30 |Braterska miłość|
*o znowu ja!
Amanda
Kilka tygodni później praktycznie mieszkamy już u Luke'a. Kocham jeść śniadanie na tarasie czy spędzać tam z nim upojne chwile. Luke wkurza się, że płacę za swoje mieszkanie, mimo, że wracam tam tylko po czyste rzeczy i zabawki Roberta. Ja z kolei wkurzam się, że on unika mojego ojca, co soboty ucieka pod pretekstem spotkania się z bratem. Wysyła mi całą tonę zdjęć z tych spotkać, przekonując mnie, że mnie nie zdrada. Nie mówi o tym, ale oboje to rozumiemy.
– Proszę, chodź z nami – udaje, że mnie nie słyszy – bo zadzwonię do Jacka i powiem mu, że nie możesz.
– Dzisiaj przyjechał też Ben, oboje chcieliby spędzić trochę czasu z Robertem.
– A twój tata?
– Mój tata nie wie i na razie nikt mu nie powie. Twoja mama też nie wie, gdzie teraz mieszkasz, a to nie czyni tego mniej prawdziwym – sadza mnie na swoich kolanach – Robert nie misi iść dzisiaj do twojego taty, bo może siedzieć czas z trzema Hemmingsami.
To coś czego zawsze się w jakiś sposób bałam. Teraz jest za mały, żeby to było groźne, ale w przyszłości? To nie będzie takie proste.
– Ty się boisz – mówi doskonale mnie odczytując – Boisz się, co będziemy robić.
– Nie – mam nadzieje, że zabrzmiało to stanowczo – Zadzwonię do taty, ale pod warunkiem, że za tydzień pójdziesz tam ze mną.
– Dobra, kurwa, ale za to ty przestaniesz płacić za tamto mieszkanie – niekończące się negocjacje – Po co ci one? – żebym miała gdzie uciec.
– Jest zapłacone do lipca. Tata lubi robić to na wyrost.
– Dlaczego twój tata płaci za twoje cholerne mieszkanie?
– Bo mu na to pozwoliłam – przesuwam się na jego kolanach, żeby spojrzeć mu w oczy – Dlaczego twoi bracia nie mają dziewczyn?
– Bo mój ojciec jest dobry w gadaniu. To nie tak, że przyprowadzą tu dziwki, Amanda – kiwam głową – Będziemy grzeczni.
– Dobrze, więc idę do pracy – całuję go przez chwile, a potem wstaję z jego kolan. Robert wbiega do pokoju z zabawkami, więc całuję go w czoło i wychodzę.
Kurwa, tutaj nawet spotkanie rodzinne nie jest normalne.
Luke
Moi bracia przychodzą niedługo po jej wyjściu. Gramy z Robertem w piłkę na tarasie, bo gdzieś pomiędzy opieką nad synem, a czekaniem na braci, przygotowywałem rzeczy na grilla.
– Skóra zdarta z Hemmingsów – jestem z tego dumny.
– Jestem z was najmłodszy, a proszę mam syna i dziewczynę – tym drugim chyba ich zaskakuję bardziej.
– No proszę, Amanda wróciła do łask – pokazuję im środkowy palec.
– Nasz ojciec się mylił – Jack bierze Roberta na kolana, a on ciągnie za jego za długie włosy.
– Masz dzieciaka od kilku miesięcy i już mówisz, że nasz ojciec się myli? Zanim jego życie się zmieniło miał trójkę dzieciaków – nieco się krzywię.
– Lubię moje życie takim jakim jest – przyznaję to po raz pierwszy od zawsze – Nie brakuje mi uznania półnagich lasek czy wymieniania z wami historii o miejscach gdzie uprawiam seks.. jesteśmy dorośli. Pomyśleliście kiedyś, że uratowaliśmy nasze ojca? Albo, że nie tylko dał nam szansę na nie popełnienie swoich błędów, a także na danie mu wnuków? Może trzeba mu pokazać coś innego, żeby on zrozumiał, że jego życie nie jest stracone?
– Czyś ty kurwa oszalał? – pyta mnie Ben.
– Nie spieprzę tego, a wam radzę w końcu dostrzec, że życie to coś więcej niż alkohol i seks – nie wiem czy patrzą na mnie z przerażeniem czy z podziwem czy z czymkolwiek innych, w końcu powiedziałem to na głos.
– Zaimponowałeś mi – mówi Jack – nie uciekłeś, nie upiłeś się, po prostu jesteś ojcem.
– Przestańcie się kurwa bać, że przydarzy się wam to, co ojcu.
– Potrzebuję piwa – Ben wchodzi z powrotem do mieszkania.
Jack i mój syn zaczynaja bawić się piłką, a ja jak przystało na gospodarza rozpalam grilla.
– Chyba masz racje – mówi w którymś momencie Jack – Patrzę tak na niego, nie wiem, co ci powiedzieć, ale rozumiem.
– Robert, wujek Jack mówi, że cię kocha – mój syn dotyka twarzy swojego wujka i się uśmiecha, robię to samo.
– Kocham wujka! – nawet mój brat się rozpływa. Myślę, że o te momenty właśnie w życiu chodzi. On zapamięta to do końca życia, bo nikt nigdy mu tego nie powiedział.
– Hej, brachu – unosi na mnie oczy – Kocham cię – chcę zobaczyć jego reakcje na te słowa i widzę całkowitą dezorientację. To potwierdza to, co już wiedziałem, nikt nigdy nie powiedział mu tych słów.
– Od kiedy kurwa mówimy te słowa? – uśmiecham się do niego.
– To, że ich nie rozumiemy, nie znaczy, że ich nie czujemy. Po za tym, doszedłem do wniosku, że każdy zasługuje ba usłyszenie tych słów. Wtedy jesteś taki no.. pewniejszy?
– Nie wiem, stary – Jack podchodzi do mnie, a potem niezręcznie się ściskamy.
– Dzięki, kurwa to dużo znaczy..
– Co tu się dzieje? – pyta Ben gdy łapie nas na uścisku.
– Kocham cię, Ben – on krztusi się piwem – Jesteście tak cholernie mało męscy.
– Najpierw dzieciak, teraz to dziwne wyznanie.. – Robert podchodzi do Bena i zawija swoje małe rączki wokół jego nogi.
– Kocham, wujka – mam nadzieję, że w tej chwili Ben też rozumie.
– Jesteś małym potworkiem, który zaraz doprowadzi mnie do płaczu – kuca do Roberta – Jak ty to robisz, co?
– Mama! – tak, Amanda zdecydowanie może być odpowiedzią. Cóż nie jest tylko odpowiedzią, bo pojawia się na tarasie.
– Cześć, szalona rodzina Hemmingsów – czekam aż ona podejdzie do mnie, ale najpierw kuca przy synu – Tęskniłam za tobą – całuje go w czoło – Ale ty chyba nie miałeś czasu za mną, co?
– Tak! – Amanda się śmieje, a potem patrzy w moim kierunku.
– Jesteś wcześniej – mówię do niej.
– Czy to coś złego? – kręcę głową.
– Twój mały potwór, właśnie powiedział nam, że nas kocha – mówi Jack – twój duży potwór powiedział nam przed chwilą samo – Amanda nie wierzy w te słowa z moich ust, nie winię jej.
– Duży potwór? – wzruszam ramionami.
– Cóż, to chyba dobrze, że ktoś wam to powiedział. To naprawdę świetne uczucie, szczególnie jeśli wiesz, że to szczere.
– Ale się zrobiło poważnie – mówi Ben – Śliski temat – kiwam głową.
– Zdradzić wam największą tajemnice miłości? – Amanda brzmi całkiem poważnie.
– Dajesz – uśmiecha się i zaczyna mówić.
– Możesz jej nie rozumieć, ale i tak ją dostawać. Spójrzcie na niego – wskazuje głową na mnie – Może dzięki temu, że ktoś wam ją daje, wy będziecie potrafili jà poczuć, a nawet zrozumieć? Po prostu sobie na to pozwólcie.
– Och, Amanda – Jack szczerzy się jak głupi.
– Może mój syn, a może wasz brat, będzie powodem, że docenicie miłość.
– Cóż, jesteś całkiem niesamowita, Amanda – podchodzi cmoka Bena w policzek.
– A wy nieco dojrzalsi. Pamiętacie jak mnie nienawidziliście?
Ona wie, że to wcale nie jest takie śmieszne jak się teraz wydaje. Oni wiedzą, że nie mieli racji. Ja wiem, że spieprzyłem, myśląc kiedykolwiek, że Amanda jest w stanie mnie zostawić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro