6 |Jak kochać?|
*drugi
Luke
– Tata! – mały chłopiec, a raczej mój syn, wpada w moje ramiona gdy tylko przekraczam próg ich mieszkania.
– Hej – Amanda patrzy na mnie z góry.
Mój mały chłopiec przysuwa się do mnie i tracą nosem mój nos. Robię dokładnie to samo.
– Noski eskimoski – szepcze mały.
– Co? – tyle rzeczy ominęło mnie w życiu.
– Robimy z mamą noski eskimoski – patrzę na Amandę, ale ina nie patrzy na nas.
– Pokażesz mi? – tracą mój nos swoim jeszcze raz. Zaczyna przy tym chichotać, a ja czuję się jak przy Amandzie, która tymi najmniejszymi rzeczami sprawiają, że kochałem ją jeszcze bardziej.
Znienawidzicie mnie jeszcze bardziej za to, co powiem, ale nie mogę wam nawet powiedzieć, że kocham własnego syna. Czuję do niego całą masę emocji, ale nie wiem, które z nich to miłość, bo nie wiem czym jest miłość.
– Chodź, tato – Amanda dalej siedzi z nogami podciągniętymi do piersi.
Robert zdaje się zauważać tylko mnie. Nie czuję satysfakcji, nie jestem aż tak pojebany, wiele razy wyobrażałem sobie jakby to było gdyby pojawił się moja mama. Co bym zrobił? Czy wpadłbym jej w ramiona czy bym z miejsca ją znienawidził? Robert może i z wyglądu jest moją kopią, ale po tym jak mnie traktuje wiem, że z charakteru jest Amandą – swoją mamą. Jesteśmy rodzicami.
Biorę go na ręce, a on pokazuje mi gdzie mam iść. Znowu znajdujemy się w jego pokoju. Pierwsze, co robi to sięga po swojego pluszaka.
– Teraz mam tatę – wiem, że on nie rozumie, co mówi. Wiem, że Amanda nie próbowałaby mu nawet tłumaczyć, co się stało, ale gdy odkłada pluszaka na łóżko i z powrotem przytula mnie, wiem, że jest też podobny do mnie, bo jedyne czego pragnie ten mały chłopiec, to tego, żeby mieć mamę i tatę, którzy kochają go tak jak robi to Amanda.
Jeśli Amanda kocha go tak jak kochała mnie, to jest najszczęśliwszą osóbką na świecie. Jeśli kocha go jeszcze bardziej, to tym bardziej rozumiem czemu pragnie mieć tatę, bo prawdziwy tata podwoił a może i nawet potroił by tę miłość.
Robert w końcu mnie puszcza i zaczyna pokazywać mi dosłownie każdego pluszaka jakiego ma. Mówi mi jak każdy ma na imię. Czasem są rzeczy, których nie rozumiem, w końcu ma trzy lata, ale i tak patrzę na niego i nie mogę uwierzyć. Kiwam głową, chyba w odpowiednich momentach, bo on się uśmiecha.
Czy mój tata też tak na mnie patrzył? Czy kochał mnie chociaż przez chwile? Czy ja też na początku całkowicie mu się oddałem?
Jestem pusty w środku.
Robert zaczyna wyjmować wyjmować inne zabawki, które są w zasięgu jego wzroku. Na moich kolanach sadza cholernego kraba.
Chciałem, żeby Amanda mi wybaczyła. Ten krab był częścią miłości, która była dla mnie niezrozumiała. Patrzyłem na jej szczery uśmiech i wiedziałem, że kocha mnie, a nie to, co jej daje. Wiedziałem wtedy, że chcę, żeby wybrała Portland, bo inaczej nie będę.. kurwa patrząc na mojego syna, żadna z tych myśli nie przechodzi mi przez głowę. Zdradzałem ją i przez to czułem się z nią bliższy, bo miałem kontrole. Wiem jak cholernie źle to brzmi, ale tego nauczył mnie ojciec.
Wiedziałem raz Bena, który zdradza swoją dziewczynę, a potem całuję tą, której oddawał serce. Oboje byli szczęśliwi, oczywiście do czasu aż Ben nie zaproponował jej trójkąta. Wiedziałem, co robić, żeby się nie wydało i jak okazywać jej coś czego nie rozumiałem. Ale nie miałem pojęcia jak zmierzyć się z prawdą.
– Czas na drzemkę – Amanda pojawia się w drzwiach.
– Nie... – Robertowi zamykają się oczy, nie wiem ile czasu tu jestem. Jego głową ląduje na moich kolanach.
– Zostań, tato – wiem, że nie mogę. Podnoszę go i kładę do łóżeczka. Jeszcze przez chwile na mnie patrzy, pochylam się do niego i całuję go w czoło. On się uśmiecha, jakbym dał mu najcudowniejszy prezent na świecie.
Znowu czuję się lepszy.
A wtedy obracam głowę i napotykam spojrzenie Amandy.
– Przyjdę w środę? – pytam ją.
– Jeśli to jest to czego chcesz – nawet na mnie nie patrzy.
– Za cholerę to nie jest to czego chce – unosi w końcu na mnie, swoje piękne niebieskie oczy.
– On już się do ciebie przywiązał, jeśli go zostawisz, zdradzisz, chociażby nadłamiesz jego kawałek, nie ręczę za siebie. To niewinne dziecko. On nie zasługuje na ojca sukinsyna.
– Nie mam ochoty znowu czuć się jak gówno, wrócę do syna.
Widzę jak przez jej twarz przechodzi fala rozczarowania. Mogę zagrać z nią kartą obojętności, ale czy tak naprawę chcę?
Mam syna.
I co kurwa w związku z tym?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro