się nie ma. Kolejnym argumentem była przynależność Tonego do Avengers. W końcu superbohater musi świecić przykładem, prowadzić zdrowy tryb życia, jeść brokuły i co niedziele biegać do kościoła, jak uważali mieszkańcy Nowego Yorku. Z tym, że Tony Stark miał własną wizję superbohatera, której się trzymał, i która według niego była słuszna. Szkoda, że inni tego nie rozumieli.
Dlatego, jak na alternatywnego superbohatera przystało, miliarder siedział zapadnięty w głębokim fotelu ustawionym w kącie, z którego miał idealny widok na resztę salonu i, popijając whisky z kryształowej szklanki Limited Stark Colection robionej na zamówienie, przyglądał się spokojnemu niebu za szybą stanowiącą główną ścianę. Tak mu mijał trzeci dzień wakacji na ziemi i zapewne niczym nie różniłby się od pozostałych, gdyby nagle do pomieszczenia nie weszła jakaś dziewczyna. Jakaś. Była to Allija, która nie zwróciła na mężczyznę najmniejszej uwagi, zbyt pochłonięta rozmową z SI. Ogółem, jak na nieco nietrzeźwe oko Starka, kobieta zachowywała się dość... dziwnie. Przez cały czas się uśmiechała, żywo gestykulowała rękoma podczas wypowiedzi i... ona się rumieniła!
Szatyn uważniej zaczął obserwować poczynania nowo przybyłej osóbki. Gdy wcześniej uważał, że asgardianka jest dosyć specyficzna, tak teraz zaczynała go przerażać. Przynajmniej w małym stopniu. Wodziła za nią wzrokiem, dopóki nie przystanęła przy stole i nie oparła się na nim, przybierając pozę, którą szczerze można było uznać za uwodzicielską.
Brunetka zaśmiała się z czegoś, co powiedział Jarvis, a Starkowi wyleciało drugim uchem. Był zbyt zaabsorbowany zachowaniem kobiety, niż tym, co mówił jego 'synek'.
Dopiero gdy mokra, brązowa plama ozdobiła, i tak brudny już, podkoszulek Starka, Allija zwróciła na niego uwagę, wyglądając na naprawdę speszoną.
- Dzień dobry, Sir - przywitał się SI.
- Jarvis, wycisz się - mruknął, próbując wytrzeć alkohol, co nie wychodziłu mu najlepiej.
- Tak jest, Sir - odpowiedział głos i można było niemal wyobrazić sobie, jak kłania się i natychmiast znika.
- Allijo.
Brunetka przybrała pewną siebie postawę, jakby wcześniejsze zmieszanie wcale jej nie dotyczyło. Wpatrywała się w geniusza ze spokojem, oczekując dalszej jego wypowiedzi, mimo że w środku paliła się. Czuła się jak przyłapana na złym uczynku dziewczynka i tak też wyglądała. Ręce założone za siebie i ledwo widoczne bujanie się na stopach, do tego ruszający się policzek, który zapewne był przygryzany od środka, symbolizował jej wstydliwą naturę. Lekkie rumieńce zdążyły opuścić jej poważną twarz, która zaledwie chwilę temu wyglądała jak twarz zauroczonej nastolatki.
Stark uśmiechnął się, starając się sprawić, że jego nowa współlokatorka choć trochę się rozluźni. Pomogły jednak słowa omijające poprzednio poruszony, nie słownie, a jednak, temat.
- Poradziłaś sobie z odkrywaniem biblioteki?
Twarz kobiety natychmiast przybrała weselszy wyraz, a zawstydzona postawa dała miejsce tej bardziej zadowolonej z siebie.
- Oczywiście, odkryłam również języki służące programowaniu urządzeń zwanych komputerami. Pan Jarvis pomógł mi to lepiej zrozumieć, dzięki czemu mogłam ze spokojem przejrzeć twoje projekty kopuły mającej chronić Asgard i poprawiłam kilka elementów, które pomogą udoskonalić twardość i siłę odpychu skorupy.
Słowa brunetki zaskoczyły naukowca, ale sprawiły również, że napawał się dumą. Dzięki temu, zapomniał również o wcześniejszych wydarzeniach i myślał już jedynie o tym, czy pomaganie Asgadrianom było odpowiednim wyjściem.
~~~~~~~~~~~~~~~
Okay, nie bijcie *chowa się za Ari*
Nie dość, że długo czekaliście, to dostaliście tak słaby rozdział, ale nie martwcie się, w kolejnych będzie się rozbiło coraz ciekawiej 😄
A teraz pora wyłączyć wewnętrznego Grincha Mari i złożyć Wam życzenia!
Także no... Życzymy Wam wszystkiego co najlepsze! Bogatego Mikołaja, obfitego posiłku, żeby urosły Wam brzuszki, a także szybkiego metabolizmu, ponieważ chęci do ćwiczeń trzeba samemu wyrobić (Święty Mikołaj to widzi, leniuszki❤). A także Szczęśliwego Nowego Roku i spełnienia marzeń, nawet tych najdrobniejszych, żeby na waszych mordeczkach pojawiły się cudowne uśmiechy, które rozweselą innym dzień!
(Ari, nie bij za to, że składam życzenia za ciebie 😄❤)
Kochamy i ściskamy!
🎄🎁🎁🎁🎁🎁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro