Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2/3

-Idźcie coś zjeść-powiedział.-Za dwa dni idziecie na front.
-Mam swoje, Towarzyszu Kapitanie-mówiąc to, sowiet wyciągnąłz kieszeni 3/5 woreczka z suszonym mięsem. Mówiąc to skierował się do namiotu szkolonych oficerów.

Następny dzień minął bardzo szybko. Przeszli rutynowe ćwiczenia i pobiegali trochę. To chyba wystarczyło by ich rozgrzać. Resztę dnia słuchali wykładów medyka i generała broni, generała sił powietrznych, generałów dywizji lekkiej i pancernej oraz generała marynarki wojennej. Jego głowa pulsowała a vi słabsi pozasypiali podpierając się jakimiś kijkami czy patykami. W końcy i Alexander zaczął odchodzić w objęcie Morfeusza. Jęknął cicho i po jakiś 2 godzinach wykłady się skończyli. Ich Kapitan krzyknął budząc wszystkich jak z bicza:
-Do namiotów!-krzyknął a raczej ryknął.-Ci którzy zdali jutro rano o 7•00 zostaną przewiezieni na front. Pożegnajcie się ponieważ istnieje opcja że już nigdy ich nie zobaczycie.-dodając zmierzył nas szybkim wzrokiem.
Alexander nie przyjaźnił się z żadnym z kandydatów ponieważ jeśli by się przywiązał, a tamten by zginął to Iwaneczko cierpiałby tylko dlatego bo kogoś polubił. Z natury i tak nie był zbyt przyjacielski i towarzyski. Jego mama i tata zawsze chcieli mieć córkę ale trafił się syn. Teraz kiedy mają już swoje uprawgnione dziecko Clarę to ignorują starszego syna. Nie był im potrzebny do konkretnych celów. Kiedy powiedział im, że idzie na front, tylko wzruszyli ramionami i wrócili do codziennych zajęć. Wtedy... w ich oczach... było widać iskrę szczęścia... ale dlatego że ich opuszcza czy dlatego, że dostałsię do wojska. Jego ciało lekko przekręciło się na bok. Jego oczom ukazały się lśniące zielone oczy Hamiltona który uśmiechnął się do niego nieśmiało. Kiedy spojrzał w drugą stronę tam również zobaczył intensywnie niebieskie oczy obserwujące go uważnie. Znowu leżał na plecach i westchnął. Księżyc świecił na niego przez przezroczysty materiał, a pogoda jakby rozumiejąc jego uczucia spuściła na ziemię mały grad z okazałym deszczem jednak mimo to księżyc zwinnie umykał nad chmurami. Alexandra właśnie to wypełniało, mała złość, rozkwitły smutek oraz nuta dumy. Chmury już doszczętnie zasłoniły księżyc, Alexander pomyślał smutno "Czyli ta duma... może się zamienić w złość, smutek oraz dumę nie do przebicia." . Z tą myślą usnął jednak jakby to była krótka chwila obudził się po koszmarze oblewającym potem całe jego ciało.

Spojrzał na jasno-gwieździste niebo nad nim i oparł się łokciami o kolana łapiac swoją głowę. Było około czwartej nad ranem. Od niechcenia wstał i napił się z manierki alkoholu. Szybko się przebrał przeciągnął się i chwycił przygotowane wcześniej rzeczy m.in: kompas, nóż, mapę, granaty oraz jego ukachaną maskę na twarz przypominającą uśmiech z kresek które wzrastały i zmniejszały się. Oczywiście wziął odznaki które tu dostał i broń palną AWS (AWS-36, Автоматическая винтовка Симонова образца 1936 года) – radziecki karabin automatyczny kalibru 7,62 x 54 mm R skonstruowany w latach 30. XX wieku przez Siergieja Gawriłowicza Simonowa.)

Iwaneczko wyszedł na zewnątrz i odetchnął z ulgą czując świeże powietrze. Jednak coś było nie tak... w powietrzu czuć było napięcie. Kiedy spojrzał na południe. Zamarł.
Czekały na nich trzy ciemno-zielone busy z miejscami z tyłu. Były już odpalone. Kapitan szkolący Iwaneczko kłócił się z jednym z kierowców albo pasażerów. Wyglądał na oficera, podofiecera. W tej chwili został zauważony, no rozumiał że ma 190 cm wzrostu ale to nie znaczy, że musiał być aż tak widoczny. Kapitan machnął w jego stronę ręką mòwiąc by podszedł.
-To będzie dowódcca I batalionu. Nazywa się Aleksander Iwaneczko pseudonim "Fuks" lub "Grot". Mam jeszcze czterech innychdo wyboru jednak ten ma iść.-powiedział stanowczo kapitan.-Odmaszerujcie.-dodał po chwili a szatyn odszedł.-Nadają się na dowódców jestem tego...
Dalej stracił słowa z zasięgu słuchu. Prychnął trochę zdenerwowany i wrócił do namioty.

Kapitan kątem oka patrzył na oddalającego się przyszłego, porucznika. Zdał jako jeden z czterech chłopców. Hamilton'a, Harry'ego i Augusta którzy zdawali na Korpus

-A więc? Ile dajesz mi poruczników, kapitanów,szeregowych i tak dalej?-zapytał się mężczyzna ubrany w moro.
- Daje ci dwóch kapitanów, czterech poruczników, dwóch młodszych chorąży, pięciu plutonowych, siedmiu kaprali, pięciuset szeregowych i piędziesięciu starszych szeregowych. Razem pięćset siedrmdziesiąt ludzi.-odpowiedział szybko nie przejęzyczajęc się ani słowa.
-Ta... mało... zwykle trafia około ośmiuset.-odpowiedział puszczając dym z papierosa i zapisując podane liczby.-No nic.
-Tylko... pilnuj tej czwórki poruczników. Są cenni i lepiej ich tak szybko nie stracić.-powiedział na co drugi mężczyzna niedbale machnął ręką.
-Dobrze... dobrze...-mruknął notując ciś na papierze. Po chwili złapał i wyrwał kartkę dając kapitanowi szkolonych.-Tu masz potwierdzenie i certyfikat.
-Mówię serio-powiedział patrząc złowieszczo w oczy starszego mężczyzny. Ten przełknął ślinę widząc natarczywe i groźne błękitne spojrzenie szatyna. Kiwnął głową na co jego wzrok zelżał.
-T-tak jest-powiedział.-Generale...

Nastała godzina piąta piędziesiąt i wszyscy wysyłani na front, wstawili się naprzeciw byłego generała broni i Dwóch Kawaleri Strzeleckich VII i VIII. Dla tych którzy się nie znali i nowych mogło być to bardzo dziwne, powyżej pięciuset osób stało i sluchało jednego starszego czlowieka z siwiejącymi włosami i syberyjskim akcentem. To nie było dobre wychowanie, ni skrucha, ni posłuszność.
 To była dyscyplina.
Alexander zaczął powoli przysypiać ale odrazu rozbudziło go trąbienie i głośny głos ich Kapitana. Żołnierze zaczeli wsiadać do wozów mieszczących sto piędziesiąt osób. Kierwocy ruszyl na zachodnią stone ZSRR. W wozie zaczeły się wesołe pogaduszki reszty chłopców. Aleksander usiadł na podłodze nie widząc wolnego miejsca.
-Hej Aleks! Krzyknął z tyłu Hamilton, a obok niego siedział umierający z nudów Harry.

Harry był szczupłym i niskim ciemno-okim szatynem którego włosy szarpały się na wszystkie strony. Za to Hamilton wysokim blondynem o zielonych oczach i aktywnym oraz zawbawnym charakterze.  Szatyn się prawie nigdy nie śmiał. Niby się bał niby był szczęśliwy... a jednak coś w nim było... coś co do niego ciągneło. Był tak spokojny jakby właśnie jechał na Malediwy.

Natomiast Aleksy wyglądał jak totalny ... yhym... jego brązowo-czarne włosy sterczały na wszystkie strony świata, a w stalowych oczach brakowało tego dawnego błysku radości. Pod oczami miał sporej ilości podkowy (odciski) po niewyspaniu, koszmarach i ciężkiech ćwieczeń.
-Chodź tu Aleks!-krzyknął do niega a żołnierz podszedł do niego z mroczkami w oczach. Tak bardzo chciało mu się spać... spokojnie... bez koszmarów, bez problemów i bez niepokojących zachowań. Zaśmiał się nerwowo na co chłopaki spojrzeli na siebie dziwnie. Jednak koniec w końcu podszedł do nich a ci zrobili mu miejsce. Mruknał coś cicho mrużąc oczy by utrzymać ostrość widzenia. Nie spanie od miesięcy nie było dobrym pomysłem.
-Co ci jest?-zapytał Hamilton zdziwionym głosem kiedy Aleksander usiadł koło nich opierając się o czarną blachę śpiąco.
Twoje zamiary. Twoje plany. Wiem o tobie wszystko. Nie uciekaj nie dasz rady.-Cień zmienił kształt i przybrał postać Hamiltona.-Jesteś słaby! Jak ktoś taki może żyć! Nie wiem dlaczego próbuje z tobą nawiązać kontakt. Jest tylu ludzi. O wiele ciekawszych i sprytniejszych od ciebie.
-Nieprawda!-wrzasnął. Zaczął się cofać a cień do niego zbliżać.
Ciemna masa znowu zmieniła postać jednak tym razem na Harry'ego.
-Jesteś dziwny. Po co w ogóle poszłeś na szkolenia? Przecierz nie masz w sobie nic specjalnego. Zachowujesz się jak dziecko bojące się potworów spod łóżka. Boisz się!-cień przybrał postać kapitana szkolącego Aleksandra i w tym momencie szatyna zablokowała ściana.-Nie zasługujesz na rangę porucznika. Boisz się samotności! Boisz się spać! Boisz się wszystkiego!-masa przybrała postać dymu.-Boisz się mnie!-krzyknął z ironiom a w jego ręce pojawił się nóż. Aleksander podskoczył. Jednak wtedy wszystko się rozmyło.

-Wstawaj Aleks!-krzyknął do niego Hamilton.-Jesteśmy!
-T-tak... wstaje...-mruknał przestraszony. Był cały mokry a oczy miał szeroko otworzone.
-Poza tym-zaczął Harry.-Wyglądasz jakbyś  zobaczył ducha. I...-przerwał ściszając głos.-Spróbuj nie krzyczeć i nie robić ze mnie worka bokserskiego.-powiedział, a Aleks dopiero teraz zauważył śliwkę na jego oku i dorodnego siniaka na łokciu.
-Wybacz-mruknął cicho i wstał czekając aż otworzą drzwi "ciężarówki". Zza klapy rozległy się głosy, a po chwili blacha opadła bezwładnie na ziemię.
-No, wyskakiwać chłopaki!-krzyknął jeden i odszedł kierując się do innych.
Alexy jako pierwszy wyskoczył i runął na ziemi. Ciężka broń zatrzęsła się jednak nic się nie wydarzyło.
Zamrugał kilka razy by przyzwyczajić się do światła dziennego i oprał się o blahę byciągając papierosa i wypalając go. Dmuchnął dymem przed siebie i spowrotem włożył papierosa do ust.
-Aleks!-usłyszał wrzask Hamiltona. Kierując się w tamtym kierunku zobaczył dwóch zupełnie innych chłopaków. Jednego wysokiego, drugiego niskiego. Blondyna i szatyna. Smutneho i wesołego. Leniwego i energicznego. Mimo tych wszystkich różnic wyglądali jak bracia.-Już myśleliśmy że zwiałeś!-zaśmiał się Hamilton.
-No chyba żartujesz. Nie obrażaj mnie!-powiedział z udawanym zdenerwowaniem. Odwrócił się z uśmiechem pod nosem i spoglądając na tunel spadający w ziemię ruszył ku niemu. Założył na plecy broń i plecak starając się niczego nie wysypać. Z dreszczem na plrcach przeszedł kilkanaście metrów w dół gdzie były łoża żołnierzy. Gdy tylko wyszedł z ciemnej dziury którą można było nazwać "domem" , zauważył podkop w którym siedziało sporo sowietów. Kiedy nad ich głowamie przeleciały faszystowskie samoloty nikt nawet nie spojrzał. W czasie drogi na podkopy frontowe zdał sobie sprawę że coraz bardziej zaprzyjaźniał soę z dwójką zupełnie innych a zarazem tak bliskich dla siebie nawzajem osób. Miał być niczym wilk... ale nie każdy wilk jest samotny nieprawda? Nagle przed oczami przeleciał mu nabój najpewniej od faszystów. Szybko padł na ziemię.
-Głupi jesteś!-wrzasnął jeden ze snajperów uderzając go tyłem broni w hełm.-To linia ostrzału snajperskiego. Lepiej się zwijaj!-warknął i schylił się do pozycji leżącej gdy nabój uderzył w jakieś żylastwo nad nim. Zdenerwowany Iwaneczko podczołgał się sprawdzie do snejpera i złapał za broń przyglądając się wrogim strzelcą.
-Skubańce-warknął pod nosem.-Naprawdę nie umiecie do ch****y w nich strzelić?! Przecież są na wyciągnięcie ręki.-wysłowił się wkurzony.
-A kim ty niby jesteś co ?!- krzyknął zdenerwowany snajper.
-Wcześcniej Podoficer Aleksander Iwaneczko 3 Plutonu Sowieckiej Armi. Aktualnie Porucznik 3 Dywizji Sowieckiej Armi i 11 Dywizji Snajperskiej.-powiedział szybko i oddał mu pistolet. Dopiero teraz biedny chłopak zauważył trzy gwiazdki zamaskowane pod pewnym względem pod błotem.

1941    8 Lipiec

Może i nie wygląda na pożądnego ale naprawdę aż tak?! Pomyślał zbulwersowany i wstał. Była 3 nad ranem jak się okazało na zegarku Harrego. Złapał swoje AWS-36 i ruszył na linię frontową. Oczywiście nie ułatwiało tego ubłocone ubranie i mokra ziemia jednak po niedługim czasie się doczołgał. Spojrzał w kierunku wroga. Pod bolcami i innymi szpikucami leżał śpiący snajper faszystowski. Aleksadner prychnął z pogardą i podniósł snajperkę ustawiając ją pod odpowiednim kontem i celując w faszystę. Po chwili rozległ się strzał pośród totalnej ciszy, rozbudzając wrażliwych na dźwięk żołnierzy. Faszysta jednak w tym czasie padł martwy pod celnym okiem Iwaneczka.
-Pf...-fuknął cicho o wyciągnął papierosa z kieszeni i podpalając go. Włożył go do ust i jeszcze raz rozejrzał się po terenie.  Niestety więkrzość snajperów wroga się już obudziło podbiegając do martwego już żołnierza trójka medyków martwa uderzyła o ziemię. Głuchą cisze przerwały strzały i krzyki z Sowieckiej strefy. Aleksy odłożył AWS-36 i spojrzał przez broń snajperską. U faszystów był duży ruch dzięki czemu mógł próbować strzelać.
Rozległ się głuhy brzdęk iderzenia naboju o hełm i krzyku. Czwarty...
Piąty...
Szósty...
Dziesiąty...
W końcu wszystko ustało a w powietrzu zawisła cisza przerywana szumami i wołaniami wstających sowietów. Z dziesięci faszystów padło tylko 6 z czego 4 zabrali.
-Musisz strzelać rano?!-wrzasnął podchodzący do niego Harry z pół przymniętyh oczu.
-Mhm-mruknął tylko i spojrzał w stronę frontu przez szkiełka lornetki przymocowenej u sqojego munduru.
-Przecież to nie jest normalne. Ludzie śpią oni też spali a ty jakby nigdy nic przychodzisz i strzelasz sobie do śpiących no weź wytrzymaj!-wydał długi monolog.
-Ja nie strzelałem do ludzi. Strzelałem do faszystów-powiedział ozięble i opuścił broń. Jednak rozległ się strzał. Krzyk i mocne przekleństwa ciemnowłosego sowieta uprzedziły go w przekonaniu do kogo strzelali. Niebiesko-oki szybko padł na ziemie próbując nie dostać w głowę.-I masz swoje śpiące baranki.-warknął cicho. Porucznik dotknął ramienia. Kolegi z którego obficie sączyła się krew.
-Ucisz się...-syknął ciszej.
-Dobra rusz tyłek i chodź do punku medycznego.-powiedział i złapał go za ranne ramię owijając swoim szalikiem. Szubko zszedł miejsca snajpera i zaczął się czołgać w kierunku "bunkru". W połowie jednak czarno-włosy powiedział cicho.
-Nie dam rady  ...
-Mówiłem już że cię nienawidzę?-zapytał Aleksander i szybko podniósł się łapiąc przyjaciela pod ramionami i ciągnąc go. Koło głowy przeleciała mu strzała ze strzelby.-No pomóż mi trochę i się odpychaj-warknął z groźbą w głosie na co Harry zaczął odpychać się nogami. Po chwili obydwoje dotarli do "bunkru". -Dalej dasz radę to tylko ramię.-powiedział i zdenerwowany oparł się o ścianę łapiąc się za skronia.-Nienawidzę cię.
-Też cie lubię-odpowiedział i wolnym krokiem odszedł w bezpieczną stronę. Z jednej strony byk wkurzony a z drugiej się o niego martwił. Trafili go już drugiego dnia więc jak ma przetrwać 2 miesiące? Pomyślał rozpaczliwie. By spławuć ponure myśli szybko wrócił na front. Strzały padały głównie od sowietów. Nad niebem przeleciał samolot patrolowy wracający do bazy lotniczej. Był to sowiecki patrolowiec. Chwycił za swoją broń i kucnął na swoim miejscu. Zachowywał się jak szeregowy chodziaż wcale nie powinienien. Przybrał pozycje i wycelował w faszystę strzelającego do jakiegoś szeregowego. Po chwili hitlerowiec przewrócił się a jrgo głowa bezwładnie opadła ja ziemię.

2167 słów. Mocno nie? Mam nadzieje że nie pójdzie na marne. To opo jest również dostępne na SameQuizy na koncie XxxSnowyxxX czyli ja. UwU do zobaczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro