4 |Zawsze ty|
*ostatni
Za nim wytrzeźwiałem minęły trzy dni, za nim opuchlizna zeszła mi z policzka minęło kolejne kilka dni. Pobiłem się z Ashtonem jeszcze raz. Moją pierwszą myślą było, że dotknął moją kobietę, a potem wybuchnąłem śmiechem. Moją kobietę, dobry żart, co?
Gdy w końcu zebrałem się, żeby pójść tam ponownie, czułem się znowu jak ten koleś, który wyskakuje z łóżka z półtwardym fiutem, błagającym dziewczynę, którą kocha, żeby go nie zostawiała, bo to nie tak jak wygląda.
To by było bezczelne, gdybym wszedł do jej mieszkania bez pukania, bo już raz to zrobiłem, dlatego zapukałem, kilka razy, może nawet waliłem w drzwi.
─ Już, już! ─ otwiera drzwi bez zastanowienia i gapi się na mnie ─ Wynocha! ─ rzuca od razu.
─ Tata! ─ dalej nie mogę się przyzwyczaić do tych słów.
─ Musimy kurwa porozmawiać ─ widzę jak marszczy brwi gdy przeklinam przy jej synu, jej/naszym czy kurwa czyim? Jestem zdezorientowany ─ Czy możesz proszę nie wiem zostawić z kimś małego i ze mną porozmawiać, proszę? ─ jestem zbyt podobny do tego kim byłem wtedy.
─ Pobawimy się? ─ pyta mnie Robert.
Biorę go na ręce tak po prostu. Czuję jakby to było naturalne, tak jak zawsze czułem przy Amandzie.
─ Zabiorę cię do sąsiadki, dobrze? ─ mały nie rozumie jeszcze zbyt wiele ─ Muszę porozmawiać z twoim.. ─ milknie ─ Z Luke'm.
─ Tata, Luke? ─ kiwa głową.
─ Usiądź czy cokolwiek, zaraz wrócę albo możesz wyjść ─ odbiera ode mnie naszego syna i wychodzi.
Zaczynam się rozglądać. Mieszkanie jest malutkie, ale przytulne. Widać, że to Amanda je urządziła, bo wszędzie są zdjęcia z jej przyjaciółmi i rodziną, mogę dostrzec nawet jedno z Lexi. Amanda wraca po chwili.
─ Dlaczego kurwa mi nie powiedziałaś?
─ Zapytaj swojego niewiernego kutasa ─ od razu widzę jak żałuję tych słów ─ Nie zasługujesz na to, wiesz? Nie zasługujesz na to jak zobaczył cię i od razu cię pokochał. Nie zasługujesz na niego! ─ krzyczy.
─ A ty zasługujesz? Odebrałaś mu ojca!
─ Ma Ashtona! ─ zaciskam dłonie w pięści gdy słyszę to zdanie ─ Jesteś tylko pieprzonym dawcą spermy, nikim więcej!
─ Nigdy kurwa więcej nie nazywaj mnie dawcą spermy słyszysz? ─ uderza mnie, nie powstrzymuję jej.
─ Masz rację, nie jesteś dawcą spermy, chcesz usłyszeć kim jesteś? Bardzo dobrze pieprzącym się gnojem, wiecznie twardy i gotowy na zabawę. Ile zapłodniłeś takich naiwnych dziewczyn jak ja? No ile kurwa? Niby dlaczego teraz jest inaczej? Po prostu wykorzystałam twojego fiuta! Żeby poznać dobry seks!
Ona ląduje na ścianie ze mną przyciśniętym do niej. Czuję jej przyśpieszony oddech, ona za pewne mój także.
─ A teraz powiedz to jeszcze raz.
─ Pierdol się ─ nie waha się i znowu chce mnie spoliczkować ─ On nawet nie musi być twój może być któregoś z twoich braci, pamiętasz jak mnie testowałeś?
Oboje pamiętamy wszystko.
Amanda
Podnosi rękę, on kurwa podnosi na mnie rękę. Pamiętacie już tą scenę? Nie uderzył mnie oczywiście, że wtedy tego nie zrobił, nie wiem co go powstrzymało, ani co powstrzymuje go teraz, że robi dziurę w mojej pieprzonej ścianie zamiast ślad na policzku.
Jakim cudem po czterech latach od razu wróciliśmy do tego samego miejsca?
─ Więc dlaczego nazwał mnie tatą? ─ nabiera powietrza i widzę jak powstrzymuje łzy.
─ Spieprzyłeś mi życie! ─ krzyczę mu któryś raz w twarz ─ Zniszczyłeś mi życie, rozumiesz?
─ Mój syn to zniszczenie ci życia? Jesteś dokładnie jak moja matka! ─ policzkuję go mocno ─ Mogłaś mi go oddać, skoro ty go nie chciałaś! Wiesz, że Hemmingsowie lubią być samotnymi ojcami! ─ kolejny policzek.
─ A może oni sami to prowokują? ─ warczę ─ Może nadajcie się tylko do ruchania? Nie może! Na pewno! Nie nauczyłam cię kochać! Nauczyłam cię jak oszukiwać!
─ Uważaj co mówisz, Amanda ─ tylko szeroko się uśmiecham.
─ Uderz mnie, to jest jedyna rzecz, której nie zrobiłeś, a chciałeś, prawda? Zrób, udowodnij sobie i mi jak bardzo jesteś tym kim jesteś.
─ Nigdy nic nie rozumiałaś ─ wybucham śmiechem. Nic mu nie pomoże, żadne słowo mnie nie przekona, żadne.
─ Idź prowadź swoje głupie życie, z głupimi dziwkami, z głupimi kolegami, z gównianą pracą, ale zostaw mnie w spokoju, rozumiesz? Nienawidzę cię za to co mi zrobiłeś, zawsze będę cię nienawidzić!
Chce oprzeć czoło o moje, ale ja obracam głowę, go to jednak nie powstrzymuje i opiera czoło o bok mojej głowy.
─ Wiem, że jest moim synem, ale chcesz usłyszeć coś lepszego? ─ przysuwa się jeszcze bliżej mojego ucha ─ Ty też jesteś moja, zawsze będziesz moja ─ dotyka tatuażu na mojej szyi, a moją dłoń kładzie na swoim karku. Kątem oka dostrzegam też datę na jego przedramieniu. Nie chce wiedzieć czy reszta tatuaży też jest na swoim miejscu.
─ Spieprzaj stąd ─ nie brzmię przekonująco ─ On cię nie potrzebuję.
─ Przyjdę jutro popołudniu, po mojej gównianej robocie. Masz być w domu, słyszysz? ─ w końcu się odsuwa.
─ Bo co?
─ Na pewno chcesz się przekonać? ─ rzuca z głupim uśmiechem.
─ Myślałam, że dojrzałeś! ─ rzucam za nim, ale on już nic nie odpowiada.
*****
A teraz nadszedł ten moment gdy robię coś, co powinnam zrobić dawno temu i cholernie za to przepraszam, ale zrobiłoby się zbyt chaotycznie.
Jedna z moich czytelniczek bardzo chciała toksycznego związku i w efekcie końcowym nawet nie wiem czy jej się podobało.
W każdym razie to dzięki @kiidrvuhl
Dziękuję bardzo za pomysł, bo gdyby nie ty to nie wiem jak długo by ta historia nie powstała ❤️❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro