Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1/3

1941 3 Grudzień

Po domu rozległo się tupanie butów generała broni. Alexander wyprostował się i wstał tak jak reszta żołnierzy.
-Towarzysze szeregowcy! Do broni, wróg atakuje!-krzyknął donośnie kapitan. Jego głos zadrżał to ze strachu to z niezdecydowania. Jego ręka znieruchomiała jednak szybko sięgnął po broń. Poprawił odznaczeni i nażucił na głowę uszankę. Kanister umieścił przy pasie i wybiegł na zewnątrz z domu a właściwie podziemia. Nad jego głową przeleciały bombowce i jeden myśliwiec... to nie mogło się dobrze skończyć.
-Towarzuszu kapitanie!-rozległ się głos ubrudzonego błotem żołnierza.-Na wschodnim froncie atakują. Dwie pantery i trzy czołgi Neubaufahrzeug (czyt. NbFz)!
-Szlag by ich trafił!-zdenerwowany kapitan pobiegł za snajperem na wschodni front. Kapitan runął na swojej pozycji i zaczął ostrzeliwać szybki czołgów, medyków oraz oficerówby odciąć wężowi łeb. Z niewiadomego powodu resztka aliantów zaczeła uciekać.
-Towarzyszu kapitanie wycofują się!-wrzasnął szczęśliwy żołnierz po prawej. Połowa chłopców wybiegła przegonić resztę faszystów pozostałych trawie.

B A C K T I M E
1941 31 Czerwiec
Uniwersytet Historyczny

Młody chłopak siedział w ławce na uniwersytecie czekając na koniec wykładu. Wted rozległo się skrzypieni drzwi i profesor ucichł czekając na wypowieć Pana Alfreda-profesora od matematyki-stojącego w drzwiach w końcu rozległ się jego spokojny głos.
-Alexander Iwanienko ( Александр Иваниенко) proszony do Dyrektora-powiedział ze stoickim spokojem czekając aż szatyn spakuje się i zejdzie na dół.

W tym czasie Alexowi serce podskoczyło do gardła. Sprawa musiała być poważna skoro wzywał go dyrektor. Zszedł biegiem na dół i szedł przed siebie. Obserwował marmurowe płyty na ziemi i kościsto białe ściany ze stolikami na jtórych były kwiaty, tablicami czy dyplomami i obrazami. Kiedy przekroczył łuk na korytarzu rozległ się basowy głos.
-Tędy, Alexandrze.-powiedział towarzyszący mu profesor. Zdenerwowany zszedł po schodach i po chwili pukał już do twardych białych drzwi z drewna wierzb. Usłyszał charakterystyczne:
-Proszę
I wszedł do środka profesor od matematyki usiadł naprzeciwko dyrektora.

Ten tylko spojrzał na niego i podniósł jakąś blado-żółtą kartkę z małymi, komputerowymi znakami cyrlicy rosyjskiej.
-Zostaliście wezwani do wojska sowieckiego by służyć jako żołnierz.-powiedział dokłafnie przed tym kiedy Alexander miał już coś powiedzieć. Uniósł brwi i spojrzał ze zdziwieniem na mężczyznę.
-Nie sądzę aby to było do mn...-zaczął tłumaczyć ale mu przerwano.
-Przyszliście tu i usłyszeliście to co dostałem. Brakuje żołnierzy na froncie a koniec wojny się zbliża.-powiedział opierając się o stół.
-I muszę się na to zgodzić?-zapytał z nadzieją.
-A czy to wygląda na to że możesz odmówić?-zapytał podając mu papier do przeczytania...

"Do dyrektora szkoły w Moskwie.

Kilka uczniów szkoły zostanie zwolnionych z opowiązku studiowania i dołączy do wojska sowieckiego by zostać żołnierzami.

Nie posiadają prawa odmowy.

Lista:

1. ..... .............
2. ............. ..........
3. ........ ........
4. ..... .......
5. ....... .......
6. ..... ..............
7. ...... .........
8. ...... ......
9. Александр Иванечко
10. ....... ........
11. ..... ........
12. ........ ..........
13. ......... ...............
14. ....... ..........
15. ..... ........

Wojsko СССР
Za pozwoleniem:
Sowieckich komendantów"

-Nie...-odpowiedział po chwili. Mruknął zniechęcony. Wcale nie chciał się wybierać do wojska ani na front a jednak musiał. Bo wiedział, że jeśli odmówi, to czego go niechybna śmierć.
-Wróć do zajęć.-powiedzial dytektor zirytowany.-Po wykładach pójdziesz do domu się spakować a jutro rano wyjeżdżasz.

1941 3 Lipiec

Alexander tępo patrzył w sufit. Nie miał siły ja nic. Od tygodnia ćwiczy na żołnierza sowieckiego i nie śpi od kilku nocy. Nie mial siły na nim a mimo to, musiał. Danie, faszyści przejeli w siedem godzin... ostatnio poddała nię połowa Franacji oraz Belgia. Okupowane były Polska, Norwegia, Dania, Luksemburg,Holandia, Grecja, Czechy, Morawy, Słowenia, Jugusławia, Włochy... a nawet część ZSRR!

Powieki Alexandra zaczeły opadać, były ciężkie niczym głazy które dziś dźwigał... jednak kiedy usłyszał głos kapitana poderwał się na nogi.
-Dziś was sprawdzimy. Osobno, zostaniecie wysadzeni na pustkowiu. Po drodze będziecie mieli racje żywieniowe a, przy sobie kompas, mapę i broń. Macie 24 godziny na dotarcie do obozu jeśli nie zdążycie... no cóż. Trudno!-powiedział bezstrosko. Reakcja niektórych wyglądała jakbyb się bali. Nie było czego. Jedni przełykali ślinę, inni szurali butami a jeszcze inni zeskrobywali zeschnęta błoto z dłoni.
-Na pierwszy ogień pójdzie... Towarzysz Alex!-rozległ się zadowolony głos. Kapitan wręczył mu mapę, kompas oraz broń. "Szlag by go trafił!"-pomyślał zdenerwowany. Na jego nie szczęście w jego głowie pojawił się hamski pomysł.
-A Towarzyszu Kapitanie nie zapisał pan sobie raportu.-powiedział uśmiechając się.
-Wpisałem.-odpowiedział świdrując go wzrokiem.
-Nie wpisał Towarzyszu Kapitanie nie otworzyliście kalendarza i nie wyszukaliście wolnej kratki po to żeby wstawić tak litere R. Jeśli pan tego nie zrobi złoże zawiadonienie do wojsja narodowego.-powiedział uśmiechając się jak głupi do sera. Skoro miał widzieć istatni raz kapitana to chciał go powkurzać.
Ten natomiast zdenerwiwany chwycił marker i podszedł do kalendarza.
-Otworzyłem kalendarz! Wyszukałwm wolną kratkę i wstawiłem małą litere R! Zadowolony?!-wrzasnął.
-Ha! Usysfakcjonowany.-uśmiechnął się słysząc śmiechy i chchoty.
(By: Kabaret Smile - Szkoła)

W końcu wstał i ruszył ku wyjściu. Po chwili wywieźli go na jakieś totalne odludzie z apaszką na oczach. Zdjął ją dopiero wtedy kiedy go wysadzili. Zamknął oczy i poczekał aż odjadą. Wyjął kompas i popatrzył na czas ustawiając poziomo dłoń.
-Trzy palce do zachodu... czyli koło 18? Północny-wschód. Odwrócił się i poczekał aż wskazówka wskaże wschód ponieważ to tam był obóz. Po drodze spotkał racje żywieniowe suszonego mięsa które wziął ze sobą. Nie miał siły. Nogi wydawały mu się jak z waty cukrowej a powieki niczym dwa kamienie. Zaczął jeść suszone mięso kęsami zostawiając na później. Powoli słońce zbliżało się do zachodu. Poszedł jeszcze kawałek i podciągnął się dwa razy by znaleść się na jednej z bardzo wielu gałęzi wielkiego dęba. Oparlem się o pień i w końcu zaczołęm usypiać. Tym razem jednak postanowiono podarować mi długo wyczekiwany, spokojny sen. Obudziło go ćwierkanie ptaków i blask słońca przez co spadł ze swojego schronienia. Miał jeszcze... 12 godzin by dotrzeć na miejsce wtem się poderwał i szybko pozbierał swoje rzeczy.
-Dwanaście godzin! Spałem aż dziewięć godzin?!-wrzasnął zdezoroentowany. Szybko wstał wypił trochę ze swojego niezniszczalnego kanistra i ruszył na wschód. Co jakiś czas zmieniał tempo ruchu, raz szedł, potem truchtał, biegł i na końcu pędził przed siebie jak struś o którym mu opowiadano i tak zmieniał je co chwila. Słońce było już na górowaniu czyli najprawdopodobniej była dwunasta godzina. Nie widział sensu by iść dalej.

Jego serce mówiło "Odpuść sobie zostań tutaj." ale głowa że serce kiedyś nas wszystkich zabije i lepiej przeć w to bagno dalej. Nie chciał tu być. Bardzo nie chciał tu być. Szedł jakieś trzy godziny gdy nagle zobaczył wieszchołki znajomych drzew. Jego serce podskoczyło mu do gardła. Był ugrzany i upocony a skóra z twarzy zaczeła mu schodzić, mimo ciepłego ubrania i nie czuł rąk ani nóg. Z uśmiechem zaczął biec do namiotów z których go wywiedziono. Niezależnie od tego czy zabrakłoby mu dwóch czy czterech metrów do obozu, nie zostałoby to zaliczone. Biegł tak szybko na ile pozwalały mu sztywne nogi. Parł do przodu na drżących nogach w tych okolicach było wyjątkowo gorąco. Kapitan uniósł się widząc posturę chudego chłopaka. Był to ten sam wkurzający Alex którego wysłał na test.
Chłopak podbiegł do niego i szybko zaczął pić swoją manierkę z alkoholem. Przeciętny rosjanin wypijał 20 litrów na rok lecz żołnierz zaledwie 7 litrów. Z jego hardła wydobyło się cichę harczenie suchego gardła.
-Może być...-powiedział spokojnie choć wcale tak nie było.


Oto jedno z opowiadań które planowałam właśnie piszę 3/3 co ma być bardzo długie więc trochę zejdzie.
PS: Żołnierze sowieccy mówili w liczbie mnigie np.
Widzieliście-widziałeś/aś
Salutowaliście-salutowałeś/aś
1987 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro